czwartek, 6 września 2012

Patrycja Pelica "Wszystkie kolory życia"

Tytuł: Wszystkie kolory życia
Autor: Patrycja Pelica
Wydanwictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Jakie to uczucie, kiedy świat ogranicza się do kilku metrów kwadratowych strychu? Jakie to uczucie, kiedy schronienie staje się jednocześnie więzieniem, każdy szmer jest dowodem zbrodni, zaś oddech – zdradą? Jakie to uczucie, kiedy o życiu świadczą jedynie kolory? Te, są zawsze, choć często przybierają ciemne barwy, jak śmierć, jak gnijące ciała i potępione dusze. Czasami też ociekają purpurą, niczym krwią wypływającą z otwartej rany. Zdarza się jednak tak, że kolory kojarzą się z miłością i nadzieją, że mimo wszystko nadejdzie lepsze jutro, a demony przepędzi kolejny świt.
Zuzia, bohaterka utkanej z emocji i okraszonej łzami książki Patrycji Pelicy „Wszystkie kolory życia”, poznała barwy dopiero z nadejściem wojny. My zaś poznajemy wstrząsające losy ludzi, których bardziej niż wojna zniszczyła nienawiść i strach przed innością. Autorka przenosi się z nami w czasy, kiedy ziemia ociekała krwią Polaków i Żydów, malując pełen cierpienia portret ludzi, którzy gotowi byli zginąć za bliźnich, a także tych, którzy wydawali wyroki. Ten obraz narodu polskiego prezentowany przez Pelicę nie jest popularny, wolimy widzieć siebie w roli ofiar, zbyt rzadko mówi się nie o bohaterach, ale o tych Polakach, którzy posyłali na śmierć za kilka srebrników, którzy – niczym Judasz – zdradzali.  Tymczasem ten niechlubny okres w historii powinien stać się przykładem, jak wojna wydobywa z ludzi pierwotne instynkty i … jak niszczy człowieczeństwo.
Zuzia miała zaledwie czternaście lat kiedy przyszła do niej wojna, a wraz z nią dorosłość. Ojca, zastrzelonego przez Niemców nie miała nawet czasu opłakiwać, bowiem na strychu czaili się Oni – Żydzi. Zjawili się w nocy, a wraz z nimi do drzwi Zuzi zapukał strach i potępienie, ale i miłość, która wypala piętno na sercu. Daniel, którego imię znaczyło „Pan jest moim obrońcą” i jego córeczka Anna Maria stali się jej teraźniejszością i przyszłością, jej potępieniem, ale i kolorami w jej życiu. „Kolory to wszystko, co może mieć samotny Żyd na strychu” – mówił On, próbując schwytać w dłonie smugę światła przeciskającego się przez zasłony. Bo słońce było wrogiem, zbyt wiele pokazywało i mogło przynieść śmierć. Przecież „miejsce Żydów jest w komorze”, a „dobry Żyd to martwy Żyd” mówili Polacy, stawiając się na równi  Niemcami, z okupantem, choć właściwie jemu można było wybaczyć, a im nigdy. Nawet siostra Zuzi, Julia bezlitośnie wydawała wyroki, obciążając swoje sumienie śmiercią tych, którzy pragnęli schronienia i tych, którzy odważyli się go udzielić. To, że sama Zuzia ukrywa Żydów było dla niej niezrozumiałe, bardziej niż to, że została nazistowską nałożnicą. Ciało było bowiem tym, co mogła zaoferować Eberhardowi w zamian za ułudę bezpieczeństwa i życie tych, których z góry skazano na śmierć. Chociaż się go bała, to właśnie ten Niemiec obudził w niej namiętność, on też pokazał, że nawet zwierzę może mieć ludzkie odruchy, że może kochać. Nawet wówczas, kiedy miłość ma kolor krwi i cierpienia niewinnych.
Jednak to Daniel wrył się głęboko w jej myśli, stopił z jej ciałem, jego piętno nosiła przez lata. „Dziwka”, „Żydowska dziwka” – tak brzmiało jej nowe imię po wyzwoleniu i nawet rosyjski oficer Iwan, którego poślubiła używał tego określenia z każdym kolejnym ciosem, delektując się jej cierpieniem, ale mając świadomość, że to Daniel, a nie on, zajmuje jej myśli, a oczekiwanie na jego powrót – pozwala przetrwać.
Historia Zuzi nie kończy się wraz z nadejściem wyzwolenia – bo tak naprawdę co ono dla niej oznaczało? Po strachu przed Niemcami, nadszedł czas na strach przed Polakami, którzy bez skrupułów wyrzucili ją poza nawias społeczności, skazując na ostracyzm także jej i Iwana córkę, a nawet wnuczkę. Opowieść oparta na faktach – jak czytamy na okładce – wzbudza w nas skrajne emocje, pojawiają się krwawe wizje przeszłości i niedowierzanie. Nie nam jest jednak oceniać zachowanie ludzi, pozostaje tylko głęboko współczuć straceńcom, którzy sami skazali na potępienie swoje dusze. Tak, jak nie przyznaje sobie prawa, by wydawać wyroki i opinie o zachowaniu Niemców, Żydów czy Polaków, tak nie mogę sobie odmówić określenia powieści Patrycji Pelicy mianem wyjątkowej. I nie chodzi to o młody wiek autorki, która stworzyła dzieło kumulujące sobie mądrość i doświadczenie przeszłości, ale o wyjątkowy zmysł obserwacji i analizy zachowań ludzkich. A także o wyjątkowy język „Wszystkich kolorów życia”, który barwi słowa emocjami, zderzając poetyckie ujęcie szarości z brutalnym realizmem. To powieść, która powinna jednoczyć, która staje ponad podziałami przekonując, że tak, jak wobec strachu, tak i wobec miłości jesteśmy równi. I wobec Boga, niezależnie od tego, jaka ma twarz czy imię. A słowa autorki „Bóg wybaczał – oni nie. Nigdy” – niech towarzyszą nam nie tylko podczas lektury, ale i przez całe życie, stanowiąc przestrogę, by już nigdy nie można było powiedzieć „ludzie ludziom zgotowali ten los”. 



Recenzja została umieszczona także na stronach wortalu literackiego Granice.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz