sobota, 23 września 2023

Henryk Sienkiewicz "Janko Muzykant" - streszczenie szczegółowe lektury

Tytuł: Janko Muzykant
Autor: Henryk Sienkiewicz


Nowela Henryka Sienkiewicza pt. „Janko Muzykant” wpisuje się w hasła pracy u podstaw, bardzo popularne w epoce pozytywizmu. Nowela koncentruje się na losie tytułowego Janko, chłopca ze wsi, który z racji swojego pochodzenia i ubóstwa, nie ma możliwości rozwoju talentu muzycznego. Uzdolnione dziecko cierpi, a jego pasja staje się jego przekleństwem. Autor, opisując historię chłopca, chciał uwrażliwić elity na los dzieci wiejskich, praktycznie odciętych od edukacji, o rozwoju swoich pasji już nawet nie mówiąc. Pokazuje również przemoc wobec dzieci i nieme na nią przyzwolenie.

W jednej z polskich wsi na świat przychodzi słaby, wątły chłopiec. Wiejskie baby „kumy”, które zebrały się przy łóżku rodzącej, wróżą śmierć osłabionej porodem matce chłopca. Najmądrzejsza z nich, Kowalka Szymonowa mówi do chorej, że nie przeżyje i sugeruje zapalenie gromnicy oraz posłanie po księdza, by odpuścił jej grzechy. Inna kobieta zaleca, by zaraz chłopaka ochrzcić, bo może nie doczekać księdza. Zapala zatem gromnice i kropidłem kropi dziecko, nadając mu imię Jan i w ten sposób strzegąc go przed upiorami, zwanymi strzygami. Kiedy jednak ksiądz zjawił się w chacie i odprawił swoje modły, po jego odjeździe stan chorej i dziecka zaczyna się poprawiać. I tak chłopiec dorastał, a od czwartego roku życia Janko cieszył się nieco lepszym zdrowiem, co pozwoliło mu osiągnąć wiek dziesięciu lat.

Dziesięcioletni Janko jest chłopcem chudym, zawsze opalonym, z brzuchem wydętym najprawdopodobniej z głodu i zapadłymi policzkami. Czuprynę miał konopną, opadającą na jasne, wytrzeszczone oczy. W zimie często siedział za piecem i popłakiwał cicho z zimna lub z głodu. Latem chodzi w koszuli przepasanej krajką i słomkowym kapeluszu z poszarpanym rondem. Jego matka jest biedna, żyje z dnia na dzień, a nawet jeśli na swój sposób kocha chłopca, to często go biła i nazywała „odmieńcem”. Od ósmego roku życia Janko pomagał w gospodarstwie pasąc bydło czy zbierając grzyby. Jest to jednak chłopiec nierozgarnięty, nieśmiały w kontaktach, a ludzie nawet nie spodziewają się po nim, że stanie się bardziej obyty w towarzystwie. Nawet matka nie miała z niego pociechy, nie była zadowolona z jego pracy. Jedyna rzeczą, jaka chłopca interesowała, to było granie. Wszędzie słyszał muzykę i na niczym innym nie potrafił się skoncentrować. To zamiłowanie do muzyki matka i inni traktują jako wyraz lenistwa, za co chłopak często dostaje kary fizyczne. Niczego to jednak nie zmienia. Gdy tylko Janko słyszy muzykę, staje jak urzeczony, słuchając muzyki zamkniętej w odgłosach wsi. W końcu ludzie zaczynają go nazywać „Janko Muzykant”.

Chłopak często podkrada się w okolice karczmy, aby w ukryciu posłuchać płynącej stamtąd muzyki. Marzy jednocześnie o skrzypcach, które mają grajkowie, chciałby je chociaż potrzymać, ale wie, że to niemożliwe, więc tylko słucha. Kiedy tylko słyszał skrzypki, czy na weselu czy na dożynkach, było to dla niego wielkie przeżycie, po którym chował się za piecem i nic nie mówił całymi dniami. W końcu zrobił sobie skrzypce z gonta oraz włosia końskiego, niestety nie chciały one tak pięknie grać, jak te z karczmy, brzęczały tylko cicho. Mimo tego Janko, stara się grać na nich od rana do wieczora, choć jest za to nieustannie poszturchiwany tak, że w końcu przypomina „obite jabłko niedojrzałe”. Coraz bardziej chudnie i mizernieje, wielki ma tylko brzuch i oczy, coraz bardziej wyraźne w zmizerniałej twarzy. Autor przyrównuje go do jego skrzypków, które ledwie brzęczały. Chłopiec przymiera głodem na przednówku, czasie przed nowymi zbiorami, karmiąc się jedynie surową marchwią i marzeniami o skrzypcach. Niestety to marzenie go zgubiło.

Janko zakrada się do dworu. Tutaj skrzypce ma lokaj, który czasami na nich grywa dla służącej. Jankowi skrzypce lokaja wydają się niedostępną świętością, która jest poza jego zasięgiem. A jednak pragnie chociaż raz mieć je w ręku. Patrzy na nie, kiedy tylko może, wiszą bowiem na ścianie naprzeciw drzwi. Pewnej nocy lokaja nie było w pobliżu, a właściciele dworu przebywali od dawna za granicą. Janko dostrzegł skrzypce wiszące na ścianie w pokoju, gdzie przechowywana jest zastawa stołowa. Kiedy oświetliło je światło księżyca, Jankowi zdawało się, jakby biła od skrzypiec „światłość srebrna”, a w blasku doskonale było widać, jak skrzypce są zbudowane. Mimo iż strach zatrzymywał go w miejscu, to jednak pragnienie było silniejsze i pchało go do przodu. Nagle powiał wiatr, a w tym wietrze usłyszał szept, by szedł do skrzypiec, bo w kredensie nie ma nikogo. Nie tylko wiatr i łopuchy, ale i słowik namawiał go do działania, a przynajmniej tak się chłopcu zdawało.

Ostatecznie chłopiec wszedł do kredensu, z głową zadartą do góry przyglądał się skrzypcom. Ktoś zaalarmowany, najprawdopodobniej przez potrącenie przez Janka strun skrzypiec, wyszedł z kąta kredensu, zaspanym głosem pytając „Kto tam?” . We dworze zrobił się hałas, Janko został znaleziony przez służbę dworu, a oskarżony o próbę kradzieży został postawiony nazajutrz przed sądem u wójta. Mieli sądzić go jak złodzieja.

Mimo iż chłopiec jak na swoje dziesięć lat prezentował się mizernie, szczególnie jak tak stał z palcem w buzi, umorusany i obity. Dlatego orzeczono, by niejako Stach zbił go rózgą tak, żeby drugi raz nie kradł. Chłopak został zaniesiony do stodoły, gdzie miała zostać wymierzona kara. Niestety kara została wymierzona zbyt mocno. Początkowo Janko krzyczał i wołał matkę, później już nawet nie miał siły. Skatowane dziecko odebrała matka, chłopiec już nie mógł sam iść. Na drugi dzień chłopiec nie wstał, trzeciego zaś zaczął konać, leżąc na tapczanie i wsłuchując się w odgłosy wsi. Przed Janko leżały jego skrzypki z gonta. Przed śmiercią chłopiec zdążył jeszcze zapytać matkę, która nie potrafiła powstrzymać łez:

„- Matulu, Pan Bóg mi da w niebie prawdziwe skrzypki?”

- Da ci, synku, da!” – odrzekła matka, ale dłużej nie mogła już mówić i padła na skrzynię lamentując. Dotarło do niej, że Janko nie przeżyje. Kiedy znów spojrzała na dziecko, jego oczy były co prawda otwarte, ale już nieruchome, twarz mroczna, poważna i stężała. Janko umarł.

Nazajutrz do dworu z Włoch powraca państwo, wraz z panna i starającym się o nią kawalerek. Zachwycają się oni Italią i liczbą utalentowanych osób, które można tam wspierać. A nad Jankiem szumiały brzozy…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz