Bohaterką utworu Roalda Dahla jest tytułowa Matylda. Jest to niezwykle utalentowana dziewczynka, ale niestety urodziła się w rodzinie, która nie ceniła nauki, a także mądrych i wrażliwych, obdarzonych talentami ludzi
Rodzice Matyldy, państwo Piołunowie, w ogóle nie wykazywali zainteresowania dziewczynką. Mieli jeszcze syna, Michała, który był – w odróżnieniu od Matyldy – zupełnie przeciętnym chłopcem. Tymczasem Matylda mając półtora roku mówiła już całkiem dobrze i miała zasób słów dorosłej osoby. Rodzice jednak, zamiast czuć dumę, nazywali ją paplą i oświadczali, że grzeczne dziewczynki powinno być tylko widać, a nie słychać. Zanim Matylda skończyła trzy lata, nauczyła się czytać z gazet leżących w domu. W wieku czterech lat czytała już płynnie i zaczęła marzyć o czytaniu książek. Niestety jedyną książką dostępną w domu była „Łatwa kuchnia”, należąca do jej matki. Kiedy przeczytała ją całą i nauczyła się na pamięć przepisów stwierdziła, że musi rozejrzeć się za czymś bardziej interesującym. Niestety mimo próśb, tata nie rozumiał, po co ma jej kupić książkę, skoro mają piękny, 12-calowy telewizor.
W tygodniu, niemal codziennie po południu Matylda zostawała sama w domu. Jej pięć lat starszy brat chodził do szkoły, ojciec do pracy, a matka jeździła do innego miasta, by grać w bingo, pięć razy w tygodniu. W dniu, kiedy ojciec Matyldy odmówił zakupu książki dziewczynka udała się sama do biblioteki publicznej. Przedstawiła się bibliotekarce, pani Nowelce i zapytała, czy mogłaby posiedzieć i poczytać książkę. Pani Nowelka była zaskoczona przybyciem małej dziewczynki bez rodziców, lecz mimo to stwierdziła, że Matylda jest mile widziana w bibliotece. Od tamtej pory popołudniami Matylda szła do biblioteki. Droga zajmowała jej 10 minut, dzięki czemu spędzała 2 godziny na pochłanianiu kolejnych książek. A kiedy przeczytała już wszystkie książki dla dzieci, zaczęła szukać czegoś innego.
Bibliotekarka po raz kolejny zainteresowała się Matyldą i wdała się w nią rozmowę. Była zaskoczona, że dziewczynka przeczytała już wszystkie książki. Dziewczynka stwierdziła, że niektóre były bardzo słabe. Najbardziej podobał jej się tajemniczy ogród. Zdumiona bibliotekarka zaczęła dopytywać Matyldę ile ma dokładnie lat, więc dziewczynka odparła, że 4 lata i 3 miesiące.
Pani Nowelka nie bardzo wiedziała, co doradzić Matyldzie i jak wybrać dorosłą książkę, odpowiednią dla czteroletniej dziewczynki. W końcu podała jej „Wielkie złudzenia” Karola Dickensa. Przez następne dni pani Nowelka nie mogła oderwać wzroku od dziewczynki siedzącej w wielkim fotelu i trzymającej za ciężką dla niej książkę. Zaczęła też dopytywać Matyldę, czy mama ją przeprowadza, a później przychodzi po nią. Dziewczynka jednak zaprzeczyła, mówiąc o grze w bingo i stwierdziła, że lepiej nie mówić mamie ani tacie, że przychodzi do biblioteki, ponieważ rodzice nie popierają czytania książek. Ona zaś, zamiast siedzieć w bibliotece codziennie powinna włóczyć się po pokojach i oglądać telewizję.
Pani Nowelka bardzo martwiła się o bezpieczeństwo dziewczynki samotnie idącej ruchliwą ulicą High Street i przechodzącej przez skrzyżowanie, postanowiła się jednak nie wtrącać. Matylda zaś w ciągu tygodnia skończyła „Wielkie złudzenia”, które liczyły 411 stron. Stwierdziła, że ogromnie jej się podobała książka i zapytała, czy Dickens napisał coś jeszcze? I tym sposobem następne pół roku Matylda, pod opieką pani Nowelki przeczytała mnóstwo książek, m.in. „Życie i przygody Nicholasa Nickleby” i „Oliviera Twista” Karola Dickensa czy „Otchłań ziemi” Mary Webb.
Podczas jednej z rozmów z panią Nowelką dziewczynka dowiedziała się, że z bibliotek publicznych wolno wypożyczać książki do domu. Od tej pory Matylda odwiedzała bibliotekę jedynie raz w tygodniu, by pożyczyć nowe książki, zwrócić przeczytane, a jej niewielki pokój zmienił się w czytelnię. Siedziała w nim całymi godzinami, popijając gorącą czekoladę. Książki przynosiły ją do nowych światów i zapoznały z wyjątkowymi ludźmi, prowadzącymi fascynujące życie. Dzięki lekturze mogła podróżować też po całym świecie.
Pan Piołun i samochody
Państwo Piołunowie mieszkali w domku z 3 sypialniami na górze oraz jadalnią, salonem i kuchnią na parterze. Ojciec Matyldy, handlował używanymi samochodami i nieźle mu to wychodziło. Twierdził, że jedną z tajemnic jego sukcesu są trociny. Okazało się, że starał się oszukać klientów, by uzyskać najwyższą cenę za stare samochody. Jedną z jego metod było wsypywanie trocin do zużytych skrzyni biegów, a także cofanie liczników. Chętnie dzielił się tymi trikami z synem, któremu planował zostawić interes w przyszłości. Matylda, która przysłuchiwała się tym opowieścią stwierdziła, że to nieuczciwe i ojciec oszukuje ludzi, którzy mu ufają. Mężczyzna jednak stwierdził, że z tych pieniędzy kupuje jedzenie i ona może nie jeść, jeśli jej się nie podoba. Dodał też, że córka nie ma prawa wygłaszać mu kazań o uczciwości. Męża poparła również matka dziewczynki, każąc jej trzymać „wredną buzię zamkniętą na kłódkę” i jeść kolację.
Posiłek składał się z samych gotowych dań, a rodzina jadła nie odrywając oczu od amerykańskiego serialu. Kiedy Matylda poprosiła rodziców, o możliwość pójścia do swojego pokoju i poczytania książki ojciec zaprotestował, mówiąc, że kolacja to chwila, kiedy rodzina jest razem i nikt nie wstaje od stołu, dopóki wszyscy nie zjedzą. Dziewczynka zauważyła, że nie siedzą przy stole, tylko jedzą z kolan oglądając telewizję. Na to ojciec zaczął się dopytywać co Matyldzie się nie podoba w oglądaniu telewizji, jednak ona nie dała się wciągnąć w dyskusję. Przeczytała już tyle książek, poznając z nich nieco życie, że wiedziała, iż rodzice nie powinni mówić jej, że jest bezmyślna, bowiem wiedziała, że jest inaczej. Postanowiła zatem, że jeśli rodzice będą dla niej niedobrzy, ona odpowie tym samym. Jej pierwszym celem stał się ojciec.
Kapelusz i superklej
Następnego dnia, tuż przed wyjściem ojca do pracy Matylda weszła do garderoby i wzięła kapelusz, który ojciec nosił codziennie do pracy. Dziewczynka ostrożnie wycisnęła cienką strużką kleju na wewnętrzną stronę kapelusza, a później delikatnie odwiesiła go na wieszak. Pan Piołun niczego nie zauważył, wkładając swój nowy kapelusz na głowę, ale kiedy zajechał do komisu, nie mógł już zdjąć nakrycia głowy. Okazało się, że super klej trzymał tak mocno, że gdyby mężczyzna ciągnął zbyt silnie, mógłby oderwać go ze skórą. Pan Piołun ostatecznie przez cały dzień nie zdjął kapelusza z głowy, nawet kiedy dodawał trocin do skrzyni biegów czy majstrował przy licznikach samochodów. Jednak kiedy wieczorem po powrocie do domu wciąż nie mógł zdjąć kapelusza, jego małżonka stwierdziła, że widocznie bawił się superklejem. Mężczyzna zaprzeczył mówiąc, że nie dotykał kleju, ale zaczął patrzeć podejrzliwie na córkę. Matylda zaś zaczęła opowiadać historie o chłopcu, który nie wiedział, że ma superklej na palcu i wsadził go sobie do nosa, po czym przez tydzień chodził z palcem w nosie.
Kapelusz nie chciał się odkleić nawet wieczorem, mężczyzna musiał zatem zrezygnować z kąpieli, a także spać w nim, co okazało się być prawdziwym koszmarem. Kiedy rano kapelusz wciąż nie chciał się odkleić, pani Piołunowa zaczęła go obcinać kawałek po kawałku, przy okazji obcinając miejscami również włosy.
Duch
Po incydencie z klejem przez tydzień u państwa Piorunów panował spokój. Pan Piołun stracił zapał do przechwalanie się i znęcanie nad innymi. Jednak kiedy pewnego wieczoru wrócił z pracy, na jego czole widać już było ciemne chmury. Jego małżonka, która znała oznaki złości, zniknęła z pola widzenia. Pan Piołun wkroczył zatem do salonu, gdzie siedziała Matylda pochłonięta książką. Mężczyzna włączył telewizor, a głośniki ryknęły, ale Matylda nawet się nie poruszyła. Nie przerwała czytania i to wprowadziło jej ojca we wściekłość. Zaczął dopytywać się, czy dziewczynka kiedykolwiek przestaje czytać. Wyrwał jej z rąk książkę, mówiąc, że to śmieć. A kiedy dziewczynka zaczęła mu tłumaczyć, że to „Kasztanek” Johna Steinbecka, amerykańskiego pisarza i zachęcać go do przeczytania, pojawiła się pani Piołunowa dodając, że to są świństwa, bo napisał je Amerykanin. Pan Piołun stwierdził, że ma dosyć czytania dziewczynki i lepiej znalazłaby coś pożytecznego do roboty, po czym niespodziewanie zaczął wyrywać kartki z książki i wrzucać je do kosza na śmieci. Matylda zaczęła protestować, mówiąc, że książka jest z wypożyczalni i musi ją oddać pani Nowelce. Ojciec odparł z satysfakcją, że w takim razie musi ją odkupić, więc będzie długo odkładać kieszonkowe, aż uzbiera w skarbonce wystarczającą kwotę. Matylda wiedziała, że jedyną rzeczą, którą może zrobić w tej sytuacji, jest kontratak. W jej głowie kiełkował plan zemsty z użyciem papugi Franka. Sześcioletni Franek był przyjacielem Matyldy. Mieszkał tuż za rogiem i już od paru dni wspominał o gadającej papudze, którą dostał w prezencie od ojca.
Następnego dnia, kiedy rodzice wyszli z domu, Matylda udała się do Franka, by pożyczyć tę niebiesko-żółtą papugę, która potrafiła mówić słowa „Halo, halo, halo” oraz „Kości me grzechoczą!”. Wypożyczyła ją na jedną noc, płacąc za to swoją tygodniówką, a klatkę z ptakiem ukryła w domu, w kominku. Wieczorem, w trakcie kolacji, dało się słyszeć słowa „Halo, halo, halo”. Rodzice, słysząc to, byli przekonani, że do domu wkradł się złodziej. Zasadzili się na niego, by go złapać, ale nikogo nie znaleźli. Kiedy znów rozległ się głos mówiący „Kości me grzechoczą!”, nabrali przekonania, że to duch. Matylda potwierdziła, że salon jest nawiedzony i wszyscy uciekli, zatrzaskując za sobą drzwi. Następnego dnia Matylda wyciągnęła brudną i wściekłą papugę z komina, a oddając ją Frankowi powiedziała, że rodzice za nią szaleją.
Rachunki
Matylda chciałaby, żeby jej rodzice byli dobrzy, kochający, musiała jedna pogodzić się z tym, że tacy nie byli. Nowa gra, którą wymyśliła karania jednego z nich lub obojga sprawiała, że życie stało się bardziej znośne. Jako mała dziewczynka górowała nad pozostała pozostałymi członkami rodziny siłą swojego umysłu. Jednak niestety każda pięciolatka musi też robić to, co jej rodzice każą, niezależnie tego jak absurdalne są to polecenia. Zmuszano ją na przykład do jedzenia kupnych, gotowych posiłków z aluminiowych tacek przed telewizorem, w ciągu tygodnia popołudniami musiała siedzieć sama w domu, a kiedy kazano jej się zamknąć, musiała milczeć.
Przygoda z duchami, a właściwie z papugą, uspokoiła państwa Piołunów. Jeszcze przez ponad tydzień byli stosunkowo mili dla córki, ale niestety nie trwało to wiecznie. Następny wybuch zdarzał się pewnego wieczoru w salonie, kiedy pan Piołun właśnie wrócił z pracy. Matylda czekała z bratem na kanapie aż mama przyniesie im jedzenie, a telewizor nie został jeszcze włączony.
Pan Piołun wkroczył do pokoju, ubrany w garnitur w jaskrawą kratę i żółty krawat na szyi. Był bardzo z siebie zadowolony, usiadł w fotelu i zwrócił się do syna mówiąc, że miał dzisiaj dobry dzień i jest wieczorem o wiele bogatszy niż rano. Sprzedał bowiem 5 samochodów każdy z zyskiem i każdy w nieuczciwych sposób. Następ[nie wyjął z kieszeni kawałek papieru mówiąc, że jeśli syn ma dołączyć kiedyś do interesu, musi się nauczyć obliczać zyski pod koniec dnia. Kazał mu przynieść ołówek i kartkę, po czym zaczął mu dyktować po ile kupił i sprzedał dany samochód prosząc, aby obliczył z tego, ile zarobił. Chłopiec zaczął jednak protestować, że to bardzo dużo liczb, ale ojciec odparł, że kiedy się prowadzi interes, trzeba być dobrym z arytmetyki. Zanim jeszcze brat zabrał się do rachunków, Matylda obliczyła wszystko w pamięci i podała odpowiedź, ale ojciec kazał jej się nie wtrącać. Kiedy dziewczynka upierała się, że dobrze policzyła i prosiła, by sprawdził swój zysk, ojciec oskarżył ją, że zerkała na kartkę, gdzie był on zapisany. Nazwał ją kanciarą i kłamczuchą. W tym momencie do pokoju weszła matka niosąc tacę z posiłkami. Spojrzawszy na męża zapytała, dlaczego jest taki czerwony, a on odparł, że jej córka to kanciara i kłamczucha, po czym kazał żonie włączyć telewizor.
Platynowy blondyn
Matylda nie miała wątpliwości, że takie zachowanie ojca zasługuje na surową karę. Jedząc rybę z frytkami rozważała zatem różne możliwości, a idąc spać miała już gotowy plan.
Następnego dnia wstała bardzo wcześnie, poszła do łazienki i zamknęła drzwi na klucz. Włosy jej mamy było pofarbowane na platynowo i przypominały kolorem rajstopy linoskoczek występujących w cyrku. Prawdziwe farbowanie u fryzjera odbywało się 2 razy do roku, ale raz w miesiącu mama Matyldy rozjaśniała sobie włosy sama, płucząc je farbą do włosów. Specyfik ten służył również do farbowania brązowych odrostów Butelkę tej farby trzymała w szafce w łazience, mimo ostrzeżenia, że powinien być przechowywany z dala od dzieci.
Ojciec Matyldy miał bujną czuprynę czarnych włosów, które rozdzielał na środku przedziałkiem i z której był bardzo dumny. Włosy pana Piołuna były mocne i błyszczące, ponieważ każdego ranka wcielał w nie dużej ilości specyfiku o nazwie Płyn do włosów - olejek z fiołków. Butelka tej fioletowej mikstury zawsze stała obok szczoteczek do zębów przy umywalce i codziennie rano po goleniu mężczyzna masował olejkiem skórę na głowie.
Teraz Matylda bez przeszkód odkręciła butelkę płynu ojca i wylała trzy czwarte jej zawartości do umywalki, a następnie wypełniła butelkę farbą do włosów należącą do matki i porządnie wstrząsnęła, by wszystko nabrało fioletowego koloru. Następnie odstawiła buteleczki na miejsce.
Przy śniadaniu siedziała za stołem w jadalni jedząc płatki kukurydziane, naprzeciwko niej, plecami do drzwi siedział brat, pochłaniając chleb z masłem orzechowym i dżemem. Mama w kuchni szykowała mężowi śniadanie, składające się z dwóch jajek sadzonych na grzankach, trzech parówek i trzech plastrów boczku oraz smażonych pomidorów.
Kiedy do jadalni wszedł ojciec, Matylda nie podniosła głowy znad płatków, bo bała się spojrzeć w górę. Michał patrzył przez okno, zatem również nie patrzyła na ojca. Nagle w jadalni pojawiła się matka z talerzem pełnym jedzenia. Spojrzała na męża i zamarła, po czym wydała z siebie straszny wrzask i upuściła talerz na ziemie. Pan Piołun zaczął krzyczeć na żonę, że narobiła bałaganu, ona zaś darła się na niego, co zrobił ze swoimi włosami. Matylda wreszcie mogła podziwiać wspaniały efekt swoich działań, czupryna ojca była bowiem brudnosrebrzysta. Ojciec wypierał się, jakoby farbował włosy, a matka krzyczała, że włosy same nie zmieniają koloru. Pani Piołunowa podała mężowi puderniczkę z torebki, a ten zaczął krzyczeć, jak to się mogło stać. Wówczas grzecznie odezwała się Matylda mówiąc, że jej zdaniem, ojciec nie patrzył, jaką buteleczkę bierze, i przez pomyłkę wziął mamy farbę. Mama stwierdziła, że jej farba jest okropnie silna i wolno dodawać tylko jedną łyżkę do pełnej umywalki, a on wylał sobie to wszystko na głowę i teraz może stracić włosy. Dodała, że jedyne co mu zostało, to ufarbować teraz włosy na czarno.
Pani Miodek
Matylda miała dopiero 5,5 roku kiedy poszła do szkoły, bo rodzice wcześniej zapomnieli załatwić formalności. Miejscowa szkoła dla młodszych dzieci mieściła się w ceglanym budynku i nosiła nazwę szkoły podstawowej imienia Łamignata. Chodziło do niej 250 dzieci w wieku od 5 do 12 lat, a dyrektorką była potężna pani w średnim wieku o nazwisku Pałka.
Matylda została przyjęta do najmłodszej klasy, w której było osiemnaścioro innych dziewcząt i chłopców w podobnym wiek. Ich nauczycielką była pani Winia Miodek, która nie miała więcej niż 23 lub 24 lata. Miała uroczą, bladą twarz i niebieskie oczy oraz jasnobrązowe włosy. Była krucha i delikatna. Była osobą cichą, nigdy nie podnoszącą głosu, rzadko się uśmiechała, ale uwielbiały ją wszystkie dzieci. Dyrektorka, pani Pałka była zupełnie inna, była siejącym postrach gigantem, okropnym potworem, przerażającym nie tylko uczniów, ale i nauczycieli.
Pierwszego dnia szkoły, po zapoznaniu się z imionami wszystkich dzieci, , pani Miodek rozdała dzieciom nowe zeszyty. Postraszyła wszystkich panią dyrektor, zapowiedziała również naukę tabliczki mnożenia. Kiedy zapytała, czy ktoś zna tabliczkę mnożenia przez dwa, rękę podniosła Matylda. Jednak kiedy doszła do dwa razy dwanaście równa się dwadzieścia cztery, nie przestała liczyć. W końcu przerwała jej pani Miodek pytając, do ilu Matylda tak potrafi liczyć i sprawdzając jej umiejętności, każąc jej mnożyć. Wkrótce okazało się, że Matylda potrafi mnożyć nie tylko przez dwa, zaś nauczycielka była zdumiona, bo nigdy nie spotkała nawet dziesięciolatka, który mnożyłby z taką łatwością. Pani Miodek stwierdziła, że to na pewno mama ją nauczyła tak liczyć, ale Matylda zaprzeczyła, że nauczyli ją rodzice. Stwierdziła, że po prostu mnożenie nie jest trudne.
W tej sytuacji nauczycielka nie mogła się powstrzymać, by dalej nie sprawdzać wiedzy Matyldy, ale w taki sposób, żeby klasa się nie zorientowała. Zapytała zatem, czy ktoś potrafi przeliterować słowo „kot” i tu trzy ręce uniosły się w górę, a słowo przeliterował Nikodem. Nauczycielka zatem zapytała, czy ktoś potrafi przeczytać całą grupę słów połączonych w zdanie i napisała na tablicy „Zacząłem się już uczyć czytać bardzo długie zdania” i tylko Matylda potrafiła to przeczytać. Pani Miodek przyniosła bardzo grubą książkę i podała ją Matyldzie prosząc, by dziewczynka przeczytała któryś ze znajdujących się w niej wierszy na głos. Matylda zrobiła to bez problemu, a później przyznała, że również pisze limeryki i jeden ułożyła o samej nauczycielce. Dodała też, że obecnie czyta książki z działu dla dorosłych, bo z dziecięcego już wszystko przeczytała, a najbardziej podoba jej się „Klub Pickwicka” Dickensa.
Pałka
Podczas przerwy pani Miodek poszła prosto do gabinetu dyrektorki, podekscytowana, że właśnie trafiła jej się dziewczynka, która miała cechy geniusza. Nauczycielka wiedziała, że należy jak najszybciej coś z tym zrobić, bo pozostawianie tego dziecka w najniższej klasie byłoby bez sensu.
Pani Pałka z zawodu była lekkoatletką i nie wiadomo, w jaki sposób została nauczycielką. Jej twarz nie była ani piękna ani radosna – miała wystającą brodę, zdradzającą zawziętość, okrutne usta i małe oczy. Zawsze nosiła stare ubrania, w tym brązowy fartuch ściągnięty w talii szerokim skórzanym paskiem.
Pani Miodek zaczęła mówić, że w jej klasie jest dziewczynka, Matylda Piołun, ale dyrektorka przerwała jej mówiąc, że to córka właściciela komisu samochodowego, który sprzedał jej wczoraj wspaniały samochód, prawie nowy z 10 tysiącami mil przebiegu. Dodała, że ojciec uprzedził ją, że jego córka to niezłe ziółko i trzeba na nią uważać. Oskarżyła też Matyldę, że na pewno podłożyła jej coś śmierdzącego do biurka i nie chciała słyszeć wyjaśnień nauczycielki, że to niemożliwe, bo Matylda jest dziś pierwszy dzień i poszła od razu do sali. Pani Miodek w końcu wykrzyknęła, że Matylda jest genialna i zaczęła mówić o zdumiewających zdolnościach matematycznych i o tym, że potrafi czytać. Dodała, że według niej Matylda powinna być przeniesiona do najwyższej klasy. Dyrektorka oskarżyła ją jednak, że nie potrafi sobie poradzić z dziewczynką i dlatego chce się jej pozbyć. Stwierdziła, że Matylda ma pozostać w obecnej klasie.
Pani Miodek czuła się pokonana, ale przyrzekła sobie, że zrobi coś z Matyldą, że znajdzie sposób, by jej pomóc.
Rodzice
Kiedy pani Miodek wyszła z gabinetu dyrektorki, dzieci bawiły się na dziedzińcu. Odszukała Matyldę i poprosiła ją do klasy. Stwierdziła, że nie ma sensu, żeby dziewczynka siedziała na lekcji nic nie robiąc, kiedy ona będzie uczyć resztę klasy tabliczki mnożenia przez 2 i jak się pisze podstawowe wyrazy. Na początku każdej lekcji będzie jej zatem dawała jeden z podręczników do algebry, geometrii francuskiego innych przedmiotów., a pod jej koniec dziewczynka może przyjść do niej, jeśli będzie miał jakieś pytania, a ona postara się pomóc. Pani Miodek dodała, że później może uda im się przenieść Matyldę do wyższej klasy, ale na razie dyrektorka życzy sobie, żeby została tutaj. Patrząc na Matyldę i słuchając jej odpowiedzi stwierdziła, że to niemożliwe, by była taka, jak określił ją ojciec. Zauważyła również, że pomimo tak wielkiej inteligencji, nie jest pewna siebie.
Kiedy dzieci wróciły, Matylda poszła do swojej ławki z podręcznikiem do geometrii, który dostała od pani Miodek. Lektura bardzo wciągnęła dziewczynkę i podczas lekcji ani razu nie podniosła wzroku znad książki. Tymczasem pani Miodek stwierdziła, że powinna jak najszybciej porozmawiać z rodzicami Matyldy, nie mogła bowiem uwierzyć, że nie zdają sobie oni sprawy z inteligencji dziewczynki. Pomyślała, że skoro pan Piołun prowadzi dobrze rozwijający się biznes, musi być stosunkowo inteligentny. Wiedziała też, że rodzice nigdy nie umniejszają zdolności swoich dzieci, a wręcz odwrotnie. Pani Miodek, była zatem przekonana, że bez trudu przekona państwa Piołunów, że Matylda jest wyjątkowa, a jej nadzieje sięgały jeszcze dalej – zastanawiała się, czy nie poprosić rodziców o pozwolenie na udzielanie Matyldzie indywidualnych lekcji. Postanowiła, że pójdzie do państwa Piołunów tego samego dnia, pomiędzy dziewiątą a dziesiątą, tak, żeby dziewczynka była już w łóżku. Tuż po dziewiątej wyruszyła zatem ze swojego domu. Dom państwa Piołunów znajdował się na ładnej ulicy, na której wszystkie domy oddzielone były od siebie kawałkami ogródków. Dom rodziców Matyldy był okazały, a napis na furtce brzmiał: „Cichy zakątek”. Nauczycielka zadzwoniła do drzwi, słyszała jak w środku ryczy telewizor. Drzwi otworzył pan Piołun upewniając się, że kobieta nie sprzedaje losów na loterię, a kiedy pani Miodek wyjaśniła, że jest nauczycielką Matyldy zaczął się dopytywać, czy już narobiła kłopotów. Nauczycielka jednak zaprzeczyła mówiąc, że przychodzi z dobrą wiadomością i chciałaby porozmawiać, ale pan Piołun stwierdził, że właśnie oglądają jeden z ich ulubionych seriali więc musi przyjść kiedy indziej. Pani Miodek nie dała się jednak odesłać i w końcu pan Piołun wpuścił ją do domu. Nauczycielka przedstawiła się i oświadczyła, że Matylda jest bardzo inteligentna, przeczytała zdumiewającą ilość książek, chciałaby się zatem dowiedzieć, czy dziewczynka pochodzi z rodziny lubiącej dobrą literaturę.
Ojciec dziewczynki stwierdził, że nieszczególnie szanują czytanie książek i nie mają ich w domu, zaś matka Matyldy dodała, że córka spędza życie w pokoju zakopana w głupich książkach. Powiedziała jeszcze, że nie popiera przemądrzałych panienek, a dziewczynka ma dbać o swoją atrakcyjność, żeby złapać dobrego męża. Na dowód tego, jak bardzo się to opłaca podała siebie mówiąc, że ona siedzi sobie w ładnym domu z odnoszącym sukcesy biznesmenem, a pani Miodek haruje ucząc abecadła gromadę dzieciaków. Pani Miodek wiedziała, że jeśli ma cokolwiek osiągnąć, nie może stracić panowania, dlatego zaczęła tłumaczyć, że Matylda jest też geniuszem matematycznym, jednak i to nie wzruszyło rodziców bo stwierdzili, że od tego jest kalkulator. W końcu pani Miodek zaczęła tłumaczyć, że kłopot z ich córką polega na tym, że tak bardzo wyprzedza wszystkie dzieci, że należy się zastanowić nad prywatnymi lekcjami, bo przy odpowiednim prowadzeniu za dwa-trzy lata, Matylda mogłaby osiągnąć poziom uniwersytecki. Pana Piołuna to jednak nie zachęciło, wykrzyknął tylko, że po co komu uniwersytet, skoro uczą tam złych manier. Nauczycielka zrezygnowała z dalszych prób przekonywania rodziców Matyldy.
Rzut młotem
Kiedy rozmawiało się z dziewczynką, mogłoby się wydawać, że to zwyczajna pięciolatka. Nie było widać w niej oznak genialności i nie popisywała się. Dlatego z łatwością przyszło jej zaprzyjaźnić się z innymi dziećmi, lubiła ją cała klasa, a wśród nowych przyjaciół Matyldy znalazła się Lawenda, wyjątkowo drobna dziewczynka o wielkich ciemnobrązowych oczach. Matylda polubiła ją, ponieważ była odważna i śmiała. Trzeciego dnia szkoły Matylda i Lawenda stały podczas przerwy w kącie dziedzińca, kiedy podeszła do nich dziesięcioletnia Hortensja, z czyrakiem na nosie. Zapytała dziewczynki, czy widziały już Pałkę i dodała, że dyrektorka nie znosi małych dzieci. Zaczęła opowiadać dziewczynką, że Pani Pałka ma u siebie zamykaną szafkę zwaną Dusidłem, której trzy ściany zrobione są z cementu o wystają z nich kawałki potłuczonego szkła, zaś w drzwiach są tysiące wystających gwoździ. Kiedy już kogoś zamkną w tej szafie, można tylko stać na baczność. Hortensja przyznała, że w pierwszym semestrze siedziała w Dusidle sześć razy, dwa razy cały dzień, a cztery razy po dwie godziny. Stwierdziła, że to wojna, a Lawenda i Matylda odpowiedziały, że Hortensja może na nich polegać i poprosiły ją, by powiedziała, co jeszcze robi dyrektorka. Dziesięciolatka początkowo się opierała mówiąc, że nie chce wystraszyć nowych uczennic, ale ostatecznie się złamała. Opowiedziała o tym, jak Pałka przyłapała Jula Stęchlaka na jedzeniu cukierków podczas religii i wyrzuciła go przez okno z pierwszego piętra, aż wylądował w samym środku grządki z sałatą. Hortensja przypomniała dziewczynkom, że Pałka rzucała kiedyś młotem w Brytyjskiej Ekipie Olimpijskiej i jest bardzo dumna ze swojego prawego ramienia.
Nagle na dziedzińcu zrobiło się bardzo cicho. Matylda i Lawenda zobaczyły olbrzymie ciało dyrektorki sunącej przez tłum chłopców i dziewczynek. Nagle zawołała do siebie dziewczynkę, Amandę Mszycę. Hortensja szepnęła, że Amanda zapuściła włosy przez wakacje, a jej mama splotła je w warkocze, co jest głupotą, bo Pałka nie cierpi warkoczy. Olbrzymka zbliżyła się do dziewczynki o złotych warkoczach i stwierdziła, że następnego dnia dziewczynka ma przyjść bez warkoczy do szkoły, że ma je odciąć i wrzucić do śmietnika. Dziewczynka zaczęła tłumaczyć, że te warkocze lubi bardzo jej mama, na co Pałka jedną ręką chwyciła warkocze i podniosła za nie dziewczynkę. Zaczęła kręcić nią w kółko nad głową, coraz szybciej nie bacząc na to, że dziewczynka krzyczy, po czym rzuciła dziewczynką, która przeleciała nad ogrodzeniem prosto w niebo. Matylda, jak zahipnotyzowana patrzyła, jak Amanda opada w końcu na boisko za płotem, ląduje na trawie, po czym siada. Hortensja dodała, że rodzice się nie skarżą, bo wszyscy śmiertelnie boją się dyrektorki.
Tort
Lawenda nie mogła zrozumieć, jak dyrektorce uchodzi to na sucho i stwierdziła, ze jej ojciec by narozrabiał, gdyby Pałka rzuciła nią przez ogrodzenie. Matylda jednak odparła, że by nie narozrabiał, bo nie uwierzyłby córce, a opowieść ta brzmiałaby idiotycznie i na tym polega sekret Pałki – nigdy nie rób niczego na pół gwizdka, jeśli nie chcesz za to odpowiadać. Matylda dodała też, że mama Amandy nie obetnie jej warkoczyków, ale Amanda sama to zrobi. A przebywanie z dyrektorką w szkole jest bardzo niebezpieczne, bo to tak, jakby się było zamkniętym w klatce z kobrą.
Już następnego dnia dziewczynki przekonały się, jak niebezpieczna może być Pałka. Podczas przerwy obiadowej ogłoszono, że wszyscy uczniowie mają po jedzeniu udać się do auli. Kiedy już wszyscy zgromadzili się na Sali, weszła Pałka, trzymając w rękach szpicrutę. Cała szkoła wstrzymała oddech. Dyrektorka wywołała Brzusia Truchcika – był to jedenastoletni chłopiec, duży i pulchny. Chłopiec stanął obok niej, a dyrektorka zaczęła mówić, że jest on gnidą i zwykłym przestępcą, złodziejem i koniokradem. Zdumiony chłopiec próbował zaprzeczać, ale odniosło to odwrotny efekt, bo dyrektorka jeszcze bardziej się zdenerwowała krzycząc czy przyznaje się do winy. Okazało się, że poprzedniego dnia, podczas przerwy, ktoś ukradł kawałek tortu czekoladowego przeznaczonego dnia dyrektorki. Brzuś zaczął tłumaczyć, że nie zrobił tego, ale dyrektorka odparła, że nie będzie jej tu kłamał, bo widziała go kucharka. Następnie wezwała kucharkę mówiąc, że chłopiec chce jej podziękować za wyjątkowo smaczny tort. Chłopiec podziękował kobiecie z ulgą wiedząc, że prawo zabrania dyrektorce uderzyć go szpicrutą. Dyrektorka jednak jeszcze z nim nie skończyła. Stwierdziła, że skoro tort jest taki pyszny, to żeby przyniosła go, wraz z nożem do krojenia tortu. Kucharka weszła ponownie na aulę, niosąc wielki czekoladowy, 18-calowy tort na półmisku. Dyrektorka kazała Brzusiowi go zjeść i stwierdziła, że nikt nie opuści sali, dopóki chłopiec nie zje całego ciasta. Chłopiec mimo protestów zabrał się do jedzenia i po pewnym czasie zbliżał się ku końcowi. Kiedy ostatni kawałek zniknął z półmiska rozległy się brawa i wiwaty. Dyrektorka stała bez ruchu na podiom, a w jej oczach błyszczała wściekłość. Nagle rzuciła się do przodu chwytając półmisek, na którym spoczywał tort i rozbiła go o głowę Brzusia. Kawałki porcelany rozprysły się po podium, ale chłopiec potrząsnął głową i wciąż się uśmiechał. Wściekła dyrektorka opuściła wraz z kucharką salę.
Lawenda
W połowie pierwszego tygodnia pierwszego semestru pani Miodek uprzedziła klasę, że pani dyrektor ma zwyczaj prowadzić co tydzień jedną lekcję w różnych klasach. U niej wypada to zawsze w czwartek o drugiej, zaraz po przerwie obiadowej. Tak więc następnego dnia pani Pałka miała zastąpić panią Miodek podczas jednej lekcji. Nauczycielka ostrzegła też dzieci, że pani dyrektor jest bardzo zasadnicza, więc żeby dopilnowali czystych ubrań, czystych buzi i czystych rąk, a także żeby się odzywali tylko wtedy, kiedy zostaną o to poproszeni. Zwróciła również uwagę na to, że kiedy do klasy wchodzi dyrektorka, na stole musi zawsze stać dzbanek wody i szklanka, bo bez tego nie rozpoczyna lekcji. Do pilnowania, by wszystko było jak należy, zgłosiła się Lawenda, która postanowiła zostać bohaterką, tak jak jej starsza koleżanka, Hortensja. W tym celu, nad stawem przy domu złapała traszkę i włożyła ją do piórnika. O swoim planie nie powiedziała nikomu stwierdziła bowiem, że w takiej sytuacji nie będzie ryzyka, że ktoś wyjawi jej nazwisko na torturach. Lawenda zaraz po obiedzie pobiegła do kuchni po dzbanek i szklaneczkę, po czym ustawiła na nauczycielskim stole. Następnie do wody wrzuciła traszkę, a także wszystkie odrosty ze swojego piórnika. Kiedy wszystko było gotowe, dziewczynka przyłączyła się do pozostałych dzieci bawiących się na dziedzińcu.
Wizytacja
Dokładnie o drugiej dzieci były z powrotem w klasie razem z panią Miodek. Nauczycielka sprawdziła czy jest dzbanek z wodą i szklanka, po czym stanęła z tyłu za ławkami. Po chwili do klasy weszła dyrektorka i przywitała dzieci mówiąc, że są bandą małych, obrzydliwych zgniłków i że będzie musiała najszybciej wyrzucić ze szkoły tylu z nich ile się tylko da.
Następnie przeprowadziła kontrolę czystość rąk przyłapując Nikodema Kmiotka na tym, że ma brudne ręce. Chłopiec przyznał, że mył je wczoraj albo przedwczoraj, a dyrektorka nazwała go nic nie wartym śmieciarzem pytała też, gdzie pracuje jego ojciec i czy w kanałach, na co chłopiec odpowiedział, że jest lekarzem i to dobrym. Dyrektorka denerwując się zapytała co robi duszona fasola na jego koszuli, zaś Nikodem odparł, że mieli dziś fasolkę na obiad, a trudno się ją je widelcem. Pani Pałka zaczęła się drzeć, że chłopiec jest obrzydliwy i jest chodzącą fabryką zarazków. Odesłała go do kąta i kazała mu stać na jednej nodze twarzą do ściany. To jeszcze nie był koniec pastwienia się nad nim, zaczęła go bowiem przepytywać z literowania, ale wszystko potrafił. Okazało się, że pani Miodek uczy dzieci układając zabawne wierszyki, dzięki którym szybciej zapamiętują materiał. Dyrektorka stwierdziła, że pani Miodek ma sobie darować naukę wierszyków, po czym przystąpiła do sprawdzania umiejętności matematycznych. Wybrała drobnego chłopca o imieniu Rupert, siedzącego w pierwszej ławce i zapytała go, ile jest siedem i siedem, a chłopiec powiedział, że szesnaście. Twarz pani Pałki powiedziała mu, że się pomylić, w desperacji próbował zatem zgadywać. W końcu dyrektorka stanęła za nim wyzywając go od bezmyślnego chwasta chwyciła w pięść wszystkie loki chłopca i uniosła chłopca ponad ziemię. Pani Miodek zaczęła protestować mówiąc, że chłopca to boli i że kobieta wyrwie mu wszystkie włosy, ale dyrektorka nie słuchała jej krzycząc do chłopca, żeby powtórzył, że siedem i siedem to czternaście. W końcu wypuściła chłopca, który spadł na podłogę, a dyrektorka zaczęła wykład o tym, że nie lubi małych ludzi i powinni być oni trzymani w pudełkach. Jeden z chłopców, Eryk Tusz odważył się zasugerować, że dyrektorka też kiedyś była niemowlakiem, ale oburzona kobieta zaprotestowała. Na dodatek kazała mu przeliterować wyraz „chytrze”, a on popełnił błąd. Dyrektorka stanęła za nim i chwyciła go za uszy, po czym uniosła z ławki. Eryk krzyczał na cały budynek, a pani Miodek znów interweniowała mówiąc, że może uszkodzić chłopca. Dyrektorka jednak odparła, że wie z doświadczenia, że uszy się wspaniale rozciągają, ale nigdy nie odrywają.
Następnie, stawiając chłopca zwróciła się do pani Miodek mówiąc, że tak trzeba uczyć, a nauczycielka jest równie głupia jak dzieci i jeśli nie potrafi sobie z nimi poradzić, to powinna sobie poszukać pracy w szkole prywatnej. Poleciła też pani Miodek przeczytać Nicholasa Nickleby Dickensa wspominając jako przykład dyrektora Dotheboys Hall. Stwierdziła że to dobra książka, ale nie sądzi, by ta banda kretynów ją kiedyś przeczytała. Na to odezwała się Matylda mówiąc, że ona przeczytała. Dyrektorka nie chciała jej uwierzyć, a kiedy Matylda się przedstawiła stwierdziła, że ojciec dziewczynki jest kanciarzem i sprzedał jej używany samochód, który według niego był prawie nowy, a jej silnik wypełniony trocinami wypadł na jezdnię. Dodała też, że nie lubi mądrych ludzi, bo są oni nieuczciwi i że będzie obserwowała Matyldę.
Pierwszy cud
Nauczycielka usiadła za stołem nauczycielskim i wzięła do ręki dzbanek mówiąc, że nie potrafiła nigdy zrozumieć, dlaczego dzieci są tak obrzydliwe. Dodała, że idealna szkołą to szkoła bez dzieci i kiedyś taką założy. W chwili, kiedy pani Miodek pomyślała, że dyrektorka to wariatka i to jej należałoby się pozbyć, Pałka uniosła niebieski porcelanowy dzbanek i nalała wody do szklanki. Razem z wodą do szklanki wpadła traszka. Dyrektorka zaczęła krzyczeć, zeskoczyła z krzesła mówiąc, że to wąż albo mały aligator. Pałka trzęsła się jak galareta, wściekła się bowiem, że komuś udało się sprawić, że podskoczyła i krzyknęła. Zaraz też zaczęła podejrzewać Matyldę, każąc jej wstać. Dziewczynka zaprzeczyła, jakoby coś zrobiła. Lawenda siedziała za nią i czuła się winna, że narobiła przyjaciółce kłopotów, ale nie miała zamiaru się przyznawać. Dyrektorka zaczęła się drzeć na Matyldę, że jest wstrętnym bydlęciem i nie nadaje się do tej szkoły. Matylda jednak też się wściekła mając świadomość, że została oskarżona o coś, czego nie zrobiła i nie miała zamiaru się poddać. W końcu dyrektorka uciszyła ją mówiąc, że jeśli zaraz się nie zamknie, spierze ją paskiem ze sprzączką.
Zdenerwowana Matylda usiadła. Czuła jak narasta w niej złość, a jej oczy były wpatrzone w traszkę w szklance. Nagle zaczęło opanowywać ją niezwykłe uczucie. Miała wrażenie, że wszystko może zrobić, wszystkiego dokonać. Czuła, że siła koncentruje się w jej oczach, z których zaczęły tryskać malutkie błyskawice. Szepnęła do szklanki, by ta się wywróciła i nagle szklanka lekko się zachwiała. Pchała ją zatem dalej, mówiąc, by się wywróciła. I wreszcie szklanka zaczęła odchylać się do tyło, aż stanęła na krawędzi denka i upadła z łoskotem uderzając o blat stołu. Woda ze szklanki i traszka wypadły na biust pani Pałki. Dyrektorka znów zaczęła wrzeszczeć i wskoczyła na krzesełko, po czym ręką odrzuciła traszkę od siebie. Traszka spadła koło Lawendy, która zgarnęła je do piórnika stwierdzając, że może się jeszcze przydać.
Dyrektorka zaczęła pytać, kto przewrócił szklankę mówiąc, że wie, iż to była Matylda. Siedząca w drugiej ławce dziewczynka nie powiedziała ani słowa, ogarnęło ją dziwne uczucie spokoju i pewności siebie. W końcu spojrzała w oczy dyrektorki i odrzekła, że od początku lekcji nie ruszyła się z miejsca. Dzieci poparły Matyldę mówiąc, że dyrektorka może sama ją wywróciła, a pani Miodek ich poparła. W końcu pani Pałka stwierdziła, że ma ich dosyć, nazywając zaplutą bandą karłów.
Drugi cud
Kiedy wszystkie dzieci wybiegły z klasy, Matylda pozostała w swojej ławce. Musiała komuś powiedzieć, co się stało ze szklanką. Pod wpływem impulsu zdecydowała, że najlepiej będzie powiedzieć to pani Miodek. Nauczycielka początkowo nie zrozumiała, co Matylda chce powiedzieć i nie mogła uwierzyć, że dziewczynka mogła wywrócić szklankę siłą woli. Stwierdziła, że jeśli tak zrobiła, to jest to największy cud, jakiego dokonał człowiek od czasów Jezusa. Postanowiła sprawdzić dziewczynkę prosząc, by Matylda powtórzyła to ponownie. Szklanka znów się zachwiała i przewróciła się na blat stołu. Nauczycielka szeroko otworzyła oczy, a szok spowodowany cudem, który widziała na własne oczy spowodował, że zaniemówiła. Następnie zapytała Matyldę, czy dziewczynka chciałaby przyjść do niej do domu na herbatę. Matylda się zgodziła, prosząc jeszcze nauczycielkę, by nikomu nie mówiła o tym, co się wydarzyło.
Domek pani Miodek
Nauczycielka dołączyła do Matyldy, która czekała na nią przedszkolną bramą i obie ruszyły poza granice miasteczka. Weszły na wąską miejską drogę, na której nie było ludzi i którą jeździło bardzo mało samochodów. Pozostając z panią Miodek, Matylda bardzo się ożywiła i nieustannie mówiła, rozważając przy okazji możliwości związane z przesuwaniem przedmiotów. Jednak pani Miodek doradzała ostrożność, ponieważ mają do czynienia z tajemniczymi siłami, o których nic nie wiedzą. Zaczęła się również zastanawiać, czy ta niezwykła zdolność przynoszenia przedmiotów bez ich dotykania ma coś wspólnego z bardzo rozwiniętym mózgiem Matyldy.
Dziewczynka przyznała, że podczas przesuwania przedmiotów czuła się cudownie i szybowała na srebrnych skrzydłach wśród gwiazd. Pani Miodek, chcąc na chwilę zmienić temat rozmowy, podawała Matyldzie nazwy drzew i uczyła dziewczynkę jak rozpoznawać gatunek po kształcie liści i wyglądzie kory na pniach. W końcu dotarły do przerwy w żywopłocie po lewej stronie drogi, gdzie była bramka zrobiona z 5 sztachet. Pani Miodek otworzyła bramkę, przypuściła Matyldę. Szły teraz wąską dróżką pokrytą koleinami. Po obu stronach ścieżki rosły wysokie żywopłoty z leszczyny, a między liśćmi widać było dojrzałe brązowe orzechy. W końcu doszły do jednopiętrowego domku rolnika. Otworzyły niewielką zieloną furtkę za którą była wąziutka ścieżka prowadząca do malutkiego domku z cegły. Chatka była tak mała, że wyglądała jak domek dla lalek. Dach pokrywała dachówka z szarego łupków i wystawał z niego komin, a od frontu były 2 małe okna. Nauczycielka z Matyldą udały się do kuchni, która nie była większa od sporej szafy. Wodę trzeba było nabierać ze studni i rozpalać w piecu. Pani Miodek wyznała zdumionej Matyldzie, że jest bardzo biedna. Mimo tego nauczycielka przygotowała nie tylko herbatę, ale również chleb z margaryną i mleko, po czym przeszły do salonu. Ten również był malutki i pusty, a za meble służyły dwie odwrócone skrzynki w charakterze krzeseł i trzecia jako stół. Na ścianach nie wisiały obrazy, a podłogi nie przykrywały dywany.
Nauczycielka zachęciła Matyldę do jedzenia twierdząc, że ona sama najada się obiadem, po czym wróciła do tematu niezwykłych mocy dziewczynki. Powiedziała, że byłoby interesujące stwierdzić, jakie są prawdziwe granice jej mocy i że ma wątpliwości, czy Matylda potrafiłaby przesunąć wszystko. Doszły też do wniosku, że muszą sprawdzić, czy konieczne jest, by dziewczynka była blisko przesuwanego przedmiotu.
Opowieść pani Miodek
Matylda zaczęła się dopytywać, czy w szkole bardzo źle płacą nauczycielce, ale pani Miodek odparła, że dostaje mniej więcej tyle samo, co inni. Jednak dziewczynka dalej dociekała, czy wszyscy nauczyciele mieszkają w takich warunkach jak pani Miodek, ale nauczycielka skwitowała, że ona jest wyjątkiem. Matylda zaczęła przepraszać, że o to zapytała, bo to nie jest jej sprawa, ale pani Miodek odpowiedziała, że i tak w końcu by zapytała, bo jest zbyt inteligentna, by się nad tym nie zastanawiać. Okazało się, że dziewczynka jest pierwszym gościem, która ją odwiedza odkąd się tu przeprowadziła 2 lata temu. I do dziś nie mogła z nikim porozmawiać o swoich problemach. Pani Miodek zaczęła mówić, że ma 23 lata, a jej ojciec był lekarzem w miasteczku, zaś matka umarła, kiedy miała 2 lata. Ojciec często ciężko pracował, więc poprosił niezamężną siostrę jej matki, aby się do nich wprowadziła i pomogła przy dziewczynce. Ta zgodziła się i przyjechała na miejsce. Pani Miodek znienawidziła ją od samego początku, natomiast ojciec nie zdawał sobie z tego sprawy, bo na ogół nie było go w domu, natomiast kiedy się pojawiał, ciotka zachowywała się zupełnie inaczej niż przy samej dziewczynce. Potem zdarzyła się druga tragedia. Kiedy pani Miodek miała 5 lat, nagle zmarł jej ojciec, a ona została sama z ciotką, która była jej prawną opiekunką i miała nad nią pełną władzę rodzicielską, na dodatek w sobie tylko wiadomy sposób stała się legalną właścicielką domu rodzinnego pani Miodek. Okazało się też, że okoliczności śmierci ojca były bardzo tajemnicze. Podobno popełnił samobójstwo, ale wszyscy byli przekonani, że nie był do tego zdolny. Matylda stwierdziła, że to prawdopodobnie ciotka go zabiła, ale pozorując samobójstwo, pani Miodek jednak stwierdziła, że jeśli się nie ma dowodów, nie można o niczym wyrokować.
Kiedy tylko ojciec zmarł, życie pani Miodek stało się koszmarem, a ciotka zamieniła się w prawdziwego potwora. Sierota tak się jej bała, że zaczynała się trząść, kiedy ta wchodziła do pokoju. Dziewczynka nie znała innych krewnych, wiedziała tylko, że wszyscy wyjechali do Australii. Chodziła do tej samej szkoły, co teraz Matylda nadal jednak mieszkała z ciotką. A kiedy ciotka wydawała jakieś polecenia, nieważne jakie natychmiast je wykonywała. W wieku 10 lat stała się jej niewolnicą. Robiła wszystko w domu, ze sprzątaniem i gotowaniem włącznie. Nie miała komu się pożalić, była też zbyt przerażona, żeby do kogokolwiek z tym iść. Była zdolną uczennicą i mogła iść na studia, ale nie było o tym mowy, ponieważ była potrzebna do pracy w domu. Na szczęście w pobliskim Reading było Studium Nauczycielskie i wolno jej było tam się uczyć, pod warunkiem, że codzienne będzie wracała prosto do domu, robić pranie, prasować, sprzątać dom i przygotowywać kolację. Kiedy chodziła na kurs nauczycielski miała 18 lat, ale była tak zdominowana przez ciotkę, że nie odważyłaby się odejść. Kiedy dostała pracę jako nauczycielka, ciotka powiedziała jej, że jest jej winna mnóstwo pieniędzy, bo karmiła ją przez wszystkie lata, kupowała jej buty i ubrania. Stwierdziła, że musi jej to zwrócić, oddając całą swoją pensję przez następne 10 lat. Załatwiła nawet z władzami szkoły, żeby pensja pani Miodek wpływała prosto na jej konto w banku. W końcu, 2 lata temu udało jej się od ciotki uwolnić.
Podczas jednego z porannych spacerów pani Miodek trafiła na tę malutką chatkę należącą do pewnego rolnika. Zapytała go, czy mogłaby wynająć jego chatkę, ale ten zaprotestował, mówiąc, że tam nie ma żadnych instalacji ani bieżącej wody. Mimo wszystko pani Miodek stwierdziła, że zakochała się w tej chatce i chce ją wynająć. Rolnik skwitował, że oszalała, ale zgodził się, ustalając czynsz na 10 pensów tygodniowo. Kiedy pani Miodek powiedziała ciotce, że odchodzi, ta dostała szału. Jednak pani Miodek postawiła na swoim i nareszcie była wolna.
Matylda stwierdziła, że pani Miodek potrzebuje pomocy i nie można było pozwolić, żeby żyła w ten sposób. Dodała, że nauczycielka mogłaby zrezygnować z pracy i pobierać zasiłek, ale ta stwierdziła, że nigdy by tego nie zrobiła, bo uwielbia uczyć. Matylda zaczęła więc dopytywać o kwestie własności domu, w którym obecnie mieszka ciotka pani Miodek, ale nauczycielka odparła, że testamentu ojca nigdy nie odnaleziono i jest przekonana, że to ciotka go zniszczyła. Na dodatek przedstawiła jakoś dokument, sporządzony ponoć przez ojca pani Miodek, z którego wynika, ze zostawia dom szwagierce w podziękowaniu za jej dobroć. Ona zaś nie ma pieniędzy, by dochodzić się z ciotką o prawa własności. Na dodatek jej ciotka jest osobą wielce szanowaną w miasteczku. I jest nią...pani Pałka.
Imiona
Matylda aż podskoczyła ze zdumienia na wieść, że pani Pałka jest ciotką pani Miodek i stwierdziła, że nic dziwnego, że się jej bała. Pani Miodek, zaczęła jej opowiadać, że jak miała pięć i pół roku, ciotka kazała jej się samej kąpać, a kiedy uważała, że nie jest dokładnie umyta, wypychała jej głowę pod wodę. Nagle jednak przerwała mówiąc, że jest jej głupio, bo przyszły porozmawiać o umiejętnościach dziewczynki. Ta stwierdziła, że może przesuwać przedmioty, zaś nauczycielka zaproponowała kilka eksperymentów, aby sprawdzić, jak dużo może poruszyć lub przepchnąć. Jednak dziewczynka odparła, że wolałaby iść do domu i przemyśleć wszystko.
Pani Miodek odprowadziła dziewczynkę do domu, a przez całą drogę nie odzywały się do siebie. Przed rozstaniem Matylda powiedziała, że myślała o tym wszystkim całą drogę do domu i ma pewien pomysł, i chciałaby zadać nauczycielce trzy pytania dotyczące sprawy: jak pani Pałka zwracała się w domu do ojca pani Miodek, jak ojciec zwracał się do pani Pałki i jak ojciec i ciotka zwracali się do niej w domu. Pani Miodek odpowiedziała, że Pałka mówiła do ojca „Magnusie”, Pałka ma na imię Agata i tak zwracał się do niej ojciec pani Miodek, zaś do dziewczynki zwracali się „Winiu”. Pani Miodek upomniała dziewczynkę, żeby nie robiła niczego nierozsądnego, a Matylda tylko się roześmiała i pobiegła do domu.
Próby
Dom jak zwykle był pusty, więc Matylda poszła do salonu i wzięła jedno z cygar ojca, a następnie udała się do swojego pokoju. W jej głowie klarował się już plan pomocy pani Miodek i miała już szczegóły, ale wszystko zależało od tego, czy potrafi zrobić siłą woli jedną rzecz. Cygaro miało jej posłużyć do ćwiczeń i tym razem poszło jej bardzo szybko – położone na toaletce cygaro spadło. Później zaczęła ćwiczyć podnoszenie cygara siłą woli i to też, po próbach, jej się udało. Od tamtej chwili codziennie po szkole zamykała się w pokoju i ćwiczyła z cygarem. Sześć dni później dziewczynka potrafiła nie tylko unieść cygaro w powietrze, ale również poruszać nim tak, jak chciała. Teraz mogła już wcielić w życie swój plan.
Cud trzeci
Następnego dnia był czwartek, dzień, w którym dyrektorka prowadziła pierwszą lekcję po obiedzie. Pani Miodek ostrzegła dzieci, żeby były wyjątkowo ostrożne i że dyrektorka może odpytywać z tabliczki mnożenia przez trzy, bo przez ostatni tydzień tego się uczyli. Kiedy dyrektorka wkroczyła do klasy, najpierw zajrzała do dzbanka z wodą mówiąc, że cieszy się, że tym razem nie ma w niej żadnych obrzydliwych stworów. Następnie wywołała chłopca o imieniu Wilfred i kazała mu wyrecytować tabliczkę mnożenia przez trzy od tyłu. Chłopiec wyjąkał, że od tyłu się nie uczył, a pani Pałka skwitowała, że znowu nic nie umiecie. Naskoczyła również na panią Miodek, że przez tydzień niczego dzieci nie nauczyła. Ta odparła, ze uczenie od tyłu nie ma sensu, bo w życiu najważniejsze, by iść do przodu, ale dyrektorka powiedziała, żeby nie była taka arogancka. Znów zaczęła wypytywać Wilfreda, ale ten zupełnie stracił głowę. Pałka doskoczyła zatem do niego i podcięła mu stopą nogi tak, że wyleciał w powietrze i zrobił salto. Następnie złapała go za kostkę i trzymała go dyndającego w powietrzu.
Nagle Nikuś siedzący w drugim końcu klasy zerwał się z miejsca i zaczął krzyczeć wskazując palcem tablicę. Kreda sama pisała na tablicy tekst” Agato, to Magnus”. Dyrektorka stwierdziła, że to niemożliwe, a kreda znów zaczęła pisać „To jednak ja, Magnus. Lepiej żebyś uwierzyła”. Pani Miodek spojrzała na Matyldę, a dziewczynka siedziała wyprostowana jak struna. Na tablicy pojawiły się kolejne słowa „Agato, oddaj mojej Wini dom”. Nagle wszyscy spojrzeli na dyrektorkę a kreda ponownie pisała, żeby oddała dom i żeby się wynosiła, bo inaczej Magnus przyjdzie i ją załatwi, tak jak ona jego. Po tym kreda przełamała się na pół i upadła na podłogę.
Okazało się, że po tym również dyrektorka upadła na podłogę mdlejąc. Troje dzieci wybiegło sprowadzić pielęgniarkę, a Nikuś złapał za dzbanek pełen wody i wylał ją prosto na głowę dyrektorki. Do sali weszła pielęgniarka z pięcioma nauczycielami, którzy zanieśli Pałkę do gabinetu lekarskiego, zaś pani Miodek poleciła dzieciom wyjść na dziedziniec i pobawić się aż do kolejnej lekcji. Matylda chciała wyjść z dziećmi, ale kiedy przechodziła koło pani Miodek, nauczycielka podbiegła do niej i uściskała ją ze wszystkich sił.
Nowy dom
Nieco później rozeszła się wiadomość, że dyrektorka odzyskała świadomość, po czym wymaszerowała z budynku. Następnego dnia nie pojawiła się w szkole, nie odebrała też telefonu od zastępcy dyrektora, pana Kapelutka. Mężczyzna udał się zatem do domu pani Pałki, ale nikt mu nie odpowiedział, a kiedy nacisnął klamkę, drzwi stanęły otworem. Obszedł dom, a kiedy zaczął zaglądać do szaf i szuflad okazało się, że rzeczy pani Pałki zniknęły. Zawiadomił zatem władze szkolne o zniknięciu dyrektorki.
Następnego dnia pani Miodek otrzymała wiadomość z kancelarii prawniczej, że znalazł się testament jej ojca, doktora Miodka i na jego mocy staje się prawowitą właścicielką nieruchomości znajdującej się na skraju miasteczka i nazwanej Czerwonym Domem. Oszczędności ojca, zdeponowane w banku, również przechodziły na własność córki. Pani Miodek już po kilku tygodniach przeniosła się do Czerwonego Domu, w którym się wychowała. Od tej pory Matylda była tam mile widzianym gościem, a pomiędzy nią a nauczycielką zaczęła się nawiązywać serdeczna przyjaźń.
W szkole również zaszły poważne zmiany. Dyrektorem został mianowany pan Kapelutek, a Matyldę przeniesiono do ostatniej klasy. Okazało się też, że zniknęła jej moc, a pani Miodek stwierdziła, że spodziewała się tego. Kiedy była bowiem w niższej klasie, jej mózg nie miał niczego, z czym mógłby się zmierzyć. Ale teraz współzawodniczy z dziećmi starszymi od siebie dwa razy i całą energie umysłu zużywa w szkole.
Pewnego dnia, kiedy Matylda wróciła od pani Miodek, zastała w domu kompletny chaos. Okazało się, że rodzice pakują się w pośpiechu i planują wyjazd do Hiszpanii. Matylda stwierdziła, że nie chce jechać, bo kocha swoją szkołę, ale nikt nie chciał z nią dyskutować. Przerażona dziewczynka pobiegła z powrotem do pani Miodek mówiąc jej o planach rodziców. Nauczycielka nie była zaskoczona i powiedziała Matyldzie, że jej ojciec należy do bandy kanciarzy i jest prawdopodobnie odbiorcą kradzionych samochodów. Matylda stwierdziła, że nie chce z nimi jechać i zapytała nauczycielki, czy gdyby się rodzice zgodzili, mogłaby z nią zostać. Ta przytaknęła i obie pobiegły w kierunku domu Matyldy. Matka dziewczynki stwierdziła, że się zgadzają, bo będą mieć o jedno mniej na głowie, po czym odjechali. Tylko brat pomachał jej na pożegnanie, rodzice się nawet nie odwrócili. Matylda zaś wskoczyła w ramiona nauczycielki i przytuliła się do niej.
Streszczenie jest formą podsumowania. Zachęcam do lektury książki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz