poniedziałek, 28 maja 2012

Małgorzata Maciejewska "Zemsta"

Autor: Małgorzata Maciejewska
Tytuł: Zemsta
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia









Samobójstwo to w zasadzie najdoskonalsza forma morderstwa. Prawdziwy sprawca pozostaje bezkarny. A tak nie powinno być”. Trudno oskarżyć osobę, która jest przyczyną desperackiego kroku, zawsze jednak… można się na niej zemścić. Pod warunkiem oczywiście, że jest na świecie ktoś, komu zależy na tym, by każąca ręka sprawiedliwości dosięgła winowajców. Kiedy zaś takich osób jest kilka (i w dodatku są to kobiety) konsekwencje dla winnego mogą być straszliwe.
Małgorzata Maciejewska temat zbrodni i kary porusza w swej powieści „Zemsta”, gdzie zbrodnią jest zdrada, karą zaś szereg nieprzyjemności dotykających parę kochanków z wielce efektownym zakończeniem. Książkę, choć porusza trudne, bolesne tematy, czyta się niezwykle lekko szczególnie, że przesiąknięta jest wysmakowanym dowcipem, zaś makiaweliczne plany zemsty nie raz wywołują salwy gromkiego śmiechu. Powinny ją przeczytać wszystkie kobiety, aby przekonać się, że zdrada nie musi być powodem do załamania, a także mężczyźni - by zastanowili się choć przez chwilę zanim pofolgują swojemu ego w ramionach innej kobiety.
Agata nie potrafiła żyć ze świadomością, że jej ukochany mąż nie tylko złamał małżeńską przysięgę, ale potrafił kłamać i upokarzać ją w tak perfidny sposób. Jego nielojalność była ciosem po którym nie potrafiła się podnieść dlatego też pewnego dnia zrobiła w domu gruntowne porządki, wysłała kilka maili, usunęła z komputera wszystkie osobiste rzeczy po czym.. „zsunęła się z wysokości trzydziestu metrów” nafaszerowana tabletkami i alkoholem.
Śmierć Agaty wydaje się być zapowiedzią nowego życia Lizy Szruber, dyrektorki banku i kochanki Jacka. W obliczu usunięcia się rywalki liczy teraz na zajęcie godnego jej osoby miejsca, czyli u boku swojego  mężczyzny, tym razem jednak jako przyszłej żony. Nie wzięła jednak pod uwagę tego, że prędzej czy później przychodzi w życiu czas rozliczenia i zapłaty za wszystkie swoje grzechy. Więzi przyjaźni łączące Agatę z czterema dziewczynami: Anią, Magdą, Kryśką i Ewką sprawiają, że ten czas właśnie nastał, a one zrobią wszystko, by wiarołomny Jacek i „ta druga” ponieśli dotkliwą karę. A, że zemsta najlepiej smakuje na zimno, będzie ona realizowana według starannie przemyślanego scenariusza i dopracowana w najdrobniejszych szczegółach.
Mimo, że przyjaciółki różnią się pomiędzy sobą, każda wybrała inny zawód i model życia, to połączone wspólnym celem działają niemal jednomyślnie, choć inspiratorem jest bez wątpienia Magda - prawniczka, niegdyś oficer operacyjny. To ona bierze na siebie zarządzanie procesem zemsty, chociaż każda z pozostałych kobiet również wnosi do planu osobisty akcent. Taka grupa jest wprost skazana na sukces, a doprowadzenie Lizy na izbę wytrzeźwień czy nękanie jej telefonami to tylko wstęp do bardziej wyrafinowanych metod odwetu za krzywdy wyrządzone Agacie. I choć kobiety zdają sobie sprawę, że zmarła nie pochwaliłaby ich zachowania, to jednak wzajemne poczucie odpowiedzialności i troska, nie pozwalają im zaakceptować sytuacji, której Jacek układa sobie nowe życie z kochanką. W końcu od czego są przyjaciółki, jak nie od tego, żeby stanąć w obronie poszkodowanej nawet, jeśli jest już za późno?
„Zemsta” to powieść napisana z humorem, ale z nielicznych żartów wyłaniają się też sprawy poważne. Autorka z właściwym sobie kobiecym wyczuciem porusza kwestie związane z upływem czasu i widocznymi tego konsekwencjami, z niskim poczuciem wartości, z tradycyjnym modelem małżeństwa czy wyborami, jakich każda z nas musi dokonać. Maciejewska zmusza nas także do zastanowienia się na tym jak ludzi reagują na zdradę. „ Jak byś się czuł, gdyby zdradziła cię osoba, której ufałaś najbardziej? Czy mógłbyś wtedy komukolwiek zaufać?” – pyta, ale zanim odpowiemy przekonuje nas, że warto jednak zaufać przyjacielowi i w nim szukać oparcia. Bo zdrada to nie koniec, a nierzadko początek. Poza tym zawsze można się…. zemścić.


niedziela, 27 maja 2012

Pawlikowska Beata "Blondynka w Brazylii"

    
Autor: Pawlikowska Beata
Tytuł: Blondynka w Brazylii   
Wydawnictwo: G+J RBA Wydawnictwo








Sięgnęłam po książkę Beaty Pawlikowskiej "Blondynka w Brazylii" z zamiarem wyruszenia w podróż do kraju, którego rozgrzane powietrze pachnie mocną cafezinho, smakuje owocami mangostanów i otula promieniami słońca. Dziennik podróży nie zabrał mnie jednak do miasta Fortaleza na północno-wschodnim krańcu Brazylii, ale w podróż w głąb siebie. Dlatego też dziś, wyjątkowo, w duszy nie gra mi recenzja książki, ale dwa wyjątkowe cytaty odsłaniające prawdę, której często nie chcemy widzieć. Prawdę i nas i o naszym życiu.


"Czasem jednak (...) nie trzeba zmagać się z wyborem mniejszego zła. Jeśli tylko człowiek ma odwagę i mądrość, żeby być uczciwym wobec samego siebie. Bo skąd biorą się wątpliwości i wieczna niepewność? Stąd, że człowiek zgadza się na sytuacje i zdarzenia, wobec których czuje wewnętrzny sprzeciw. I w ten sposób coraz bardziej poszerza krąg spraw, z którymi się nie zgadza, ale które stanowią częśc jego życia. I potem sam już nie wie co jest dobre, a co złe (...)" /s.74/.


"Życie staje się trudne wtedy, kiedy człowiek zgadza się na kłamstwa. Kiedy nosi w sobie nieświadome przekonanie o braku własnej wartości i o tym, że nie zasługuje tylko na to, co jest dobre, prawdziwe i godne szacunku. Przyjmuje do swojego życia wątpliwej wartosci zachowania i osoby, w obawie przed tym, że jeśli się nie zgodzi, zostanie porzucony. A jeśli zostanie porzucony, to będzie nieszczęśliwy i samotny.
Ale razem ze zgodą na zło wprowadza do swojego życia iluzję i kłamstwo, które prędzej czy później zamąci mu serce i da poczucie wiecznego zwątpienia. To trudne, bo żeby być wiernym samemu sobie, trzeba najpierw sobie ufać, szanować siebie i lubić" /s.91/.

sobota, 26 maja 2012

Hannah Richell "Dom na szczycie klifu"


Autor: Hannah Richell
Tytuł: "Dom na szczycie klifu"
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka










Pandora była pierwszą kobietą na Ziemi, którą Zeus zesłał jako karę dla ludzi za to, że Prometeusz wykradł z Olimpu ogień. W posagu otrzymała ona szczelnie zamkniętą beczkę, którą Epimeteusz i Pandora nierozważnie otworzyli wypuszczając tym samym na świat wszelkie nieszczęścia. Na dnie beczki pozostała jednak, zgodnie z wolą Zeusa, nadzieja i to ona niejednokrotnie trzyma przy życiu szczególnie wówczas, kiedy los wyjątkowo nas doświadcza.
Rodzinę Tide`ów poznajemy dzięki Hannah Richell, autorce opublikowanej przez Wydawnictwo Prószyński i S-ka książki „Dom na szczycie klifu”. Powieść jest historią dwóch pokoleń, na których ciąży piętno tragedii, jaka rozegrała się w Dorset, w pobliżu ich posiadłości Clifftops, zaś czytelnik zostaje wciągnięty w wir wydarzeń i zbiegów okoliczności, prowadzących nieuchronnie do katastrofy. Dzięki Dorze Tide, dwudziestoparoletniej pracownicy agencji reklamowej, obecnie mieszkance Londynu, cofniemy się w przeszłość, aby odkryć przyczyny jej obecnego zachowania, niechęci do posiadania dziecka szukając w wypadku, jaki miał miejsce przed laty i w skomplikowanych relacjach rodzinnych.
W głębi duszy Dora nie wierzy, że zasługuje na szansę u boku rzeźbiarza Dana, nie wierzy, że może być dobrą matką. Wszak przed laty zaginął oddany pod jej opiekę młodszy brat Alfred, a jego śmierć stała się przyczyną  rozpadu rodziny i wzajemnych oskarżeń oraz pretensji.
Powrót do przeszłości, jaki Dora odbywa, by ostatecznie zamknąć za sobą pewien rozdział  w życiu, ujawnia wiele nowych faktów, niekiedy bolesnych, ale ich poznanie i pogodzenie się ze zmiennością losu jest konieczne, by znów zacząć oddychać pełną piersią.
Sceny sprzed lat napływają do Dory falami, a tym sposobem poznajemy historię domu w Clifftops i niechęci, jaka matka dziewczyny – Helen, żywiła do tego gmachu. Oderwana od środowiska intelektualistów (wykładała filologie klasyczną), nigdy nie zaakceptowana przez rodzinę męża, czuła się w wielkim, pełnym przepychu domostwie, niczym w więzieniu. Mimo, że urodzenie i wychowanie dzieci dało jej szczęście, to jednak nie zaspokajało jej aspiracji  podobnie, jak wieloletnie małżeństwo nie miało w sobie tego żaru i uniesień, za którym tęskniła. Być może właśnie to było przyczyną romansu z artystą rezydentem przy Uniwersytecie Exter, na którym pracowała. Helen wmawiała sobie, że flirt z Tobiasem Grey`em to tylko element życia, służący dowartościowaniu jej jako kobiety, o którym nikt nie musiał wiedzieć. To właśnie spotkanie z kochankiem, a nie – jak powiedziała mężowi – konieczność konsultacji z dziekanem, była powodem, dla którego pozostawiła chłopca pod opieką córek. Po tragedii dojmujące poczucie straty i świadomość własnej winy sprawiła, że nie potrafiła wesprzeć Cassie i Dory, odwracając się od nich i od męża, i zamykając się w świecie swojego bólu. Także Cassie ma swój mroczny sekret, a po latach jej wersja wydarzeń znacząco różni się od tej, którą przedstawiła policji…
Czy rodzina rozrzucona niczym puzzle i pełna wzajemnych pretensji ma jeszcze szansę stanowić jedność? Czy Dora zdecyduje się urodzić dziecko i da sobie prawo do życia i szczęścia? „Wszyscy czworo przeżyliśmy zbyt wiele lat w poczuciu winy i żalu, nie sądzisz? Lecz cała nasza tęsknota, cały żal i cierpienie … żadne z tych uczuć nam go nie zwróci. Nie zmienią jednego jedynego momentu tamtego dnia (…)” – te słowa wkłada Hannah Richell w usta bohaterki uświadamiając nam, że nie nad wszystkim możemy mieć kontrolę, a pewne rzeczy stać się po prostu muszą.
„Dom na szczycie klifu” jest powieścią wypełnioną bólem i cierpieniem, powieścią, której oddech porusza nasze emocje. Dramat, jaki przeżyła rodzina Tide`ów nie dotyczy tylko ich, a postawy, jakie reprezentują, są nam niezwykle bliskie. Śmierć dziecka jest ciosem dla rodziców, nierzadko staje się powodem rozpadu związku, którego strony nie potrafią uporać się z własnym bólem, atakując partnera. Richell przekonuje nas, że o wiele lepszą drogą jest wsparcie i wybaczenie nawet wówczas, kiedy serce krwawi…

Recenzja została także umieszczona na stronach wortalu literackiegi Granice.pl