wtorek, 29 września 2015

Literackie podróże: Czeladź

Planując wolny wtorek marzyłam tylko o odpoczynku z dobrą książką. Jednak niespokojny duch szeptał mi na ucho, że szkoda takiej pogody na siedzenie w domu. Szybka decyzja i masz na autobus 723– to początek drogi prowadzącej do Czeladzi.

Celem była Galeria Sztuki Współczesnej Elektrownia, znajdująca się na Szlaku Zabytków Techniki, ale wiedziałam, że trafiając do tego najstarszego miasta Zagłębia (i jednego z najstarszych w Polsce), na tym się nie skończy. 
Aby dotrzeć do Galerii można wysiąść na przystanku Czeladź Osiedlu Musiała lub Czeladź Saturn, ale ja zdecydowałam się zacząć zwiedzanie miasta od oddalonego od Galerii Kościoła Parafialnego pod Wezwaniem Św. Stanisława Biskupa Męczennika.


Kościół w stylu neoromańskim został zaprojektowany przez warszawskiego architekta Hugona Kuderę i poświęcony w 1913 r. Wykonany z czerwonej cegły, z dachem pokrytym blachą arkuszową miedzianą, zwraca uwagę już z daleka.


Główne wejście do świątyni zostało zlokalizowane od strony północno-zachodniej; prowadzą do niego schody wtopione w skarpę. Nad głównymi drzwiami umieszczono okno w formie rozety zdobionej witrażową kompozycją.







Z Kościoła powędrowałam szybkim krokiem prosto do Galerii, mijając rzekę Brynicę. Z racji tego, że droga zajmuje ok. 20 minut, zwiedzający "nie zaprawieni"w pieszych wyprawach mogą pomyśleć o skorzystaniu z komunikacji miejskiej.



Galeria Sztuki Współczesnej „Elektrownia” mieści się na terenie dawnej kopalni Saturn. Ostatnia tona węgla wyjechała z kopalni w grudniu 1996 r., a w 2003 r. prawo własności obiektów i użytkowania wieczystego terenów pokopalnianych przejęło miasto Czeladź. Galeria sztuki powstała w jednym z najlepiej zachowanych obiektów - budynku kopalnianej elektrowni.




Budynek ten został wybudowany w latach 1902-1908, a jego projektantem był architekt Józef Pius Dziekoński. W budynku zachowały się oryginalne maszyny i urządzenia byłej elektrowni, m.in. generator „Wanda” z 1903 r., kompresor, gigantyczne przetwornice, pulpit sterowniczy z połyskującymi zegarami, 8-tonowa suwnica. W 2010 r. obiekt został wpisany na Szlak Zabytków Techniki Województwa Śląskiego.








Niestety, biorąc pod uwagę, że wspomniane maszyny były jedyną atrakcją, ja zaś – jedyną zwiedzającą, muszę stwierdzić, że potencjał Galerii się marnuje. Wszak miejsce to ma predyspozycje do tego, by tętnić życiem, eksponując na przykład prace młodych grafików czy malarzy…


Choć teren wokół Galerii jest doskonałym przykładem modernizacji i adaptacji do nowych funkcji, to okoliczne zabudowania kopalni stanowią smutny widok.



Wędrując wzdłuż ulicy Dehnelów, trafiłam do Muzeum Saturn (ul.Dehnelów 10). Siedzibą muzeum jest tzw. Pałacyk pod Filarami - dawna willa dyrektora kopalni „Saturn”.






Z racji tego, że dziś odbywała się tam konferencja naukowa pt. . „Niedoceniane dziedzictwo. Osiedla robotnicze województwa śląskiego”, miałam możliwość wysłuchania prelekcji dotyczącej osiedli patronackich w Czeladzi oraz historii osiedla robotniczego Kolonia „Emma” w Radlinie. Zwiedziłam również wystawę fotografii Krystiana Niedbał pt. „Osiedle patronackie Piaski. Niedoceniane dziedzictwo”. Na pamiątkę obecności w Muzeum otrzymałam wspaniałą publikację dotyczącą osiedla Piaski, bogato ilustrowaną przez Krzysztofa Zięcika.


Kilka minut do odjazdu autobusu postanowiłam wykorzystać na sesję zdjęciową hotelu Pałac Saturna (ul.Dehnelów 2), łączącego w sobie funkcje Centrum Biznesu i Konferencji oraz miejsca relaksu, jakim są Termy Rzymskie.






Budynek został wybudowany około 1910 r., ale pierwotnie był o wiele mniejszy (jego przebudowa miała miejsce w latach 1922 – 1923). Przed laty znajdowało się tu biuro Towarzystwa Saturn a następnie dyrekcja kopalni węgla „Saturn".
Majestat budowli podkreśla jeszcze stylowa fontanna, umieszczona przed wejściem głównym do obiektu. Samego wejścia pilnują dwa potężne lwy wsparte o symboliczne „S”.




To już koniec dzisiejszej wyprawy, choć w planach mam jeszcze spacer po dzielnicy Piaski. Może uda się jeszcze w ciągu najbliższych dni zrealizować ten plan!

niedziela, 27 września 2015

Anna Szczęsna „Jutro pachnie cynamonem”

Tytuł: Jutro pachnie cynamonem
Autor: Anna Szczęsna
Wydawnictwo: Lucky



"(…) Czasami po prostu nas to spotyka. Nie spodziewamy się zmian, a one w nas uderzają. Są jak powiew świeżego powietrza, zmieniają nasze myślenie, zmuszają nas do rzeczy, których nigdy wcześniej nie bylibyśmy w stanie zrobić, i niosą to słodkie uczucie ekscytacji, oczekiwania (…)” – te proste słowa doskonale oddają naturę zmian, choć pomijają strach, jaki zazwyczaj odczuwamy w obliczu nastania nowego porządku. Prawdą jest jednak, że zmiany, nawet najbardziej bolesne, drastyczne, pociągają za sobą szereg wydarzeń, kreują rzeczywistość, nadają naszemu życiu nowy kierunek. 

Wiktoria Baltazar nie chciała zmian, miała wszak wszystko, czego potrzebowała – kochającego ojca, partnera, który troszczył się o nią i usuwał wszelkie problemy, zanim jeszcze zdołała o nich pomyśleć. Cały jej świat ograniczał się do tych dwóch mężczyzn, ale to Robert miał stać się jej przyszłością. To właśnie on znalazł jej prace w firmie kolegi, to on wybierał jej ubrania i biżuterię, to on wreszcie sprawił jej ogromny zawód. Zamiast poprosić ją o rękę w trakcie romantycznej kolacji, on zwrócił się do niej z żądaniem zaciągnięcia kredytu na nowy biznes, co tak naprawdę stawia pod znakiem zapytania jego wcześniejsze intencje. Nic zatem dziwnego, że koniec związku był tak bolesny – jednym cięciem Wiktoria pozbawiła się wszystkiego, co znała i kochała, straciła poczucie bezpieczeństwa, znajomych, a nawet rzeczy osobiste.

Po tych wydarzeniach kobieta pragnie zacząć wszystko na nowo. Zbliżająca się do trzydziestki, samotna i załamana, wyjeżdża z Warszawy do losowo wybranego przez siebie miejsca – przeznaczenie kieruje ją do Włocławka… Tak właśnie zaczyna się kolejna powieść Anny Szczęsnej „Jutro pachnie cynamonem”, opublikowana nakładem wydawnictwa Lucky. Niech nie zwiedzie was pozorna lekkość treści i smakowita okładka, bowiem autorka porusza w swojej książce tematy ważne, bolesne, stawiając przed swoimi bohaterami wiele wyzwań. To sprawia, że po książkę Szczęsnej powinni sięgnąć szczególnie ci czytelnicy, którzy czują się samotni i przegrani, którzy stracili nadzieję, że jutro może nieść ze sobą niespodziankę, że zły los może się w końcu odmienić. Być może lektura napełni ich serca nadzieją, że po każdej burzy wychodzi słońce, ze żadem problem nie jest wieczny.

Wiktoria wynajmuje mieszkanie u Małgorzaty Kwiatkowskiej, ekscentrycznej agentki ubezpieczeniowej, zajmującej się amatorsko historią sztuki. Jej mieszkanie stało się prawdziwą oazą bezpieczeństwa, ciepłe wnętrze wypełnione obrazami i wszelkiego rodzaju wyrobami rękodzielniczymi jest przystanią, do której przycumowała nie tylko Wiktoria, ale i zbuntowana Lidka – kolejna lokatorka. To właśnie tu, pod troskliwa opieką Małgorzaty, bohaterka uczy się samodzielności, to tu zbiera siły, by zacząć wszystko od nowa. Niestety poszukiwania pracy w wymierającym mieście, które boryka się z poważnym problemem bezrobocia, jest niezwykle karkołomnym zajęciem. Dlatego też Wiktoria wypełnia kolejne dni spacerami po Włocławku, odkrywając coraz to nowej jego zakątki. To właśnie podczas jednego ze spacerów trafia do urokliwej kawiarni „Cynamon”, gdzie poznaje autora słów dotyczących zmian, Huberta Siwieckiego. Znany w okolicy malarz przez pewien czas przebywał poza granicami kraju, teraz jednak powrócił do Polski i – sądząc po jego zachowaniu – chciałby zostać tu przez pewien czas.

Stopniowo wszystko wydaje się układać, a Wiktoria nie tylko znajduje zatrudnienie w firmie zajmującej się sprzedażą garnków ze stali nierdzewnej, ale i zostaje muzą Huberta. Zmienia się również Lidka, która wychodzi ze swojej skorupy, otwiera się coraz bardziej przed Wiktorią, a nawet zaczyna spotykać się z „dresem”, chłopakiem, którego wcześniej definitywne skreśliła z uwagi na rzekome różnice w światopoglądzie. Los lubi jednak płatać figle i zmieniać pieczołowicie ułożone plany. Jeśli chcecie wiedzieć, jaką tajemnicę kryje Małgorzata i czemu nie utrzymuje kontaktów z dziećmi, dlaczego Lidka chroni się przed światem za pancerzem agresywnego zachowania i kolczyków na całym ciele oraz czy Wiktoria ma szansę stworzyć z Hubertem stabilny związek, musicie sięgnąć po powieść Anny Szczęsnej „Jutro pachnie cynamonem”.

Inspirująca do zmian i dodająca odwagi historia przyciąga czytelników wartką akcją oraz osobami bohaterek – trzech wyjątkowych kobiet, z których każda niesie na swoich barkach bagaż doświadczeń i problemów. Wśród postaci stworzonych przez Szczęsną najmniej przekonuje mnie jednak postać Wiktorii, stanowczo zbyt infantylnej i nieporadnej, jak na swój wiek, ją też obdarzam najmniejszą sympatią. Z całego serca wspieram natomiast Lidkę, zagubioną w świecie dziewczynę, która pomimo trudnej sytuacji rodzinnej, traumatycznej przeszłości nie tylko znalazła w sobie tyle siły by przetrwać, ale i przyjąć odpowiedzialność za drugą osobę… To właśnie ona wzbudziła we mnie prawdziwe emocje, to właśnie jej historii szukałam na kolejnych stronach, to ona właśnie doprawiła powieść Szczęsnej nutką cynamonu, dodając jej smaku. Nie zmienia to faktu, że już teraz oczekuję z niecierpliwością na kolejną książkę autorki, chcąc po raz kolejny poczuć te emocje, zaangażować się w historie i poczuć jedność z bohaterami.



Martyna Senator „Kiedy wolność mówi szeptem”

Tytuł: Kiedy wolność mówi szeptem
Autor: Martyna Senator
Wydawnictwo: Videograf SA



„Data mojej śmierci nie dąży do nieskończoności. Ma ściśle określoną granicę, chociaż nie sposób jej wyliczyć (…). Nie zamierzam marnować życia na robienie czegoś, czego nienawidzę po to, żeby zadowolić innych” – zapewne wiele osób może podpisać się pod tym cytatem, jednak często brakuje nam odwagi, by wypowiedzieć na głos to, co nas boli, co przeszkadza. Tkwimy zatem w relacjach, których nie chcemy, spełniamy marzenia innych, usiłując się dopasować, uporczywie wmawiając sobie, że nadejdzie taki dzień, w którym wszystko zmieni się na lepsze. Niestety on zwykle nie nadchodzi. Jedyną drogą do realizacji własnych marzeń jest stanowczość i samoświadomość, niekiedy odrzucenie podglądów innych, czasami nawet podjęcie ryzyka. Zawsze bowiem może się coś nie udać, możemy dojść do wniosku, że wymarzony cel tak naprawdę był ułudą. Jeśli jednak nie spróbujemy, pozostaną w nas wątpliwości. Pozbawimy się ponadto szansy na szczęście, na to, by wszystkie części naszego życia znalazły się na właściwym miejscu. 

Jane Darley, dwudziestoczteroletnia studentka prawa, pracownik szanowanej kancelarii prawnej, długo nie miała odwagi, by walczyć o to, czego pragnie. Szukając akceptacji w oczach rodziców zdecydowała się na studia prawnicze, choć tak naprawdę kodeksy wywołują w niej głęboki wstręt. Również jej partner Chris, syn znanego inwestora, jest u jej boki tylko dlatego, że wszyscy wokół uważają go za idealną partię. Do tej pory sama Jane tak myślała, a raczej żyła w stworzonej przez siebie fikcji licząc po cichu, że pewnego dnia wszystko się odmieni, że będzie mogła poświęcić się temu, co kocha – projektowaniu. W tajemnicy przed rodzicami skończyła bowiem architekturę wnętrz, zaś od trzech lat pracuje w biurze projektowym, łącząc to zajęcie z pracą w kancelarii. Nadchodzi jednak dzień, kiedy dalsze udawanie przestaje być możliwe – Chris za pośrednictwem automatycznej sekretarki zawiadamia ją o organizacji ślubu, całkowicie pomijając fakt, że do tej pory się nie oświadczył, nie zapytał również, co na temat ewentualnego mariażu Jane sądzi. Jestem jednak przekonana, że przyzwyczajona do wykonywania poleceń innych oraz zaspokajania cudzych potrzeb kosztem realizacji własnych marzeń Jane poślubiłaby Chrisa, gdyby nie wypadek, któremu uległa. Jane budzi się że śpiączki z głębokim przekonaniem, że musi zmienić swoje życie, że trwanie w tej fikcji, którą stworzyła, jest już nie do zniesienia…

To dopiero początek wciągającej powieści „Kiedy wolność mówi szeptem”, która z Chicago zabiera nas do deszczowego Edynburga, która uświadamia nam, jak często nieświadomie dajemy się schwytać w pułapkę cudzych marzeń i planów. Autorka, Martyna Senator, prostymi słowami kreśli historie, która jest historią wielu, dodając nam jednocześnie otuchy i wiary w to, że zmiany są możliwe. Opublikowana nakładem wydawnictwa Videograf powieść jest pięknym, malowanym językiem emocji obrazem kobiety, która odważyła się walczyć o swoje szczęście. Senator stworzyła tym samym książkę szczególnie dla tych, którzy w głębi serca pragną zmian, ale z różnych względów nie decydują się na ich wprowadzenie. Stanowczość, ale też i wiarygodność postaci Jane mobilizuje nas do refleksji, do przemyśleń dotyczących naszego życia i naszych potrzeb, ale również do działania.

Kiedy Jane rzuca studia prawnicze, pracę w kancelarii, rezygnuje z intratnego małżeństwa i wyjeżdża do Szkocji, otwiera w swoim życiu nowy rozdział. Zaczyna być architektem swojego losu, zaczyna poznawać siebie i przestaje wstydzić się tego, że uszczęśliwiają ją drobne rzeczy. Zatrzymuje się w przytulnym pensjonacie niedaleko Edynburga, u niejakiej Grace MacGreggor, która otacza ją matczyną niemal opieką. Dzień po dniu Jane otwiera się na nowe możliwości, poznaje nowych ludzi, zaś w jej głowie rodzą się nowe pomysły i plany na przyszłość. Jednak los szykuje dla niej prawdziwą niespodziankę, w zanadrzu trzymając tajemnice sprzed lat.

„Kiedy wolność mówi szeptem” to książka, która niesie ze sobą ogromny ładunek emocjonalny, może dlatego, że budzi w nas tęsknotę za innym życiem, motywując jednocześnie do podjęcia działań przybliżających do realizacji marzeń. Znajdziemy tu wiele przemyśleń dotyczących życia, wiele fragmentów skłaniających do refleksji, a z książki bije niezwykła energia warunkująca zmiany. Być może sekretem autorki jest idealne wyważenie proporcji pomiędzy głębokimi prawdami o życiu, a humorem słownym i sytuacyjnym, być może to postacie wykreowane w książce, obdarzone sporym ładunkiem dynamizmu, czynią książkę lekturą prawdziwą i na długo zapadającą w pamięć. Jest to bowiem jedna z tych powieści, które tylko pozornie traktują życie lekko, w rzeczywistości zanurzając się w jego esencję, zapraszając nas do przeżywania tego, co dzieje się na kolejnych stronach. Wierzę, że takie publikacje rzeczywiście mają moc zmieniania ludzi, że dają odwagę, by sięgać ku gwiazdom. Mam również nadzieję, że już niedługo będę miała przyjemność oddawać się lekturze kolejnej książki Martyny Senator - równie pięknej, równie esencjonalnej, równie inspirującej …



sobota, 26 września 2015

Michael Bond „Siła innych”

Tytuł: Siła innych
Autor: Michael Bond
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy PWN


„Nigdy (…) nie można odgadnąć, jak postąpi pojedyncza osoba, natomiast dokładnie da się przewidzieć, co zrobi pewna określona grupa ludzi” – pisał Arthur Conan Doyle. Czy rzeczywiście człowiek, jako jednostka, jest nieprzewidywalny, czy też da się z pewnym prawdopodobieństwem określić algorytm jego postępowania? Czy można przewidzieć zachowanie grupowe, czy też wszystko zależy od jej składu, dynamiki grupy? Czy rzeczywiście inni ludzie w grupie mają na nas tak wielki wpływ, że tracimy swoją indywidualność, że poddajemy się presji tłumu? 

Na te wszystkie pytania odpowiedzi poszukuje w swojej książce „Siła innych” Michael Bond, recenzent i autor wielu książek i artykułów obejmujących swoim zakresem zagadnienia dotyczące psychologii i zachowania człowieka. Publikacja Domu Wydawniczego PWN, jest niezwykle frapującym tekstem, zmuszającym nas do analizy własnego zachowania, w tym funkcjonowania w określonej roli grupowej, ale i wyjaśniającym pewne schematy zachowań, z którymi mamy do czynienia niemal na każdym kroku. Każda interakcja pomiędzy ludźmi jest związana z pewien sposób z wpływem, choć jego siła zależy od różnych czynników. Podobnie zresztą jak samo zachowanie człowieka w określonych sytuacjach, uzależnione jest nie tylko od samej sytuacji, ale też wielu innych zmiennych, na które wpływ mieć możemy bądź które są od nas niezależne. 

Książka „Siła innych” jest skierowana nie tylko do psychologów, socjologów czy specjalistów od zarządzania kryzysowego bądź też reklamy, ale do każdego, kto pragnie zrozumieć siebie oraz innych, kto interesuje się naturą człowieka i motywami jego działania. Przytaczając badania, jakie na przestrzeni kolejnych stuleci były prowadzone przez różne ośrodki badawcze, Bond pokazuje w jaki sposób zmieniało się postrzeganie pewnych zachowań, jak ewaluowały pewne teorie bądź też, w jaki sposób kolejne eksperymenty potwierdzały przyjęte założenia. „(…) Nie jesteśmy wyłącznymi wodzirejami naszego życia, jak nam się wydaje, lecz stworzeniami gromadnymi w każdym calu” – pisze autor, przytaczając przykład dowodzące naszego upodobania do grupowania, przynależności do pewnej zbiorowości. 

Z lektury dowiadujemy się, co wspólnego ma odmowa wypłaty pieniędzy jednemu człowiekowi z upadkiem banku, dlaczego imitacja jest kołem napędowym społecznej interakcji, w jaki sposób świadomie oddziaływać na ludzi przez celowe okazanie wybranej emocji. Autor wyjaśnia również zjawisko zarażenia emocjonalnego, szuka prawidłowości w zachowaniu tłumu, zajmuje się ponadto podłożem zachowania terrorystów, w tym terrorystów-samobójców. Przywołuje tu m.in. postać Scotta Atrana, naukowca Uniwersytetu Michigan, zajmującego się analizą antropologii religijnej, który spotyka się z zabójcami, kluczowymi postaciami dżihadu i przyszłymi męczennikami w Gazie, Indonezji, Maroku. Bond pisze również o zjawisku lojalności grupowej, widocznym szczególnie podczas wojny, poszukując odpowiedzi na pytanie, dlaczego w czasie zagrożenia dzięki spójności grupy wzrasta motywacja. Pokazuje także, w jaki sposób dynamika grupy zmienia życie pojedynczego człowieka, skłaniając do wzniosłych czynów bądź do zła. 

„Siła innych” bezsprzecznie dowodzi tego, iż nie można zignorować nieświadomego wpływu ludzi na swoją osobę oraz jego siły. Jak się przed nim chronić? Jedynym sposobem jest podwyższanie swojej świadomości, obserwacja siebie i swoich zachowań, ich analiza, a także gromadzenie informacji na temat danej grupy. W obecnych czasach nie sposób jest bowiem uniknąć innych ludzi, nie będąc uznanym przy tym za ignoranta, dziwaka, jednostkę aspołeczną, choć - jak twierdzi autor – „samotność może się okazać bardzo pożądanym stanem, a tym, którzy potrafią się do niej dostosować, może służyć nawet lepiej niż czyjeś towarzystwo”. Pamiętajmy jednak, ż samotność nie jest dla każdego, bowiem również i na nią trzeba być przygotowanym, również i do niej trzeba dojrzeć …

Wspomniane zagadnienia stanowią zaledwie nikłą część tematów poruszonych przez Bonda w książce, która zmienia nasz sposób spojrzenia zarówno na swoje zachowanie, jak i na funkcjonowanie grup społecznych do których przynależymy. Napisana przystępnym językiem, zachowująca jednak naukowy charakter publikacja, stanowi fascynującą lekturę, pomagającą zrozumieć wiele prawidłowości, wyjaśnić wiele zjawisk społeczno-gospodarczych. Przykłady, którymi posługuje się Bond przemawiają do wyobraźni, zapadając jednocześnie w pamięć, zaś wiedza wyniesiona z lektury jest bezcenna, chociażby dla polepszania komunikacji społecznej czy panowania nad grupą.

piątek, 25 września 2015

Patrycja Balcerzak „Sześć przeszkód”

Tytuł: Sześć przeszkód
Autor: Patrycja Balcerzak
Wydawnictwo: Psychoskok

„Teraz wiem, że wybieramy osoby, jakie napotkamy na swojej drodze, ale nie wybieramy tego, co nas spotyka z ich strony – jesteśmy na to skazani” – te gorzkie słowa znamionują głębokie doświadczenie życiowe, być może gorzkie rozczarowania czy też traumatyczne przeżycia. Co takiego zatem musiało się wydarzyć, by zostały one wypowiedziane przez trzynastoletnią uczennicę, wychowaną w kochającym domu, w atmosferze serdeczności i wsparcia?

Nila Plisz, to typowa piętnastolatka, która przeżywa swoją wielką miłość. Niczym nie różni się ona od pozostałych dziewcząt w klasie, choć należy wspomnieć, że chodzi z najprzystojniejszym chłopakiem w okolicy, którego zazdroszczą jej inne uczennice. Wśród nich jest największy wróg Nili – Wiktoria Rodos, szkolna piękność, która w przeszłości usiłowała uwieść Daniela Markowskiego. Ten jednak darzy prawdziwym uczuciem tylko Nilę, dając jej na każdym kroku do zrozumienia, że jest dla niego najważniejsza. Dlaczego zatem Daniel pewnego dnia znika, nie powiadamiając dziewczyny o planach ewentualnej ucieczki? Co takiego się stało, że nastolatek opuścił dom dziecka w którym przebywał, by wyruszyć w nieznane, pozostawiając pogrążoną w rozpaczy dziewczynę? Na to właśnie pytanie odpowiedzi poszukiwać będziemy podczas lektury powieści dla nastoletnich czytelników, autorstwa Patrycji Balcerzak. Opublikowana nakładem wydawnictwa Psychoskok książka „Sześć przeszkód”, to nie tylko ekscytująca przygoda i iście detektywistyczne zadanie, ale i powieść poruszająca niezwykle ważkie tematy, związane z porzuceniem, funkcjonowaniem w domu dziecka czy rodzinach adopcyjnych, a także z ponoszeniem odpowiedzialności za swoje czyny.

Nila, pomimo upływu dni i tygodni od zaginięcia Daniela, nie traci nadziei na jego powrót. Wciąż uważa się za jego dziewczynę i ufa, że to wyjątkowe okoliczności zmusiły chłopaka do ucieczki, że wkrótce się spotkają. Nie spodziewa się jednak, że po kilku miesiącach od chwili, kiedy ostatni raz widziała Daniela, otrzyma tajemniczy list od niejakiego Damiana Dunaja. Kilkuzdaniowa wiadomość jest równie zagadkowa, jak dołączone do niej koperty zawierające kolejne zagadki do rozwiązania. Nila przeczuwa, że ma to coś wspólnego z zaginionym chłopakiem, nie wie jednak, że podążanie za kolejnymi wskazówkami sprawi, że pozna inną, mroczną stronę życia. Wychowana w kochającej rodzinie, w której rodzice otaczają ją troską i opieką, nie była dotąd świadoma, że istnieją ludzie zmuszeni do porzucenia własnych dzieci, że istnieją rodziny, które nigdy nie powinny adoptować dziecka, że istnieją wydarzenia, które pociągają za sobą poważne konsekwencje, które mogą zniszczyć przyszłość. 

Tropy prowadzą Nilę do Dąbrowy, gdzie spotyka zmęczoną życiem kobietę, która z powodu trudnej sytuacji materialnej musiała porzucić przed laty własne dziecko, do Parnowa, gdzie znajdzie się w prawdziwym niebezpieczeństwie, a także do Gwarowa. Poznaje także historię niezwykłej kobiety, Francescy di Meruno oraz odwiedza stary dom, w którym wydarzyła się pewna tragedia … W poszukiwaniu prawdy dzielnie pomaga Nili jej najlepsza przyjaciółka, Kamila, choć i ich przyjaźń zostanie wystawiona na ciężką próbę. Na dodatek reaktywowany zespół, w którym Nila gra na gitarze basowej przygotowuje się do konkursu młodych talentów, zatem dziewczyna będzie musiała znaleźć czas zarówno na naukę i próby, jak i na rozwiązywanie kolejnych łamigłówek. Czy jednak trud włożony w rozwiązywanie zagadki przełoży się na sukces? Czy Nili uda się odnaleźć Daniela? Kim jest nadawca listu, tajemniczy Damian i co wspólnego ma z zaginionym chłopakiem? Na te wszystkie pytania odpowiada powieść Patrycji Balcerzak „Sześć przeszkód”, będąca nie tylko źródłem rozrywki dla młodego czytelnika, ale i bodźcem do refleksji. 

Prosty język książki sprawia, że jej adresatem mogą być czytelnicy młodsi od bohaterki, nawet o kilka lat, choć ta prostota w żaden sposób nie umniejsza przesłania, jakie lektura ze sobą niesie. Mam tylko wątpliwości co do zniekształceń językowych, spowodowanych nadmiernym eksploatowaniem przez bohaterki lizaków – po kilku zdaniach poczułam się tym zmęczona szczególnie, że tak naprawdę nie wnosiło to do książki nic cennego. Liczyłam również na kontynuację wątku dotyczącego rodziny Markowskich i ich wątpliwych kompetencji w charakterze rodziców adopcyjnych, który autorka niestety zdecydowała się zakończyć zbyt szybko. Pomimo tych uwag lekturę warto polecić wszystkim nastolatkom, a także ich rodzicom – poruszane przez Balcerzak problemy mogą być bowiem omawiane nie tylko pomiędzy nastoletnimi czytelniczkami, ale i w gronie rodzinnym. Ja zaś z niecierpliwością czekam na kolejną powieść autorki, być może nawet adresowaną do dorosłego czytelnika …



niedziela, 20 września 2015

Artur Tołłoczko „Winnetou, czyli krótki przewodnik po coachingu”

Tytuł: Winnetou, czyli krótki przewodnik po coachingu
Autor: Artur Tołłoczko
Wydawnictwo: Psychoskok

Moda na coaching trwa niezmiennie od kilku lat, choć często jest on błędnie przez firmy rozumiany i traktowany jako narzędzie karania, a nie rozwoju. Czym zatem coaching naprawdę jest? To interaktywny proces, dzięki któremu możemy polepszyć efekty działania, odkryć „pragnienie serca”. Coachowie pracują z klientem nad zagadnieniami związanymi nie tylko z biznesem, ale i zdrowiem, relacjami interpersonalnymi, finansami – każdym obszarem, w którym czujemy, iż nie realizujemy się w pełni. Coaching pomaga w ustalaniu celów zgodnie z zasadą SMART, w optymalizacji działań, podejmowaniu trafnych decyzji oraz w wykorzystaniu naturalnych umiejętności. Odpowiedzialność za wybór drogi, a także za podjęte działania leży jednak po stronie klienta.

O tym, czym coaching jest (a także czym nie jest), jakimi rządzi się zasadami i prawami, a także jak przebiega jako proces, pisze Artur Tołłoczko, menedżer, certyfikowany coach oraz trener. Swoją wiedzę oraz bogate doświadczenia prezentuje w książce „Winnetou, czyli krótki przewodnik po coachingu”, opublikowanej nakładem wydawnictwa Psychoskok. Jako trener oraz wykładowca miałam przyjemność zapoznać się już z wieloma publikacjami z zakresu coachingu, których na rynku z roku na rok jest coraz więcej, ale praca Tołłoczko zdecydowanie wyróżnia się na tle pozostałych. To prostota, z jaką autor objaśnia poszczególne etapy procesu coachingowego zwraca uwagę, sprawia bowiem, że nawet czytelnik, który do tej pory nie miał z coachingiem do czynienia bądź też utożsamiał go z karaniem, a nawet z … nieczystymi praktykami (rzecz się ma podobnie z NLP), poznaje jego prawdziwą naturę.

Naszym przewodnikiem po świecie coachingu jest sam coach – autor, który dzięki odtworzeniu sesji coachingowych prowadzonych z niejaką Beatą, umożliwia nam obserwację całego procesu. Wspomniana Beata jest postacią fikcyjną, ale tak naprawdę na tyle neutralną, że każdy z nas może się z nią utożsamiać. Rozdział po rozdziale (sesja po sesji) jesteśmy świadkami dojrzewania Beaty do realizacji swojego marzenia, ale przede wszystkim … odkrycia, co tak naprawdę tym marzeniem jest. Bohaterka zdecydowała się bowiem na coaching pragnąc odkryć „potrzebę serca”, która była ściśle związana z marzeniem z dzieciństwa i fascynacją tytułowym Winnetou. Autor pomaga w udzieleniu odpowiedzi dlaczego pomoc tak naprawdę jest Beacie potrzebna, pokazuje, jak ważne jest w coachingu pierwsze wrażenie, pisze o zasadach współpracy, odkrywaniu celów, wartościach, a także o przejściu drogi od rozpoznania marzeń do poznania potrzeby serca. Wraz z coachem Beata identyfikuje również zasoby mogące ułatwić realizację celów oraz … przekłada swoje zamiary na konkretne kroki oraz plan działania. 

„Winnetou, czyli krotki przewodnik po coachingu” to przede wszystkim książka dla początkujących, czyli tych czytelników, którzy mieli dotąd o coachingu fałszywe wyobrażenie bądź dokładnie nie wiedzieli, jak go traktować. Być może jej lektura zainspiruje, zachęci do wkroczenia na ścieżkę coachingu – rozumianego również jako zawód. Poszczególne sesje Beaty skłaniają ponadto do refleksji, a może nawet do „przepracowania” pewnych rzeczy samodzielnie, a nawet skorzystania z profesjonalnej pomocy. To jedna z tych książek, które wzbogacają czytelnika o wiedzę na temat niego samego, prowokują do zmian, do odpowiedzi na niewypowiedzialne dotąd pytania, a w konsekwencji – do rozwoju!


piątek, 18 września 2015

Literackie podróże: Lubin

Ekscytujące wyzwanie logistyczno-rekreacyjne, czyli przemierzenie trasy: Sosnowiec-Lubin zakończyło się spektakularnym sukcesem. 



Nieziemskie zmęczenie (trzy dni pobytu, dwa dni podróży) rekompensują jednak wspomnienia zachodzącego słońca oraz pięknego Jeziora Turkusowego. Mimo iż do Lubina pojechałam w celach służbowych (przyznam, że na prywatną wycieczkę w życiu bym się nie zdecydowała, przede wszystkim na utrudniony transport na trasie: Międzyzdroje-Lubin), a rozkład zajęć nie pozwalał na długie wędrówki, to jednak późnymi popołudniami, najczęściej w deszczu, który uparcie nie chciał przestać padać, odwiedziłam kilka miejsc.


Napisz proszę chociaz krótki list... czyli skrzynki pocztowe w Lubiniu
fot. J.Gul


fot. J.Gul


Sam Lubin to miejscowość typowo wczasowa (cisza, spokój, dobra i tania baza wypadowa dla podróżników z własnym samochodem), należąca do Gminy Międzyzdroje. Położenie wśród Lasów Wolińskiego Parku Narodowego oraz Zalewu Szczecińskiego jest niewątpliwie atutem, choć  rozczarowuje brak zadbanego nabrzeża, o plażach już nawet nie mówiąc.

fot.J.Gul

fot.J.Gul

fot.J.Gul

Na szczególną uwagę zasługuje neogotycki kościół pw. Matki Bożej Jasnogórskiej, wybudowany w latach 1858 – 1862, usytuowany na niewielkim wzniesieniu. Niestety z uwagi na fakt, że msze nie odbywają się codziennie oraz godziny pracy, nie udało mi się zajrzeć do środka.
fot. J.Gul

fot. J.Gul

fot. J.Gul
Prawdziwą atrakcją jest możliwość podziwiania okolicy z punktu widokowego „Zielonka” (widok na rozlewisko rzeki Świny), gdzie obserwować mogłam jeden z najpiękniejszych zachodów słońca. 

fot. J.Gul

fot. J.Gul

fot. J.Gul

1350 m dalej (przejście szlakiem) swoim urokiem zaskakuje Jezioro Turkusowe, choć w trakcie wyprawy bliskie spotkanie z dzikami sprawiło, że adrenalina zaczęła szybciej krążyć w żyłach. Jezioro jest sztucznym zbiornikiem, istniejącym na podłożu marglisto-wapiennym, w miejsce wyrobiska kredy. Głębokość jeziora to aż 21,2 m; mamy tu do czynienia ze zjawiskiem kryptodepresji – dno zbiornika leży poniżej poziomu morza (18,6m).

fot. J.Gul

fot. J.Gul

fot. J.Gul

fot. J.Gul

fot. J.Gul

Żałuję, że nie udało mi się odwiedzić pobliskiego muzeum – Bunkier Broni V3, choć przyznam, iż raczej nie będzie to powrotem powrotu w to urocze, ale specyficzne miejsce, które pomimo atutów nie wie chyba za bardzo, jak przyciągnąć gości i jak wykorzystać posiadane zasoby. A szkoda ...