niedziela, 17 grudnia 2023

Charles Dickens "Opowieść wigilijna" - STRESZCZENIE SZCZEGÓŁOWE LEKTURY

Tytuł: "Opowieść wigilijna"
Autor: Charles Dickens


"Opowieść wigilijna" to opowiadanie Charlesa Dickensa nawiązujące do Wigilii Bożego Narodzenia. Pokazuje przemianę przedsiębiorcy, wielkiego skąpca i człowieka bezdusznego Ebenezer Scrooge`a pod wpływem duchów, a właściwie obrazów, które przynoszą. To lektura służąca refleksji nad własnym życiem i zrozumieniu, co tak naprawdę się liczy.

Rozdział I
Duch Marleya

Był dzień Wigilii Świąt Bożego Narodzenia. Ebenezer Scrooge – bogaty, chciwy przedsiębiorca, właściciel firmy „Marley i Scrooge” wspominał swojego wspólnika – Marleya. Przyjaciel zmarł równo siedem lat temu. Ebenezer został jego jedynym spadkobiercą. Podczas pogrzebu tylko on szedł za trumną Marleya. Pasją Scrooge`a były interesy, które prowadził twardą ręką. Osiągał on duże sukcesy finansowe i nie pozwalał się oszukiwać. Był twardy i ostry jak krzemięń oraz oschły, jak człowiek nie potrzebujący niczego od innych. Sposób zachowania przez lata wyostrzył mu rysy, oziębłość biła z jego zgarbionej postaci, haczykowatego nosa i siwych ust oraz zaczerwienionych oczu. W głosie znać było niechęć do świata. Na ulicy nikt się nie zatrzymywał, by zapytać go o cokolwiek, nawet psy się go bały, wciągając swoich właścicieli do bram, kiedy szedł. Tam, gdzie się zjawiał, wiało chłodem. Zresztą Scrooge`owi nie przeszkadzało zimno, najsilniejsze nawet mrozy czy wichury.

W Wigilię Scrooge pracował jak zwykle w swym kantorze. Drzwi od zakładu były uchylone. Przez szparę obserwował pracę swego kancelisty, który urzędował w małej klitce obok, przepisując listy. W kantorze u kupca palił się skąpy ogień, zaś ogień w pokoju kancelisty dogasał. Nie mógł go jednak rozniecić, bo skrzynka z opałem stała koło biurka Scrooge`a. Dlatego też mężczyzna co jakiś czas szczelniej otulał się szalikiem i zbliżał dłonie do świecy, by je rozgrzać.

Do kantoru przyszedł młody, radosny i przystojny siostrzeniec Scrooge`a. Jak co roku złożył wujowi życzenia świąteczne i zaprosił do siebie na obiad. Bez skutku próbował przekonać Ebenezera do wspólnego i radosnego świętowania. Scrooge nie mógł zrozumieć, jakie powody do radości ma siostrzeniec, skoro jest biedakiem. Stwierdza, że w świętach nie ma nic wesołego. To bowiem czas płacenia rachunków, a także czas, kiedy uświadamiamy sobie, że jesteśmy o rok starsi. Siostrzeniec tłumaczy wujowi, że czuje głęboki szacunek do świata z uwagi na jego niezwykłość. A Wigilia to jedyny dzień w roku, kiedy wszyscy otwierają swoje serca. I choć nie ma on ani srebra, ani złota to wierzy, że to Boże Narodzenie przyniesie mu wiele dobrego.

Po chwili do kantoru weszło dwóch mężczyzn zbierających datki. Wspominają, że w świątecznym okresie powinno się bardziej niż kiedykolwiek myśleć o biednych i samotnych. Pieniądze z datku miały być przeznaczone na jedzenie, odzienie, opał dla biednych. Kupiec odparł, że nic go to nie obchodzi i nakazał, by nieproszeni goście dali mu spokój. Stwierdził, że są więzienia, istnieją przytułki, a w fabrykach przemysłowcy potrzebują ludzi do pracy. Cały czas powtarzał, że nie obchodzi świąt i nie stać go na fundowanie przyjemności innym. Uważa, że skoro płaci podatki, utrzymuje instytucje o których wspominał. A ci, którym się źle powodzi, powinni do tych instytucji się zgłaszać. Na komentarz pracownika fundacji, że wielu potrzebujących nie może do tych instytucji się udać, dla wielu nie starcza miejsca, Scrooge stwierdza, że w takiej sytuacji powinni oni umrzeć, przynajmniej wówczas nie będzie nadmiaru ludności na świecie, a jego to nic nie obchodzi. Obaj panowie, widząc że dalsza rozmowa nie ma sensu, wychodzą.

Nastał zmrok. Na ulicach pojawiają się ludzie z pochodniami, którzy ofiarowali się oświetlać drogę przed powozami. Lord Major w swojej rezydencji wydał już polecenie służbie, by czyniła przygotowania do świąt. Jeden z kolędników stanął przed drzwiami kantoru i chciał zaśpiewać kolędę w nadziei, że otrzyma w zamian coś do jedzenia. Ale już po pierwszych słowach pieśni Scrooge zerwał się z krzesła z linijką w ręku, a kolędnik uciekł. Nadeszła godzina zamknięcia kantoru. Kancelista zgasił świecę. Scrooge oznajmił mu, że następny dzień, czyli 25 grudnia będzie miał wolny od pracy. Wypomniał mu jednak, że skoro jutro nie może przyjść do pracy, to pojutrze musi zjawić się wcześniej. Urzędnik obiecał to pracodawcy, po czym pobiegł szybko do domu w Camden Town, by pobawić się z dziećmi w ciuciubabkę.

Scrooge zjadł samotnie kolacje w tej samej gospodzie, co zwykle, przeczytał wszystkie gazety i przejrzał rachunki, następnie udał się do domu. Mieszkał w wielkiej posiadłości, która należała kiedyś do jego wspólnika. Budynek emanował takim smutkiem, że nikt oprócz Scrooge`a nie chciał tu mieszkać, więc resztę pomieszczeń wynajęto na biura. Otwierając drzwi, mężczyzna odruchowo zerknął na kołatkę przy drzwiach. Zamiast niej ujrzał twarz zmarłego Marleya. Ze zjawy promieniowało posępne światło, skóra była sina, a oczy nieruchome, patrzące jak niegdyś bez wyrazu. Wszystko to robiło upiorne wrażenie. Po chwili twarz zniknęła, zaś kołatka znów była tylko kołatką. Scrooge poczuł niepokój, ale był zbyt racjonalny, by przestraszyły go takie zjawy. Zabezpieczył mieszkanie i sprawdził, czy poza nim nikogo nie ma w domu. Nagle, w ciemnościach zobaczył przed sobą wielki, czarny karawan. Nie pozwolił sobie jednak na zapalenie większej ilości świateł – lubił ciemność, bo była tania. Przebrał się tylko w szlafrok i domowe pantofle oraz szlafmycę, po czym usiadł przed kominkiem z talerzem owsianki.

Choć w mieszkaniu było zimno, w palenisku tlił się tylko bardzo mały ogień. Kominek był staroświecki, wyłożony kaflami ze scenami biblijnymi. Kupiec na każdym z nich ujrzał twarz Marleya. Mimo iż nie chciał przed sobą tego przyznać, to mężczyznę zaniepokoiły te dziwne wydarzenia. Zaczął przechadzać się po pokoju, ale po chwili powrócił na miejsce. Kiedy siadał, spojrzał na dawno nieużywany dzwonek, który łączył pokój Scrooge`a z pokojem na najwyższym piętrze. Dzwoneczek zaczął się poruszać, najpierw dzwoniąc cichutko, potem coraz głośniej, aż wreszcie bardzo głośno, a wraz z nim zaczęły dzwonić dzwonki w całym budynku. Trwało to może pół minuty, choć Scrooge`owi wydawało się, że minęła cała godzina. Potem pod podłogą rozległ się dźwięk ciężkich łańcuchów. Drzwi piwnicy otworzyły się z trzaskiem. Do jego mieszkania przez zamknięte drzwi weszła zjawa i stanęła na środku pokoju. Kupiec ujrzał postać Marleya w tym samym ubraniu, co za życia. Cała postać była przezroczysta i opasana ciężkimi łańcuchami ze szczepionych ze sobą skrzynek na pieniądze, kluczy, książek rachunkowych i ciężkich sakiewek. Mimo iż zjawa stała przed nim, do końca nie wierzył w to, co widzi.

Scrooge drżącym głosem spytał ducha o powód wizyty. Wówczas widmo głosem Marleya odparło, że za życia był jego wspólnikiem, Jakubem Marleyem i zapytało Scrooge`a, dlaczego wątpi w jego istnienie. Kupiec stwierdza, że takie przywidzenia mogą spowodować całkiem błahe przyczyny, takie jak niedyspozycja żołądkowa. Zjawa zaczęła jęczeć rozdzierająco i potrząsać łańcuchami. Kiedy odwiązała chustkę podtrzymującą szczękę, a ta opadła mu aż do piersi, Scrooge bardzo się wystraszył i padł na kolana jęcząc, czego zjawa od niego chce. Zjawa mówi, że ci, którzy nie byli uczciwi w życiu, muszą błąkać się i patrzeć na świat, w którym już niczego nie mogą zmienić. Ona sama musi wlec za sobą łańcuch, który sam sobie ukuł własnymi rękami. Wyjaśnił, że od siedmiu lat dręczą go wyrzuty sumienia, ponieważ za życia był złym człowiekiem. Powinien wtedy pomagać ludziom, okazywać im miłosierdzie, życzliwość, lecz wówczas pochłaniało go pomnażanie pieniędzy i robienie interesów. Za życia jego duch nie wyszedł poza firmę, zaś świadomość nigdy nie wzniosła się poza pragnienie zarabiania pieniędzy. Powinien być natomiast dobrym człowiekiem, a najważniejszym interesem powinno stać się pomaganie innym. W rezultacie ma teraz przed sobą jeszcze długą drogę.

Na koniec duch ostrzegł kupca, że jego łańcuch jest jeszcze dłuższy. Dodał też, że jego obecność u Ebenezera Scrooge`a jest częścią jego pokuty. Przybył, by powiadomić wspólnika, że nie przepadła jeszcze dla niego nadzieja, że możesz uniknąć takiego losu. Oznajmia, że nawiedzą go kolejno trzy duchy, a bez ich odwiedzin nie będzie on mógł odmienić swego losu. Zapowiedział, że pierwszego ducha może spodziewać się następnego dnia, kiedy zegar wybije godzinę pierwszą, drugi pojawi się następnej nocy o tej samej porze, a trzeci pojawi się trzeciej nocy, kiedy umilknie ostatnie uderzenie oznajmiające północ.

Na pożegnanie duch podwiązał sobie brodę chustką, co spowodowało naprawienie szczęki. Duch skierował się następnie ku oknu, a kiedy Scrooge ruszył za nim, ten podniósł rękę i wówczas rozległy się w powietrzu jęki, żale pełne skarg i skruchy. Duch słuchał ich przez chwilę, po czym wyleciał przez okno. Kupiec spostrzegł mnóstwo zjaw unoszących się w powietrzu i podążających w różnych kierunkach wśród rozpaczliwych lamentów. Wszystkie one spętane były podobnie jak Marley łańcuchami. Scrooge widział, jak duchy cierpią, bo nie mogą już uczestniczyć w ludzkim życiu, straciły też moc naprawienia własnych błędów. Upiorne głosy umilkły, gdy pochłonęła je mgła. Scrooge próbował ignorować całe zdarzenie, ale bał się cokolwiek powiedzieć na głos. Zamknął tylko okno, sprawdził też drzwi, przez które przeniknął duch. Zmęczony, rzucił się na łóżko i natychmiast zasnął.


Rozdział II
Duch pierwszy


Gdy Scrooge przebudził się, w pokoju było ciemno. Stary zegar na wieży zaczął bić, a Scrooge doliczył się dwunastu uderzeń. Nie mógł w to uwierzyć, bowiem był przekonany, że położył się po drugiej, stwierdził zatem, że zegar na wieży musiał się zepsuć. Przypominając sobie wieczorne wydarzenia, był coraz bardziej zaniepokojony. Czekał na dziwną zapowiedzianej przez Marleya wizytę. Gdy zegar wybił godzinę pierwszą, pokój rozświetlił się blaskiem.

Ebenezer ujrzał postać wyglądającą jednocześnie jak dziecko i jak starzec. Od ducha bił blask. Bujne i białe jak u starca włosy opadały na ramiona, ale na młodzieńczej twarzy nie było ani jednej zmarszczki. Muskularne ramiona i wielkie dłonie świadczyły o sile. Ubrany był w śnieżnobiałą tunikę, przepasaną błyszczącą szarfą, a w ręce trzymał gałązkę ostrokrzewu. Istota przedstawiła się jako Duch Dawnych Świąt Bożego Narodzenia. Przybył, aby dla dobra Scroogea nawrócić go ze złej drogi. Ebenzer opierał się, nie miał jednak odwagi, by przekonywać ducha, że pogoda i późna pora nie sprzyjają podróżom. Duch chwycił kupca za ramię i obaj wyfrunęli przez okno.

Natychmiast znaleźli się na wiejskiej drodze, pośród pól osnutych śniegiem. Były to rodzinne strony kupca, w których spędził dzieciństwo. Nagle na drodze pojawiło się kilku chłopców w dwukółkach ciągniętych przez kucyki. Gdy zbliżyli się do roześmianych dzieci, Ebenezer rozpoznał w nich swych kolegów z klasy, którzy jechali do domów na święta Bożego Narodzenia. Dotarli do szkoły. W jednej z mrocznych sal położonych na tyłach domu siedział samotny chłopiec, czytający książkę przy nikłym świetle kominka. Wówczas Scrooge zapłakał – w tym dziecku ujrzał siebie. Duch wskazał kupcowi okno, za którym stał mężczyzna w dziwnej odzieży z siekierą zatkniętą za pas i osiłkiem dźwigającym porąbane drzewo. Ebenezer rozpoznał w nim Ali Babę, który „przychodził” do niego w wyobraźni, gdy ten jako dziecko spędzał samotnie święta Bożego Narodzenia w szkole.

Scrooge zobaczył również innych bohaterów z przeczytanych książek, m.in. Walentyna ze swym bratem Orsonem, Robinsona Crusoe z papugą i Piętaszkiem. Wzruszony przetarł zapłakane oczy i wyznał duchowi, że wczoraj przepędził spod kantoru małego chłopca, który chciał zaśpiewać kolędę. Teraz żałował, że nie nic mu nie dał.

Duch oznajmił, że teraz zobaczą inne Boże Narodzenia z przeszłości Scrooge` a. Gdy wypowiedział te słowa, chłopcu siedzącemu w klasie przybyło parę lat. Również sala szkolna się zmieniła - była brudniejsza i mroczniejsza. Do sali wbiegła mała Fan, znacznie młodsza siostra Ebenezera. Roześmiana zarzuciła ręce bratu na szyję mówiąc, że przyjechała by zabrać go do domu. Ojciec zgodził się na powrót syna do domu. Fan mówi, że będą to najszczęśliwsze święta w je życiu. Dzieci po spakowaniu kufra i pożegnaniu z dyrektorem ruszyły w drogę.

Duch zauważył, że siostra kupca była niezwykle delikatna, ale miała „złote serce”. Umarła bardzo młodo, tuż po wyjściu za mąż, osierociwszy swego syna, czyli siostrzeńca Scrooge`a. Ebenezer był bardzo zawstydzony i zmieszany tą uwagą.

Po chwili podróżnicy znaleźli się w okresie innego Bożego Narodzenia, na ruchliwej ulicy miasta. Zatrzymali się przed zakładem, w którym Scrooge miał praktyki. Pan Fezzwig, właściciel zakładu, zawołał swoich czeladników. Jednym z nich był młody Scrooge, drugim Dick Wilkins – dawny przyjaciel Ebenezera, również praktykant. Był wigilijny wieczór. Mistrz nakazał chłopcom przygotować izbę na powitanie gości. Ta po chwili zmieniła się w jasną i ciepłą bawialnię. Zjawił się skrzypek z nutami pod pachą i zasiadł za pulpitem, by nastroić skrzypce, Następnie weszła pani Fezzwig, a za nią trzy urocze córki. Potem zjawili się wszyscy, których zatrudniali państwo Fezzwig. Przyszedł też młody czeladnik z przeciwka. Wszyscy byli radośni i szczęśliwi, wiele osób tańczyło. Państwo Fezwig poczęstowali ludzi ciastem, pieczenią, piwem. Tańce trwały do jedenastej, potem państwo Fezzwig zajęli miejsce po obu stronach drzwi i żegnali gości, życząc im wesołych świąt.

Scrooge wszystko sobie przypomniał, nawet wypowiadane słowa, które bezgłośnie teraz powtarzał. Wzruszenie malowało się na jego twarzy, a duch stwierdził, że tak niewiele trzeba, by dwaj praktykanci odczuwali wdzięczność. Scrooge stwierdził, że pan Fezzwig potrafił cieszyć się z nimi, doceniał ich pracę, dzięki temu wykonywali ją z radością i zapałem. Gdy duch zapytał, co go trapi, odparł, że właśnie w tej chwili chciałby powiedzieć kilka słów swemu kanceliście.

Sceneria znów się zmieniła. Scrooge ujrzał siebie jako młodego mężczyznę. Siedział obok pięknej, zapłakanej dziewczyny, Belli, która postanowiła od niego odejść. Ukochana zdawała sobie sprawę, że Ebenezera owładnęła żądza zysku. Stwierdziła, że to złoto zajęło jej miejsce w jego sercu. Ebenezer nie rozumie, o co kobiecie chodzi, bo przecież sama nie chciała żyć w biedzie. Kobieta mówi, że bardzo się zmienił, a kiedyś byli do siebie tacy podobni i to dawało im nadzieję na szczęśliwe życie. Ten obraz załamał Scrooge`a, który stwierdził, że już nie chce niczego oglądać. Duch jednak przywołał ostatni obraz z przeszłości. Dawna ukochana siedziała w przytulnym salonie przy kominku. Otoczona dokazującą gromadą dzieci oczekiwała na męża. Gdy ten wrócił do domu obładowany prezentami gwiazdkowymi powiedział że przypadkiem widział przez okno kantoru jej dawnego przyjaciela Scrooge`a, jak siedzi przy biurku pochylony nad papierami. Stwierdza, że skoro jego wspólnik umarł, to nie ma już teraz nikogo na świecie. Te słowa sprawiły, że Ebenezer poprosił ducha, by ten zabrał go z tego miejsca, bo nie może tego znieść. Zjawa jednak odparła, że to jego przeszłość i nie jej wina, że tak wygląda.

Wówczas Scrooge zaczął się szamotać z duchem. Duch nie stawiał oporu, a ciosy go nie dosięgały. O władzy nad kupcem świadczyło światło nad głową ducha, płynące jasnym, silnym płomieniem. Nagle kupiec, chwyciwszy za wielką czapkę w kształcie gasidła i wcisnął go na głowę zjawy, ale nie mógł stłumić światła. Nagle znów znalazł się w swojej sypialni. Resztką sił położył się do łózka i zapadł w sen.


Rozdział III
Duch drugi

Scrooge`a obudziło własne chrapanie. Tym razem doskonale wiedział, że zegar zaraz wybije pierwszą i spotka się z kolejnym duchem. Kiedy jednak zegar wybił pierwszą nic się nie działo, poza dziwnym światłem, które spowijało pokój. Czekanie zaczęło się przedłużać, więc Scrooge zwrócił w końcu uwagę na to dziwne zjawisko. Wstał z łóżka i podszedł na palcach do drzwi. Nagle ktoś zawołał go po imieniu. Zajrzał do środka. Okazało się, że znów jest w swoim pokoju, ale zaszły w nim pewne zmiany - zielone gałęzie pokrywały ściany i sufit na kształt altanki. W kominku palił się wielki ogień. Na podłodze leżały różne smakołyki, od pieczonych indyków począwszy po pomarańcze i pachnący poncz.

Na tronie siedział wesoły olbrzym, w ręku trzymał płonącą pochodnię. Przedstawił się jako Duch Tegorocznych Świąt Bożego Narodzenia. Jego postać była owinięta zieloną szatą obramowaną białym futrem. Stopy były obnażone, a głowę przyozdabiał wieniec z ostrokrzewu wysadzany sopelkami lodu. Miał długie ciemne loki, do boku przypasaną starą pochwę pozbawioną miecza. Na twarzy olbrzyma malowało się rozbawienie. Stwierdził, że ma on ponad tysiąc ośmiuset braci, a sam jest bardzo młody.

Był mroźny poranek Bożego Narodzenia. Ludzie robili ostatnie gwiazdkowe zakupy. Dzwony kościelne wzywały na nabożeństwo wiernych. Ci, odświętnie ubrani, podążali grupami do świątyni. Nagle z zaułków wyłonili się ubodzy niosący swe dania do piekarni, gdzie wedle zwyczaju mogli je za darmo upiec. W piekarni duch podnosił ubogim pokrywy garnków i posypywał strawę wonnym proszkiem ze swej pochodni. Wyjaśnił kupcowi, że jest to przyprawa bożonarodzeniowa, która podnosi smak potrawy szczególnie, jeśli ktoś podzieli się nią z dobrego serca. Pochodnia miała zresztą również inne zastosowanie – kiedy w kolejce do piekarni ludzie pokłócili się, duch pomachał pochodnią nad ich głowami i zaraz się przeprosili.

Następnie obydwaj znaleźli się w najbiedniejszej dzielnicy miasta. Duch zabrał Scrooge`a do mieszkania jego pracownika, Boba Cratchita. Na progu duch pochodnią pobłogosławił ubogie mieszkanko, w którym trwały przygotowania do świątecznego posiłku. W izbie znajdowała się małżonka kancelisty i trójka ich dzieci. Marta Cratchit niepokoi się o męża, małego Tima i Martę stwierdzając, że już powinni tu być. Nagle wchodzi radosna Marta, a chwilę później z kościoła wrócił dygoczący z zimna ojciec rodziny, otulony tylko w swój długi szal, niosąc na rękach najmłodszego synka, maleńkiego Tima. Chłopiec był chory, jego nóżki były włożone w szyny, w rączce trzymał kule.

Mimo skromnego obiadu wszyscy byli radośni, szczęśliwi. Nas stole postawiono upieczoną w piekarni gęś, sos jabłeczny i tłuczone ziemniaki. Były to odświętne dania, na co dzień nie jadano takich przysmaków. Po zmówieniu modlitwy wszyscy zaczęli jeść. Po obiedzie pani domu rozdzieliła między członków rodziny pudding, polany rumem i ozdobiony ostrokrzewem. Na ten widok Bob oznajmił, że to najdoskonalszy pudding, jaki zrobiła, odkąd są małżeństwem. Po deserze sprzątnięto ze stołu i dorzucono węgla do kominka. Na stole stanęła waza z napojem przygotowanym przez Boba i talerz z jabłkami i pomarańczami, a dzieci wrzuciły do ognia garść kasztanów. Życzono sobie wesołych świąt i wszyscy oddali się rozmowie.

Nagle Scrooge zapytał ducha, czy chory chłopiec będzie żył. Usłyszał, że jeśli przyszłość rodziny nie poprawi się, ich dziecko umrze. Duch jednak stwierdził, że jeśli dziecko ma umrzeć, niech umrze, przynajmniej nie będzie nadmiaru ludzkości. Scrooge zdał sobie sprawę, ze to jego własne słowa i ze wstydem opuścił głowę. Wówczas duch zaczął tłumaczyć mu, że każde życie jest bezcenne, że nigdy nie powinien był tak mówić, bo w oczach Boga to może zasługiwać na naganę. Kupiec nie ma bowiem prawa rozstrzygać, kto stanowi ten nadmiar ludzkości.

W dalszej części wieczoru kupiec i jego przewodnik przysłuchiwali się rozmowie rodziny kancelisty. Bob Cratchit wznosi bowiem toast za Scrooge`a, dzięki któremu mogli zjeść posiłek. Żona Boba jest oburzona i stwierdza, że gdyby mogła, powiedziała by szefowi męża kilka słów. Określa go jako człowieka skąpego, okrutnego i pozbawionego współczucia. Bob jednak miał inne zdanie. Mówił, że to dzięki panu Ebenezerowi ma pracę, a tym samym pieniądze na świąteczny obiad. Cratchit zapewniał, że wkrótce ich los ulegnie poprawie, ponieważ syn - Piotr - otrzyma pracę i dołoży się do utrzymania domu. Marta, która całymi dniami pracowała u modystki oznajmiła, że jutro ma wolne i sobie dłużej poleży. Opowiedziała też, jak poprzedniego dnia do salonu przyszedł prawdziwy lord z piękną hrabiną.

W tej chwili duch z kupcem opuścili dom Boba. Udali się w kilka innych miejsc, w okolice bagienne zamieszkałe przez górników, gdzie chaty ulepione były z gliny i kamienia. Nawet tu, mimo biedy, pamiętano o duchu Bożego Narodzenia i wspólnie świętowano. Ponadto odwiedzili latarnię morską, w której dwaj latarnicy usiedli przy świątecznym stole i pojąc grog życzyli sobie wesołych świąt i pokład okrętu, na którym oficerowie nucili kolędy podczas rejsu. W tych wszystkich miejscach ludzie składali sobie życzenia i byli dla siebie mili.

W następnej chwili Scrooge wraz z duchem znaleźli się w ciepłym jasnym pokoju. Kupiec zorientował się że było to mieszkanie jego siostrzeńca, Freda. Od razu rozpoznał żonę krewnego – ładną i promienną, zabawiającą około dwudziestu gości w różnym wieku. Dobroduszny siostrzeniec opowiadał zgromadzonym o swym wuju Scrooge`u i jego niechęci do świąt. Nazywał go starym dziwakiem, który wmówił sobie, że nikt go nie lubi i dlatego nie przyjmował zaproszenia na świąteczny obiad. Mężczyzna nie czuł urazy do brata swej matki, lecz tylko żal, że zrezygnował z miłego towarzystwa w ich domu i rozrywki wśród gości. Zapewniał, że mimo ciągłych odmów on i tak co roku będzie zapraszał do siebie wuja na święta Bożego Narodzenia. Kiedy żona Freda wspomniała, że jego wuj jest bardzo bogaty, to mężczyzna odpowiedział, że cóż z tego, skoro nie ma z tego żadnego pożytku. Żona Freda stwierdziła jednak, że wcale mu nie współczuje, zaś jej siostry i inne obecne damy przyznały jej racje.

Po herbacie nadszedł czas na wspólne muzykowanie. Żona Freda zaczęła śpiewać i grać na harfie, a robiła to naprawdę wzruszająco. W pewnym momencie kupiec rozpoznał melodię z dzieciństwa. W dalszej części wieczoru goście grali w fanty, ciuciubabkę i grę „Co będzie i kiedy”. Ebenezer, choć był niewidoczny, także wciągnął się do zabawy, odgadywał hasła. Wszystko to sprawiało mu niebywałą radość.

Gdy duch oznajmił, że muszą iść dalej, Scrooge uprosił go o kilkuminutową zwłokę, ponieważ goście rozpoczynali właśnie grę w „tak i nie”. Polegała ona na zadawaniu pytań jednej osobie i odgadnięciu o kim lub o czym ona myśli w tym momencie. Tym razem osobę wymyślał Fred. Dzięki przeróżnym pytaniom goście zdołali się dowiedzieć, że ta osoba jest żywa, chodzi po ulicach, mieszka w Londynie, nie jest pokazywana w klatkach, często warczy, jest nieprzyjemna, czasem mówi, nie prowadza się jej na smyczy, nie zabija w rzeźni, nie jest ani bykiem ani psem, ani tygrysem, ani świnią, ani osłem, ani niedźwiedziem, ani kotem. Pulchna siostra żony Freda odgadła, że mowa jest o wuju Freda. Na koniec wszyscy wznieśli toast za zdrowie Scroogea.

Tego dnia odwiedzili jeszcze wiele domów, w których obchodzono Boże Narodzenie. Duch pokazał kupcowi szpitale, przytułki, więzienia, byli wszędzie tam, gdzie panował smutek i cierpienie, we wszystkich tych miejscach zostawiał też swoje błogosławieństwo i w ten sposób pokazywał Scrooge`owi, jakie znaczenie ma współczucie i miłosierdzie.

W pewnej chwili włosy na głowie przewodnika zbielały, on zaczął się starzeć, był coraz bardziej przygarbiony. Duch stwierdził, że jego życie na tym świecie jest bardzo krótkie i kończy się dzisiejszej nocy, kiedy zegary wybiją dwunastą. Spod szaty zaczęły wystawać ludzkie kończyny, trzymające się jej kurczowo. Okazało się, że były to wychudłe, wylęknione, zdziczałe dzieci. Ich rysy były wykrzywione cierpieniem i smutkiem. Na ich widok Ebenezera ogarnął wstręt. Duch powiedział, że chłopiec jest symbolem ciemnoty, a dziewczynka nędzy. Przestrzegł Scrooge`a szczególnie przed chłopcem, który przynosi zgubę. Kupiec zapytał, czy dal dzieci nie ma ratunku, ale duch odparł – cytując słowa Scrooge`a, że są więzienia, przytułki i domy poprawcze, czyli instytucje, do których powinni się zgłosić. W tym momencie zegar wybił dwunastą. Drugi duch zniknął, a przed kupcem pojawiła się wielka czarna zjawa w długim płaszczu i kapturze, podążająca w jego kierunku.


Rozdział IV
Duch Trzeci

Zjawa w czarnej pelerynie poruszała się powoli, uroczyście i w milczeniu, a spod okrycia wystawała jedynie ręka. Scrooge poruszony, przyklęknął na jedno kolano. Duch stanął przed kupcem i tkwił w milczeniu. Wreszcie mężczyzna odważył się zapytać, czy ma do czynienia z duchem Przyszłego Bożego Narodzenia, który przybył by pokazać mu jego przyszłość, jednak nie otrzymał odpowiedzi. Zjawa dała tylko znak ręką, by Ebenezer poszedł za nią. Wówczas Scrooge zdał sobie sprawę, że wizyty tego ducha lękał się najbardziej, ale wiedział także, że dla własnego dobra, aby stać się lepszym, musi być posłuszny.

Po kilku minutach obaj znaleźli się na londyńskiej giełdzie handlowej, pośród biegających nerwowo kupców. Nagle duch wskazał gromadkę ludzi. Scrooge podszedł bliżej i zaczął się przysłuchiwać ich rozmowie. Mężczyźni rozprawiali o jakimś człowieku, który umarł tej nocy. Jego pogrzeb miał być skromny, ponieważ nikt nie znał osoby chętnej podążać za trumną. Nie było wiadomo, kto jest spadkobiercą pieniędzy nieboszczyka. Zastanawiali się, czy zapisał on wszystkie pieniądze swojej gildii kupieckiej. Na koniec rozmowy wszyscy zaczęli się śmiać.

Po wyjściu z giełdy Scrooge znowu usłyszał rozmowę dwóch innych mężczyzn na ulicy. Od razu rozpoznał w nich bogatych i wpływowych kupców. Od dawna pragnął zaskarbić sobie ich szacunek. Chciał, by mieli o nim jako o kupcu dobre zdanie. Oni także rozmawiali o jakimś zmarłym podkreślając, że w końcu trafiło go licho. I tym razem Ebenezer nie wiedział, o kim była mowa. Dziwił się też, że duch każe mu wysłuchiwać takich mało znaczących rozmów.

Zegar kościelny wybił godzinę, o której codziennie Scrooge przekraczał próg budynku giełdy. Mimo iż rozglądał się dokładnie, nie zobaczył w tłumie siebie. Pomyślał zatem, ze może już wprowadził w swoim życiu zmiany, o których myślał.

W dalszej części podróży duch wraz z kupcem przenieśli się do najuboższej dzielnicy, w której Ebenezer był pierwszy raz Wiedział, że takie miejsca są niebezpieczne i mają złe opinie. Ta dzielnica była siedliskiem nędzy, chorób i zbrodni. Ulicami wlekli się pijani, ubrani w łachmany ludzie. Gdy zjawa i Scrooge weszli do pewnej rudery, ich oczom ukazał się okropny widok. Skupywano tu żelastwo, szmaty i odpadki, wszędzie więc leżały zardzewiałe gwoździe, klucze, łańcuchy, cuchnęło też zjełczałym tłuszczem. Właścicielem skupu był osiemdziesięcioletni starzec, Joe. który palił fajkę. Nagle do sklepu weszły dwie kobiety i mężczyzna: służąca, praczka i karawaniarz . Przynieśli ze sobą tobołki na plecach, w których mieli łupy do sprzedania. Okazało się, że zrabowali je z mieszkania pewnego nieboszczyka. O zmarłym wypowiadali się jak o złym, skąpym człowieku. Podobno w chwili śmierci nie było przy nim nikogo. Gdy rozwinęli swe tobołki, zaczęli chwalić się zdobyczami. Mężczyzna miał kilka breloków, futerał do ołówków, spinki do koszuli i niewielką broszkę. Praczka Dilber przyniosła prześcieradła, ręczniki, trochę odzieży, kilka srebrnych łyżeczek, szczypce do cukru i parę butów. Służąca natomiast przyniosła zasłony do łózka, na którym leżał nieboszczyk, koc i koszulę. Powtarzała, że nie był on warty tego, by być w niej pochowanym. Joe wypłacił każdemu pieniądze za łupy.

Scrooge patrzył na to wszystko z przerażeniem, a oni żartowali, że sknera przez całe życie odpychał od siebie ludzi, a po jego śmierci wszyscy się zbiegli i trochę obłowili. Kupiec zrozumiał, że ten zmarły nieszczęśnik to mógł być on. W chwilę później znalazł się wraz z duchem w całkiem innej scenerii. Stał teraz obok łóżka pozbawionego pościeli i zasłon. Scrooge ujrzał zwłoki leżące na łóżku, przykryte niedbale starym prześcieradłem. Był to smutny widok, a zwłoki wydały się odarte z majestatu śmierci. W pokoju panowała ciemność, przez którą przedzierało się światło padające z okna. Nad zwłokami nikt nie czuwał, nikt nie opłakiwał zmarłego. Kupiec spojrzał na ducha, ale ten w niemym geście wskazywał mu wezgłowie łóżka. Scroodge podszedł bliżej, ale nie chciał odchylić prześcieradła, nie chciał zobaczyć twarzy zmarłego. Potem zwrócił się do ducha ze słowami, że nie zapomni otrzymanej przed chwilą nauki i prosił go, by poszli stąd.

Wędrowcy ponownie znaleźli się w innym miejscu. W pokoju była kobieta i kilkoro dzieci. Ich matka najwyraźniej na kogoś czekała, chodziła bowiem niecierpliwie po pokoju. Kiedy do mieszkania wszedł jej mąż, kobieta podała mu obiad, a następnie zapytała, jakie nowiny przyniósł i czy są zrujnowani. Okazało się, że ich wierzyciel zmarł, a choć nie wiadomo, kto odziedziczył ich długi, to wkrótce mężczyzna ma nadzieję zdobyć pieniądze. Mimo iż stanęli w obliczu czyjejś śmierci, nie mogli oni opanować radości. Okazało się, że dzięki śmierci tego człowieka w domu zapanował spokój i szczęście i to było jedyne dobre uczucie, jakie duch mógł pokazać.

Scroodge poprosił ducha, by pokazał mu śmierć kogoś, kto budził tkliwe uczucia, żal czy współczucie. Duch zabrał go dalej, a kupiec zdał sobie sprawę, że był już tu wraz z duchem teraźniejszości. Znajdował się w mieszkaniu kancelisty. Nie przypominało ono jednak tego pełnego śmiechu i radości miejsca. W izbie panował smutek. Gdy nagle do domu wrócił Bob, oznajmił żonie, że był na cmentarzu i widział miejsce przeznaczone dla ich synka. Potem wszedł do pokoiku, w którym w łóżeczku przy zapalonych świecach leżało jego ukochane dziecko. Chłopiec był martwy. Bob długo rozmyślał, po czym zszedł na dół już w lepszym nastroju.

Później opowiadał żonie o dziwnym spotkaniu. Na ulicy zaczepił go siostrzeniec pana Scroogea, którego widział tylko raz. Gdy, zapytany o powód smutku, opowiedział mężczyźnie o śmierci dziecka, krewny Ebenezera wyraził swoje współczucie. Dał mu nawet swój bilet wizytowy mówiąc, by zwrócił się do niego gdy tylko będzie potrzebował pomocy. Siostrzeniec kupca przekazał także pozdrowienia dla zacnej małżonki. W dalszej części rozmowy rodzina przyrzekła sobie, że zawsze będą pamiętać o maleńkim Timie, który zawsze wiedział, jak ich rozweselić i zawsze starał się nigdy nie kłócić.

Ebenezer przypuszczał, że nadchodzi chwila pożegnania z duchem. Przed rozstaniem chciał się jeszcze dowiedzieć, kim był nieboszczyk, którego widzieli na łóżku i o którym mówili wszyscy spotkani przez nich ludzie. Duch jednak nie odpowiedział. Wskazał ręką inny kierunek. W chwilę później obaj znaleźli się w dzielnicy kupieckiej, w kantorze Scroogea. Nie zastali w nim jednak właściciela. Urzędował inny mężczyzna, umeblowanie także było inne. Scrooge domagał się wyjaśnień, ale duch tylko wskazywał mu drogę.

Kolejnym miejscem, w które się przenieśli, był cmentarz. Wówczas duch wskazał opuszczony grobowiec, na którym Ebenezer odczytał swoje nazwisko. Zrozumiał wtedy, że to on był nieboszczykiem. Padł przed obliczem ducha na kolana i zaczął prosić o ratunek dla siebie. Przyrzekał, że nie jest już tym samym człowiekiem, którym był, zanim w jego życiu pojawił się duch Marleya, a później kolejne duchy świąt. Błagał też ducha o wstawiennictwo. Prosił o zapewnienie, że jeśli zmieni swe postępowanie, to odmieni swoją przyszłość. Nagle chwycił ducha za rękę i zapytał, czy napis widniejący na kamieniu nagrobka może jeszcze zniknąć. Chciał zamienić swój los i przeznaczenie. Duch jednak wyrwał rękę z uścisku, jego kaptur i całun uległy przemianie, skurczyły się i zapadły, zmieniając się w słupek u poręczy łóżka.

Rozdział V
Zakończenie

Scrooge trzymał w ręku słupek własnego łóżka. Był szczęśliwy, że znowu jest w swoim pokoju, że znowu otaczają go znajome przedmioty. Najważniejsze też dla niego było, że miał szanse naprawić wszystkie swoje błędy. Czuł się lekko i życzył całemu światu wesołych świąt.

Gdy już się ubrał, zdał sobie sprawę, że nie wie jaką datę ma dzisiejszy dzień. Wyjrzawszy przez okno ujrzał jasny, mroźny krajobraz, pozbawiony mgły. Ten widok go zachwycił. Po chwili zawołał przechodzącego małego chłopca Zdumione dziecko odparło, że przecież jest Boże Narodzenie. Kupiec ucieszył się, że nie stracił kolejnych świąt, że duchy dokonały wszystkiego w jedną noc. Był im wdzięczny za przemianę, jaka w nim zaszła.

Scrooge poprosił chłopca, aby pobiegł do sklepu i kupił dla niego ogromnego indyka z wystawy sklepowej, wzbudzającego zachwyt w przechodniach. Obiecał, że po załatwieniu tego sprawunku malec dostanie zapłatę – szylinga, ale jeśli wróci szybciej, niż za pięć minut, dostanie pół korony. Chłopiec miał jeszcze poprosić subiekta, by zakup przyniósł do jego mieszkania. Uradowany posłaniec pobiegł co sił w nogach.

Ebenezer powrócił do mieszkania i czekał na indyka. Planował wysłać go Bobowi Cratchitowi i zrobić mu niespodziankę. Gdy jego wzrok zatrzymał się na kołatce, na której poprzedniego dnia ukazała się twarz Marleya, obiecał sobie, że od tej chwili będzie kochał kołatkę, mimo iż wcześniej zupełnie jej nie zauważał. Rozmyślania na temat uchwytu przerwało pojawienie się subiekta niosącego wielkiego indyka.

Scrooge polecił sprzedawcy, by dostarczył ptaka dorożką do mieszkania kancelisty. Po wydaniu dyspozycji ogolił się, ubrał się w najlepszy strój i wyszedł z domu. Po ulicach chodziły tłumy odświętnie ubranych ludzi, a kupiec tak serdecznie się do nich uśmiechał, że i oni reagowali uśmiechem. Kilku przechodniów nawet pozdrowiło go i życzyło wesołych świąt. Scroode uznał, że te słowa to najlepsza muzyka. Gdy Ebenezer spotkał jednego z mężczyzn, którzy byli wczoraj u niego w kantorze w sprawie wsparcia dla ubogich, złożył mu świąteczne życzenia i przeprosił za swoje zachowanie i wyraził chęć wspomożenia potrzebujących podopiecznych fundacji. Zdziwiony mężczyzna bardzo podziękował za zrozumienie.

Ebenezer dalej rozkoszował się spacerem. Poszedł do kościoła, a potem rozkoszował się przechadzką. Ze zdumieniem stwierdził, że cieszy go każdy drobiazg. W końcu poszedł do domu siostrzeńca – Freda. Wpuszczony przez służącą, onieśmielony wszedł do pięknie zastawionego pokoju. Gdy ujrzał siostrzeńca zapytał, czy zaproszenie na obiad jest nadal aktualne. Gospodarze, zaskoczeni i zdziwieni wizytą niezapowiedzianego gościa, byli zarazem bardzo szczęśliwi. W pokoju znajdowali się wszyscy ci, których Ebenezer widział już podczas wędrówki z duchem Tegorocznego Bożego Narodzenia. Tak jak przypuszczał, został przyjęty serdecznie. Towarzystwo sprawiło, że poczuł się jak w domu. Po obiedzie wszyscy oddali się zabawie.

Nazajutrz Ebenezer udał się z samego rana do pracy, chciał bowiem przyłapać Boba na spóźnieniu. I rzeczywiście, okazało się, że pracownik spóźnił się całe osiemnaście minut. Gdy w kantorze zjawił się kancelista, kupiec zaczął groźnym tonem mówić o spóźnieniu, by znienacka powiadomić go o podwyżce. Kancelista przez chwilę zastanawiał się, czy nie ogłuszyć pracodawcy i nie wezwać karetki z kaftanem bezpieczeństwa. Tymczasem Scrooge zaczął składać mu życzenia, obiecał też pomoc dla jego rodziny. Potem kazał mu pobiec kupić piecyk do jego pokoiku.

Scrooge nie tylko dotrzymał słowa, ale dla małego Tima stał się niemal drugim ojcem i dzięki troskliwej opiece chłopiec nie umarł. Kupiec stał się dobrym człowiekiem, a choć niektórzy śmiali się z takiej zmiany, on sobie nic z tego nie robił. Duchy już go wcześniej nie nawiedziły, ale do końca życia pamiętał on lekcję, jaką mu dały.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz