poniedziałek, 29 grudnia 2014

Sophia Tobin „Żona złotnika”

Tytuł: Żona złotnika
Autor: Sophia Tobin
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy PWN


Stare przysłowie ordoskie mówi: „Jeśli posiadasz złoto, twoim przeznaczeniem jest żyć; jeżeli go nie masz – twoim przeznaczeniem jest umrzeć”. Słowa te nie zawsze znajdują odzwierciedlenie w rzeczywistości. Świadczyć mogą o tym wydarzenia opisane przez Sophię Tobin, byłą pracownicę sklepu z antykami, bibliotekarkę zatrudnioną przez brytyjskie stowarzyszenie złotników Worshipful Company of Goldsmiths. Wykorzystując swoje doświadczenie zawodowe i bujną wyobraźnię, stworzyła ona wciągającą opowieść o miłości, namiętności, chciwości i zdradzie.

„Żona złotnika” przenosi nas do Londynu, do roku 1792. Wówczas, na Berkeley Square, stróż nocny Edward Digby, odnajduje zwłoki lokalnego złotnika, szlachcica, artystę wielbionego przez lokalną śmietankę towarzyską. Pierre Renard miał poderżnięte gardło, zaś brak przy ciele cennego zegarka oraz profesja mężczyzny, wskazują na motyw rabunkowy. Tak też orzeka miejscowy koroner, przyjaciel zmarłego, pan Taylor. Czy rzeczywiście złotnik padł ofiarą nieznanego sprawcy, czy może jego śmierć była starannie zaplanowana? Tego dowiemy się śledząc akcję książki, snując przypuszczenia, podążając fałszywymi tropami i bezskutecznie próbując przewidzieć zakończenie. To bowiem powieść dla tych, którzy lubią skomplikowane opowieści i cenią sobie kryminalne zagadki, których rozwiązanie wymaga umiejętności analitycznego myślenia i znajomości wszystkich faktów.

Wieść o zabójstwie popełnionym pod osłoną nocy szybko obiega całe miasto, wzbudzając lawinę plotek, przypuszczeń i emocji – zmarły zostawił bowiem dobrze prosperujący zakład wraz z kamienica, w której się mieścił, a także … żonę, która zgodnie z utartym zwyczajem będzie musiała poszukać opiekuna. Tym jednak zajął się za życia zapobiegliwy Renard, spisując testament zawierający wielce osobliwe życzenia. Otóż jego żona Mary, oprócz porcelany, książek i prawa do dożywotniego zamieszkiwania w domu, dostała w spadku kuzyna zmarłego – to on ma nadzorować firmę oraz wstąpić w związek małżeński. Tyle tylko, że ów kuzyn nie żyje. Ponadto, dziedzicem firmy ma zostać po osiągnięciu pełnoletności czeladnik Benjamin, bratanek Sarah – kobiety, w której przed laty Renard był zakochany. Wobec takiego stanu rzeczy, można spodziewać się kolejki zalotników, pretendentów do ręki Mary, bynajmniej nie ze względu na jej urodę. 

Śledząc wydarzenia rozgrywające się po śmierci złotnika, jednocześnie mamy możliwość zapoznania się z jego życiem – lektura fragmentów pamiętników Renarda nie tylko pozwala nam towarzyszyć złotnikowi w drodze jaką przebył, od nieznanego rzemieślnika do właściciela znakomicie prosperującego zakładu, z którego wychodziły srebra uwielbiane przez najznakomitsze rody. Niestety, z notatek Pierre`a, jak i opowieści i wspomnień mieszkańców Londynu, wyłania się obraz bezdusznego potwora, kierującego się jedynie chwilowymi namiętnościami. Mężczyzny trudniącego się lichwą, bezwzględnie nabijającego swój znak na wyrobach zatrudnionych przez siebie podwykonawców, poniżającego żonę i zdradzającego ją z młodą klientką. 

„(…) Renard potrafił mówić o koleżeństwie i uczuciu, ale powtarzał tylko zasłyszane słowa; puste dźwięki, nic więcej. Zabrał nam Mary i wyssał z niej całe życie równie skutecznie, jak gdyby fizycznie otworzył jej żyły. A jednak żył i śmiał się, jakby cukrzy wda dodawała mu sił (…)” – taki obraz swojego szwagra przedstawia Mallory, siostra Mary. Czy można się zatem dziwić, że ktoś zlitował się nad mieszkańcami Londynu i pozbawił miasto takiego obywatela?

O tym, jak zakończy się ta historia i czy tropy, którymi podążamy w trakcie lektury nie sprowadzą nas na manowce, możemy przekonać się czytając „Żonę złotnika”. Akcja toczy się tu wartko, choć klimat daleki jest od amerykańskich powieści sensacyjnych - u Tobin znajdziemy raczej mroczną atmosferę Londynu, mieszkańców skrywających pieczołowicie swoje sekrety i brudne dusze oraz układankę, rodem z kryminałów Agathy Christie czy sir Arthura Conana Doyle`a.

Autorka nie ogranicza się jednak do naszkicowania sylwetki zamordowanego złotnika oraz osób pozostających w jego otoczeniu – potencjalnych zabójców. Sophia Tobin stwarza nam możliwość zagłębienia się w rzeczywistość XVIII wieku, kiedy to kobiety były traktowane jak istoty słabe, wymagające prowadzenia, niezdolne do samodzielnej egzystencji, a tym bardziej do prowadzenia interesów. Szczególnie jest to widoczne w przypadku Mary, zakompleksionej i stłamszonej przez męża ofiary jego egoistycznej natury oraz młodej Harriet Chichster, kobiety zmuszonej do poślubienia zimnego mężczyzny, dla którego liczył się tylko potomek oraz majątek małżonki. 

Tobin stopniowo, akt po akcie, odsłania przed nami wszystkie tajemnice, jakie skrywa londyńska mgła, otwiera przed nami wrota domów, w których mieszkają zakłamani panowie oraz plotkująca służba. Autorka pozwala nam delektować się pięknym językiem, płynnością poruszania się pomiędzy różnymi wątkami, które ostatecznie prowadzą do rozwiązania wszystkich tajemnic. Jestem przekonana, że sukces tej powieści pociągnie za sobą kolejne publikacje autorki, na które już teraz czekam z niecierpliwością. 

środa, 24 grudnia 2014

Susanne Mischke „Zabij, jeśli potrafisz!”

Tytuł: Zabij, jeśli potrafisz!
Autor: Susanne Mischke
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy PWN


„W zamian za informację o miejscu pobytu Lucie chciałbym, abyś zabił pewną osobę, której nazwisko w odpowiednim czasie ci podam. Jeśli się zgadzasz, wyślij SMS o treści OK (…)” – wiadomość tej treści to niestety nie okrutny żart nastolatków. Nie jest to również zaproszenie do uczestnictwa w teleturnieju, a raczej do gry, w której stawką jest życie jednej małej dziewczynki i drugiej – całkiem dużej…

wtorek, 16 grudnia 2014

Christiane Fux "Ostatnia posługa"

Tytuł: Ostatnia posługa
Autor: Christiane Fux
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy PWN


Nazistowskie dążenie do czystości rasy, do stworzenia nadludzi zdolnych panować nad światem, doprowadziło do masowych czystek. Mordowani byli nie tylko przedstawiciele innych nacji – Żydzi, Cyganie, Polacy, ale również Niemcy, którzy nie spełniali wyśrubowanych wymagań. Jednostki niepełnosprawnie fizycznie lub psychicznie, niezależnie od tego, czy owa niepełnosprawność była wynikiem jakiegoś wydarzenia, czy też istnieje od urodzenia, były również eliminowane, jako stanowiące niepełnowartościowy materiał genetyczny, obciążające dodatkowo budżet państwa oraz opiekujących się nimi ludzi. Zanim jednak osoby takie (w tym również dzieci) poddawano eksterminacji, często posługiwano się nimi, jako obiektami badań, byli swego rodzaju „królikami doświadczalnymi”.

Czy rozwój medycyny rzeczywiście wymaga ofiar? Gdzie leży granica pomiędzy dążeniem do przekraczania granic poznania, a działaniem niezgodnym z prawem, nieetycznym? Czy lekarze dokonujący eksperymentów to wizjonerzy czy zwyczajni przestępcy? Te pytania, choć nie stanowią sedna powieści Christiane Fux, to jednak pojawiają się podczas lektury. Powieść „Ostatnia posługa”, to porywające studium zbrodni, dokonywanych przez pozbawionego uczuć psychopatę. Choć aspekt moralny jest wszechobecny, to jednak zachwyca również plejada wspaniale skonstruowanych bohaterów, z ekscentrycznym idealistą Theo na czele. To jedna z tych historii, która zapada nam w pamięć, o której dyskutujemy z przyjaciółmi, którą polecamy szerszemu gronu znajomych. To również książka, która porusza tematy kontrowersyjne, nierozwiązane kwestie, co do których społeczeństwo nigdy nie znalazło jednej, właściwej odpowiedzi.

Autorka przedstawia nam wspomnianego Theo, mieszkańca Wilhelmsburga, byłego chirurga, który z wyboru został … przedsiębiorcą pogrzebowym. W pewnym sensie ta praca, obcowanie ze zmarłymi, pomaga mu oswoić śmierć, pogodzić się z jej nieuchronnością, choć do dziś nie może on zrozumieć, dlaczego jego ciężarna żona musiała umrzeć na raka, zabierając ze sobą również nienarodzoną córkę. Wykonywanym zadaniom oddaje się z pasją, mając u boku oryginalną asystentkę May i jej nad wyraz dojrzałą i przemądrzałą córkę, a także pomocnego przyjaciela Larsa. 

To właśnie zaangażowanie, a także wrodzona dobroć i szacunek do drugiego człowieka nie pozwalają mu przejść obojętnie obok zagadkowej śmierci. Zwłoki starszej kobiety, Anny Florin, trafiły do jego zakładu już po sekcji przeprowadzonej w Zakładzie Medycyny Sądowej. Mimo nietypowej przyczyny śmierci – staruszka zamarzła, leżąc na ziemi w pobliżu latarni morskiej – nie znaleziono dowodów wskazujących na morderstwo. Być może również Theo nie zwróciłby uwagi na nakłucia za uchem gdyby nie wykształcenie medyczne i świadomość, że nie jest to typowe miejsce do dokonywania iniekcji. 

Lokalna policja nie chce podjąć śledztwa, zatem Theo, przy współudziale znajomych oraz niezwykłego przyjaciela Anny, młodego Turka Fatiha, postanawia odtworzyć ostatnie dni z życia staruszki i odkryć rzeczywistą przyczynę śmierci. Okazuje się, że Anna była kobietą dość niezwykłą, wręcz ekscentryczną, choć nic nie wskazuje na to, że cierpiała na demencję lub starcze otępienie. Tymczasem starością próbuje wytłumaczyć niezwykły atak słowny, Jonathan Bergman, wybitny specjalista w dziedzinie badania mózgu ludzkiego. Okazuje się, że przed śmiercią, kobieta wtargnęła bez akredytacji na naukowy kongres i publicznie oskarżyła jednego z nagrodzonych za pracę nad siecią neuronów – właśnie Bergmana – zarzucając mu zbrodnie wojenne.

Czy to rzeczywiście chwilowa niepoczytalność, czy może przenikliwość Anny sprawiły, że wpadła na trop mordercy, który nigdy nie poniósł kary za eksperymenty wykonywane na ludziach podczas drugiej wojny światowej? Biorąc pod uwagę fakt, że w 1943 roku, była pielęgniarką na oddziale dziecięcym w klasztorze Eichenhof, w którym podczas II wojny światowej na mocy dokumentu podpisanego przez Hitlera, uśmiercono około dwieście dzieci, oskarżenia Anny brzmią prawdopodobnie. 

Jak zakończy się ta historia? Co wspólnego może mieć Bergman, rzekomo od 1940 roku jeniec obozu wojennego w Neuengamme, z lekarzami pracującymi w klasztorze Eichenhof? Jaka jest prawda o śmierci Anny? Czy Theo, przy współudziale dociekliwej dziennikarki, zdoła odnaleźć choć jednego, żyjącego świadka, mogącego potwierdzić co tak naprawdę działo się w klasztornych murach? Na te wszystkie pytania znajdziemy odpowiedzi w doskonałej powieści Fux – powieści rodzącej pytania o lekarską etykę, a także o człowieczeństwo. Autorka, posługując się dwoma planami i dwoma liniami czasowymi (wydarzenia rozgrywają się w czasach współczesnych, ale poszukując prawdy wracamy również do 1943 roku), stworzyła tekst porywający, od którego nie można się wprost oderwać. Zwroty akcji, niespodziewane zakończenie, a także wyraziste tło w postaci okrutnych, nazistowskich zbrodni – to wszystko sprawia, że po „Ostatnią posługę” sięgnąć warto. Ja zaś, niecierpliwie wyglądam kolejnej powieści autorki, równie mocnej i równie dobrej!

niedziela, 14 grudnia 2014

Słodki podwieczorek: "Przysmaki Ojca Mateusza" w piernikowej odsłonie

Dziś, pozostając w klimacie kulinariów światecznych, zapraszam do skosztowania "Piernika Ani", którego przepis znalazłam w książce "Przysmaki Ojca Mateusza. Domowa kuchnia Natalii".

fot. J.Gul

piątek, 12 grudnia 2014

Smaki literackie w sosnowieckiej bibliotece

źródło: Biblioteka Główna w Sosnowcu
Dziś, wyjątkowo, nie o książkach, a raczej nie tylko o książkach. Aby odpocząć od pracy, szkoły i przedświątecznego ferworu, nie przejmując się koniecznością robienia domowych porządków, wybrałam się do sosnowieckiej Biblioteki Głównej. Była ona bowiem organizatorem wspaniałego wydarzenia, które – mam nadzieję – zapoczątkuje wspaniałą tradycję. O czym mowa? O pierwszym spotkaniu  z cyklu „Smaki Literackie”, poświęconemu kuchni wigilijnej i bożonarodzeniowej.
Spotkanie to było nie tylko okazją do spojrzenia na nadchodzące Święta przez pryzmat pisarzy różnych epok (w literaturze dla dzieci i młodzieży a także dla dorosłych), ale również poznania sposobu ujmowania kwestii kulinariów związanych z Wigilią i Bożym Narodzeniem przez malarzy i ilustratorów na przestrzeni wieków.

wtorek, 9 grudnia 2014

Ludwika Włodek "Wystarczy przejść przez rzekę"

Tytuł: Wystarczy przejść przez rzekę
Autor: Ludwika Włodek
Wydawnictwo Literackie



„Jakie wszystko staje się proste, gdy się patrzy z daleka, pomija się szczegóły i nic się o nich nie wie” - pisał Bernard Minier. Właśnie z daleka zazwyczaj patrzymy na świat, bojąc się zagłębić go, posmakować, naprawdę poznać. Obaw takich nie ma Ludwika Włodek, która z pasji do świata i ludzi, stworzyła zawód. Dzięki temu, możemy przenieść się wraz z nią do Azji Środkowej, terenu nieznanego, niezgłębionego, o którym tak naprawdę nic nie wiemy…
Publikacja „Wystarczy przejść przez rzekę”, to zapiski z podróży, a przy tym studium nastrojów społecznych i politycznych konfliktów, okraszone zbliżeniami twarzy ludzi – nie tych bezimiennych, ale tych, z którymi autorka zbliżyła się podczas swoich wypraw, którzy zgodzili się odsłonić przed nią rąbek swojego życia, a także rzeczywistości, w jakiej przyszło im funkcjonować.
Autorka potraktowała historie poszczególnych mieszkańców jako punkt odniesienia, a przy tym okazję do poruszenia kwestii historycznych, makroekonomicznych i politycznych. Czytamy zatem o radzieckiej polityce narodowościowej, o sowietyzacji, o transformacji mającej miejsce w przeciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Poznajemy kulisy animozji pomiędzy Kirgizami i Uzbekami, dzieje rewolucji, przyczyny pogłębiającej się izolacji, którą podkreśliło jeszcze zwycięstwo szyitów w irańskiej walce o władzę, a także obserwujemy   zderzenie się mitu Kazachstanu, jako „trzeciej drogi i jedynego państwa sukcesu” w Azji Środkowej, z rzeczywistością.
To również wspaniała opowieść o tym kulturalnym tyglu, jakim jest Azja Środkowa, o panujących zwyczajach, doprawionych multinarodową mieszanką i wielowiekowym dziedzictwem. Na tym tle, fascynująco rysują się życiorysy osób, które odegrały znacząca rolę w procesie „smakowania” tego rejonu przez autorkę. Niezależnie od tego, czy znajdujemy się w Kirgistanie, Tadżykistanie, Turkmenistanie, Kazachstanie czy Uzbekistanie, niezmiennie interesują nas opowieści, ujęte przez autorkę w oszczędne, a jednak obrazowe słowa. Ten styl, reportersko-gawędziarski sprawia, że od książki nie można się wprost oderwać mimo trudnego tematu i bolesnych, niekiedy traumatycznych wspomnień bohaterów.
Na stronach publikacji spotkamy Nadię o śmierdzących nogach, która udzieliła obcym osobom gościny pod swoim dachem w Oszu, racząc przy tym autorkę wspaniałymi potrawami, kąpielami (wieczorny rytuał – wyprawa do bani), a także opowieściami o sąsiadach Uzbekach, o prozie życia oraz wspominając krwawą rzeź, która miała miejsce w czerwcu 1990 roku. Jest też Zajtuna, u której autorka zatrzymała się w Biszkeku, a której córka opiekowała się w Polsce przez kilka lat synem autorki; Szarofat, opowiadająca o tadżyckiej wojnie domowej i rosnącym napięciu w kraju oraz Said, spotkany w Górach Fańskich w Tadżykistanie.
Włodek przedstawia nam również Umidę Ahmadową, fotografkę i reżyserkę, która za swoją walkę z systemem i pragnienie niezależności, zapłaciła wolnością. Żyjąc w autorytarnym reżimie nie poddała się i z dumnie uniesioną głową wciąż pozostała wierna swoim ideałom. Jest również Bołat, któremu od dzieciństwa wpajano strach przed władzą radziecką i kolektywizacją. Jednak świadomość, że na świat – zniewolony świat – przyjść miał wkrótce jego wnuk, wyzwoliła w nim pokłady odwagi i decyzyjności. Zaczytany w dziełach Goethego, Schillera, związał się z teatrem, założonym przez mieszkających w Kazachstanie Niemców, a następnie otworzył własną placówkę: „Wstałem, podniosłem tyłek i zacząłem robić taki teatr, jaki uważałem za dobry” – mówi Bołat.
To tylko kilka z wyrazistych postaci, sportretowanych przez Włodek. Postaci, których losy uświadamiają nam, z jakimi problemami boryka się Azja Środkowa i jakie zagrożenia na nią czyhają. Mimo społecznego zaangażowania, autorce udało się doskonale wyważyć proporcję pomiędzy przytoczonymi opowieściami bohaterów książki, kontekstem polityczno-gospodarczym oraz własnymi komentarzami czy wspomnieniami. To sprawia, że „Wystarczy przejść przez rzekę” można traktować jako zachętę do podróży w tamte rejony i do wykazania choć minimum chęci, by zrozumieć, jak wygląda prawdziwe życie. By je poznać i pokochać miłością skomplikowaną, ale prawdziwą…





poniedziałek, 8 grudnia 2014

Irena Cieślińska "Pomyleni. Chorzy bez winy”

Tytuł: Pomyleni. Chorzy bez winy
Autor: Irena Cieślińska
Wydawnictwo: PWN


Mówiąc o niepełnosprawności, zazwyczaj na myśl przychodzą nam niepełnosprawności ruchowe, bądź takie niepełnosprawności intelektualne, które występują stosunkowo często w naszym otoczeniu, jak na przykład zespół Downa. Tymczasem istnieją dziesiątki chorób o których nigdy nie słyszeliśmy, których nie możemy zidentyfikować i nazwać. Dziesiątki chorób, na które być może cierpią nasi bliscy, sąsiedzi, współpracownicy, a może i my sami…
Próbę przybliżenia schorzeń, które są niewidoczne w bezpośrednim, chwilowym kontakcie z drugim człowiekiem, a także zachowań, jakie te choroby ze sobą niosą, podjęła Irena Cieślińska. Autorka wielu popularnonaukowych tekstów, była redaktor naczelna miesięcznika „Wiedza i Życie”, sama zmagająca się z jedna z opisanych chorób, oddaje w nasze ręce niezwykle fascynującą książkę „Pomyleni. Chorzy bez winy”. Opublikowana nakładem wydawnictwa PWN pozycja, stanowi próbę uwrażliwienia nas na chorobę, na inność, stanowi apel o zrozumienie i akceptację. To również nieocenione źródło przynajmniej podstawowej wiedzy dla pedagogów, nauczycieli i psychologów, a także rodziców i całego otoczenia osoby, której zachowanie wzbudza w nas obawy i niepokoje.
Autorce udało się wyodrębnić wiele rzadkich jednostek chorobowych, choć wśród nich są też takie, z którymi miałam okazję zetknąć się przy okazji studiów pedagogicznych (zespół Pradera-Williego, fobie i nerwice natręctw czy zespół Tourette`a). O wybranych chorobach czytelnik mógł słyszeć z programów telewizyjnych, szczególnie o charakterze interwencyjnym; zapewne większość oglądała też wzruszający film „Olej Lorenza”, oparty na prawdziwej historii chorego na ALD (adrenoleukodystrofię) chłopca, którego rodzice rozpaczliwie walczyli o wynalezienie lekarstwa mogącego przynajmniej powstrzymać chorobę. Właśnie o tych, a także wielu innych przypadłościach, dotykających zarówno ludzi znanych, jak i bezimiennych dla szerszego grona odbiorców, pisze Cieślińska. Mimo prób wyjaśnienia podłoża większości chorób, książka nie przytłacza terminami medycznymi, a zawiłości medycyny są tu wytłumaczone w sposób prosty, zrozumiały nawet dla laika.
Na stronach publikacji znajdziemy zatem charakterystykę zespołu Williamsa, którego „ofiary” można rozpoznać po charakterystycznych „rysach baśniowych elfów”. Na tę rzadką chorobę (zjawisko to dotyka jednego dziecka na ok. 20 tys. urodzeń), cierpi m.in. Gloria Lenhoff, śpiewaczka operowa obdarzona niezwykłymi zdolnościami lingwistycznymi, osiągająca na testach IQ średnio … 50-70 punktów. Dowiemy się również, czym jest życie z nieustanną, obsesyjną myślą o jedzeniu, czyli z rzadkim defektem genetycznym – zespołem Pradera-Williego (PW). Z powodu zaburzeń w funkcjonowaniu podwzgórza, tj. części mózgu odpowiedzialnej m.in. za wydzielanie hormonów, regulację pragnienia i sytości, osoby z PW cierpią na bezustanne uczucie głodu, które pociąga za sobą otyłość i agresję.
Autorka przybliża nam również coraz częściej diagnozowaną boreliozę, a także narkolepsję, do podstawowych objawów której należy nadmierna senność, stopniowo utrudniająca normalne funkcjonowanie. Dowiemy się również czym jest afazja, czyli niezdolność do pojmowania i wyrażania znaków lingwistycznych: słów, liter, cyfr (na chorobą tę cierpiał m.in. Maurice Ravel, zaś słynne Boléro jest jej wyrazem). Poznamy także niezwykłą chorobę, na którą cierpi również Cieślińska – prozopagnozje, czyli utratę zdolności rozpoznawania twarzy (choroba ta dotknęła m.in. Zoe Hunn, wziętą modelkę, czy hollywoodzkiego gwiazdora Brada Pitta), miastenię, czyli nadmierną męczliwość mięśni, a także pląsawicę, będącą jedną z najczęściej występujących chorób genetycznych, które atakują mózg.
To tylko kilka, z wielu przywołanych chorób, noszących tajemnicze nazwy, za którymi kryje się splątanie, niepewność jutra, a także przerażająca samotność. „Pomyleni. Chorzy bez winy” to jedna z tych książek, która poszerza naszą świadomość, która otwiera nas na innych ludzi, czyni uważnymi, ale i tolerancyjnymi. I nie jest to tylko deklaracja, ale pełna akceptacja osoby chorej, w życie której niepostrzeżenie wkradła się choroba. A przed pochopnym wydaniem sądów wobec osób, które zachowują się inaczej, niż według przyjętego kanonu, niech ustrzegą nas słowa Cieślińskiej: „Czy możemy (…) wierzyć, że jesteśmy obdarzeni wolną wolą? Czy nasze uczucia są prawdziwie nasze, czy to tylko wyraz szalonego tańca neuroprzekaźników? Czy istnieje jakaś niezmienna część naszej osobowości, czy też wszystko – od tęsknoty i smutku po radość, pasję i pożądanie – jest nam narzucone „z zewnątrz i zależy od chemicznej równowagi naszych mózgów? Na czym opiera się nasze człowieczeństwo?”. Zostawiam Was z refleksyjnymi myślami, gorąco zachęcając do lektury …



Ten tekst bierze udział w konkursie Blog Eoku 2014 w kategorii Tekst roku!
http://blogroku.pl/2014/kategorie/irena-ciel-lil-ska-pomyleni-chorzy-bez-winya-,bzs,tekst.html