Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bezrobocie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bezrobocie. Pokaż wszystkie posty

środa, 24 lipca 2019

Karina Obara "Kobieta, która nie odmieniła losów świata"

Tytuł: Kobieta, która nie odmieniła losów świata 
Autor: Karina Obara
Wydawnictwo: Replika 


Co byś zrobił, gdybyś miała już wszystkiego dosyć? Gdybyś uważała, że twoje życie zmierza do nikąd, a ten brak celu przenika każdą jego sferę? Gdybyś z dnia na dzień straciła pracę, nie mając właściwie żadnej innej opcji w zanadrzu, tym bardziej umiejętności, pozwalających robić coś innego poza tym, co wykonywałaś dotychczas? W takiej sytuacji pozostaje tylko rzucić się pod pociąg, albo powiększyć szereg bezdomnych i bezrobotnych osób. 

wtorek, 3 kwietnia 2018

Agnieszka Zakrzewska "Do jutra w Amsterdamie"

Tytuł: Do jutra w Amsterdamie 
Autor: Agnieszka Zakrzewska 
Wydawnictwo: Edipresse 



Niekiedy życie potrafi prawdziwie zaskoczyć, zaś my – pomimo dalekosiężnych planów – zostajemy postawieni w sytuacji, która rozczarowuje, która pod znakiem zapytania stawia dotychczasowe aktywności. Dzieje się tak nawet wówczas, kiedy dajemy z siebie wszystko, kiedy podążamy szlakiem naszych marzeń, pomagając losowi i nie wierząc w przypadek. Czasami jednak ważniejsze od tego, jak bardzo się staramy, jest znalezienie się w odpowiednim miejscu i czasie, a wówczas los może się diametralnie odmienić. 

sobota, 30 września 2017

Leszek Mierzejewski "Siedemnaście i pół miliona"

Autor: Leszek Mierzejewski
Wydawnictwo: Psychoskok


Kariera od przysłowiowego „zera do milionera” jest kojarzona z Ameryką, która dla wielu jawi się niczym złote Eldorado. Okazuje się jednak, że wcale nie trzeba wyjeżdżać z kraju, by diametralnie odmienić swoje życie, nie jest konieczne opuszczanie rodziny i bliskich, by robić wielką karierę, za jeszcze większa wodą. Spektakularny sukces można odnieść bowiem nie tylko w Nowym Jorku, a nawet nie tylko w Warszawie czy Wrocławiu. Jest to możliwe nawet w małym, mazurskim miasteczku, w którym trudno o wielki przemysł czy intratne propozycje pracy.

piątek, 24 lutego 2017

Urszula Sowińska "Wybrany"

Tytuł: Wybrany
Autor: Urszula Sowińska
Wydawnictwo: W Punkt

„Ambicja dąży do celu, którego nigdy nie osiąga” – pisał Bernard Fontenelle, francuski filozof i dramaturg. I choć ambicję uważa się za jeden z warunków sukcesu, zarówno osobistego, jak i życiowego, to tak naprawdę równie często mówi się, że jest wielką przeszkoda, popycha bowiem do nierozważnych czynów, stoi za decyzjami mającymi długofalowe, negatywne konsekwencje. Mimo że w samej ambicji nie ma nic złego, to bardzo łatwo jest przekroczyć niewidzialną linię, odcinającą właściwy jej poziom od tego, który prowadzi do zguby.

piątek, 29 kwietnia 2016

Magdalena Żelazowska "Hotel Bankrut"

Tytuł: Hotel Bankrut 
Autor: Magdalena Żelazowska
Wydawnictwo: HarperCollins


„Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o twoich planach na przyszłość” – o prawdziwości tych słów Woody`ego Allena przekonało się już wiele osób, a lekcja ta zwykle była bardzo bolesna. Niezależnie od tego, co stanowi nasz przedmiot pożądania, nasz cel, musimy uwzględnić w naszej drodze do niego różne nieprzewidziane okoliczności. Jeśli posiadamy wyłącznie plan A, trudno będzie nam odnaleźć się w sytuacji, kiedy na naszej drodze pojawią się nieprzewidziane problemy, kiedy dobiegnie nas złowieszczy chichot losu. I wówczas nieważny stanie się fakt, że w momencie zaciągania kredytu mieliśmy doskonałą pracę i wysokie wynagrodzenie, że całe życie pomagaliśmy wnukowi rezygnując z naszych marzeń, a osiągnąwszy pewien wiek, nie możemy na niego liczyć. Co więcej, analizując nasze potknięcia i życiowe porażki dojdziemy do wniosku, że winny tak naprawdę nie jest los, ale nasz brak pragmatyzmu, zbytnia skłonność do brawury, nadmierny konsumpcjonizm czy … rezygnacja z siebie.

Które z tych powodów wpłynęły na życie kilku bohaterów niezwykłej powieści „Hotel Bankrut” autorstwa Magdaleny Żelazowskiej? Przekonamy się o tym sięgając po opublikowaną nakładem wydawnictwa HarperCollins książkę, która portretuje codzienne życie mieszkańców Łodzi w dobie kryzysu. Jesteśmy świadkami spektakularnych wzlotów i upadków, rozczarowań i nadziei, obserwujemy ludzi załamanych, ale też i karmionych fałszywymi obietnicami, dla których wyznacznikiem własnej wartości jest liczba i jakość posiadanych rzeczy – nawet za cenę rujnujących odsetek od kredytu. Walory powieści w pełni docenią czytelnicy mający duże wymagania zarówno wobec przebiegu akcji, jak i bohaterów, lubiący lekturę może niezbyt wymagającą, ale z pewnością angażującą, zawierającą wiele cennych spostrzeżeń na temat życia i zachowań reprezentantów społeczeństwa. 

Poznajemy pięćdziesięcioletniego rozwodnika, Leona, właściciela małego lombardu, który stoi przed koniecznością utrzymania dużego i kapitałochłonnego domu. Sposobem na podreperowanie finansów oraz zachowanie własności nieruchomości, staje się wynajem pokoi. Przypadek sprawia, że w charakterze lokatorek zgłaszają się … trzy panie, a każda z nich dysponuje innym doświadczeniem życiowym, znajduje się w innym jego punkcie, każda z nich niesie na swoich barkach wiele problemów. Dla Weroniki, owładniętej pragnieniem wydostania się z nizin w których się wychowała, konieczność wynajmowania mieszkania jest ujmą na honorze i dowodem na to, że przegrała rozgrywkę o swoje życie. Doskonała praca jest już przeszłością, podobnie jak wysokie wynagrodzenie, które pozwoliło jej na regularną spłatę wysokich rat kredytu, zaciągniętego na wyposażenie pięknego, trzypokojowego mieszkania. Jeszcze wczoraj wypełnione wartymi fortunę meblami od znanych projektantów wnętrze cieszyło jej oczy, podobnie jak szafy pełne markowych ubrań, a dziś, wyprzedawszy większość swojego majątku za grosze, stoi przed koniecznością spłaty lawinowo rosnących zobowiązań oraz oddania swojego mieszkania w ręce najemców. 

Dla Łucji, mieszkanie u boku Leona jest szansą na nowe życie, choć w wieku siedemdziesięciu sześciu lat rozpoczynanie kolejnego etapu może wydawać się nieco ryzykowne. Prawdziwe zdumienie budzi jednak informacja, że wynajem pokoju to zaledwie jedna z drastycznych zmian – kobieta sprzedała swoje mieszkanie, a właściwie skorzystała z odwróconej hipoteki i pozbywając się niemal wszystkiego, stanowczo zaprotestowała przeciwko czekaniu na śmierć. Ostatnia lokatorka, Kinga, do Łodzi przyjechała w poszukiwaniu zatrudnienia. W swoim miasteczku nie miała przed sobą żadnych perspektyw, a tym bardziej szansy na realizacje największego z marzeń – Kinga pragnie zostać bowiem projektantką, zaś praca na zastępstwo w galerii handlowej, w sklepie odzieżowym, ma otworzyć jej drzwi do świata mody.

Na łamach książki spotykamy również rzutkiego pracownika Fraier Banku, Damiana, a właściwie …Dudusia, jak nazywa go pomimo skończonych trzydziestu lat jego babcia Łucja. Spragniony wielkich pieniędzy oraz wolności, które one dają, mężczyzna nie waha się przed wykorzystywaniem otoczenia, z równą bezdusznością traktując swoich klientów, kobiety, jak i rodzinę. Nie zdaje sobie jednak sprawy, że za wszystko w życiu kiedyś przyjdzie nam zapłacić, że wszystko ma swoją cenę, zaś miejsce na szczycie nie zawsze warte jest poniesionych kosztów…

Jak zakończy się ta wspaniała historia, w której wielu czytelników może przeglądać się niczym w lustrze? Jak potoczą się losy bohaterów i czy znajda oni to, czego poszukują? A może połączone stratą jednostki przekonają się o tym, co tak naprawdę się w życiu liczy? Na te wszystkie pytania pozwala odpowiedzieć lektura książki „Hotel Bankrut”, która przykuwa naszą uwagę i sprawia, że zaczynamy weryfikować swoje przekonania i sądy, a nawet swoje cele. I choć nie odpowie za nas na pytanie, czy lepiej mieć czy być, to z pewnością historie poszczególnych bohaterów pozwolą nam wyciągnąć własne wnioski. Spotkanie z powieścią Magdaleny Żelazowskiej jest przeżyciem, wiąże się z refleksją, ale także z podziwem dla autorki, która okazała się być doskonałą obserwatorką codzienności oraz ludzkich dramatów. Lekkość nie wiąże się tu z banałem, przemyślana koncepcja świadczy o doskonałym przygotowaniu, zaś bohaterowie, dzięki swojemu zróżnicowaniu, mają w sobie cząstkę nas i naszych opowieści. To wszystko składa się na wciągającą lekturę i skłania czytelnika do bacznej obserwacji poczynań autorki, a już z pewnością do sięgnięcia po jej poprzednią książkę.

wtorek, 17 listopada 2015

Jacek Wąsowicz „Przystanek Londyn”

Tytuł: Przystanek Londyn
Autor: Jacek Wąsowicz
Wydawnictwo: JanKa

Wielka Brytania już od kilkunastu lat detronizuje Stany Zjednoczone – to o Anglii bowiem mówi się niczym o legendarnym Złotym Mieście, gdzie spełniają się wszystkie sny, a funty płyną nieprzerwanym, wartkim strumieniem. Jeszcze przed wejściem Polski do UE sporo było śmiałków (lub desperatów), którzy decydowali się na nielegalny pobyt i pracę „na czarno”, chwytając się różnych sposobów, by nie zostać deportowanym, by zakosztować tych możliwości, które Anglia przed nimi otwierała. Popularne były wycieczki na Wyspy, z których rodacy już nie wracali do swych domów, pretekst do wyjazdów w jedną stronę dawały także szkoły językowe. Niestety, nie dla każdego ta emigracja okazała się być kluczem do szczęścia i dobrobytu – niejednokrotnie Polacy wracali do swoich rodzin nie tylko bez grosza, ale nawet z zadłużeniem. Wielu także, nie mając do czego i kogo wracać, bądź też wstydząc się swojej porażki poza granicami kraju, znikało w przepastnym Londynie, wiążąc swoją przyszłość z dworcami, ulicami i noclegowniami. 

A jak Londyn przyjął Jacka Wąsowicza, autora opartej na własnych, emigracyjnych doświadczeniach książki „Przystanek Londyn”? Opublikowana nakładem wydawnictwa JanKa niezwykle osobista i zabarwiona sporą dozą emocji relacja z pobytu na Wyspach, jest również zwierciadłem, w którym odbijają się funkcjonujące po dziś dzień stereotypy na temat Anglii i jej rodowitych mieszkańców, a także smutnym i rozczarowującym obrazem polskiej rzeczywistości. Autor z wielką pieczołowitością rejestruje swoje przygody, opowiada nam historie wielokrotnie zabarwione humorem, nie szczędzi również gorzkiej prawdy na temat rynku pracy czy zachowań obcokrajowców. To czyni książkę wymarzoną lekturą nie tylko dla tych, którzy z pobytem w Anglii wiążą swoją przyszłość, ale również dla tych wszystkich, którzy spragnieni są wzbogacającej lektury, dzięki której lepiej poznajemy nie tylko Anglików, ale i samych siebie.

„(…) Nikt nie robi rewolucji w swoim niby – poukładanym życiu, jeśli nie musi (…). Z drugiej strony rewolucję robi się właśnie po to, by coś zmienić na dobre (…). Stwierdzić muszę, że na Wyspach są ku takim „rewolucjom” warunki dogodne jak chyba mało gdzie” – pisze Wąsowicz, nawiązując również do swoich doświadczeń, przede wszystkim zawodowych. Okazją do pierwszego kontaktu z Anglią, a jednocześnie do przekonania się o potencjale kraju, był kurs językowy. Trzymiesięczny pobyt w celach edukacyjnych przedłużył się o kolejne miesiące, podczas których autor nie szczędził okazji, by pracować nad płynnością swojej mowy i nowym słownictwem, a także nad uzupełnieniem swoich skromnych zapasów gotówki. Sporo w tym czasie poczynił obserwacji, które przydały się przy okazji ponownego pobytu. 

O ile spotkanie zapoznawcze z Anglią było ograniczone ramami czasowymi oraz presją pozostałej w Polsce rodziny, to drugie – kilka lat później, było już świadomą decyzją o emigracji. Decyzją podjętą w obliczu kolejnych rozczarowań możliwościami, jakie rysowały się przed młodymi ludźmi w rodzimym kraju oraz w oparciu o CV przypominające swego rodzaju patchwork złożony z prac nie mających nic wspólnego z wykształceniem. Autor, na kolejnych stronach swojej książki, dzieli się z nami swoimi przeżyciami, opowiada o problemach i barierach jakie napotkał na swojej drodze, udziela wielu rad, które pozwolą nam te bariery ominąć. Wspomina „ścianę płaczu” będącą dla wielu głównym źródłem informacji na temat potencjalnej pracy, opisuje walkę o przyzwoite lokum, charakteryzuje specyfikę angielskiego rynku pracy oraz swoją długą drogę do nowego zawodu grafika. Towarzyszy temu wnikliwa analiza mentalności poszczególnych grup społecznych i narodów, różnic kulturowych, podejścia do wykonywanej pracy czy zdobytego dyplomu. Nie brak tu smutnych refleksji dotyczących rodzimego kraju i zawiedzionych oczekiwań, nie brak też słów o wyuczonej bezradności Polaków, dla której pobyt na emigracji jest tak naprawdę sprawdzianem siły charakteru i motywacji. Wszystko to składa się na barwny obraz, którego dopełnieniem są zdjęcia londyńskich ulic.

Przyznam, że podczas lektury wielokrotnie ogarniała mnie nostalgia, bowiem z tekstu wyziera autentyzm, zaangażowanie autora w przeżywane wydarzenie, to zaś przypomniało mi pobyt w Londynie i moje doświadczenia oraz spostrzeżenia – zdumiewająco zbieżne z obserwacjami Wąsowicza. Już wiem, że „Przystanek Londyn” będzie lekturą, do której wielokrotnie będę powracała, odnajdując w niej znajome dzielnice i ulubione miejsca. Do tej wędrówki po Londynie, ale i do przemyśleń na temat różnic pomiędzy krajami – a przede wszystkim pomiędzy mentalnością mieszkańców – zachęcam wszystkich, nie tylko przyszłych emigrantów..



czwartek, 25 września 2014

Karol Kłos "Latarnik"

Tytuł: Latarnik
Autor: Karol Kłos
Wydawnictwo: Poligraf


„Ta latarnia wciąż na mnie patrzy z wysoka, wciąż mnie obserwuje. Ona jedyna wie, co nas łączy nierozerwalnie ze sobą, ona wciąż o tym pamięta. Gdy wspinam się na nią po schodach, drży z niecierpliwości, nie mogąc doczekać się mojego wejścia” – czy można pisać pięknie o swojej pracy? Czy może istnieć wdzięczniejszy temat, niż tajemnicza, rozbudzająca wyobraźnię latarnia morska? To ona wszak jest celem licznych wycieczek, oto ona prowadzi marynarzy bezpiecznie do portu, to ona daje schronienie samotnikom, którzy wpatrzeni w bezkres morza oddają się refleksji i uniesieniu.

To jednak nie latarnia, a latarnik jest bohaterem niezwykłej książki Karola Klosa. „Latarnik”, opublikowany nakładem wydawnictwa POLIGRAF, to w istocie dziennik, w którym każdy wpis ma swój numer. Nie jest to pozycja o zwartej fabule, nie ma tu gwałtownych zwrotów akcji, jest natomiast proza życia, sporo humoru oraz własnych przemyśleń na temat otaczającego świata. To właśnie ten spokój, prostota, a przy tym niezwykła poetyckość tekstów dotyczących zwyczajnych, codziennych spraw czyni lekturę niezwykle przyjemną i wartą zapamiętania. 

W książce odnajdziemy klimat niczym u Hemingwaya, a każdy wpis jest inicjowany jakimś wydarzeniem bądź spostrzeżeniem. Wszystkie one składają się na niezwykle barwne życie zaangażowanego społecznie bohatera, życie, które wciąga i nas. Z lektury dowiadujemy się sporo o funkcjonowaniu latarni oraz charakterze pracy latarnika, poznajemy stosunki społeczne w skali mikro (relacje pomiędzy współpracownikami) oraz makro (w Zatoce Puckiej, a także w kraju), a w tle przewijają się problemy lokalne, a także te wynikające z procesu globalizacji. 

Autor porusza temat bezrobocia, które jest dla małych miejscowości niczym rak toczący zdrową tkankę, a także zagadnienia związane ze zdrową dietą, szkodliwością picia, czy pielęgnacją cery. Wspomina dawne czasy, kiedy jeszcze pracował społecznie przy powstawaniu telewizji kablowej, spotyka się również z dawnymi kolegami na zjeździe absolwentów. Przytacza również bulwersujące wydarzenie, jakim było oskarżenie o kradzież pieniędzy z kasy latarni, opowiada o początkach współpracy z lokalną gazetą.

Dziennik prowadzony jest z niezwykła lekkością, świadczącą o doskonałym warsztacie autora, o starannym przemyśleniu jego formy, a także o niezwykle „ciętym języku” i odwadze pisania o sprawach ważnych nie tylko dla ogółu, ale i dla jednostki. Śmiech miesza się tu z łzami, codzienność z wyjątkowością chwil, zaś teraźniejszość z przeszłością. Mimo to, nie jest to lektura banalna, nie jest to też książka, którą należy łapczywie pochłonąć. „Latarnik” jest bowiem pozycją, którą warto smakować wpis po wpisie, odkrywając wszystkie smaki i smaczki, podążając pajęczyną słów utkaną przez autora. 

niedziela, 16 września 2012

Marta Stefaniak "Czary w małym miasteczku"

Tytuł: Czary w małym miasteczku
Autor: Marta Stefaniak
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Nie ma chyba osoby, która w dzieciństwie nie słuchałaby bajek o wróżkach, elfach czy magicznych krainach. Niektórzy, tę wiarę w magię stracili w procesie dorastania, lecz są również osoby, które tęsknie wypatrują czarodziejek mogących spełniać ich pragnienia, szukają kwiatów paproci czy też wędrując drogą tęczy, próbują odnaleźć zakopane skarby. Ta wiara w nadnaturalną siłę, zbyt często sprowadzaną wyłącznie do bajek, jest czymś niewinnym i pięknym, jednak pod warunkiem, że nie przeszkadza w codziennym życiu. Jak wyglądałyby bowiem nasze miasteczka, gdybyśmy czekali na pojawienie się w nich wróżki? Jak funkcjonowałyby sklepy, banki, kina czy przychodnie, gdyby zależały od spełnienia życzeń złożonych w obliczu spadających gwiazd?
Zapewne miejsca te zamierałyby powoli, a ludzie, powoli straciliby nadzieje na to, że cokolwiek mogą zrobić, cokolwiek zmienić. Miejsca te wyglądałyby jak miasteczko z fascynującej powieści Marty Stefaniak, doprawionej słodkim lukrem, szczyptą magii i sporą dawką szarej rzeczywistości. „Czary w małym miasteczku” to urokliwa opowieść dla wszystkich, którzy wierzą zarówno w białą, jak i czarną magię, a także dla tych, którym trudno w szarości dnia codziennego odnaleźć na nowo kolory z dzieciństwa. To powieść dodająca otuchy, wlewająca w serca nadzieje i pokazująca, że niezależnie od pomocy dobrej wróżki, kluczem do sukcesu jest po prostu to, by „chciało się chcieć”.
Małe, prowincjonalne miasteczko opisane przez Stefaniak nie ma nazwy, ale właściwie może być nim każda miejscowość, po której ulicach wraz z górami śmieci hula wiatr, wystawy sklepowe straszą starymi plakatami i rdzewiejącymi kratami, zaś wskaźnik bezrobocia znacznie przekracza średnią krajową. Jedyna aktywność ma miejsce w parkach opanowanych przez nastolatków będących pod wpływem alkoholu bądź też wokół budek z piwem i barów. W takim właśnie miasteczku mieszka Maria, pracownica urzędu miejskiego, skrycie nienawidząca swojej pracy – jedynego źródła utrzymania czteroosobowej rodziny, frustracje wyładowująca podczas wypiekania pączków i innych delicji, którymi hojnie częstuje wszystkich dookoła. Tu także żyje Krysia, sklepowa, która drży przed mężem alkoholikiem, kiedy ten wraca z saksów w Niemczech oraz Artur, syn właścicieli miejscowego hotelu, których całe dnie upływają na robieniu sobie wzajemnie na złość oraz na kłótniach. W miasteczku mieszka także lekarka Łucja, zmagająca się ze swoją samotnością, czternastoletnia Joasia molestowana przez księdza czy skorumpowany burmistrz. Każdy z bohaterów obarczony jest problemami, każdy próbuje ułożyć sobie życie w dogorywającym miasteczku, choć udaje się to z trudem.
Wszystko się jednak zmienia (jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – chciałoby się powiedzieć), kiedy do tego szarego i smutnego miejsca przybywa urocza staruszka, Anna Kowalska. Wraz z nią w sercach mieszkańców zaczyna płonąć płomyk nadziei na lepsze jutro i wola walki o to, by coś zmienić. Drobne metamorfozy, przyjazne gesty i akty odwagi składają się na toczący się lawinowo proces przemiany sennego miasteczka w urokliwe miejsce pachnące pączkami Marii czy rozświetlone neonami reaktywowanego kina. Niestety, wkrótce po nowej mieszkance przybywa kolejny gość, który w dziwnych okolicznościach zajmuje piękną willę okolicznego hurtownika i jego żony, dentystki. Ów nowy rezydent, a właściwie rezydentka, to Edyta Nowacka, choć właściwie jedynym imieniem, jakie do niej pasuje, jest to  właściwe – Mogiera. Jej czarna jak smoła dusza zrobi wszystko, by odwrócić proces wielkiej odbudowy, zaczyna zatem sączyć jad w dusze wszystkich mieszkańców,  zatruwając ich swoją nienawiścią, czyniąc słabymi i mało podatnymi na ciosy czy pokusy. Anna, a właściwie Rosmonda, niestety nie może uchronić każdego…
„Czary w małym miasteczku” Marty Stefaniak, to powieść przepełniona świeżością i naturalnością, która dzięki domieszce magii zaskakuje czytelnika, kusi, ale i skłania do myślenia. Mimo, że książka należy do tych, które czyta się w sposób „lekki i przyjemny”, to poruszane w niej tematy bynajmniej do ważkich nie należą. Wręcz przeciwnie – autorka dotyka najgorszych bolączek małych (choć nie tylko tych zamkniętych w granicach miasteczek) społeczności dając nam okazję, byśmy zmobilizowali siły i stanęli do walki. Pokazuje, że choć magia się przydaje, to tak naprawdę prawdziwa siła tkwi w nas. Wystarczy tylko podjąć decyzję i wprowadzić ją w życie, a cały wszechświat zacznie nam sprzyjać. Nawet wróżka …



Recenzja znajduje się także na stronach wortalu literackiego Granice.pl