poniedziałek, 10 grudnia 2018

Hermann Beyeler i Gerd Schneeweis „Bozzetto. Klątwa”

Tytuł: Bozzetto. Klątwa
Autorzy: Hermann Beyeler i Gerd Schneeweis
Wydawnictwo: ARKADY


Czy tam, gdzie w grę wchodzi wiara, gdzie dobro toczy walkę ze złem, jest miejsce na racjonalność? Czy wszystkie zbrodnie mogą być odkupione? Czy pomiędzy tym, co boskie, a tym, co ludzkie, może istnieć równowaga? Czy to możliwe, żeby przedmioty były obarczone klątwą i przynosiły zgubę kolejnym właścicielom? Odpowiedzi na te pytania są przedmiotem badań naukowców już od wieków, zaś interpretacje wyników różnią się pomiędzy sobą w zależności od tego, czy interpretuje je osoba świecka czy duchowna. 

Kwestie te stanowiły na przestrzeni lat również kanwę wielu scenariuszy filmowych oraz powieści. Z mniejszym lub większym powodzeniem mogliśmy zatem zagłębiać się tematy będące na styku tego, co realne i tego, co wciąż pozostaje zagadką ludzkości, dotykające zagadnień paranormalnych, metafizycznych. Z czym mamy jednak do czynienia w chwili rozpoczęcia lektury powieści Hermanna Beyelera i Gerda Schneeweisa? Przekonamy się sięgając po książkę „Bozzetto. Klątwa”, opublikowaną nakładem Wydawnictwa Arkady. 

Do lektury śmiało moa zasiąść zwolennicy spiskowej teorii dziejów, miłośnicy historii sztuki przekonani, że dzieła wciąż kryją w sobie wielkie tajemnice, fani książek Dana Browna, a także ci wszyscy, którzy lubią wielowątkowe opowieści, od których nie sposób się oderwać. Publikacja wciąga nas bowiem w wir wydarzeń, odsłaniając kolejne tajemnice, pędząc przez kolejne wieki, strasząc klątwa wiszącą nad dziełem Michała Anioła oraz uprawdopodobniając wydarzenia, dzięki osadzeniu akcji w konkretnych ramach czasowych. O tym, czy ta pełna przygód podróż jest udana, każdy musi zdecydować sam. Ja, choć mam sporo uwag co do budowy dialogów, toczącej się akcji czy celowości wprowadzenia pewnych wątków, dałam się wciągnąć autorom w to poszukiwanie prawdy, dałam się porwać emocjonującym rozgrywkom, choć cieszę się jednocześnie, że wspomniana klątwa bezpośrednio mnie nie dotyczy. 

Autorzy przenoszą nas do roku 1541, do Kaplicy Sykstyńskiej w Rzymie. Mamy zaszczyt uczestniczyć w ceremonii pobłogosławienia wielkiego dzieła Michała Anioła, czyli fresku Sąd Ostateczny. Okazuje się jednak, iż tak ważny dla chrześcijaństwa fresk ściąga na ludzi pecha – dokładnie w momencie, kiedy papież Paweł III przymierza się do pobłogosławienia pracy Michała Anioła, w kaplicy zjawia się cesarski wysłannik. Przynosi on iście hiobowe wieści – otóż zniszczeniu uległo ponad sto pięćdziesiąt okrętów flotylli cesarskiej, która wyruszała na rozkaz cesarza Karola V przeciwko dowódcy floty Imperium Osmańskiego. Choć okrętów i znajdujących się na nich żołnierzy nie pokonał wróg, to jednak zostali oni unicestwieni przez żywioł, co sam Michał Anioł interpretuje jako gniew Boga. 

W tej tragedii, artysta doszukuje się swojej winy. Jest bowiem świadomy faktu, że uległ subtelnemu szantażowi papieża Klemensa VII, który – pełen lęku przed śmiercią i Sądem Ostatecznym, a także świadom zawodu, jaki wszystkim sprawił, prosił Michała Anioła o umieszczenie swojej postaci w zamówionej wizji Sądu Ostatecznego. Artysta wyraża zgodę pod warunkiem, że znajdzie się tam również inna, współczesna wydarzeniom postać – cesarza Karola. Okazuje się jednak, że zgoda na propozycję papieża, zasiała zamęt w duszy Michała Anioła. Swojemu uczniowi przyjacielowi, Tommasowi zwierza się z dziwnych doznań i wizji, jakie towarzyszyły wykonaniu bozzetto (szkicu projektu na drewnianej desce), a które w pełni oddawały ideę walki dobra ze złem. 

Tak właśnie zaczyna się historia opisana przez Beyelera i Schneeweisa, inspirująca, już kilka wieków później niejakiego Maxa Prücknera, byłego prawnika, który napisał niegdyś o tytułowym obrazie powieść. Po wyczerpaniu się nakładu książka nigdy nie została wznowiona, a jednak pewnego razu ktoś zainteresował się egzemplarzem znalezionym w sieci na tyle, by skontaktować się z Prücknerem. Tą osobą jest szwajcarski biznesmen, Hans Albert Bilgrin, właściciel galerii sztuki, który wraz z historykiem sztuki Aloisem Fuchsem, prowadzą rzekome badania nad bozzetto. Bilgrin pragnie zresztą zdobyć dzieło, by – jak deklaruje – zwrócić je do Watykanu. 

Usilnym staraniom zmierzającym do pozyskania bozzetto towarzyszy mozolne odtwarzanie jego losów i losów kolejnych właścicieli. Szybko okazuje się, że nie są to szczęśliwe historie, mogłoby się wręcz wydawać, że bozzetto kolejnym posiadaczom przynosi tylko kłopoty. Czy to możliwe, że ciąży na nim klątwa? Jeśli tak, to bohaterowie znajdą się w śmiertelnym niebezpieczeństwie i tylko od ich współpracy zależy, czy wyjdą cało z tej przygody. Podobnie zresztą, jak i czytelnicy … 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz