poniedziałek, 30 listopada 2015

Alphonse Daudet „Koza Pana Segiun”

Tytuł: Koza Pana Segiun
Autor: Alphonse Daudet
Wydawnictwo: Psychoskok

„Kto wolności nadużywa, przeciwko temu ona sama się zwraca” – pisał filozof Tadeusz Czeżowski. Mimo tego, każdy z nas chce być wolny, choć wielu rozumie to pojęcie inaczej. Wolności pragniemy, o wolność walczymy, sami niekiedy niepostrzeżenie wpędzając się w pułapkę. Niezwykle trafnie pojęcie wolności ujmował francuski pisarz, Alphonse Daudet, który swojemu przyjacielowi dedykował historię o kozie, pragnąc uświadomić mu, że wszystko ma swoją cenę, nawet wolność.

Dziś i my możemy poznać tę wspaniałą i niezwykle pouczającą opowieść, która pozwala nam zatrzymać się na chwilę oraz zastanowić nad swoim postępowaniem. Historię pokochają dzieci, które – odpowiednio pokierowane przez dorosłych opiekunów – będą mogły wyciągnąć z niej daleko idące wnioski, choć tak naprawdę przesłanie bajki powinni poznać także pełnoletni czytelnicy. „Koza Pana Segiun”, opublikowana nakładem wydawnictwa Psychoskok, jest bowiem tekstem uniwersalnym, który łączy pokolenia i który pozwala odpowiedzieć sobie na pytanie, czym dla mnie jest wolność i jaką cenę jestem gotów za nią zapłacić


Daudet uczynił bohaterem książki Pana Seguin, wielkiego miłośnika kóz, który zrobiłby dla nich wszystko. Jednak każda z nich wybierała ostatecznie upragnioną wolność, co niestety kończyło się tragicznie – jedna po drugiej ginęły w szponach złego wilka. Blanchette, piękna biała koza miała być wyjątkiem, a właściciel obiecał sobie szczególnie o nią dbać. Pan Seguin pieczołowicie wybrał dla niej najlepszy kawałek ogrodu, zadbał o długi sznur, by nie krępował jej ruchów, jednak pomimo tych starań, kózka wciąż tylko zastanawiała się, jak wspaniale musi być na wolności. Nawet ostrzeżenia Pana Segiun nie robiły na niej większego wrażenia, była bowiem przekonana, że tak waleczna koza, jak ona, z łatwością poradzi sobie ze złym wilkiem. Niestety… przegrała te nierówną walkę…



„Koza Pana Seguin” to nie tylko doskonała lekcja pokory, ale również dowód na to, że wszyscy musimy być świadomi konsekwencji swoich zachowań. Dzięki tej bajce możemy wytłumaczyć dziecku czym jest odpowiedzialność, dlaczego należy być ostrożnym, zaś pytania zamieszczone na ostatnich stronach książki stanowią nie tylko sprawdzian uważności, ale przede wszystkim mogą być wspaniałym punktem wyjścia do rozmowy z maluchem na temat przyczyn i skutków określonych działań. Książka Daudeta bawi i uczy, a jednocześnie jej lektura jest prawdziwą przyjemnością dla zmysłu wzroku, a to dzięki kolorowym ilustracjom, pobudzającym wyobraźnie i pozwalającym śledzić akcje nawet tym dzieciom, które nie potrafią jeszcze samodzielnie czytać.



niedziela, 29 listopada 2015

Ciasto Michałka, czyli przepis babci na placek z owocami

Kiedy nadchodzi zima z przyjemnością wyciągam z zamrażalnika przezornie schowane tam truskawki i czaruje… Dziś, inspiracją stała się książka „Dziewczyny na start!” autorstwa Katarzyny Karpa i podany w niej przepis na Ciasto Michałka. Niezależnie od tego, czy biegi są naszym sposobem na spędzanie wolnego czasu, na życie, czy też preferujemy inne formy aktywności, to na ciasto skusi się każdy...


Ciasto Michałka, czyli przepis babci na placek z owocami

Składniki:

  • 25 dag masła,
  • 1 szkl cukru,
  • 3 jaja,
  • 2 szkl mąki,
  • opakowanie budyniu śmietankowego,
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia,
  • owoce.


Wykonanie:

Do utartego z cukrem masła dodawaj po 1 jajku i dokładnie ucierając dodawaj mąkę, budyń, proszek do pieczenia. Wymieszaj, aż powstanie gładka masa. Ciasto podziel na dwie części. Na natłuszczoną blaszkę wyłóż pierwszą część ciasta, ułóż owoce, przykryj drugą częścią ciasta. Piecz ok. 40 minut w temperaturze 160 stopni C.









SMACZNEGO!

piątek, 27 listopada 2015

Dominik Szcześniak "Robaczki"

Tytuł: Robaczki
Autor: Dominik Szcześniak
Wydawnictwo: Komiksowe



James A. Owen, Joe Shuster, Fred Gallagher – to nazwiska znane wszystkim miłośnikom komiksów. Co trzeba zrobić, żeby zostać tak genialnym twórcą komiksów? Jak wygląda proces przygotowywania komiksu? Czy scenarzyści i rysownicy to naprawdę ludzie z innej planety, czy może są dokładnie tacy sami, jak my, mają takie same problemy? Tak naprawdę, najgorzej w tym całym cyklu pracy ma scenarzysta, którego osoba pozostaje niezauważona, pensja – marna. Na dodatek recenzenci wciąż mają o coś pretensję, maja czelność wyrażać swoje zdanie (bywa, że i negatywne), a co gorsza … czasami robią to zupełnie ignorując lekturę. I jak w takiej atmosferze tworzyć?

czwartek, 26 listopada 2015

Jolanta Król „Notoryczna panna młoda”

Autor: Jolanta Król
Wydawnictwo VIDEOGRAF

Zapewne każda kobieta przynajmniej raz widziała amerykańską komedię romantyczną w reżyserii Garry’ego Marshalla z Julią Roberts w rolach głównych. Tam, Maggie Carpenter, niemal nawykowo porzucała przed ołtarzem mężczyzn, choć nie wynikało to z jej okrutnego charakteru, a jej celem nie było poniżenie niedoszłych nowożeńców. To raczej strach przed związkiem, przed pomyłką oraz poszukiwanie tej jednej, jedynej miłości pchały ją do tego desperackiego kroku. Pragnienie, aby kochać i być kochaną dzieli z Maggie wiele kobiet, a choć rezygnacje ze złych wyborów nie są tak spektakularne, to równie bolesne. Czasami nawet bywa tak, że kobieta doskonale zdaje sobie sprawę, że tkwi w toksycznym związku, że tak naprawdę w relacji, w którą się uwikłała, nie ma żadnego uczucia, ale ze strachu przed samotnością kurczowo trzyma się iluzji.

Tak niestety czyni Hanka, ponętna czterdziestodwulatka, właścicielka dobrze prosperującego biura podróży. Można powiedzieć, że jest kobietą, która w życiu osiągnęła wszystko – spełniła się zawodowo, zwiedziła świat, ma piękne mieszkanie. Tyle tylko, że Hance do pełni szczęścia brakuje mężczyzny, a także (a raczej przede wszystkim) dziecka. O przeszłości kobiety, o jej mniej lub bardziej nieudanych związkach, o plejadzie partnerów, którzy nie byli jej warci, którzy bez skrupułów ją oszukiwali zatajając prawdę o sobie, o istnieniu żon, możemy przeczytać w powieści „Notoryczna panna młoda”. Tytuł opublikowanej nakładem wydawnictwa VIDEOGRAF książki Jolanty Król może sugerować lekką komedię romantyczną, tekst, w który można zagłębić się poszukując odrobiny rozrywki czy cienia nadziei na miłość. Nic bardziej mylnego! Sięgając po powieść musimy przygotować się na silne emocje, wzruszenia, ale i gniew, na nasz wewnętrzny sprzeciw wobec takiego traktowania kobiet. Otrzymujemy bowiem historię mówiącą o desperackim poszukiwaniu miłości, o samotności, która wpędza nas niekiedy w pułapkę, o powolnym rozpadzie osobowości i terrorze psychicznym. Historię poruszającą nas do głębi, stanowiącą bodziec do refleksji, ale również uwrażliwiającą nas na cierpienia innych kobiet.

Kiedy kolejny związek Hanki się rozpadł, a wizyta w biurze matrymonialnym nie przyniosła spodziewanych rezultatów, kobieta postanowiła poszukać partnera w wirtualnym świecie. Właśnie w ten sposób w jej życiu pojawił się Jacek – Polak mieszkający na stałe w Stanach Zjednoczonych. Zbliżający się do pięćdziesiątki przystojny mężczyzna uwiódł ją swoją szczerością, a także kwiecistymi listami, które stanowiły balsam na jej zranione serce i dusze. Hanka szybko zyskała pewność, że Jacek jest tym jednym, jedynym, zaś mgliste obietnice związku i rychłych zaręczyn wystarczyły, by kobieta zaczęła zmieniać swoje życie, rozdając cały swój majątek, z mieszkaniem i firmą włącznie. 

Jeszcze w Polsce okazuje się, że ta szczerość Jacka niestety jest ograniczona tylko do tych kwestii, którymi mężczyzna chce się z Hanką podzielić. Na jaw wychodzi zatem istnienie dwóch szesnastoletnich córek z pierwszego małżeństwa, a także niejasna przeszłość wybranka. Mimo to pragnienie posiadania dziecka oraz męskiego ramienia u swego boku zagłusza rozsądek, a Hanka wyjeżdża do New Britain, pozostawiając w kraju swoją rodzinę oraz przyjaciółki. Amerykańska rzeczywistość nie przypomina tej utkanej z marzeń o wielkiej miłości. Jacek okazuje się być apodyktycznym gburem, nie uwzględniającym ani zdania Hanki, ani jej planów. Brak szacunku, rosnące wymagania (także finansowe) wobec kobiety, sieć kłamstw, w którą Jacek się zapętlił, a na dokładkę mamusia z piekła rodem – wszystko to weryfikuje plany Hanki. I właśnie wówczas, kiedy Hanka stwierdza, że ma tego wszystkiego dość, ma szansę spełnić się jej największe marzenie – zostanie matką …

Jak potoczą się losy Hanki i czy wiązanie się z kimś tylko dlatego, by nie być samotnym, jest wystarczającą podstawą małżeństwa? Jak bardzo można upodlić, ubezwłasnowolnić kobietę? Ile kolorów ma prawda i jak bardzo boli zdrada oraz zakończenie pewnego etapu w życiu przekonamy się dzięki wciągającej powieści „Notoryczna panna młoda”. Jolanta Król stworzyła historię, która bulwersuje, która budzi w kobiecie mordercze instynkty i deklarację unikania typów pokroju Jacka czy poprzednich amantów Hanki. Autorka wciąga nas w interakcję z bohaterami, angażujemy się emocjonalnie w ich życie i dokonywane przez nich wybory, z nimi cieszymy się i płaczemy. Liczne retrospekcje służą poznaniu natury skomplikowanych związków Hanki, a zarazem zrozumieniu irracjonalnych wydawałoby się decyzji kobiety. Dzięki temu powieść staje się jedną z tych, które zmuszają nas do analizy własnych pragnień, własnego zachowania, a – być może – zmiany priorytetów.


środa, 25 listopada 2015

Antoni Kroh „Wesołego Alleluja Polsko Ludowa”

Tytuł: Wesołego Alleluja Polsko Ludowa
Autor: Antoni Kroh
Wydawnictwo: ISKRY

Sztuka jest terminem odnoszącym się zarówno do muzyki, tańca czy teatru, jak i do dziedzin związanych z formami materialnymi. Sztuka ludowa jest zaś doskonałym sposobem wyrażania siebie, swoich artystycznych potrzeb, pełni ponadto funkcję użytkową i jest sposobem manifestowania kultury. Gdzie jednak leży granica pomiędzy sztuką ludową, a tanim, często słabej jakości zamiennikiem? Czym jest sztuka, a czym kicz? Jak rozwijała i zmieniała się sztuka ludowa na przestrzeni wieków?

Odpowiedzi na te pytania możemy znaleźć we wspaniałej publikacji Wydawnictwa ISKRY, autorstwa Antoniego Kroha – etnografa, znawcy i kolekcjonera twórczości artystów ludowych. „Wesołego Alleluja Polsko Ludowa” to nie tylko wciągająca opowieść o dziejach polskiej sztuki ludowej, ale również niezwykle interesujący wykład na temat kultury i tradycji, podejścia społeczeństwa do kwestii sztuki, kreowania swojej przestrzeni i korzystania z wytworów rąk ludzkich. Książka adresowana jest nie tylko do kulturoznawców, socjologów czy osób związanych ze środowiskiem twórczym, ale do wszystkich, którzy chcą odbyć podróż w przeszłość, przypominając sobie szydełkowe serwety na meblach, cepeliowskie wyroby czy figury strugane z drewna.

„Sztuka ludowa jest rodzima, wolna od zapożyczeń. To emanacja ducha narodu, krynica polskości, odbicie naszego charakteru narodowego” - pisze Kroh, cytując znawców przedmiotu na przestrzeni wieków. Autor dowodzi, że skoro sztuka ludowa jest „wcieleniem polskości”, zatem obowiązkiem każdego człowieka, który uważa się za kulturalnego, jest manifestować tę sztukę, używając w tym celu różnych środków przekazu, w tym stroju. Czytamy zatem o podhalańskich serdakach, damskich płóciennych kreacjach z ludowymi haftami, baranich kożuchach pokrytych brezentem, triumfujących w latach 60. XX w., a także o motywach wycinanek łowieckich, opoczyńskich, kurpiowskich czy rawskich, wykorzystywanych masowo w PRL-u. Autor przybliża nam historię koronek z Koniakowa, pisze również o upowszechnieniu sztuki ludowej, której konsekwencją był – jak pisze Kroh – kicz „na ludowo”.

Dowiadujemy się również nieco o realizmie socjalistycznym, który w 1949 roku był uważany za jedyną słuszną drogę. Przebudowa społeczeństwa w nowym duchu polskości uwzględniała również sztukę ludową, przed którą postawiono propagandowe cele – miała ona „wpłynąć na zmianę mentalności chłopa, czyli ponad połowy mieszkańców kraju”. Okres po II wojnie światowej to z kolei czas, kiedy sztuka ludowa wkroczyła w życie przeciętnych obywateli, a wyroby Cepelii, występu Mazowsza, festyny i dożynki zaspokajały potrzeby kulturalne, łącząc twarde realia życia z niekiedy zadziwiającej jakości wyrobami i usługami. 

Autor pisze również o różnych interpretacjach terminu „ludowy” i popycie na „autentyczne” wyroby w latach 70., a także o postulatach, by sztuka ludowa nareszcie zajęła należne jej miejsce. Kroh, na stronach książki, przytacza sylwetki etnografów, regionalistów, kolekcjonerów zafascynowanych wyrobami sztuki ludowej, ludzi w pełni zaangażowanych w jej ochronę i rozwój. Podczas lektury poznajemy również sylwetkę Nikifora i Heródka, jednego z rozpoznawalnych twórców kręgu ART BRUT, zwanego Orawskim Nikiforem oraz wielu innych, znakomitych twórców. 

„Wesołego Alleluja…”, to jedna z tych publikacji, którą odkrywać można strona po stronie, chłonąc nie tylko wiedzę, ale i specyficzną atmosferę, którą tworzy sztuka ludowa. Integralną częścią książki są zdjęcia obrazów, zabytkowych figur oraz osób, których życie i twórczość przybliża nam autor. W tekst wplecione są również fragmenty utworów literackich, listów czy opracowań naukowych, tworzące spójną całość i pokazujące rozwój sztuki ludowej i zmianę świadomości społeczeństwa. Tym samym, sięgając po opracowanie, możemy liczyć na niezwykłe doznania – zarówno estetyczne, jak i intelektualne.



sobota, 21 listopada 2015

Danka Braun „Zabójczy urok blondynki”

Tytuł: Zabójczy urok blondynki
Autor: Danka Braun
Wydawnictwo: Prozami


„(…) logika naszego postępowania jest zawsze na łasce ciemnych i nieprzewidzianych popędów” – pisał Joseph Conrad. Te słowa doskonale odzwierciedlają poczynania wszelkich zwyrodnialców, morderców, którzy kierując się sobie tylko znanym schematem myślenia są w stanie dokonać największych zbrodni. Niepokój jednak od lat budzi fakt, że mordercę rzadko można rozpoznać z daleka. Co więcej, często wzbudza on zaufanie, jego otoczenie ma o nim jak najlepsze zdanie, zaś jego oczy, mimika twarzy, postawa mówią: „Jestem niewinny”.

To właśnie ta nieprzewidywalność, ta mroczna strona duszy i fascynujące dochodzenie do prawdy są powodami, dla których z takim zaangażowaniem czytamy powieści kryminalne. Każdy miłośnik tego gatunku powie, że najlepsze są oczywiście te pozycje, w których zabójca i motywy zbrodni niemal do samego końca pozostają nieznane. Tym właśnie charakteryzowały się kryminały Agathy Christie, to właśnie znajdujemy w powieściach Danki Braun. „Zabójczy urok blondynki” to kolejna już powieść autorki, która zadziwia i zachwyca czytelników, zarówno stopniem skomplikowania fabuły, która sama w sobie stanowi już zagadkę, jak i pokrętnymi drogami wiodącymi do poznania tożsamości winnego. Śmiało mogę stwierdzić, że to najlepsza powieść autorki, w lekturze której przyjemność znajdą zarówno wielbiciele powieści obyczajowych, jak i kryminalnych łamigłówek.

Braun zabiera nas do ekskluzywnego hotelu pod Jasłem, gdzie na zaproszenie przyjaciela – właściciela obiektu, Jana Woźniaka – przybywa Robert Orłowski wraz z rodziną. Znany neurochirurg podróżuje z drugą żoną, Renatą, synem Krzysztofem z ciężarną żoną Agą oraz z trzynastoletnią córką Izą i Nicolą, przyszywaną wnuczką matki Roberta. Skomplikowane powiązania rodzinne (i cielesne) są domeną autorki, zatem możemy liczyć na niejasne układy i pełne emocji relacje pomiędzy bohaterami. A będzie się działo, bowiem w hotelu pojawia się również pierwsza córka Roberta, Marta, wraz ze swoim partnerem Markiem, właściciel sieci aptek Marian Lewandowski z narzeczoną Anką Sosnowską i synem Patrykiem. Przybywa również znienawidzony przez Roberta Vick Jurgen - ojczym Marka, przywożąc ze sobą córkę Tinę, narzeczoną Jolę i jej syna Berta. Już samo spotkanie tak różnych osobowości, w połączeniu z faktem, iż Ania była kochanką niemal wszystkich obecnych w Jaśle mężczyzn, Jola – pierwszą miłością Roberta, zaś Vick – podejrzanym o zabójstwo swojej pierwszej żony, matki Marka oraz matki Marty, budzi niezdrową ciekawość i daje nadzieję na interesujący rozwój akcji... 

Naprawdę gorąco robi się jednak wówczas, kiedy w pobliskim stawie zostaje znaleziona Gabi, kierowniczka hotelu. Kto pozbył się dziewczyny i jaki mógłby mieć motyw? Co robiła w nocy na brzegu? Z kim miała się spotkać? Te pytania stają się kluczowe, kiedy dziewczyna umiera nie odzyskawszy przytomności. Co więcej, ta tragiczna śmierć zapoczątkowuje serię dziwnych zdarzeń, które wprowadzają atmosferę grozy i nieufności. Anka znajduje w swojej torebce zdechłą mysz, w łóżku odcięty łeb psa, a kulminacją tego jest zapchany piecyk gazowy, który jest przyczyną zaczadzenia kobiety. Kiedy Anka w szpitalu walczy o życie, Robert i Mark wszczynają własne śledztwo. Jego przebieg i wyniki wielokrotnie ich zaskoczą …

„Zabójczy urok blondynki” trudno nazwać powieścią szablonową, bowiem znajdziemy tu zarówno wątki obyczajowe, jak i kryminalne, a wszystko to sprawnie połączone w całość. Skomplikowane więzy łączące bohaterów początkowo mogą dezorientować, ale stopniowo odkrywamy celowość takiego zabiegu, orientując się w gąszczu koligacji i romansów z przeszłości. Mimo tego, wciąż nie potrafimy zidentyfikować mordercy i to właśnie jest największym atutem książki, która wielokrotnie zaskakuje i sprawia, że musimy zweryfikować kierunek, w jakim podążają nasze myśli. Braun dużo uwagi poświęciła również samym bohaterom, a szczególnie kontrowersyjnej i skomplikowanej charakterologicznie postaci Anki, sprawiając, że nasz stosunek do niej, a także do pozostałych osób ulega nieustannej zmianie. Wszystko to sprawia, że lektura powieści jest niezapomnianą przygodą, a przy tym bodźcem do refleksji, że tak naprawdę w życiu nic nie jest takie, jakie się wydaje…

czwartek, 19 listopada 2015

Frederic Laloux „Pracować inaczej”

Autor: Frederic Laloux
Wydawnictwo: Studio EMKA 

Zdolność elastycznego dostosowania się do dynamicznych zmian zachodzących w otoczeniu, jest podstawą sukcesu współczesnej firmy. Zmieniają się zarówno technologie, procesy produkcji czy materiały, jak i potrzeby klientów oraz ich oczekiwania. W ślad za tymi zmianami idą również oczekiwania pracowników względem firmy i samej pracy. Przestaje ona być jedynie źródłem utrzymania – ma natomiast stanowić źródło satysfakcji i umożliwiać samorozwój. Coraz więcej pracodawców dostrzega związek pomiędzy zadowoleniem pracowników, a efektywnością ich pracy, coraz więcej firm rozumie również potrzebę inwestowania w rozwój swojej kadry. Stąd też pojawienie się nowych sposobów motywowania, a także nowe techniki zarządzania (w tym zarządzania zasobami ludzkimi) oraz nacisk na kulturę organizacyjną. Te nowe trendy i nowe prawa rządzące funkcjonowaniem firm są również wynikiem dotychczasowego podejścia do organizacji, zatrudnionych w niej ludzi, zaś w praktyce są one warunkowane brakiem możliwości przekroczenia progu, który został już osiągnięty. Wyśrubowane normy, oszczędności czynione na kadrze, na innych zasobach czy rezygnacja z długofalowego planowania, będące codziennością wybranych firm sprawiły, że nadeszła pora na diametralne zmiany w podejściu do organizacji.

Zarówno do właścicieli przedsiębiorstw czy menedżerów reprezentujących pierwsze podejście, dla których ludzie są cennym zasobem, jak i do drugiej grupy, która pracowników traktuje wyłącznie jako środek co realizacji celu, którym jest zwiększanie obrotów, adresowana jest pozycja „Pracować inaczej. Nowatorski model organizacji inspirowany kolejnym etapem rozwoju ludzkiej świadomości”, opublikowana nakładem Wydawnictwa Studio EMKA. Frederic Laloux, na podstawie przeprowadzonych badań napisał książkę, która powinna trafić do rąk każdej osoby, mającej realny wpływ na podejmowane w firmie decyzje, do studentów zarządzania, ale i pracowników zainteresowanych tematem. Praktyczne kwestie poruszane przez autora zwracają uwagę swoją funkcjonalnością, być może zainspirują też do zastanowienia się nad swoim stylem zarządzania. Mogą także stanowić bodziec do wkroczenia na drogę rozwoju oraz do realizacji wspólnej – kadry zarządzającej i pracowników – wizji i misji. 

Książka podzielona jest na trzy części, z czego pierwsza omawia przebieg ewolucji organizacji i zwraca uwagę na przemiany, jakie dokonywały się w świadomości ludzi oraz w modelach organizacyjnych przedsiębiorstw. Autor przytacza kolejne paradygmaty, rozpoczynając od „paradygmatu reaktywnego podczerwonego”, czyli od najwcześniejszego etapu rozwoju człowieka, kiedy ten jeszcze żył w małych grupach opartych na więzach krwi, poprzez pierwsze imperia i protoimperia, aż po współczesność. Funkcjonujące od niedawna organizacje cechuje już współistnienie modeli, Laloux unika jednak oceny, wartościowania wskazanych etapów, podkreślając zależność formy i podejścia od istniejących warunków otoczenia bliższego i dalszego. 

Część druga książki koncentruje się na szczegółach dotyczących działania organizacji na nowym etapie rozwoju – te kilka rozdziałów jest wynikiem dwuletnich badań przeprowadzonych w oparciu o funkcjonowanie podmiotów działających już w oparciu o model organizacji odpowiadający następnemu etapowi rozwoju. Jak twierdzi autor: „w miarę, jak coraz więcej ludzi wchodzi ze światem w relacje z perspektywy Ewolucyjnego Turkusu, można uczciwie założyć, iż zacznie powstawać coraz więcej tego typu organizacji”. O tym, jakie konsekwencje będzie to ze sobą niosło, dowiemy się w kolejnych rozdziałach, na łamach których zostało przeanalizowane funkcjonowanie dwunastu firm, uważających siebie za „żywy organizm”, posiadający poczuci własnego kierunku. Członkowie tych firm wsłuchują się z sygnały płynące z otoczenia i doskonale wiedzą, czym chce się stać ich organizacja. Autor, na podstawie doświadczeń firm biorących udział w badaniach, pisze również o władzy w organizacjach i problemie, jakim stała się koncentracja tej władzy u szczytu, wskazując na konkretnych przykładach, że możliwa (i wielce efektywna) jest inna struktura organizacyjna i scedowanie kompetencji decyzyjnych i odpowiedzialności na przykład na zespoły. 

Laloux odnosi się również do współistniejących struktur i praktyk, których wdrożenie jest związane z samozarządzaniem, a także do poczucia, iż jesteśmy częścią większej całości. Wyraża się to nie tylko w tworzeniu bezpiecznego i otwartego środowiska pracy, ale również w nadzorze służącym pomocy w rdzeniu sobie z problemami, w spotkaniach, a nawet w statusie danej organizacji. Autor omawia również cechy kultury organizacyjnej, rozumianej przez autora jako „sposób, w jaki załatwia się sprawy, bez zastanawiania się, jak to się robi”. 

Część trzecia książki pozwala odpowiedzieć - na podstawie wyników badań, doświadczeń minionych wieków czy bieżących obserwacji - na pytanie dotyczące warunków niezbędnych do stworzenia nowej organizacji z Ewolucyjnie Turkusowymi zasadami, strukturą, procedurami, a także kulturą. Jako niezbędne ku temu warunki wymienia przywództwo wysokiego szczebla oraz własność, zaznaczając jednocześnie, że stanowią one jedyne czynniki rozstrzygające, że wszystko poza nimi wydaje się nie mieć znaczenia.

„Coraz więcej z nas pragnie tworzyć organizacje z duszą” – pisze autor, natychmiast dodając „Problem w tym, jak to robić”. Jestem przekonana, że lektura książki „Pracować inaczej” pozwoli ten problem rozwiązać, a przynajmniej zastanowić się nad wartościami, z którymi firma chce się identyfikować oraz nad tym, jak wielkim potencjałem dysponują zatrudnieni w niej ludzie. Laloux daje nam szanse na osiągniecie przewagi konkurencyjnej, a przy tym na stworzenie organizacji Turkusu – organizacji przyszłości, będącej prawdziwa inspiracją nie tylko dla jej założycieli, ale również pracowników oraz otoczenia. Jasne wskazówki dawane przez autora i jednoznaczne wytyczne pozwalające obrać właściwy kierunek przemian tylko czekają, by je zastosować. Więc … just do it!



wtorek, 17 listopada 2015

Jacek Wąsowicz „Przystanek Londyn”

Tytuł: Przystanek Londyn
Autor: Jacek Wąsowicz
Wydawnictwo: JanKa

Wielka Brytania już od kilkunastu lat detronizuje Stany Zjednoczone – to o Anglii bowiem mówi się niczym o legendarnym Złotym Mieście, gdzie spełniają się wszystkie sny, a funty płyną nieprzerwanym, wartkim strumieniem. Jeszcze przed wejściem Polski do UE sporo było śmiałków (lub desperatów), którzy decydowali się na nielegalny pobyt i pracę „na czarno”, chwytając się różnych sposobów, by nie zostać deportowanym, by zakosztować tych możliwości, które Anglia przed nimi otwierała. Popularne były wycieczki na Wyspy, z których rodacy już nie wracali do swych domów, pretekst do wyjazdów w jedną stronę dawały także szkoły językowe. Niestety, nie dla każdego ta emigracja okazała się być kluczem do szczęścia i dobrobytu – niejednokrotnie Polacy wracali do swoich rodzin nie tylko bez grosza, ale nawet z zadłużeniem. Wielu także, nie mając do czego i kogo wracać, bądź też wstydząc się swojej porażki poza granicami kraju, znikało w przepastnym Londynie, wiążąc swoją przyszłość z dworcami, ulicami i noclegowniami. 

A jak Londyn przyjął Jacka Wąsowicza, autora opartej na własnych, emigracyjnych doświadczeniach książki „Przystanek Londyn”? Opublikowana nakładem wydawnictwa JanKa niezwykle osobista i zabarwiona sporą dozą emocji relacja z pobytu na Wyspach, jest również zwierciadłem, w którym odbijają się funkcjonujące po dziś dzień stereotypy na temat Anglii i jej rodowitych mieszkańców, a także smutnym i rozczarowującym obrazem polskiej rzeczywistości. Autor z wielką pieczołowitością rejestruje swoje przygody, opowiada nam historie wielokrotnie zabarwione humorem, nie szczędzi również gorzkiej prawdy na temat rynku pracy czy zachowań obcokrajowców. To czyni książkę wymarzoną lekturą nie tylko dla tych, którzy z pobytem w Anglii wiążą swoją przyszłość, ale również dla tych wszystkich, którzy spragnieni są wzbogacającej lektury, dzięki której lepiej poznajemy nie tylko Anglików, ale i samych siebie.

„(…) Nikt nie robi rewolucji w swoim niby – poukładanym życiu, jeśli nie musi (…). Z drugiej strony rewolucję robi się właśnie po to, by coś zmienić na dobre (…). Stwierdzić muszę, że na Wyspach są ku takim „rewolucjom” warunki dogodne jak chyba mało gdzie” – pisze Wąsowicz, nawiązując również do swoich doświadczeń, przede wszystkim zawodowych. Okazją do pierwszego kontaktu z Anglią, a jednocześnie do przekonania się o potencjale kraju, był kurs językowy. Trzymiesięczny pobyt w celach edukacyjnych przedłużył się o kolejne miesiące, podczas których autor nie szczędził okazji, by pracować nad płynnością swojej mowy i nowym słownictwem, a także nad uzupełnieniem swoich skromnych zapasów gotówki. Sporo w tym czasie poczynił obserwacji, które przydały się przy okazji ponownego pobytu. 

O ile spotkanie zapoznawcze z Anglią było ograniczone ramami czasowymi oraz presją pozostałej w Polsce rodziny, to drugie – kilka lat później, było już świadomą decyzją o emigracji. Decyzją podjętą w obliczu kolejnych rozczarowań możliwościami, jakie rysowały się przed młodymi ludźmi w rodzimym kraju oraz w oparciu o CV przypominające swego rodzaju patchwork złożony z prac nie mających nic wspólnego z wykształceniem. Autor, na kolejnych stronach swojej książki, dzieli się z nami swoimi przeżyciami, opowiada o problemach i barierach jakie napotkał na swojej drodze, udziela wielu rad, które pozwolą nam te bariery ominąć. Wspomina „ścianę płaczu” będącą dla wielu głównym źródłem informacji na temat potencjalnej pracy, opisuje walkę o przyzwoite lokum, charakteryzuje specyfikę angielskiego rynku pracy oraz swoją długą drogę do nowego zawodu grafika. Towarzyszy temu wnikliwa analiza mentalności poszczególnych grup społecznych i narodów, różnic kulturowych, podejścia do wykonywanej pracy czy zdobytego dyplomu. Nie brak tu smutnych refleksji dotyczących rodzimego kraju i zawiedzionych oczekiwań, nie brak też słów o wyuczonej bezradności Polaków, dla której pobyt na emigracji jest tak naprawdę sprawdzianem siły charakteru i motywacji. Wszystko to składa się na barwny obraz, którego dopełnieniem są zdjęcia londyńskich ulic.

Przyznam, że podczas lektury wielokrotnie ogarniała mnie nostalgia, bowiem z tekstu wyziera autentyzm, zaangażowanie autora w przeżywane wydarzenie, to zaś przypomniało mi pobyt w Londynie i moje doświadczenia oraz spostrzeżenia – zdumiewająco zbieżne z obserwacjami Wąsowicza. Już wiem, że „Przystanek Londyn” będzie lekturą, do której wielokrotnie będę powracała, odnajdując w niej znajome dzielnice i ulubione miejsca. Do tej wędrówki po Londynie, ale i do przemyśleń na temat różnic pomiędzy krajami – a przede wszystkim pomiędzy mentalnością mieszkańców – zachęcam wszystkich, nie tylko przyszłych emigrantów..



piątek, 13 listopada 2015

Gdzie czytam, czyli ulubiony kącik czytelniczy...

Mówi się, że kobieta zmienną jest, ale tak naprawdę wielkie zmiany dotyczą wyglądu bloga. Ostatnie dni upłynęły mi na generalnych porządkach w postach – pojawiły się zakładki, a każdy post zyskał stosowną kategorię. Mam nadzieję, że znacznie ułatwi to wyszukiwanie tego, co chcielibyście przeczytać.


Przy okazji tych blogowych rewolucji odkryłam mój stary post o problemach remontowych i tęsknocie za miejscem, w którym można usiąść z książką i kubkiem dobrej kawy. Post znajdziecie tu: klik

Dziś, minął już rok od walki z niesolidnym elektrykiem i zmieniającymi się ekipami remontowymi. Choć nie jest jeszcze idealnie, to kuchnia i mój ulubiony w niej zakątek, zyskał nowy look. Drewniany stół, krzesła inspirowane DSW i – ostatni nabytek – zasłony (bonprix), których szukałam kilka miesięcy, odmieniły pustą przestrzeń. 

fot. J.Gul

fot. J.Gul

fot. J.Gul

Zmiany objęły również sypialnię. Mało estetyczne rury, którymi szalony projektant ozdobił róg pokoju, zostały zabudowane płytami kartonowo-gipsowymi. W ten sposób powstało kilka półek, na których stanęło kilka moich ulubionych książek, do których wracam najczęściej. Zamieszkały tu również anioły …

fot. J.Gul

fot. J.Gul

fot. J.Gul

fot. J.Gul

środa, 11 listopada 2015

Aleksander Janowski "Pieprz w oczach czyli podśmiewajki "

Tytuł: Pieprz w oczach czyli podśmiewajki 
Autor: Aleksander Janowski 
Wydawnictwo: Psychoskok

„Prawdziwa demokracja to jest niezwykle demokratyczna władza mniejszości, która pod pozorem reprezentowania większości, demokratycznie – jak najbardziej i owszem – wzięła za mordę …” – trudno nie zgodzić się z tą jakże prostą i adekwatną do współczesnej rzeczywistości logiką. Jeśli chcecie poznać więcej takich „złotych myśli”, przekonać się, jak to jest żyć w demokratycznym kraju, jak przeżyć z żoną mającą większość głosów, a także jakie filozoficzne dysputy można toczyć przy piwie (polskim, oczywiście), koniecznie musicie sięgnąć po zbiór felietonów Aleksandra Janowskiego. 

„Pieprz w oczach czyli podśmiewajki”, opublikowane nakładem wydawnictwa Psychoskok, to nie tracące na aktualności teksty, które doskonale odzwierciedlają absurdy polskiej rzeczywistości, upadek władzy i dewaluacje elit, a także stosunek przeciętnego obywatela do rządu. To jedna z tych publikacji, która budzi śmiech, choć – niestety – jest to śmiech poprzez łzy. 

Gorzką pigułkę zwaną codziennym życiem podaje nam dwóch bohaterów felietonów – ich autor, wykształcony i światowy Redaktor („człowiek uczony tu i tam), posiadacz wspaniałej żony, która docenia jego walory i umiejętności oraz pan Jan, absolwent szkoły zawodowej, człowiek o prostym sercu i duszy, choć skomplikowanych problemach. Większość z nich ma swoje źródło w niedoskonałym pożyciu małżeńskim, gadatliwej małżonce Gieniuchnie, chorowitej teściowej Eugenii oraz bredniach sprzedawanych ciemnej masie „w telewizorni”. Spotkania owych panów, to „wieczorne polaków rozmowy” przy kuflu z piwem (za trzy złote dziennie, pieczołowicie wydzielane przez płeć piękną), w trakcie których komentują oni społeczno-gospodarczą sytuację kraju, rozważają kwestię demokracji, konsumpcjonizmu i pogoni za markami, a nawet globalizacji. Nie odrywając się od „zdrowego kolektywa”, trudno nie zgodzić się z wnioskami, jakie po tych rozmowach można wyciągnąć, trudno też nie uśmiechnąć się – niekiedy z podziwem – podążając tokiem myślenia pana Jana. 

W książce, poza felietonami, znajdziemy również wywiad z autorem oraz wybrane wiersze Renaty Grześkowiak, które Janowski poleca naszej uwadze.

„Podśmiewajki” są kolejnym już dowodem na wszechstronność Janowskiego oraz na niezwykły zmysł obserwacji, który z taką swobodą pozwala mu nazywać rzeczy po imieniu, zabarwiając je humorem, niekiedy przerysowując pewne sytuacje, a wszystko po to, by ich sens dotarł do nas z podwójną siłą. Kontrast pomiędzy uczonym Redaktorem i jego poprawnymi politycznie wypowiedziami, a przeciętnym Kowalskim …a właściwie Janem, który w prostych słowach zawiera złożone prawdy, dodaje kolorytu publikacji, czyniąc ją prawdziwym majstersztykiem i stawiając autora na piedestale, wraz z naczelnymi prześmiewcami kraju, takimi jak Daukszewicz czy Pietrzak. Lektura jest również bodźcem do przemyśleń i gorzkich refleksji na temat kondycji Polski, moralności (często podwójnej) elit, a także naszej przyszłości. Jedyne co nam pozostało to „robić swoje” – cytując Wojciecha Młynarskiego oraz …oczekiwać na kolejną książkę Aleksandra Janowskiego.


Kasia Pisarska „Wiedziałam, że tak będzie”

Tytuł: „Wiedziałam, że tak będzie”
Autor: Kasia Pisarska
Wydawnictwo: MUZA SA

„To uczucie, gdy wiesz, że możesz wszystko, jest niesamowite. To trochę tak, jak wtedy, gdy chodzisz przed wypłatą po sklepach i wszystko ci się podoba, wszystko być chciała, a gdy wracasz z pieniędzmi, udajesz, że niczego ciekawego nie ma. (…) Tylko teraz nie chodzi o torebkę czy kozaki. Chodzi o życie” – chyba nie ma nic bardziej frustrującego, niż posiadanie pieniędzy i brak pomysłu na to, jak je wydać. Szczególnie, jeśli tych pieniędzy jest dokładnie siedemnaście milionów czterysta osiemdziesiąt trzy tysiące, dwieście dwadzieścia cztery … euro. A ty, co byś zrobiła z taką gotówką? Czy szalałabyś w sklepach wykupując całą najnowszą kolekcję Prady? A może wreszcie powiedziałabyś szefowi, co naprawdę o nim myślisz i rzuciła pracę w czasie, jaki potrzebny jest do napisania „adiós”? Czy kiedykolwiek zastanawiałaś się, jak było by wspaniale, gdybyś już nigdy nie musiała martwić się o pieniądze, gdybyś mogła poświęcić się temu, co naprawdę kochasz?

Nawet, jeśli nigdy podobne myśli nie przyszły ci do głowy, to dzięki lekturze powieści „Wiedziałam, że tak będzie” dostajesz szansę, by popuścić wodzę wyobraźni i zanurzyć się w luksusie. Kasia Pisarska, autorka programów telewizyjnych, dodaje odwagi, byś zaczęła marzyć, byś powróciła do przeszłości i przypomniała sobie, jak miało wyglądać twoje życie, jakie miałaś pragnienia, zanim proza życia zabiła twoją spontaniczność i wykorzeniła szaleństwo i odwagę, by wdrażać zmiany. Opublikowana nakładem wydawnictwa MUZA SA może stać się twoją szansą na spełnienie marzeń, nawet jeśli nie możesz pochwalić się wygraną w totka, a twoje konto świeci pustkami.

Laura i Weronika to przeciętne czterdziestolatki, które dawno już zapomniały, co znaczy dobrze się bawić. Pierwsza porzuciła młodzieńcze marzenia o pisaniu książek i utknęła na stanowisku dziennikarki w piśmie modowym, pisząc „ambitne” teksty o kolorach rajstop czy fasonach spódnic, zaś Weronika jest nauczycielką geografii z nędzną pensją i jeszcze gorszym mężem, którego boi się zostawić. Jak bardzo zmieniłoby się ich życie, gdyby wygrały sporą sumę pieniędzy i mogły robić co tyko chcą? Mają się o tym przekonać już wkrótce, bowiem Weronika wygrała we włoskiej loterii Enalotto główną nagrodę – sumę, którą aż strach przeliczać na złotówki, by nie dostać zawrotu głowy. By mąż nie dowiedział się o nagrodzie niezbędna jest osoba Laury, która wygraną ma odebrać. Zgodnie z planem kobiety jadą do Mediolanu, wypłacić pieniądze, założyć kilka kont bankowych i wspólnie korzystać z majątku. Tyle tylko, że od celu ważniejsza staje się sama podróż, pełna niezwykłych przygód, małych katastrof, wspaniałych smaków i interesujących. Podróż, która jednej z nich przyniesie również miłość …

Co zrobiły Laura i Wera mając pełne konta? Jak bardzo zmieniły swoje życie? Co tak naprawdę dają pieniądze i czy rzeczywiście są najważniejsze w życiu? Na te pytania znajdziesz odpowiedź w powieści „Wiedziałam, że tak będzie” autorstwa Kasi Pisarskiej. Liczne zwroty akcji, spora dawka humoru i przystojni Włosi – na to możesz liczyć sięgając po książkę, której lekki styl czyni ją idealną pozycją na urlopowy wypoczynek czy zimowy wieczór. Znajdziesz tu ponadto opisy miejsc, które zobaczyć warto (a nawet trzeba) oraz potraw, na myśl o których cieknie ślinka. Zabrakło mi jednak głębi, rozwinięcia poszczególnych wątków, płynnego przejścia pomiędzy poszczególnymi scenami. Można odnieść wrażenie, że zamiast powieści mamy do czynienia z serialem, gdzie słowo „cięcie” przerywa pracę nad daną sceną. Jestem przekonana, że dopracowanie pewnych kwestii, zagłębienie się w opisywaną historię czy emocje bohaterów sprawiłoby, że zamiast lekkiej i miłej powiastki o której zapomina się po przeczytaniu, otrzymalibyśmy niezwykle wciągająca powieść, do której wraca się wielokrotnie. Na taką książkę liczę w przyszłości, zaś biorąc pod uwagę fantazję autorki i wprawę, z jaką posługuje się piórem jestem przekonana, że jeszcze niejedną powieść Pisarska opatrzy swoim nazwiskiem i… już nie mogę się doczekać, co wymyśli.

niedziela, 8 listopada 2015

Mieshelle Nagelschneider „Zaklinaczka kotów”

Tytuł: „Zaklinaczka kotów”
Autor: Mieshelle Nagelschneider
Wydawnictwo: Illuminatio

Masz już dość sprzątania po kocie, który załatwia się do kuwety i jedyne, co przychodzi ci do głowy, to uśpienie czworonoga? Twój kot atakuje domowników, dlatego planujesz oddanie go do schroniska? Mruczek, który miał być słodkim kiciusiem przypomina raczej rozszalałą bestię, która niszczy wszystko na swojej drodze i dlatego zastanawiasz się, jak daleko od domu wypuścić go na ulicę, by nigdy nie wrócił? STOP! Jeśli choć jedna z wymienionych sytuacji opisuje twoją relację z kotem, to oznacza, że pora na konsultację z kocim behawiorystą. Może się wówczas okazać, że tak naprawdę sam jesteś odpowiedzialny za zachowania, których nie akceptujesz. Ta świadomość powinna być pierwszym krokiem w drodze do nawiązania prawdziwej więzi z mruczkiem, a nawet … do przyjaźni.

Mieshelle Nagelschneider jest znaną na całym świecie kocią behawiorystką, która pomogła już wielu rodzinom rozwiązać problemy z ich kotami (a często kotom – z ich właścicielami). Teraz nie musimy sprowadzać jej do naszego kraju, czy zwracać się do niej z prośbą o telefoniczną konsultację, bowiem dzięki Wydawnictwu Illuminatio na rynku pojawiła się pozycja, która pozwoli nam samodzielnie zmodyfikować i / lub wyeliminować niepożądane zachowania zwierzęcia. „Zaklinaczka kotów” to poradnik, który powinien znaleźć się w domu każdego właściciela i miłośnika kotów, a ponadto sięgnąć po niego powinny te osoby, które dopiero planują adopcję bądź zakup kociaka. Wskazówki udzielone przez autorkę ułatwią bowiem socjalizację mruczka, pomogą zminimalizować stres związany z nowym domem i przyspieszą integrację z innymi kotami w domu. 

Autorka, krok po kroku, wprowadza nas w świat mruczących przyjaciół, uwrażliwiając nas na ich potrzeby i dokładnie wyjaśniając sposób ich zachowania oraz reakcje na bodźce napływające ze świata zewnętrznego. Zanim jednak odsłoni przed nami tajemnice mruczków, opowiada o swojej drodze do zawodu, o dorastaniu w rodzinie o bogatej historii współpracy ze zwierzętami, a także o próbach oswajania dzikich kotów i przemożnym pragnieniu posiadania własnego. 

Z każdym kolejnym, merytorycznym rozdziałem, coraz lepiej poznajemy koty i czynniki warunkujące ich zachowanie – dowiadujemy się o tropieniu spekulacyjnym, kocim terytorium, procesie socjalizacyjnym, wprowadzaniu kota do domu i do grupy, higienie weterynaryjnej i agresji kota. Będziemy w stanie zidentyfikować te elementy, które przeszkadzają mruczkowi obecnie oraz tak przekształcić przestrzeń, by czynniki te wyeliminować bądź znacznie ograniczyć. Dowiemy się również, w jaki sposób z kotem się bawić oraz jak postępować, kiedy kot uparcie oddaje mocz poza kuwetą. 

Nagelschneider dokładnie wyjaśnia proces znakowania terenu, który inspirowany jest złożonymi emocjonalnymi i terytorialnymi motywacjami. Omawia również wdrożenie autorskiej strategii KOT, która pozwala wyeliminować znakowanie moczem bez stosowania leków. Autorka analizie poddaje również uciążliwe miauczenie kotów, podając możliwe przyczyny nadmiernej wokalizacji, po raz kolejny pokazując działanie strategii KOT, tym razem dostosowanej do zwalczania problemu, jakim jest rozlegające się notorycznie Miauuu! 

W ostatnim rozdziale autorka porusza niezwykle ciekawe, ale i skomplikowane zagadnienie, jakim są zaburzenia obsesyjno-kompulsywne. Okazuje się bowiem, że zwierzęta – podobnie jak ludzie – mogą wykazywać zachowania zaliczane do kompulsywnych, jako reakcję na konflikt, nudę czy różne formy stresu. Strategia KOT, zastosowana w tej sferze, pozwoli nam nie tylko uporać się z łysieniem psychogennym kota, ale też ze ssaniem i żuciem wełny oraz łaknieniem spaczonym.

Wszystkie te informacje oraz wskazówki służące do efektywnej pracy z kotem, które zostały zamieszczone w „Zaklinaczce kotów”, zostały podane w prostej, zrozumiałej dla każdego formie, co czyni je możliwym do zastosowania przez każdego posiadacza kotów. Przejrzysty układ rozdziałów pozwoli dotrzeć do potrzebnych porad w krótkim czasie tak, by jak najszybciej można było zaradzić kocim bolączkom i stresom. Integralną częścią książki są załączniki, z których pierwszy został poświęcony szkoleniu klikerowemu, który wykorzystując warunkowanie instrumentalne i nagradzanie, sprzyja utrwaleniu pożądanych zachowań. Kolejne załączniki, to: lista kontrolna – oddawanie moczu i/lub kału poza kuwetą oraz narzędzia behawioralne, których możemy użyć w pracy z kotem.

Lektura poradnika Nagelschneider nie tylko wzbogaca nas w wiedzę na temat kotów i specyfiki ich świata, ale również dowodzi, jak wspaniałymi mogą być przyjaciółmi pod warunkiem, że zaakceptujemy ich cechy charakteru i przestaniemy porównywać ich do psich towarzyszy. Napisana ze swadą książka emanuje dobrą energią, przekonując, że kluczem do bezproblemowej koegzystencji jest poznanie kota i jego zwyczajów, zaś większość problemów wiąże się właśnie z braku tej wiedzy oraz popełnianych przez nas błędów. Wierzę, że ta „konsultacja”, jaką możemy odbyć dzięki lekturze książki, wyeliminuje pojawiające się kłopoty i odtąd będziemy mogli cieszyć się już nieskrępowanie obecnością mruczącego mieszkańca naszego domu.

 
Moja szczęśliwa i zawsze pogodna Merida - najlepszy dowód na to, że strategie Zaklinaczki działają!


sobota, 7 listopada 2015

Paulina Sołowianiuk „Jasnowidz w salonie, czyli spirytyzm i paranormalność w Polsce międzywojennej”

Tytuł: Jasnowidz w salonie, czyli spirytyzm i paranormalność w Polsce międzywojennej
Autor: Paulina Sołowianiuk
Wydawnictwo: Wydawnictwo ISKRY


„Nie będziecie się zwracać do wywoływaczy duchów ani do wróżbitów. Nie wypytujcie ich, bo staniecie się przez nich nieczystymi; Ja, Pan, jestem Bogiem waszym.” – mówi Biblia, a mimo to spirytyzm od wieków ma swoich zwolenników. Moda na niego przychodzi falami, zaskakując kierunkiem swojego rozwoju oraz osobami zwolenników. Czy spirytyzm – pogląd uznający istnienie duchów oraz dusz zmarłych, a także możliwość kontaktu z nimi – to kaprys znudzonych innymi rozrywkami bogaczy? A może głęboka potrzeba kontaktu ze zmarłymi, wynikająca z niezałatwionych za ich życia spraw? Co skłania ludzi do udziału w seansach spirytystycznych, do korzystania z pomocy mediów, które rzekomo pośredniczą w przekazywaniu informacji z zaświatów?

Być może na te pytania pozwoli odpowiedzieć książka Pauliny Sołowianiuk „Jasnowidz w salonie, czyli spirytyzm i paranormalność w Polsce międzywojennej”. Opublikowana nakładem Wydawnictwa ISKRY publikacja jest spojrzeniem na dwudziestolecie międzywojenne, pełne tajemniczych wydarzeń oraz niecodziennych zainteresowań żyjących w tym okresie, nierzadko wybitnych osobistości. Ta frapująca książka bez wątpienia spotka się z zainteresowaniem nie tylko tych, którzy pasjonują się metafizyką, dla których świat duchów nie jest obcy, ale również tych, którzy tropią zagadki historii oraz śledzą informacje dotyczącymi życia pisarzy, naukowców, nie stroniących od spirytystycznych rozrywek. 

Autorka przypomina nam postacie Margaret, Leah i Kate Fox – młode Amerykanki, które były świadkami wędrówek mebli, jakie odbywały się w ich rodzinnym domu, a także słyszały trudne do wyjaśnienia odgłosy. Wkrótce opinię publiczną obiegła wieść, że siostry potrafią nawiązać kontakt z duchami, zaś same przedsiębiorcze kobiety opracowały specjalny system komunikacji z niematerialnymi bytami – tak właśnie narodził się nurt, którego zwolennicy nazwali siebie spirytystami, a który szturmem wkroczył na polskie salony.

Sołowianiuk śledzi, w jaki sposób rozwijała się ta moda, która początkowo w centrum zainteresowania stawiała sam stolik (najlepiej mahoniowy), a następnie – poprzez różne metody kontaktu z zaświatami („na talerzyk”, „na szklankę”, „na ekierkę”) – doszła do momentu, w którym to medium przejmowało na siebie ciężar komunikacji z duchem. Co więcej, często za sprawą medium ten duch się materializował, na przykład w postaci ektoplazmy. Jak pisze autorka: „spirytyzm nie tylko dawał propozycję nowej formy życia duchowego, ale i możliwość realizacji jednej z pierwotnych, instynktowy mych potrzeb – potrzeby zabawy i wcielania się w rolę”. Bawili się zatem wszyscy, zaś szał seansów ogarnął zarówno Warszawę, jak i Kraków, a przy mahoniowych stolikach zasiadały takie postacie, jak Ludwik Krzywicki, Ignacy Matuszewski, Bolesław Prus, Władysław Reymont czy Maria Pawlikowska-Jasnorzewska. 

Autorka dużo uwagi poświęca osobie Juliana Ochorowicza, publicysty, psychologa i filozofa pasjonującego się mediumizmem, wspomina również o znanym medium spirytystycznym i materializacyjnym, czyli Eusapii Palladino. Wzbudzająca sensację wszędzie, gdzie się tylko pojawiła kobieta, słynęła przede wszystkim z umiejętności nawiązywania kontaktów z duchami oraz z wydobywającej się z jej ust ektoplazmy, dzięki której duchy te stawały się widoczne dla otoczenia. Na stronach książki pojawiają się ponadto takie osobowości, jak Stefan Ossowiecki, który „sprawował” funkcję naczelnego jasnowidza stolicy.

„Jasnowidz w salonie…” to niezwykle wciągająca publikacja, która rzuca nowe światło na okres dwudziestolecia międzywojennego, a także na zainteresowania i rozrywki ówczesnej społeczności. Autorka przybliża nam postacie ważne dla rozwoju polskiego spirytyzmu i mediumizmu, a których prace i dokonania pokryły się patyną czasu, zostały zlekceważone, zapomniane przez współczesność. Niezmiernie interesujący jest również wątek dotyczący zainteresowań Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, choć będąc po lekturze książki Magdaleny Samozwaniec wiedziałam już o uczestnictwie poetki w seansach, a także o jej bogatych zbiorach literatury fachowej z zakresu spirytyzmu i nauk tajemnych. Niezależnie od tego, jaki jest nasz stosunek do kwestii spirytyzmu czy zjawisk paranormalnych, to z pewnością lektura publikacji Pauliny Sołowianiuk jest niezapomnianym przeżyciem – to nie tylko sprawnie napisana książka, niemal dokument, ale również pozycja skłaniająca do tego, by otworzyć umysł na nieznane…


czwartek, 5 listopada 2015

Zapowiedź recenzji: „Księżyc myśliwych” Katarzyny Krenz i Julity Bielak

Dziś – korzystając z uprzejmości Wydawnictwo ZNAK – chciałabym zainteresować Was powieścią, której recenzja już wkrótce pojawi się na blogu: „Księżyc myśliwych” Katarzyny Krenz i Julity Bielak.


Zbliża się czas nocnych polowań. Tej jesieni zawładnie nami piąty żywioł – żywioł księżyca... Niepokój, tajemnica i siła żywiołów w Księżycu myśliwych splatają się w opowieść o pogoni za prawdą i o ułudzie szczęścia. Ta mroczna, malarska i pełna smaków proza pulsuje hipnotycznym rytmem przypływów i odpływów morza…

Akcja biegnie kilkoma równoległymi ścieżkami. Ta jesień na wyspie okaże się wyjątkowa, przyniesie bowiem serię zdarzeń i wypadków, które spowodują konieczność ingerencji policji i wnikliwego śledztwa. Napad na nieznajomego. Podsłuchana kłótnia o świcie na wydmach. Dokumenty wymagające zabezpieczenia przed zniszczeniem. Ślady, fałszywe tropy i mylne poszlaki. Niepokój, zagadka, intryga kryminalna, podstęp, zbrodnia, łamigłówka, szarada, refleksja. Zapowiedź grozy, ale i gra pozorów, która nieraz jest wynikiem nie tyle świadomych zabiegów, ile naszej zbyt pobieżnej czy nieuważnej obserwacji. Czy bohaterowie pozwolą na wyjawienie swoich tajemnic, tych z ostatniej nocy, jak też pochodzących z przeszłości warunkującej ich losy?


Kryminał „na miękko”, powieść obyczajowa czy listownik? 

Tak naprawdę, mimo zagadek i mrocznych tajemnic, nie jest to klasyczny kryminał. Życie zawsze toczy się wielotorowo, a sprawy do rozwikłania odsłaniają ukryte mechanizmy często nie w dynamicznym pościgu czy z użyciem pięści, lecz w wyniku żmudnych i czasochłonnych zabiegów i przemyśleń. W mocy pozostaje przestroga Juliena Greena, byśmy bacznie obserwowali znaki, nawet te z pozoru nieistotne, gdyż przez nieuwagę możemy coś przeoczyć. Formuła kryminału „miękkiego”, a więc napisanego przez dwie autorki w taki sposób, by nie udawał mocnej męskiej gry, a nadal pozostał wiarygodny, prowadzi nas ścieżkami literackich i filmowych cytatów. Zresztą, kto powiedział, że określenie stylu jest konieczne? Współczesna powieść rządzi się zasadą otwartości również w tej kwestii. Już postmodernizm na to pozwalał, a postpostmodernistyczny eklektyzm na granicy gatunków, z dobrze dozowanymi dawkami czarnego humoru i autotematyzmu, wręcz się tego domaga.



O Autorkach:

Dzieliło je 3,5 tysiąca kilometrów i prawie cały kontynent. Połączyło morze oraz zamiłowanie do kina i muzyki. W bezsenne noce pisały do siebie listy, prawie się nie znając. Tak – na odległość, w świetle księżyca i z dala od zgiełku dnia powszedniego – powstała najbardziej niepokojąca powieść tej jesieni.

Katarzyna Krenz (1953) Poetka, powieściopisarka, tłumaczka. Pracowała jako dziennikarka w prasie, radiu i telewizji. Pisanie książek to dla niej nie pierwszyzna. Jest autorką trzech powieści: W ogrodzie Mirandy (2008), Lekcja tańca (2009) i Królowa pszczół (2011). Jej wiersze ukazały się m.in. w tomach: La Tour (Turyn 1999), Z nieznajomą w podróży (Gdańsk 2000) oraz Szukam cię, morze (Łeba 2005). Wśród jej przekładów literatury pięknej znalazła się proza Amosa Oza, Johna Updike’a i Richarda Russo. Należy do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Przez wiele lat mieszkała z mężem w Portugalii. Było tam tak gorąco, że nie wyobrażała sobie, by umiejscowić akcję powieści na Maderze czy Wyspach Kanaryjskich. Potrzebowała ochłody, stąd Księżyc myśliwych świeci nad Wyspami Fryzyjskimi na Morzu Północnym. 

Julita Bielak (1950) Absolwentka Wydziału Ekonomiki Produkcji Uniwersytetu Gdańskiego. Programistka, dyplomowana kosmetyczka, miłośniczka literatury, blogerka. Przez pewien czas mieszkała w Paryżu, krócej – w Chicago, obecnie na stałe w Gdańsku. Nic nie wskazywało na to, że zadebiutuje jako powieściopisarka, choć pisanie, a ściślej „zapisywanie”, stanowiło od zawsze jej pomysł na relacje ze światem; przy sobie ma zwykle kilka zeszytów w kratkę, w których skrzętnie notuje pomysły, zasłyszane dialogi, nietuzinkowe skojarzenia. Pasjami robi zdjęcia, wynajduje ciekawe fotografie, co nieoczekiwanie przydało się w pracy nad Księżycem, wiele z nich posłużyło bowiem jako pierwowzory i odniesienia dla powieściowych postaci.


/źródło: Wydawnictwo Znak/

Samuel Laurent „Kalifat terroru. Kulisy działania państwa islamskiego”

Autor: Samuel Laurent
Wydawnictwo: W.A.B

„Nie jest odpowiednie dla Proroka, aby brał jeńców, dopóki on nie dokona całkowitego podboju ziemi” – te słowa Koranu, które stały się usprawiedliwieniem dla obcięcia głowy Jamesowi Foleyowi, Stevenowi Sotloffowi czy francuskiemu zakładnikowi Hervému Gourdelowi w Algierii, stanowią przerażającą zapowiedź tego, co będzie się działo, kiedy Państwo Islamskie zapanuje nad całym globem. Jesteś przekonany, że taki rozwój wypadków jest niemożliwy? Że wojska poszczególnych krajów poradzą sobie z okutymi w kufije i galabije mężczyznami? Że armia amerykańska ze swoim wywiadem i nalotami z powierza jest w stanie rozgromić wojska Państwa Islamskiego? Jeśli choć na jedno z tych pytań odpowiedziałeś twierdząco, to tym większym wstrząsem będzie lektura publikacji Samuela Laurenta, dziennikarza śledczego, publicysty i specjalisty do spraw terroryzmu. 

„Kalifat terroru. Kulisy działania państwa islamskiego”, to już kolejna po książkach „Sahelistan” (2013) i „Al-Kaida en France” (2014) publikacja autora, który zajmuje się zagadnieniami islamskiego ekstremizmu, a także podróżuje po krajach kontrolowanych przez dżihady stów, pozyskując wiedzę na temat specyfiki działania Państwa Islamskiego u źródeł. Jak sam Laurent pisze, przy zbieraniu materiałów korzystał między innymi z pomocy kilku emirów z Al-Ka`idy w Syrii, którzy nie tylko dostarczyli mu cenne dane, ale nawet umożliwili spotkanie z Abu Mustafą, w przeszłości znanym wszystkim wysokiej rangi żołnierzem Państwa Islamskiego, który przeszedł na stronę Al-Ka`idy. I choć autor pomija kwestię tego, w jaki sposób udało mu się przeżyć ten proces zbierania materiałów, to nie ulega wątpliwości – szczególnie po opisach działania Państwa Islamskiego, że niejednokrotnie jego bezpieczeństwo musiało być zagrożone. Dzięki temu jednak powstała książka odsłaniająca przed nami kulisy organizacji Państwa Islamskiego, zasady jego nad wyraz sprawnego działania (w tym finansowania), a także plany ekspansji. Lektura pomaga lepiej rozumieć, a co za tym idzie – sprawniej reagować i lepiej się chronić, przed propagandą PI, przed indoktrynacją i wszechobecną inwigilacją. 

Autor podkreśla, że coraz więcej Europejczyków decyduje się na hidżrę, czyli powrót na ziemię islamu, powiązany z baja, aktem poddania, dodając że: „Składając akt poddania, muzułmanie za granicą stają się prawdziwymi ambasadorami kalifatu, gotowymi wypełniać rozkazy swojego przywódcy”. Choć stosunkowo mało jest informacji dotyczących struktur kalifatu, Laurent dzieli się z nami pozyskanymi informacjami, wskazującymi na zdecentralizowany system, oparty na dwóch „premierach” i dwóch „rządach” realizujących wytyczne Abu Bakra al-Baghdadiego w Iraku i Syrii. Opisuje również funkcjonujące ministerstwa (z ministerstwem wojny na czele) i ich budżety, struktury regionalne oraz działanie armii, będącej „fundamentem Państwa Islamskiego, źródłem jego potęgi i przedmiotem fascynacji sympatyków kalifatu na całym świecie”. Dowiadujemy się, w jaki sposób wygląda szkolenia kandydatów na dżihadystów, poznajemy sylwetki dowódców, w tym wybitnego stratega Tarkana Batiraszwili, który wsławił się między innymi podczas bitwy o Aleppo, a następnie zdobył bazę rakietową syryjskiej armii w tamtym rejonie, czy też następną - w Szajch Sulejman. 

W kolejnych rozdziałach poznajemy zasady funkcjonowaniu wymiaru sprawiedliwości, ze szczególnym uwzględnieniem ministerstwa sprawiedliwości, które nie tylko pomaga kalifatowi utrzymywać porządek na podbitym terytorium, ale też pilnuje, by nie kwestionowano jego władzy. Niezwykle interesujący, ale też przerażający w swej wymowie jest fragment poświęcony wywiadowi, bowiem to właśnie służby specjalne (zwane również służbami bezpieczeństwa) kierują wszystkimi działaniami mającymi na celu zastraszenie i zniechęcenie. Jak pisze autor: „Żyć w Państwie Islamskim to milczeć i liczyć na to, że nic złego się nie stanie. To przyklaskiwać fanatyzmowi, w nadziei, że policja zapuka raczej do drzwi sąsiada niż do naszych”

Książka „Kalifat terroru” jest lekturą trudną, mimo sprawności, z jaką autor opisuje fakty i płynności tej opowieści o kulisach Państwa Islamskiego. Jednak świadomość potęgi PI, bezwzględności jego członków, którzy w męczeńskiej śmierci widzą drogę do Raju oraz braku przeciwnika godnego zmierzenia się z tą armią fanatyków sprawia, że publikacja jest bardzo emocjonalna w swym odbiorze, pokazuje bowiem wszystkie słabości dotychczas podejmowanych ze strony Europy czy Stanów Zjednoczonych działań. Doskonałym podsumowaniem lektury, a także przestrogą przed lekceważeniem Państwa Islamskiego, niech będą słowa Anjema Choudary`ego, ważnej postaci brytyjskiej społeczności salafickiej: „Zagrożenie jest o wiele bardziej realne, niż sądzicie. Tym razem Zachód zadarł z wyjątkowo nieustępliwym przeciwnikiem”!




środa, 4 listopada 2015

„Dream-read-lists”, czyli marzenia do spełnienia

Każdy miłośnik literatury ma sekretne marzenia o kolejnych pozycjach literackich, o książkach, które chciałby przeczytać, posiadać. Żeby takie marzenia się spełniły, dobrze jest je zwerbalizować i – popuszczając wodzę wyobraźni – stworzyć sobie listę tytułów: tych najbardziej upragnionych, tych na poprawę humoru, na złamane serce itp. Ja również, korzystając z bogatej oferty Wydawnictwa ZNAK poczułam się niczym dziecko w sklepie zabawkami i stworzyłam własną „dream-read-lists”. A właściwie powstały dwie listy – jedna obejmujące książki, które pomagają zrozumieć więcej i czuć głębiej, zaś druga z książkami dla ludzi spełnionych. Jakie pozycje się na nich znalazły?

Książki dla ludzi spełnionych… Money, Happiness, Purpose… 



Mówi się, że pierwszy milion trzeba ukraść. Czy aby na pewno? Historie ludzi sukcesu pokazują, że ów pożądany sukces jest okupiony ciężką pracą, ale wymaga jeszcze połączenia kilku elementów: odwagi, otwartego umysłu, kreatywności oraz umiejętności wyczucia właściwego miejsca i czasu działania. O tym, co tak naprawdę jest potrzebne, by znaleźć się w panteonie sław (a raczej na liście najbogatszych ludzi świata magazynu „Forbes”) warto przekonać się podczas lektury książki „Poza schematem. Sekrety ludzi sukcesu” Malcolma Gladwella.

Jeśli już wiemy, jak potoczyły się losy sławnych i bogatych, możemy liczyć na „Błysk! Potęga przeczucia” tego samego autora, który przekonuje, że niekiedy jedna, pozornie błaha zmiana w naszym zachowaniu czy wyglądzie, może wywołać lawinę wydarzeń. Kiedy przekonamy się, jak istotne jest pierwsze wrażenie i jak uruchamia się pewien mechanizm działający często bez udziału świadomości staniemy w punkcie, który będzie dla nas przełomowy. „Punkt przełomowy. O małych przyczynach wielkich zmian” Gladwella pokazuje, jak istotne są te chwile podjęcia pewnych decyzji, bądź też, jakie skutki mają pewne – pozornie niepowiązane ze sobą wydarzenia.

Wielki biznes uczy się na błędach, z przeszłości może czerpać też cenną lekcję i wzorce zachowań. Dlatego też warto sięgnąć po „Mitologię Greków i Rzymian” Zygmunta Kubiak, który zabiera nas w prawdziwą podróż w czasie, pozwala uczestniczyć w kreacji świata i obserwować rozgrywki bogów.

Zagadnienia dotyczące osiągania celu i poszukiwania szczęścia poruszają nie tylko naukowe publikacje – najlepszym tego przykładem jest „Księżyc myśliwych” autorstwa Katarzyny Krenz oraz Julity Bielak. Powieść motywuje do podjęcia własnych rozważań o szczęściu i o tym, co jest w życiu ważne – warto to zrobić, bowiem bardzo często ów cel, do którego dążymy, okazuje się tylko mirażem…


Książki pomagające zrozumieć więcej i czuć głębiej



Mówi się, że najlepsze historie pisane są przez życie. To ono dostarcza nam możliwości wszechstronnych obserwacji zachodzących w otoczeniu procesów, to ono stawia nas przed koniecznością pokonywania przeszkód, niekiedy rani, niekiedy prowokuje do łez. Jak możemy sobie pomóc? Ucząc się na cudzych błędach, słuchając autorytetów, szukając drogowskazów, które mogą tkwić wszędzie – również w książkach.

Dla tych, którzy mają problemy ze sferą prywatną, emocjonalną, miłosną, Zbigniew Lew-Starowicz ma niezwykle interesującą i cenną propozycję: książkę „Kocha, lubi, pragnie”. Jest to zapis rozmów dotyczących pragnień kobiet i mężczyzn, które mogą pomoc nam wyciągnąć wskazówki możliwe do zastosowania w naszym życiu. Dla tych, którzy chcą pójść krok dalej w analizie swojego związku, propozycję ma Esther Perel. W swojej publikacji: „Inteligencja erotyczna. Seks, kłamstwa i domowe pielesze” autorka, znana terapeutka, pomaga odpowiedzieć na pytania dotyczące podtrzymania namiętności, wyjaśnia mechanizm jej powolnego wygasania, pomimo miłości pomiędzy partnerami. Porusza również niezwykle ważką kwestię, jaką jest pojawienie się nowego członka rodziny oraz konsekwencji z tym związanych.

Dla tych zaś, którzy nie potrafią cieszyć się życiem, którzy pomimo osiągnięcia założonych celów nie odczuwają satysfakcji, którzy wciąż gonią za szczęściem, nie rozumiejąc dokładnie, czym tak naprawdę ono jest, adresowana jest publikacja „Projekt życie”. David Brooks dowodzi, że dla życiowego sukcesu kluczowe są nieuświadomione emocje oraz relacje, które tworzymy z innymi ludźmi. 

Dla tych, których fascynują tajemnice mózgu, którzy często analizują swoje decyzje i dociekają przyczyn określonych zachowań, adresowana jest publikacja „Psychologia. Mózg. Człowiek. Świat”. Autorzy: Stephen M. Kosslyn, Robin S. Rosenberg pokazują obraz psychiki, jako spójnej całości. Dokonują tego poprzez analizę poszczególnych procesów zachodzących w mózgu, z perspektywy osoby oraz grupy.

Ale informacji o życiu, o świecie, o emocjach szukać możemy również w beletrystyce. „Księżyc myśliwych” autorstwa Katarzyny Krenz oraz Julity Bielak odsłoni przed nami tajemnice ludzkiej duszy, pokaże konsekwencje kłamstwa oraz moment przebudzenia się i przekonania, że karmiliśmy się złudnymi nadziejami.



Dawid Głodek „Tumisie. O misiach wędrujących tu i tam…”

Tytuł: Tumisie. O misiach wędrujących tu i tam… (e-book)
Autor: Dawid Głodek
Wydawnictwo: Psychoskok

Czy to Muminki? Nie! Czy to Gumisie? Nie! Kim w takim razie są mieszkające w Dolinie Tumisiów misie, wyjątkowo lubiące tumisiowe konfitury ze świetlistych malin? Jeśli chcecie poznać odpowiedź na to pytanie, a przy tym otulić się ciepłą i rodzinną opowieścią niczym ciepłym kocem, sięgnijcie po książkę „Tumisie. O misiach wędrujących tu i tam…”. Dawid Głodek, przedstawiając nam Tumisie, oddaje w nasze ręce  pierwszą część historii, która nie tylko bawi, ale również uczy, uwrażliwiając na ekologię oraz podkreślając, jak ważne są relacje rodzinne. To idealna pozycja do czytania maluchom w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym, a także, do organizowania na jej podstawie zabaw tematycznych (w tym wędrówek tu i tam).

Wkraczając do domu Tumisiów trafiamy na dzień smażenia konfitur i konstruowania nowych wynalazków. Z tych ostatnich słynie pan domu, czyli Leon, tata małego Tymka. Mama Róża jest zaś specjalistką od robienia pysznych, owocowych przetworów. Tyle tylko, że tym razem słoiczków pełnych słodkich konfitur może być zbyt mało, by zaspokoić potrzeby rodziny. Brakło bowiem świetlistych malin, a nowe nasadzenia w ogrodzie wydadzą owoce dopiero za pewien czas. To doskonała okazja dla Leona i Tymka, by nie tylko spędzić nieco czasu razem, ale by przy okazji zrywania malin, sprawdzić stan górskiego jeziora. Tata Tumiś jest bardzo zaniepokojony, bowiem ostatnio rzeka doprowadzająca wodę z jeziora do ich ogrodu niemal wyschła.

Ojciec i syn nawet nie są świadomi, jakie przygody w trakcie tej wędrówki przyjdzie im przeżyć i ile wspaniałych znajomości nawiążą. Taka wyprawa to również okazja do poznawania nowych miejsc, a także do prawdziwej nauki. Czy bowiem Tymek wiedziałby, że on sam należy do Tumisiów leśnych, podczas kiedy są jeszcze jaskiniowe i śnieżne? To dzięki zapominalskiemu Profesorowi usłyszał również o pewnej dziewczynce mieszkającej w jaskini, dowiedział się również, w jaki sposób powstają zdjęcia. 

Podróżnicy trafiają do Bobrzej Doliny, gdzie Tymek ma szansę poznać starego druha swojego taty – Małego Bobra, a także złośliwego skrzata Fiu, Fiu, Fru. Tam właśnie dowiadują się, że spadek poziomu wody jest na szczęście chwilowy, zaś odpowiedzialne są za niego bobry, przygotowujące się do wodnego święta. Dalsza wędrówka przynosi kolejne znajomości – z szukającym domu kretem Fiodorem, niegdyś słynnym podróżnikiem, a także z królem wszystkich roślin, drzew i innej zieleni Fitocentem (błędnie nazywanym Matką Naturą) oraz jego czarownikiem i strażnikiem Starego Boru – Derynem. A to zaledwie początek licznych przygód, wśród których nie brakuje również wyzwań, takich jak odnalezienie pewnej harfy, porwanej przez podziemnego trolla. 

Czy dzielni podróżnicy wyjdą zwycięsko ze wszystkich prób? Czy wrócą do domu z malinami? Na te pytania odpowiada lektura bajki „Tumisie…”, która stanowi piękny przykład tego, że dla dzieci można pisać piękne, a jednocześnie mądre teksty, kształtujące ich postawy i wywołujące szeroki uśmiech na twarzy. To również bajka, która skłania dorosłych do zastanowienia się, w jaki sposób uczymy nasze pociechy patrzenia na świat. Przecież, jak mówi kret Fiodor: „Wy, stworzenia żyjące na powierzchni, macie na co dzień tyle pięknych widoków i możliwości, ale zupełnie nie potraficie dostrzec ich prawdziwego piękna. Za bardzo przyzwyczailiście się do tego wszystkiego…”. Postępujmy zatem tak, by zachwycać się wraz z dzieckiem wszystkim, co nas otacza – dokładnie tak, jak ciekawy świata Tymek i jego tata!