środa, 27 września 2023

Łukasz Wierzbicki „Afryka Kazika” - streszczenie szczegółowe

Tytuł: „Afryka Kazika”
Autor: Łukasz Wierzbicki



„Afryka Kazika” to powieść Łukasza Wierzbickiego oparta na prawdziwej historii Kazimierza Nowaka, który przemierzył Afrykę rowerem. Znajdziemy tu wiele niebezpiecznych niekiedy przygód i cenne spostrzeżenia dotyczące świata.

Rozdział 1.

Krzyś z mamą odbierają dziadka z pociągu ekspresowego stającego na stacji Warszawa Centralna i wspólnie ciągną jego zieloną wielką walizkę do hali dworcowej. Tam spotykają ludzi wpatrujących się w pustą ścianę na wprost wejścia głównego na dworzec i wyglądających, jakby na coś czekali. Wśród zebranych byli rowerzyści, ludzie z mikrofonami i kamerami, a także zwykle gapie. Nagle pojawił się elegancki, niewysoki starszy mężczyzna i pozdrowił ludzi z daleka. Okazuje, się że to Ryszard Kapuściński - znany reporter i pisarz, który miał odsłonić pamiątkową tablicę w kształcie konturów Afryki. Przez tablicę biegnie linia ilustrująca szlak podróży Kazimierza Nowaka. Chłopiec, by widzieć całe wydarzenie, stanął na walizce dziadka, chwytając go jednocześnie za ramię, by nie stracić równowagi. Dziadek obiecał Krzysiowi poszukać w domu książki o jego przygodach. Zaraz po powrocie do domu ściągają z półek książkę „Afryka Kazika”. Chłopiec od razu rozpoczyna czytanie pierwszego rozdziału pod tytułem „Ruszam do Afryki”.

Rozdział 2. Ruszam do Afryki

Pozostało 5 minut do odjazdu pociągu o czym przypomina przeciągły gwizd pociągu. Za chwilę nasz bohater Kazimierz Nowak wyruszy z Poznania w kierunku Afryki z rowerem. Już jako dziecko uwielbiał słuchać historii o dalekich krajach i egzotycznych przygodach. Teraz zarabia pisząc artykuły i robiąc zdjęcia dla gazet, zna języki obce. W trakcie swojej podróży słyszał wiele o Afryce i marzy o egzotycznych przygodach. Rower był zawsze jego kompanem w podróżach, dlatego postanowił zabrać go i na tę wyprawę. Na dworcu żegnają go dzieci i żona Marysia, która prosi o pisanie listów z podróży. Synek chciałby dostać zdjęcie lwa, zaś córka małpkę.

Rozdział 3. Noc na pustyni

Pociąg jechał cały dzień i cala noc, a pierwszy przystanek miał w Rzymie. Stąd Kazik wyprawił się rowerem do pobliskiego Neapolu, a stamtąd statkiem zamierzał wyprawić się do Afryki. Myślał o czekających go niebezpieczeństwach i przygodach. Na okręcie bujającym na prawo i lewo Kazik dostał choroby morskiej, cały rejs spędził zatem w kajucie na łóżku. Dlatego cieszyło go postawienie stopy na stałym lądzie. Wyruszył na swym rowerze ochoczo droga, która niestety skończyła się zaraz za miastem. Wkrótce otoczyła go pustynia, a koła roweru zapadały się w piasku. Na dodatek zaczęła się wichura, więc mężczyzna postanowił ją przeczekać. Ustawił namiot, rozpalił ognisko i zagotował wodę na herbatę. Ułożył się do snu wsłuchany w wycie wiatru pośród skał. W środku nocy obudziło go szczękanie własnych zębów z zimna. Namiot odfruną zabrany przez wiatr i zatrzymał się dopiero na kolczastych krzewach. Kazik próbował znowu zasnąć, ale obudziło go drapanie. To był mały skoczek pustynny, który usiłował zrobić sobie legowisko z koca podróżnika, a ostatecznie zasnął zwinięty w kłębek na jego brzuchu. Rano, na pożegnanie skoczek dostał garść orzechów. Zaczął je chrupać w pospiechu bo na pustyni każde pożywienie jest na wagę złota.

Rozdział 4. Wojownicy

Z każdym dniem wędrówki autorowi ubywało zapasów jedzenia i wody. Wreszcie skończyły się skromne zapasy, Kazik nie miał co jeść, a w skórzanych workach skończyła się też woda. Kazik zaczynał się martwić jak przeżyje najbliższe dni, bo do oazy było daleko. Bał się też groźnych wojowników pustyni, bowiem na tych terenach można się było na nich natknąć. Nagle spotkał groźnych jeźdźców o ciemnych twarzach, którzy pędzili ku niemu na wielbłądach. Otoczyli oni Kazika, krzycząc jeden przez drugiego, a każdy trzymał w dłoniach broń. Najgłośniej krzyczał dowódca, który wymachiwał największą ze wszystkich strzelbą. Wędrowiec się z nimi przywitał i przedstawił oraz oświadczył, że nie ma broni. Dwóch mężczyzn zaczęło przeszukiwać bagaż Kazika. Gdy okazało się, że zamiast broni podróżnik ma tylko stara siekierę do ścinania gałęzi na ognisko, wojownicy zrozumieli, że Kazik nie ma złych zamiarów. Niespodziewanie uzupełnili oni zapasy jedzenia i wody podróżnika. Otrzymał od nich mąkę, daktyle liście herbaty i cukier. Kazik chciał im podziękować za nieoczekiwany podarunek, ale oni szybko zniknęli. Kazik stwierdził, że niedawno sam podzielił się jedzeniem ze skoczkiem pustynnym, a teraz spotkał ludzi, którzy pomogli mu, oferując wodę i jedzenie. Nauczył się, że wojownicy pustyni w rzeczywistości wcale nie są tacy groźni, jak w tych wszystkich strasznych historiach, które się o nich opowiada.

Rozdział 5. Ciemne okulary

Kazik znajdował się na pustyni, gdy zaczął tracić ostrość widzenia. Z trudem dotarł do najbliższej oazy wołając o ratunek. Jacyś ludzie wybiegli mu na spotkanie, ale on już niczego nie widział. Zaprowadzono go do gabinetu doktora. Lekarz posmarował oczy lekarstwem, założył bandaże i wytłumaczył, że to częsta na tych terenach choroba powstająca od odbijania się słońca od białego piasku. Doktor podarował Kazikowi okulary przeciwsłoneczne radząc, żeby zawsze je zakładać kiedy świeci słońce. Kazik po dwóch dniach odzyskał wzrok i mógł kontynuować podróż. Odtąd zawsze już pamiętał, żeby zakładać ciemne okulary i chronić wzrok przed ostrym afrykańskim słońcem.

Rozdział 6. List znad Nilu

Kazik dotarł do Egiptu. Spotkały go tam dwie nieprzyjemne przygody. Pewnego wieczoru rozglądał się za miejscem na rozbicie namiotu, gdy poczuł uderzenie w plecy. Odwrócił się i spostrzegł, że miejscowy złodziejaszek, myśląc pewnie, że Kazik wiezie w bagażu skarby, wymachiwał kijem. Odgonił złoczyńce pompka od roweru, by bronić się przed kolejnymi ciosami.

Zmęczony Kazik dowlókł się nad rzekę i rozbił obóz. Przygotował sobie jedzenie, a korzystając z wolnej chwili, kiedy gotowało się mleko, zabrał się do naprawiania dziurawej opony w rowerze. Niestety w tym czasie miejscowy kocur zakradł się do obozu i porwał Kazikowi kolację. Podróżnik musiał zadowolić się mlekiem i owocami. Następnie Kazik usiadł przed namiotem by napisać listy do rodziny. Obserwował ptaki wędrowne i poprosił bociany o pozdrowienie rodziny w Polsce.

Rozdział 7. Tajemnicze bębny

Podróżując wzdłuż Nilu, Kazik dotarł do odciętej od reszty świata krainy Szilluków, mieszkających na wyspach pośród bezkresnych bagien. Ujrzał tam myśliwych polujących na dzikie ptactwo i poprosił o wskazanie drogi do wioski ich wodza przez bagna. Myśliwi polecili mu zostawić rower i udać się za nimi. Ruszyli gęsiego przez bagna. Idąc uderzali w wodę oszczepami, bowiem wszędzie było pełno krokodyli. Wieczorem mocno dawały się we znaki komary. Dopiero miejscowa staruszka zlitowała się nad odganiającym się od owadów Kazikiem i podsunęła mu smarowidło odstraszające komary, ale Kazik wolał użyć raczej dymu z ogniska, bowiem mikstura straszliwie cuchnęła. Po spędzonej na bagnach nocy, w końcu rano dotarli do wodza, który Kazika przywitał serdecznie. Stwierdził, że od rana czekał na samotnego podróżnika z Polski. Kazik był zdziwiony tym, że wódz posiada takie informacje, ale okazało się, że to tam-tamy, wielkie bębny na których wieczorem wystukiwali rytm przewodnicy Kazika, przekazały te informację. Wódz wiedział nawet o tym, że wczoraj Kazikowi dokuczały komary.

Przez kilka dni Kazik wypoczywał w wiosce wodza, robiąc sobie przerwę w podroży. Na pożegnanie wódz podarował Kazikowie dwie włócznie, których jego plemię używa do polowań. Wódz życzył Kazikowi, by włócznie ochroniły go przed dzikim zwierzem na szlaku. Obiecał też podróżnikowi, że wieczorem uderzą w bębny i przekażą tym sposobem prośbę, by wszystkie wioski, do których Kazik zawita, udzieliły mu gościny.

Rozdział 8. Król zwierząt

W tropikalnym lesie Kazika zaskoczyła noc. W gęstwinie trudno mu było znaleźć miejsce na ustawienie obozu, wszędzie bowiem znajdowały się splątane zarośla. Szedł zatem przy świetle księżyca. Nagle, usłyszał szelest i zagrodził rowerem ścieżkę. W ciemności dostrzegł tajemniczy kształt, który zbliżał się do niego. Wówczas Kazik przypomniał sobie o włóczniach podarowanych przez wodza. Jedną z nich oparł o rower, drugą ścisnął w dłoniach i skierował w stronę tajemniczej sylwetki. Okazało się, że to lew, który skoczył na Kazika. Podróżnik poczuł uderzenie i upadł na ziemię. Przez chwile leżał w bezruchu nie wiedząc, co się stało. Okazało się, że ostrza podarowane przez wodza odstraszyły zwierzę. Lew skoczył bowiem, natrafił na ich ostrza i uciekł. Kazik cieszył się, że wyszedł z tej przygody w jednym kawałku. Pomyślał też o synu, który prosił go, by przywiózł mu z Afryki zdjęcie lwa, podczas gdy on martwił się tylko o uratowanie życia i nie wyciągnął z torby aparatu fotograficznego.

Rozdział 9. Złotodajna rzeka

Słonie są wystarczająco silne, by przejść przez dżungle nie potrzebują ścieżek, mogą wydeptać własne. Małpy też nie potrzebują dróżek, bo skaczą z drzewa na drzewo, a gdy chcą się napić, zwieszają się z drzewa i piją wprost z rzeki. Kazik potrzebował jednak dróg i jedną z nich, wydeptaną przez słonie, dotarł nad rzekę do obozowiska ludzi zajmujących się wydobyciem złota. Tamtejszy inżynier zarządzający kopalnią złota opowiadał mu o bryłkach złota, które można na miejscu znaleźć. Kazik uważał, że lekarstwa i jedzenie mają w tych stronach większą wartość, bo kiedy zachoruje, złoto go nie wyleczy, a kiedy będzie głodny, nie będzie mógł go zjeść. Podziękował inżynierowi i opuścił obóz myśląc, że choć w dżungli jest pełno niebezpiecznych zwierząt, to on lepiej się czuje w otoczeniu przyrody niż ludzi.

Rozdział 10. Zupa

W jednej z wiosek Kazika spotkała niezwykła przygoda. Właśnie zbliżał się wieczór i podróżnik był już bardzo głodny. Nagle ogromna chmura przesłoniła słońce, a burczenie, które słyszał, wcale nie dochodziło z jego brzucha. To nadlatywało stado szarańczy, a z chat nagle zaczęli wybiegać ludzie z koszami i garnkami i łapali te owady. Następnie napełnione garnki postawili nad ogniem, wlali wodę i zaczęli gotować z szarańczy zupę. W zupie znajdowała się nie tylko szarańcza, ale i inne żyjątka: gąsienice, mrówki, myszy oraz ślimaki. Wszyscy ustawili się w kolejce po zupę i jedli ją ze smakiem, ale kiedy kucharka zaproponowała taki posiłek Kaikowi, ten odmówił. Dostał jednak jajka, sam zerwał z drzewa bananowca kiść bananów i ugotował zupę z jajek i bananów.

Rozdział 11. Polowanie na słonia

Kazik dalej wędrował przez dżunglę z rowerem, a było to wyzwanie, bowiem wciąż drogę zagradzały zwalone pnie drzew lub zapadał się w puszystym mchu. Przedzierając się przez leśny gąszcz poczuł zapach dymu, a pośród gałęzi dostrzegł chatki. Zaczął zbliżać się do osady, kiedy podbiegła do niego gromada dzieci. Zapytał więc, czy w wiosce są jacyś dorośli i okazało się, że ma właśnie do czynienia z dorosłymi. Kazik zrozumiał, że trafił do wioski Pigmejów, małych ludzi o czarnej skórze, którzy noszą ubrania z liści i żywią się zwierzętami, które upolują. Pigmeje byli bardzo gościnni, zaprowadzili go do jednej z chatek, w której mógł schronić się na noc, a rano zabrali go na polowanie na słonie. Polowanie powiodło się i mieszkańcy mieli zapewnioną żywność na wiele tygodni. Kobiety przyniosły z dżungli jeszcze kolorowe grzyby i zjadł rękoma kolację ze słoniowego mięsa pieczonego nad ogniskiem i grzybów. A na deser podróżnik poczęstował Pigmejów solą, którą oni uznawali za wspaniały deser, w przeciwieństwie do dzieci w Polsce, które uwielbiają raczej cukier.

Rozdział 12. Na targowisku

Kazik dotarł do Usumbury, stolicy Rwandy. Na wielkim placu pośrodku miasta zlokalizowane było targowisko. Było tam wesoło, grali grajkowie, tancerze skalali, a widzowie wrzucali muzykantom jedzenie do worka, jako zapłatę za ich popisy. Na targu praktykowano handel wymienny i nie używano pieniędzy. Kupiec tłumaczył, że pieniądze nie mają sensu, skoro ludzie w tym regionie świata nie noszą ubrań i nie mają kieszeni. Kazik wymienił swój stary zegarek na korale dla żony, a od zachwyconego kupca dostał jeszcze piękną bransoletę wykonaną z drzewa hebanowego.

Rozdział 13. U króla Rwandy

Następnego dnia Kazik dotarł na dwór króla Rwandy. Został zaproszony do pałacu, do salonu udekorowanego skórami afrykańskich zwierząt. Przywitał się z królem Mutara i został zabrany na przejażdżkę limuzyną po ogrodach. Król był smutny, trapiło go, że ludzie w jego kraju nie są szczęśliwi i stale się kłócą, a on nie potrafi ich pogodzić. Król wyznał mu też, że chętnie – tak jak Kazik – ruszyłby w podróż, ale jest odpowiedzialny za swoje królestwo. Na pożegnanie król zamieścił wpis w pamiętniku Kazika, posługując się złotym piórem.

Rozdział 14. Śnieg w Afryce

Kazik odwiedził najpiękniej położoną afrykańską wioskę Beni. Postanowił zatrzymać się w niej na kilka dni i odpocząć. Kiedy tak siedział wieczorami przed chatą użyczoną przez mieszkańców i popijał sok z bananów, spoglądał na majaczącą na horyzoncie wysoką góra z białym szczytem. Był to Ruwenzori, najwyższy szczyt Gór Księżycowych. Miejscowi powiedzieli Kazikowi, że wspinaczka na szczyt trwa trzy dni i jeszcze nie było na tej górze jeszcze ekspedycji z Polski. Kazik stwierdził, że zatem czas zdobyć tę górę. O poranku wyruszył na szczyt z ekipą. Drugiego dnia wspinaczki dotarli do miejsca, w którym ziemię pokrywał śnieg. Kazik był zachwycony widokiem śniegu, ale tragarze stwierdzili, że wyżej nie pójdą bez butów, bo odmrożą sobie stopy.. Kazik zgodził się wrócić do wioski. Wytłumaczył, że wejście na szczyt nie było dla niego najważniejsze, wolał po prostu zobaczyć śnieg, który kojarzył mu się Polską. A przyniesioną w manierce kulę śnieżną, wrzucił sobie do soku bananowego.

Rozdział 15. Remo i jego przyjaciele

Kazik zakupił u miejscowego kupca strzelbę dla obrony przed dzikim zwierzem, a następnego dnia udał się na polowanie, żeby ją wypróbować. Chciał też zdobyć coś do jedzenia dla mieszkańców wioski Beni. Nagle Kazik usłyszał wołanie chłopca o imieniu Remo, proszącego o ratunek. Podróżnik ruszył w kierunku skąd dobiegał krzyk, kiedy ujrzał biegnącego przez las chłopca. Malec powiedział, że wielki wąż porwał jego pieska. Kazik strzelił do węża i tak upolował pytona, a jednocześnie ocalił pieska. Podróżnik zaprowadził chłopca z pieskiem i kozą do wioski, żeby malec był bezpieczny wśród ludzi. Okazało się bowiem że Remo mieszka w lesie sam, a kiedy jest głodny, pije po prostu mleko kozy.

Rozdział 16. Boże Narodzenie na pustyni

Przyszedł grudzień, a Kazik obozował na pustyni Kalahari. Mimo to podróżnik postanowił, że święta Bożego Narodzenia go nie ominą. Ze sznurka oraz zdjęć i pamiątek otrzymanych w trakcie podróży przygotował ozdoby i zawiesił je na rosnącym obok namiotu afrykańskim drzewku. Z kawałka drewna wystrugał aniołka i zawiesił go na najwyższej gałązce. Z mąki, rodzynek i orzechów upiekł na ogniu placek. Gdy zobaczył pierwsza gwiazdkę zjadł uroczysty posiłek i zaśpiewał kolędę „Wśród nocnej ciszy…”. Zwabiło to pawiany, które ciekawie przyglądały się choince. Kazik stęskniony za Polską pisał listy i świąteczne życzenia dla bliskich. Resztki świątecznej uczty zjadły z apetytem surykatki.

Rozdział 17. Uratowany przez żyrafy

Kazik nad Rzeką Krokodylą poważnie zachorował. Dostał wysokiej gorączki i przez cztery dni oraz cztery noce leżał w namiocie. Nie miał sił nawet zrobić sobie herbaty, pił po prostu wodę z rzeki osłodzoną cukrem. Był głodny, ale nie miał nic do jedzenia. Nie wiadomo, jak skończyłaby się ta przygoda, gdyby do jego obozu nie przybyli jacyś ludzie. Nakarmili chlebem oraz owocami i napoili Kazika herbatą, a także rozpalili ognisko. Zdumiony Kazik dowiedział się, że uratowały go żyrafy. Przybysze należeli do ekipy naprawczej i zjawili się w tym regionie tylko dlatego, że żyrafy uciekając przed drapieżnikiem uszkodziły linie telegraficzne. Dlatego spakowali rano narzędzia i wyruszyli na poszukiwanie miejsca awarii. W ten sposób natknęli się na obozowisko Kazika.

Rozdział 18. Na krańcu świata

Kazik pędził rowerem z góry na południowy kraniec Afryki, aż zobaczył rozciągający się przed nim bezkresny ocean. Spełnił swoje marzenie - przejechał Afrykę z północy na południe. Wieczorem rozbił namiot na skalistym przylądku i zasnął ukołysany przez szum fal rozbijających się o skały. Rankiem obudziły go głośne morskie ptaki krążące ponad przylądkiem. Spotkał też surykatki. Zaniepokojone obcym osobnikiem. Kazik zrozumiał, że jest tu tak naprawdę jedynie gościem i że czas wracać do domu. Postanowił teraz udać się przez cała Afrykę do Polski, do Poznania. Stwierdził też, że powrót do domu, to najprzyjemniejsza cześć podróży.

Rozdział 19. Mokradła

Kazik przemieszczał się wieczorem przez sawannę, gdy poczuł, że coś miękkiego nadepnął. Rozległo się bulgotanie i zaczął pogrążać się wraz z rowerem w bagnach. Był w prawdziwej opresji. Odrzucił strzelbę i aparat fotograficzny, ale zamiast wydobywać się z bagna, coraz bardziej się w nie zanurzał. Nadeszła noc, on po pas zanurzony był w gęstej mazi, a nad nim unosiła się chmara komarów. Kazik miał na szczęście zapałki i podpalił trochę suchych traw, a wywołany w ten sposób nieduży pożar osuszył mokradła na tyle, że krok po kroku Kazik zdołał się wydostać. Jednak jego rower nadal tkwił w bagnie i Kazik musiał wyciągnąć go za pomocą paska ze spodni.

Rozdział 20. Wio!

Kazik zastanawia się, czy jego rower wytrzyma drogę powrotną, z każdym dniem bowiem coraz gorzej działał. Kiedy Kazik dotarł do gospodarstwa położonego na wzgórzu wydawało się, ze rower ostatkiem sił się dotoczył. Kazik przedstawił się wychodzącemu na spotkanie gospodarzowi i co dziwne, okazało się, że nie tylko czytał on o Kaziku w gazecie, to jeszcze on sam nazywa się Wiśniewski i również przyjechał do Afryki z Polski, by hodować owce. Rodak doradził podróżnikowi, żeby dalej pojechał koniem, wierzchowcem o imieniu Ryś. Kazik nigdy w życiu nie siedział na koniu i miał pewne problemy z nauką jazdy konnej. Jednak nie było innego wyjścia, bo rower się rozpadał na części

Rozdział 21. Wodopój

Kazik uświadomił sobie, że rower nigdy nie czuł pragnienia, a konie nie tylko musiał napoić, ale też szybko się męczyły. W pewnym momencie konie: Ryś i Kowboj zatrzymały się i nie chciały ruszyć dalej. Okazało się, że przed nimi na drodze stoją lwy. Konie były bardzo przestraszone, a kiedy lew ryknął, Kowboj pognał do buszu. Kazik na Rysiu popędził za nim, nie chciał bowiem, by pierwsze dopadły go lwy. To była kolejna różnica w porównaniu z rowerem, który nie bowi się dzikich zwierząt. Cała sytuacja jednak skończyła się szczęśliwie i rumaki wkrótce dotarły do wodopoju.

Rozdział 22. Zielony staruszek

Wieczorem Kazik rozbił namiot w buszu i zarobił prowizoryczną zagrodę z suchych gałęzi cierniowych dla ochrony przed dzikimi zwierzętami. W takiej zagrodzie nawet jego płoche konie czuły się bezpieczne i spokojnie jadły trawę. Podróżnik rozpalił ognisko, by przy takim świetle pisać listy do rodziny. Co jakiś czas słyszał różne dziwne dźwięki, pośród których rozpoznał ludzkie kroki. Okazało się, że w stronę obozu zmierzał zgarbiony staruszek z długa siwa brodą, po czym usiadł przy ogniu. Kiedy Kazik się przedstawił staruszek wyznał, że jest poszukiwaczem złota. Podróżnik poczęstował go herbatą, a przybysz pokazał mu kilka grudek złota, zawiniętych w brudna chustkę. Staruszek stwierdził, że to jego skarb i nikomu nie powie, gdzie go znalazł. Pytał też Kazika, czy on też poszukuje złota, ale podróżnik wytłumaczył mu, że jest reporterem i interesują go zwierzęta i krajobrazy. Staruszek jednak nie chciał uwierzyć, że ktoś może nie szukać złota. Popijał gorącą herbatę i wciąż twierdził, że zna miejsce, gdzie jest złoto, ale nikomu go nie wskaże. W końcu odszedł w noc. Podróżnik żałował, że poszukiwacz nie został z nim na noc mimo propozycji, ale ostatecznie stwierdził, że pewnie staruszek bał się o swoje złoto.

Rozdział 23. Pożegnanie z końmi

Kazik wędrował cały dzień. Pod wieczór dotarł do plantacji malowniczo położonej nad brzegiem rzeki. Zapytał farmera o paszę dla koni. Mężczyzna życzliwie stwierdził, że uprawia kukurydze, ananasy i bananowce, zatem znajdzie się u niego mnóstwo paszy dla koni. Oprowadził podróżnika po swojej plantacji i wytłumaczył Kazikowi, że za rzeką Lulua rozciąga się bezkresna kraina bez dróg, za to porośnięta gęstą dżunglą i konie nie zdołają tamtędy przejść. Podróżnik postanowił, że w takim razie popłynie dalej łodzią z biało-czerwoną flagą na maszcie. Od mieszkających blisko tubylców kupił dwa czółna, połączył je ze sobą i przymocował do nich zbitą z desek budkę, by chronić się w niej przed komarami. Nazwał swój stateczek „Poznań”. Pożegnał się ze swoimi konikami - Kowbojem oraz Rysiem i zostawił je pod opieką farmera, który się nimi zaopiekuje i jedzenia na pewno im nie zabraknie.

Rozdział 24. Żegluga

Kazik płynął spokojnie rzeką przez dżunglę, odbijając się co pewien czas wiosłem od brzegu. Tuz przed łodzią widział olbrzymie krokodyle i ciekawskie hipopotamy, które usiłowały zaglądać do środka. Na szczęście „Poznań” omijała wszystkie przeszkody i zdradliwe wiry rzeczne. Kiedy zbliżał się wieczór, Kazik przycumował łódź do drzewa rosnącego przy brzegu i postanowił złapać rybę. Jako przynętę wykorzystał denerwującą go muchę i po kilku minutach udało mu się złowić złocistą rybkę. Kiedy zadowolony podróżnik chciał ją przyrządzić, ona przemieniła się w sycząca na niego, kolczastą kulę z zębami i uciekła do rzeki. W wodzie znów zamieniła się w piękną, złotą rybkę. Kazik z żalem pomyślał, że oto uciekła jego kolacja i musiał zadowolić się sucharami. Zmęczony wrażeniami Kazik położył się w kajucie, a gdy zasypiał, wspominał miniony dzień.

Rozdział 25. Rozbitek

Podróżnik dalej przemieszczał się wodą z nurtem rzeki. Co pewien czas dobijał do brzegu, by uzupełnić na lądzie zapasy – owoc albo rybę na kolację. Wszyscy się zwykle dziwili, bowiem w tych stronach jeszcze nie widzieli białego człowieka. Pewnego dnia spotkał kapitana dużego statku handlowego, który był zaskoczony taką jednostką pływającą, jak „Poznań”. Przestrzegał też Kazika przed wielkimi wirami wodnymi, którym nie da rady, bowiem toną przez nie nawet duże statki. Kazik był jednak przekonany, że sobie poradzi. Kolejnego dnia rozpętała się burza, a wichura przemieniła spokojną dotąd rzekę, fale gnały łódkę. Nagle potężny wir wyrwał Kazikowi wiosło z rąk, a fale zaczęły wlewać się na pokład. Kazik bał się, że łódka się przewróci, a on wpadnie z całym bagażem do spienionej rzeki. Wreszcie ujrzał ląd, a rozpędzona łódź zaryła w piaszczysty brzeg, zaś Kazik wyleciał z niej i wylądował na mokrym piasku. Wszędzie dookoła leżały bagaże, teraz przemoczone. Kazik stwierdził, że w trakcie tej wyprawy był już rowerzystą, jeźdźcem, żeglarzem, a teraz został rozbitkiem.

Rozdział 26. Wyspa hipopotamów

Kazik postanowił rozbić namiot i odpocząć po tej przygodzie z burzą. Wyciągnął czółno na brzeg, rozłożył przemoczone bagaże i ubrania na trawie, by wyschły, a on sam udał się na obchód okolicy. Okazało się, że utknął na bezludnej wyspie leżącej w samym środku wzburzonej rzeki. Poczuł się niczym król nowo odkrytego lądu. Wreszcie, znużony ciężkim dniem ułożył się do snu i od razu zasnął jak kamień. W środku nocy zbudziło go chrząkanie i parskanie. W świetle latarni dojrzał gromadę hipopotamów zmierzających ku obozowisku. Podróżnik uciekł przed nimi na drzewo, bowiem kiedy hipopotamy się zdenerwują, potrafią być niebezpieczne. Zwierzęta porykiwały do siebie buszując w obozie podróżnika, a jeden z hipopotamów chwycił aparat fotograficzny i biegał z nim dookoła drzewa. Bezludna wyspa okazała się być zamieszkała przez stado hipopotamów. W końcu Kazik usnął, a obudził go dopiero plusk wody. To hipopotamy rankiem wracały do rzeki. Kazik zszedł z drzewa i znalazł swoje rzeczy w nieładzie, porozrzucane wszędzie. Stwierdził, że to skandal, by w ten sposób potraktować króla wyspy. Kazik w pośpiechu spakował się, wrzucił bagaże do łodzi i odpłynął, nie miał bowiem ochoty na kolejne spotkanie z hipopotamami.

Rozdział 27. Miasto

Wkrótce Kazik dotarł do portu rzecznego Leopoldville, gdzie wywołał prawdziwą sensację. Nikt dotąd bowiem nie słyszał, by ktoś przepłynął taką drogę na takiej małej łódeczce. W portowym sklepie Kazik kupił stary rower, podobny do poprzedniego. Przed wyruszeniem w drogę podróżnik musiał jeszcze załatwić sprawy urzędowe. W urzędzie Polak przedstawił się i okazał paszport urzędnikowi. Ten stwierdził, ze paszport jest nieważny i trzeba opłacić podłużenie jego ważności. Kazik zapłacił resztą pieniędzy, jednak nie oznaczało to że może wyruszyć w dalszą drogę. Urzędnik polecił mu udać się jeszcze do Urzędu do Spraw Polowań po pozwolenie na przewóz broni, następnie do Urzędu do spraw Chorób Tropikalnych po świadectwo szczepień przeciw chorobom tropikalnym, a następnie do Urzędu do Spraw Podróżników po zaświadczenie, że jest podróżnikiem i do wielu innych urzędów. Dopiero wówczas może wrócić po stempel w paszporcie. Kazik spędził dwa dni biegając po urzędach i kompletując dokumentacje, ale w końcu zdobył upragniony stempel. Jak najszybciej opuścił urząd, by urzędnik nie przypomniał sobie o kolejnych dokumentach, które rzekomo są potrzebne. Podróżnik wskoczył na rower i jak najszybciej popedałował, by znaleźć się już w dżungli okalającej miasto i odpocząć od ludzi.

Rozdział 28. Lektyka

Kazik kontynuował swoją podróż. Z portu Leopoldville rowerem ruszył na północ. Stopniowo zaczęła się grząska, zarośnięta ścieżka, którą nie można było jechać. Kazik pchał zatem rower przed sobą i powoli przeprawiał się przez błoto. Pewnego dnia natknął się na tragarzy z pustą bambusową lektyką na ramionach. Okazało się, że wyszli po niego i prosili, by usiadł w lektyce, a oni zabiorą go do swojego króla. Kazik podziękował za propozycję, ale stwierdził, że jest przyzwyczajony podróżować o własnych siłach i samodzielnie dotrze rowerem do stolicy. Tragarze zawrócili, a Kazik dalej szedł błotnistą ścieżką. Nagle ponownie ujrzał tragarzy z lektyką. Kiedy się zatrzymali, z lektyki wyszedł sam władca i przeprosił podróżnika za stan dróg w kraju. Zaproponował, że odeśle lektykę i będzie towarzyszył Kazikowi w drodze. Podróżnik stwierdził, że czuje się zaszczycony propozycją władcy. W trakcie spaceru władca opowiadał o zwyczajach panujących w jego królestwie, za nimi zaś podążali ludzie z królewskiego orszaku i nieśli pustą lektykę.

Rozdział 29. W krainie ludożerców

Nocne dźwięki rozlegające się w otaczającym mrocznym lesie budziły lęk w Kaziku. Szczególnie bał się ludożerców, zwanych Abasalampasu, o których kiedyś słyszał. Mówi się, że Abasalampasu witają przybyszów zatrutymi strzałami posyłanymi z ukrycia, a kiedy trucizna sparaliżuje ofiarę, przywiązują nieszczęśnika do długiej gałęzi i niosą do swoich domów w lesie, a tam wrzucają do kotła i gotują długo, aż do kolacji. Nagle Kazik krzyknął przeraźliwie, bowiem stanął oko w oko z „okrutnym ludożercą”. Na wprost niego, pośrodku ścieżki, pojawiła się czarnoskóra postać z kolczykiem z kości w nosie i włócznią w dłoni. Zapytał ludożercę, czy on jest Abasalampasu, zaś ludożerca spytał, czy on jest białym człowiekiem. Kazik potwierdził, że on jest podróżnikiem z Polski, zaś nieznajomy przyznał, że jest myśliwym Abasalampasu i przestraszył się białego człowieka, bowiem słyszał o białych ludziach straszne opowieści, między innymi o tym, jak to biali porywają dzieci i czynią z nich niewolników. Również Kazik podzielił się swoimi obawami odnośnie Abasalampasu i ich zwyczajów. Okazało się, że obaj nasłuchali się nieprawdziwych historii, a myśliwy zaprosił Kazika do swojej wioski.

Rozdział 30. Czarownik

Kazik był gościem w wiosce Abasalampasu i często przesiadywał tam w towarzystwie czarownika, który najlepiej ze wszystkich władał językiem białych ludzi i opowiadał o zwyczajach plemiennych. Kazik, zaintrygowany naszyjnikiem czarownika, wykonanym z kości i pazurów zapytał, czemu służą te ozdoby. Okazało się, że są to amulety, które pomagają leczyć choroby, przyzywają deszcz w czasie suszy czy odganiają złe duchy. Czarownik był jednak zmartwiony, bowiem przyznał, że nie potrafi leczyć na odległość i martwi się o chorego brata, który mieszka daleko. Nie może udać się w odwiedziny do niego, bowiem wówczas zostawiłby wioskę na pastwę złych duchów. Kazik wpadł na pewien pomysł. Zrobił zdjęcie czarownikowi stojącemu przed swoja chatą i wywołał je. Czarownik widząc fotografię myślał, że to czary. Kazik zaproponował, by ustawić fotografię w drzwiach chaty czarownika, by złe duchy omijały wioskę. A sam czarownik może udać się w tym czasie do brata. Ucieszony czarownik podarował Kazikowi amulet – naszyjnik z piór – chroniący przed wszelkim niebezpieczeństwem i zapewniający przyjaźń napotkanych na drodze zwierząt.

Rozdział 31. Ranny gepard

Kazik wspinał się na wzgórze oddzielające sawannę od rzeki, nad której brzegiem planował rozbić obóz. Na szczycie rozejrzał się dookoła i w oddali dostrzegł rodzinę gepardów szykującą się do łowów. Pożałował, że są zbyt daleko na zdjęcie, ale jednocześnie wiedział, że dzięki temu nie jest zagrożony. Zszedł na drugą stronę wzgórza i rozbił namiot, a następnie zaczął rozpalać ognisko, kiedy usłyszał miauczenie. Okazało się, że był to młody gepard, ranny w przednią łapę. Podróżnik wyciągnął kolec tkwiący w łapie, przemył ranę mokrą chustka i opatrzył zwierzę. Później podróżnik zaczął zastanawiać się co zrobić z rannym dzikim kotem. Wiedział, że jeśli go zostawi, ten nie będzie mógł nic upolować. Wpadł zatem na pomysł, by używając kawałka suszonego mięsa ze swojego prowiantu, poprowadzić zwierzę w pobliże stada gepardów. Dopiero wówczas Kazik pomyślał, jakie gepardy stanowią zagrożenie dla niego. Ranny gepard dostrzegłszy rodzinę zaczął zbiegać ze wzgórza w stronę stada, gdy nagle zawrócił i ruszył na Kazika. Podróżnik wstrzymał oddech, tymczasem gepard zamiast rzucić mu się do gardła polizał go po ręce szorstkim językiem. Kazik wrócił do obozu w poczuciu spełnionego obowiązku.

Rozdział 32. Karawana

Kazik znalazł się w forcie granicznym Bir Ueli, gdzie odbywał się właśnie targ zwierząt. Przecisnął się przez tłum, by zameldować u naczelnika. Prosił go o możliwość przekroczenia granicy i udania się na północ. Naczelnik nie chciał się jednak zgodzić tłumacząc Kazikowi, że tam roztaczała się niebezpieczna pustynia Sahara. Uważał, że samotny podróżnik z rowerem nie da rady jej przebyć, nie weźmie ze sobą chociażby odpowiedniej ilości wody, a przejście pustyni jest możliwe tylko dla karawany wielbłądów. Kazik zdecydował, że kupi jednego wielbłąda i stworzy najmniejszą karawanę na świecie i w ten sposób obejdzie przepisy. Kazik kupił na targu pięknego białego wielbłąda o imieniu Ueli, a następnego dnia rano załadował na grzbiet wielbłąda rower i ruszył, by pokonać ostatni etap podroży, czyli Saharę. Kiedy Kazik opuszczał fort widział stojącego w oknie naczelnika, który spoglądał na najmniejszą karawanę na świecie.

Rozdział 33. Mądry wielbłąd

Kazik stwierdził, ze podróżował już rowerem, konno, czółnem, ale jazda na wielbłądzie dromaderze była nowym doświadczeniem. Zwierzę doskonale radziło sobie na pustyni, co więcej, uratował podróżnika, który uległ złudzeniu. Kiedy Kazik wspiął się na szczyt piaszczystej wydmy, ujrzał falującą w oddali wodę. Ucieszył się na myśl, ze znalazł źródło, ale mimo iż pędził wielbłąda w stronę wody, ten nie chciał iść. Zmartwiony Kazik usiadł na ziemi i zastanawiał się, co zrobić, nie mógł bowiem zostawić wielbłąda samego i udać się do wodopoju. Wtem ujrzał karawanę kupców i przedstawił im swój problem. Wyjaśnił, że chce iść w stronę jeziora, ale wielbłąd uparł się, by iść w przeciwną stronę. Wówczas kupcy wytłumaczyli Kazikowi na czym polega złudzenie optyczne zwane fatamorganą. Wyjaśnili, że na pustyni gorące powietrze tworzy czasem obrazy i choć wydaje nam się, że widzimy wodę lub miasto, to jedynie obraz w rozgrzanym powietrzu. Doradzili mu też zaufać wielbłądowi Ueli, bo on wyczuje wodę z dużej odległości. Zaproponowali też, by Kazik szedł po ich śladach, a do wieczora dotrze do oazy, w której znajdzie wodę i owoce. Pocieszyli go również, że morze znajduje się w odległości siedmiu dni wędrówki.

Rozdział 34. Oaza

Upłynęły długie, wyczerpujące dni marszu przez pustynię zanim Kazik dotarł do oazy. Minął poprzecinane nawadniającymi kanałami ogrody i dotarł do centrum oazy, gdzie znajdowała się studnia. Przy niej siedział mężczyzna, a obok niego spał stary wielbłąd. Okazało się, że to strażnik studni, który dba, by woda ze studni służyła i podróżnym i utrzymywała oazę przy życiu. Jego zadaniem było pilnowanie sznura, bez którego nie udałoby się wydobywać wody z głębokiej studni. Strażnik napełnił wodą kamienne poidło dla wielbłąda, a Kazikowi podał kubek z chłodną wodą. Podróżnik stwierdził, że ta woda smakuje lepiej niż lemoniada, a strażnik był bardzo dumny z jej jakości. Powiedział też Kazikowi, że nigdy nie podróżował, całe życie spędził bowiem w oazie, ale każdego dnia odwiedzają go podróżni i snują opowieści o swych przygodach i o tym, co widzieli w dalekich krainach. Dzięki temu strażnik wie o świecie prawdopodobnie więcej niż niejeden obieżyświat. Jednak podróżnika z Polski nigdy jednak nie spotkał, dlatego Kazik podzielił się z nim opowieściami o rodzimym kraju – o poznańskich koziołkach, smoku wawelskim czy toruńskich piernikach.

Rozdział 35. Burza piaskowa

Kazik postanowił przenocować w oazie, a rano ruszyć dalej ku morzu. Wieczorem, kiedy studiował mapę, zgłosił się do niego przewodnik, który zaproponował swoje usługi. Kazik miał obiekcję twierdząc, że dotąd świetnie radził sobie w podróży, ale przewodnik nalegał tłumacząc, że ten odcinek podróży jest wyjątkowo trudny. Deklarował, że z jego pomocą Kazik dotrze bezpiecznie do Uargli i nikt tak dobrze jak on nie zna pustyni. Ustalili stawkę na pięćdziesiąt franków i rano wyruszyli w drogę. Wkrótce przewodnik przestał nadążać za wędrowcami. Na dodatek nadeszła burza piaskowa, której najbardziej obawiał się właśnie przewodnik twierdząc, że są straceni. Kazik kazał przewodnikowi usiąść na wielbłądzie, a sam w chuście i okularach, szedł dalej w szalejącym piasku prowadząc wielbłąda na sznurze. Kiedy burza piaskowa ustała, okazało się, że przewodnik śpi na grzbiecie wielbłąda. Kazik doszedł do wniosku, że nie zapłaci przewodnikowi. Sam dalej prowadził swoją mini karawanę ku morzu.

Rozdział 36. Dobra cena

Kazik zatrzymał się w miejscowości Uargla, która była ostatnim przystankiem w drodze do Algieru. Tu musiał rozstać się z wiernym wielbłądem, nie było możliwości, żeby wsiadł z nim na statek. Wypytał przechodzącego chłopca z wielbłądem, gdzie może dromadera sprzedać. Ten poinformował Kazika, że w mieście jest dwóch ludzi, którzy mogliby kupić wielbłąda, jeden z nich to kupiec Brahim, który wykorzystuje wielbłądy do transportu towarów, zaś drugi to Stary Ali, hodowca wielbłądów mieszkający po drugiej stronie miasta. Chłopiec stwierdził jednak, że pierwszy z mężczyzn da lepszą cenę. Kazik najpierw udało się do wskazanego kupca, ale zobaczył u niego wycieńczone, wychudzone wielbłądy smagane biczami i zmartwił się, że jego wielbłąd może być źle traktowany. Kupiec zaoferował mu sto franków, ale Kazik stwierdził, że się zastanowi. Udał się zatem do Alego, który akurat siedział przed swoją chatą i szczotkował drewnianym grzebieniem starego wielbłąda o imieniu Puszek. W zagrodzie Kazik zobaczył jeszcze inne zadbane wielbłądy, które miały świeżą wodę i soczyste siano. Ali zaoferował co prawda mniejszą cenę, zaledwie dziesięć franków, ale Kazik wiedział, że z Alim wielbłądowi będzie lepiej. Podróżnik podziękował dromaderowi za pomoc wiedział bowiem, że bez jego pomocy nie zdołałby przeprawić się przez Saharę. Następnego dnia, kiedy opuszczał hotel, znów spotkał chłopca, który wcześniej wskazał mu kupców. Powiedział mu, że sprzedał swojego wielbłąda za dziesięć franków i uważa, że to bardzo dobra cena.

Rozdział 37. Turysta

Kiedy Kazik dotarł do Algieru, mżyło i ludzie chronili się pod parasolami przed deszczem. Kazik w trakcie wędrówki wielokrotnie za deszczem tęsknił, toteż spacerował po mieście ciesząc się z deszczu. W Algierze kupił bilet na statek do Europy. Do rozpoczęcia rejsu została godzina, zatem Kazik postanowił udać się na ostatni przed powrotem do domu statek. Spotkał siedzącego na ławeczce turystę, który po zadowolonej minie Kazika poznał, że podróżnik wraca do domu. Mężczyzna zaś dopiero rozpoczynał swoją podróż terenowym automobilem – turysta chciał odnaleźć prawdziwa Afrykę. Kazik podzielił się z nim swoimi doświadczeniami i udzielił rady, by trzymać się jak najdalej dróg automobilowych, jeśli rzeczywiście chce zobaczyć prawdziwa Afrykę. Syrena okrętowa wezwała Kazika na pokład, na którym znajdował się już jego rower, zatem podróżnik pożegnał mężczyznę życząc udanej i bezpiecznej podróży przez Afrykę. Kazik ruszył w drogę do domu, myśląc że chciałby jeszcze kiedyś wrócić do Afryki.

Rozdział 38. Powrót do domu

Kazik wjechał pociągiem na peron w Poznaniu. Przywitał się wylewnie z synkiem, żoną i córeczką. Synek pytał o stary rower oglądając ten, który podróżnik przywiózł z Afryki. Rozpoczęły się liczne pytania dzieci o podróż, ale Marysia przerwała rozmowę mówiąc, że czas do domu, gdzie czeka obiad. Kazik cieszył się, że podczas podróży zrobił tak wiele zdjęć, bo inaczej nikt by nie uwierzył, że wszystkie te przygody zdarzyły się naprawdę.

Rozdział 39. Największy skarb

Kazik odczuwał szczęście z powrotu do domu, stwierdził bowiem, że nawet podróżnik nie czuje się nigdzie tak dobrze, jak w domu z rodziną. Jednocześnie jednak trochę tęsknił za Afryką i podróżami. Radził sobie z tym wychodząc na dach domu i patrząc w gwiazdy. Wówczas wyobrażał sobie, ze znów jest w Afryce pośród natury. Sporo czasu Kazik spędza odwiedzając różne miasta, bowiem wiele osób ogląda pokazy jego zdjęć z Afryki, a ludzie lubią słuchać też opowieści o jej skarbach. Na jednym ze spotkań Kazik spotkał chłopca, który zapytał go o największe skarby, które podróżnik przywiózł z Afryki. Ludzie pytali go o złoto, myśliwskie trofea, ale Kazik wyznał, że najważniejsze co przywiózł z podróży w Afryce to wspomnienia, a największy skarb to zdjęcia oraz opowieści. Bowiem w podróżowaniu najważniejsze nie jest zdobycie bogactw, ale rzeczy, które się zobaczy i spotkani ludzie. Chłopczyk stwierdził, że kiedy dorośnie również chce być podróżnikiem, ale Kazik stwierdził, że tak naprawdę chłopiec już nim jest, bowiem przyszedł na prezentację zdjęć a Afryki zatem jest ciekawy świata i zadaje mnóstwo pytań. A kiedy ruszy w drogę i też będzie zadawał mnóstwo pytań, to spotka go coś ciekawego.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Krzyś kończył czytać książkę o wyprawie Kazimierza Nowaka, kiedy do pokoju wszedł dziadek. Zapytał chłopca, czy ten podróżuje przez Afrykę. Wnuk przyznał, że właśnie skończył czytać. W trakcie rozmowy okazało się, że dziadek pamiętał tamte czasy opisane w książce, był nawet na spotkaniu z Kazimierzem Nowakiem, siedząc w pierwszym rzędzie. To właśnie pod jego wpływem postanowił, że będzie w życiu starał się jak najwięcej podróżować. Dziadek również był w Afryce, w tropikalnym lesie widział goryle i słonie oraz spotkał uśmiechniętych i radujących się życiem ludzi. Dziadek tłumaczył Krzysiowi, że Afryka to magiczny kontynent, jednak od czasów Kazimierza Nowaka zmienił się on bardzo. Również dziadek tak jak Kazik, uważał, że najcenniejszą pamiątką z podróży są wspomnienia. Krzyś postanowił, że też kiedyś pojedzie do Afryki, by zobaczyć na własne oczy te wszystkie zwierzęta o których czytał.


2 komentarze: