Pokazywanie postów oznaczonych etykietą studia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą studia. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 27 października 2020

Agnieszka Dziedziczak-Foltyn, Beata Karpińskiej-Musiał, Adrianna Sarnat-Ciastko "Tutoring drogą do doskonałości akademickiej"

Tytuł: Tutoring drogą do doskonałości akademickiej 
Autorzy: Agnieszka Dziedziczak-Foltyn, Beata Karpińskiej-Musiał, Adrianna Sarnat-Ciastko 
Wydawnictwo: Oficyna Wydawnicza IMPULS 



W Internecie rekordy popularności bije słynny wykład Kena Robinsona, wygłoszony w 2006 roku w trakcie konferencji TED odbywającej się w Monterey. W wykładzie tym Robinson podziwia naturalną kreatywność dzieci, ich odwagę, brak strachu przed popełnieniem błędu i naturalną ciekawość. Niestety mówi też o procesie, który zachodzi w młodym człowieku pod wpływem systemu edukacji. Niedostrzeżenie i brak rozwoju naturalnych talentów, predyspozycji dziecka, tłamszenie jego rozwoju, poszukiwań własnej drogi przez system odbija się nie tylko na ograniczonych perspektywach, ale również na tym, że młody człowiek wtłoczony w sztywne ramy, tych perspektyw nie potrafi dostrzec. Kluczem do tego, by zachować tę wrażliwość młodego człowieka, by wspierać go w dążeniu do wiedzy zgodnej z jego zainteresowaniami, w poszukiwaniu i eksperymentach, nawet tych nie zakończonych sukcesem, jest indywidualne podejście do każdego z nich. Jest to możliwe w tutoringu, indywidualnej relacji tutora z uczniem. I choć tutoring nie jest rozwiązaniem wszystkich problemów, to jednak warto przyjrzeć się możliwości, która się za nim kryje. Mimo iż słowo brzmi obco i nowocześnie, to tak naprawdę ma swoje korzenie daleko w przeszłości. 

piątek, 3 maja 2019

Edyta Świętek "Bańki mydlane"

Tytuł: Bańki mydlane 
Autor: Edyta Świętek 
Wydawnictwo: Replika 


Niekiedy życie potrafi nas zaskoczyć w najbardziej perfidny ze sposobów. W jednej chwili nasze idealne, poukładane trwanie na tym świecie rozsypuje się niczym domek z kart, traci wagę wszystko, w co wierzyliśmy, wszystko, co kochaliśmy. W takiej sytuacji mamy dwa wyjścia – albo załamać się, znienawidzić wszystkich, złorzeczyć losowi i wypominać mu wszystko, co nas spotkało, albo pokornie przyjąć brzemię i próbować nieść go na swoich barkach, usiłując funkcjonować w nowej rzeczywistości najlepiej, jak to możliwe. Oczywiście to drugie rozwiązanie jest o wiele trudniejsze, wymaga od nas wielu poświęceń, wymaga niekiedy całkowitej zmiany swojego systemu wartości i podejścia do świata. A które z tych rozwiązać wybrałbyś ty? 

czwartek, 16 sierpnia 2018

Remigiusz Mróz „Hashtag”

Tytuł: Hashtag
Autor: Remigiusz Mróz 
Wydawnictwo: Czwarta Strona 



„Przypadek to tylko beznadziejne określenie na przyczynę, której się jeszcze nie zna” – twierdzi Remigiusz Mróz dowodząc, że wszystkie wydarzenia mają swoje źródło, każdym czynem kieruje określona motywacja. Idąc tym tokiem myślenia, to nie przypadek sprawił, że Tesa, młoda mężatka, absolwentka Leona Koźmińskiego otrzymała sms-a z informacją: „Twoja paczka już na ciebie czeka!”. W dobie zakupów online nie byłoby w tym nic niezwykłego zarówno jeśli chodzi o sposób nabywania towarów, jak i – z uwagi na ceny przesyłek rynkowego potentata – odbiór w paczkomatach. Tyle tylko, że ani Tesa, ani jej mąż Igor są przekonani, że niczego nie zamawiali. Co w takiej sytuacji? Czy ciekawość zwycięży i odbiorą przesyłkę? 

sobota, 4 listopada 2017

Hope Jahren "Lab girl"

Tytuł: Lab girl
Autor: Hope Jahren
Wydawnictwo: Kobiece


„Nauka nauczyła mnie, że wszystko jest bardziej skomplikowane, niż to nam się wydaje na pierwszy rzut oka, i że umiejętność czerpania szczęścia z odkryć jest przepisem na piękne życie. Dzięki niej przekonałam się również, że dokładne spisywanie wszystkiego jest jedyną prawdziwą obroną przed zapomnieniem czegoś ważnego, co kiedyś istniało, a czego już nie ma (…)” – te słowa, choć mogą wydawać się gorzkie i pełne zniechęcenia, są tak naprawdę dokładnym odzwierciedleniem sytuacji, jaka ma miejsce w świecie nauki. Badacze, choć wydają się spokojnymi i zatopionymi w swoim świecie ludźmi, tak naprawdę często są grupą zajadle ze sobą walczącą, zarówno o sukcesy badań, jak i o granty.

niedziela, 22 stycznia 2017

Chitra Banerjee Divakaruni "U stóp bogini"

Tytuł: U stóp bogini
Autor: Chitra Banerjee Divakaruni
Wydawnictwo: Kobiece




„Kobieta jest organizmem ultradoskonałym. Potrafi się regenerować po ekstremalnie ciężkich doświadczeniach. Przetrwa wszystko” – Kasia Nosowska wypowiadając te słowa zapewne nie zdawała sobie sprawy, ile ludzkich historii w ten sposób można podsumować, ile wspaniałych, dzielnych kobiet odrodziło się na nowo. Prawdziwość tego stwierdzenia widać w każdej dotykającej rodziny tragedii, bowiem zwykle to kobieta – uznana wszak za delikatną i kruchą – okazuje się być silniejszą psychicznie. Ta siła jest bowiem potrzebna nie tylko jej, ale i reszcie rodziny, która czerpie moc pełnymi garściami, niezdolna do tego, by stanąć na własnych nogach.

Justyna Styszyńska "IDOL. Maria Skłodowska-Curie"

Tytuł: IDOL. Maria Skłodowska-Curie
Tekst i ilustracje: Justyna Styszyńska
Wydawnictwo: Widnokrąg




„Uczony jest w swojej pracowni nie tylko technikiem, lecz również dzieckiem wpatrzonym w zjawiska przyrody, wzruszające jak czarodziejska baśń” – to zdanie doskonale pokazuje specyfikę pracy naukowców i źródło ich sukcesów. Nie wystarczy gruntowna wiedza, bowiem dopiero jej połączenie z otwartym umysłem oraz dziecięcą ciekawością może ona zaowocować prawdziwymi odkryciami. Tylko dziecko wszak zadaje pytania dotyczące rzeczy tak oczywistych, że nigdy niezgłębionych, tylko dziecko jest w stanie zwrócić uwagę na fakt, który umyka dorosłemu, obarczonemu pewnymi szablonami i schematami myślowymi. 

wtorek, 15 listopada 2016

Tarryn Fisher „Mimo moich win”

Autor: Tarryn Fisher
Wydawnictwo: Otwarte


„Bóg nie jest niezbędny, żeby stworzyć winę, ani żeby karać. Wystarczą ludzie wspomagani przez nas samych. Sąd ostateczny jest co dzień” – pisał niegdyś Albert Camus. Każdy z nas mógłby odnaleźć w swojej przeszłości dowody na prawdziwość tych słów, bowiem nieustannie osądzamy innych, wskazujemy ich winę, a także wymierzamy karę. Proces ten nie dotyczy jednak wyłącznie ludzi z naszego otoczenia, bowiem surowymi sędziami jesteśmy równie często wobec siebie, odmawiając sobie prawa do szczęścia i spełnienia.

wtorek, 9 sierpnia 2016

Kelli Estes "Jedwabna opowieść"

Autor: Kelli Estes
Wydawnictwo: Kobiece



W latach 1841 do 1866 setki tysięcy ludzi przybywało do Ameryki, do Nowej Ziemi i śmiało można zaryzykować stwierdzenie, że to właśnie imigranci tworzyli podwaliny pod dzisiejszą potęgę Stanów Zjednoczonych. Próżno jednak szukać dowodów na takie podejście do historii Ameryki, znacznie łatwiej jest znaleźć przykłady, jak bardzo skandaliczna, rasistowska była polityka rządu, ale i stosunek „białych” do osób napływowych. Warto wspomnieć chociażby o wydanym w 1882 roku Akcie o Wykluczeniu Chińczyków, czyli ustawie imigracyjnej, w myśl której Chińczycy nie mieli dostępu do Stanów Zjednoczonych. Wyrazem rzekomej dyscypliny prawnej, była akcja, w którą włączyli się między innymi obywatele Seattle. Otóż 7 lutego 1886 roku wszyscy Chińczycy mieszkający w mieście, zostali zmuszeni do wejścia na pokład statku, który miał ich dostarczyć do Chin. 

wtorek, 16 lutego 2016

Marie-Morgane Le Moël „Sekrety francuskiej kuchareczki”

Autor: Marie-Morgane Le Moël
Wydawnictwo: Kobiece


„Nie mogę powiedzieć, żebym wolała wino australijskie od francuskiego. Ale któż wie, co może wydarzyć się w ciągu następnych pięciu lat? Poczekam i zobaczę. Coś mi mówi, że Australia jeszcze nie raz mnie zaskoczy” – te słowa mogła wypowiedzieć tylko osoba, która jest gotowa na podjęcie każdego wyzwania, która z ciekawością patrzy w przyszłość, która po upadku szybko wstaje z kolan i kroczy dalej przed siebie. Czy jednak zawsze jej życie, choć fascynujące, jest godne pozazdroszczenia? Jak Francuzka o podniebieniu, które doświadcza ekstatycznych przeżyć przy konsumpcji pâté lorrain czy foie gras odnalazła się w Australii, gdzie świąteczna kolacja oznacza potrawy z grilla, zaś wygasająca wiza… konieczność zawarcia związku małżeńskiego?

Na te wszystkie pytania odpowiemy dzięki niezwykle smakowitej książce, która zabiera nas nie tylko w podróż po świecie, ale i stanowi prawdziwą kulinarną ucztę. Opublikowane nakładem Wydawnictwa Kobiecego „Sekrety francuskiej kuchareczki”, autorstwa Marie-Morgane Le Moël, to pozycja zachwycająca nas na wielu płaszczyznach, przybliżająca nie tylko kulisy pracy dziennikarskiej, ale i codzienne życie, a przede wszystkim – tajemnice francuskiej kuchni i przepisy na potrawy, za którymi tęskni się nawet na przysłowiowym końcu świata. Przyjemność płynącą z lektury znajdą nie tylko ci czytelnicy, którzy celebrują jedzenie, którzy są gotowi na nowe smaki, nowe doznania. Książka zauroczy również tych wszystkich, którzy kochają Francję i francuskie klimaty (z dobrym winem włącznie), którzy marzą o podróżach, o dziennikarskiej karierze, którzy chętnie sięgają po historie oparte na rzeczywistych faktach i odczuwanych emocjach.

A tych emocji możemy spodziewać się wiele, bowiem Marie jest osobą niezwykle impulsywną, powiedziałabym nawet – nieprzewidywalną, zaś jej skłonność do przygody i do lokowania uczuć w obiektach niegodnych jej uwagi, jest wprost zdumiewająca. Już jako mała dziewczynka przysparzała ona rodzicom trosk, w przeciwieństwie do swojego brata bliźniaka, Pierre`a, zaś ta żywiołowość i gotowość do angażowania się w daną sprawę, staje się źródłem jej porażek, ale i sukcesów w przyszłości. 

Marie opowiada o swoim dorastaniu, o pierwszych miłościach, o buntowniczych zapędach, wyrażających się między innymi skokiem z okna oraz o pierwszych kulinarnych wspomnieniach. Wraz z nią uczestniczymy w zbiorach winogron, doceniając ciężką, fizyczną pracę robotników, wyruszamy też do Dijon na studia z dziedziny literatury. Wkraczając w świat młodych, zblazowanych intelektualistów prowadzimy długie dysputy przy papierosach i obowiązkowym winie, swoją aktywność kończąc z kolei kieliszkiem kiru, czyli likierem z czarnej porzeczki z białym winem. Wraz z autorką przenosimy się też do Grenoble, by studiować nauki polityczne i – w sercu francuskich Alp – zakochać się rozpaczliwie w komiku Nolanie, jednym z wielu mężczyzn i wielu nieszczęśliwych miłości w życiu Marie.

Ostatni rok studiów spędzamy wraz z bohaterką w Kanadzie, a po powrocie do Paryża gorąco kibicujemy jej pragnieniu dostania się do jednej z najlepszych szkół dziennikarskich. Właśnie podczas zbierania materiału do jednego z artykułów Marie poznaje przystojnego marynarza, Romaina, który na dłużej zagości w jej sercu i za którym przeprowadza się nawet do Montrealu. Wszystko zmienia się, kiedy jedna z gazet proponuje jej pracę korespondenta w Australii…

Jak zakończy się ta opowieść, w której kulinaria i kultura francuska odgrywają tak wielką rolę? Jak nucąca Marsyliankę i mająca „skrajnie bolszewickie poglądy” dziennikarka odnajdzie się w kraju, gdzie nikt nie strajkuje, gdzie francuskie sery są tylko wspomnieniem a dobre wino ma zawrotną cenę? Dowiecie się tego z lektury fascynującej książki „Sekrety francuskiej kuchareczki”, wypełnionej smakami i zapachami Francji oraz potraw, które powodują wzmożone działanie naszych ślinianek. Każdy rozdział książki zakończony jest wyjątkowym przepisem, który nawiązuje do jego treści – dzięki temu poznamy zarówno historię, jak i sposób wykonania takich wspaniałości jak: tarte provençale, sytego i zdrowego ratatouille, grzechu wartego łatwego musu czekoladowego czy też sałatki nicejskiej. To zaledwie kilka z wielu propozycji autorki, dzięki której wskazówkom możemy przenieść klimat Francji do swojego domu. Sporo w książce również informacji dotyczących historii ojczyzny Marie, a także ciekawostek związanych z Australią, nawiązań do literatury czy prozy życia dziennikarza. To wszystko składa się na fascynującą lekturę, po której mamy ochotę rzucić wszystko i wyjechać do Francji oddając się duchowej i kulinarnej uczcie, bądź też oddać się natychmiast eksperymentom we własnej kuchni, zaskakując naszych gości potrawami, które nie mogą się nie udać!


sobota, 16 stycznia 2016

Magdalena Wala "Przypadki pewnej desperatki"

Tytuł: Przypadki pewnej desperatki (seria z babeczką)
Autor: Magdalena Wala
Wydawnictwo: Czwarta strona

Czasy studenckie obfitują w wiele wspaniałych wydarzeń – niekiedy anegdoty o tym okresie towarzyszą nam już całe życie. I choć zdarzają się też sytuacje stresujące i oblane egzaminy u wyjątkowo mściwych profesorów, to jednak z biegiem lat wszystko to co bolesne, co niegdyś spędzało nam sen z powiek, ulega zatarciu w naszej pamięci. 

Trudno jednak zapomnieć swoją pierwszą, podjętą na studiach pracę, szczególnie jeśli przełożona kojarzy się ze smokiem ziejącym ogniem, czy też tak traumatyczne wydarzenie, jak … oświadczyny. Tak, tak, chwila wyczekiwana przez setki, a nawet tysiące panien dla pewnej Julii jawi się jako najgorszy z koszmarów, zaś nadchodzący w perspektywie ślub – jako powód, by natychmiast spakować swoje rzeczy i uciec na przysłowiowy koniec świata. I nie pomaga fakt, że narzeczony jest niezwykle przystojny, że toleruje wszystkie wady (a nawet stanowią one powód do uwielbienia), że sam gotuje, jest na każde zawołanie i okazuje na każdym kroku troskę. Straszne, prawda? Na dodatek ów mężczyzna – nazwijmy go Paweł – nie należy do najbiedniejszych, zaś w ostatnim czasie stał się, wraz z rodzicami, pełnoprawnym właścicielem pałacu. Fakt ten pobudza wyobraźnię Julii znacznie bardziej, niż bicie weselnych dzwonów czy suknia ślubna z welonem. Dziewczyna bowiem jest studentką historii, darzącą prawdziwą namiętnością stare budynki i budowle, a szczególnie ich strychy i piwnice, w których kryją się tajemnice przeszłości.

Czy jednak stary pałac, który rodzina Pawła utraciła po II wojnie światowej, jest w stanie zrekompensować Julii dyskomfort wiążący się z oświadczynami i ślubem, do którego niechybnie zmierza chłopak? Czy pamiętnik, znaleziony na strychu dworu w Lubiczy będzie wart więcej, niż straty psychiczne związane ze stałym związkiem? Czy seria morderstw, o których pisze autorka pamiętnika, pozostanie na zawsze owiana nimbem tajemnicy czy może to Julia będzie tą, która odkryje prawdę? Na te wszystkie pytania odpowie nam powieść „Przypadki pewnej desperatki”. 

Autorka, Magdalena Wala, w skrzącej humorem i ciętymi ripostami książce zabiera nas w podróż do przeszłości, do początków XIX wieku, ale z równym oddaniem i realizmem portretuje teraźniejszość i jej cienie i blaski, ze specyfiką pracy szkolnej na czele. Przyjemność płynącą z lektury docenią wszyscy ci czytelnicy, którzy cenią sobie mistrzowskie operowanie słowem i dowcipem sytuacyjnym, a także ci, którzy – podobnie jak Julia – kochają tajemnice. I mimo iż pamiętnik i sekret z nim związany nie ekscytuje w tym samym stopniu, co codzienne życie bohaterki, to i tak warto prześledzić historię zagadkowych zgonów, zastanawiając się nad tożsamością hipotetycznego mordercy. 

W chwilach pomiędzy zarabianiem w pocie czoła na chleb (wszyscy nauczyciele z pewnością przytakną w tym momencie), pilnowaniem młodszej i pyskatej siostry, a unikaniem wylewności Pawła, Julia wczytuje się we wspomniany pamiętnik, autorstwa piętnastoletniej Agnety, pensjonarki, wychowanki księżnej Izabeli Czartoryskiej. Z jej opisów wyłania się burzliwy początek XIX wieku, choć bardziej niż wydarzenia historyczne panna zwraca uwagę na zajęcia, przyjaciółki i relacje damsko-męskie, w tym na bale i śluby. Uroczystości te obfitują w traumatyczne wydarzenia – na przestrzeni stosunkowo krótkiego czasu ginie czterech silnych, młodych mężczyzn i to w dość niejasnych okolicznościach. Sprawy traktowane są jako przypadkowa śmierć poprzez zadławienie się pestką, wyniki napaści w celach rabunkowych czy wypadek, co świadczy o niekompetencji bądź też celowym działaniu aparatu władzy. Tym bardziej, że zupełnie pominięty został fakt, iż przy zwłokach znajdują się karteczki zawierające cytaty z Pisma Świętego…

Jak zakończy się ta historia? Koniecznie musicie sięgnąć po książkę „Przypadki pewnej desperatki” by dowiedzieć się nie tylko tego, kim tak naprawdę jest morderca, ale i tego, jak potoczą się losy Julii i czy uda jej się odroczyć moment stanięcia na ślubnym kobiercu. I choć współczesny wątek porusza o wiele mocniej niż historia z przeszłości, wywołując spazmy niepohamowanego śmiechu, to powieść autorki należy uznać za niezwykle udaną. Trudno nie polubić Julii ze wszystkimi jej wadami (rozumiemy doskonale Pawła), czy jej młodszej siostry, której postać zwraca uwagę błyskotliwością i otwartością. Nie mówiąc już o sylwetce Pawła – stanowiącego obiekt westchnień każdej kobiety, poza Julią oczywiście. Doskonale nakreśleni bohaterowie i sytuacje, w jakich się znajdują, barwna charakterystyka szkolnej społeczności, z dyrektorką-zmorą na czele, a także wspaniała studencka brać – to wszystko, w połączeniu z lekkością słowa wróży autorce jeszcze wiele wspaniałych książek w dorobku, zaś nam, wiele równie zabawnych pozycji, do których można mieć tylko jedno zastrzeżenie - czas spędzony na zagłębianie się w skomplikowany świat bohaterów upływa zdecydowanie zbyt szybko…


sobota, 26 grudnia 2015

Donna Tartt „Tajemna historia”

Autor: Donna Tartt 
Wydawnictwo: Znak Literanova

„Religijne oszczerstwa, napady złości, obelgi, wymuszenia, długi: wszystko błahe przewiny, tak naprawdę, rzeczy irytujące – zbyt drobne, zdawałoby się, by pchnąć pięć rozsądnych osób do morderstwa. Ale, ośmielę się to powiedzieć, dopiero gdy pomogłem w zabiciu człowieka, zdałem sobie sprawę, jak nieuchwytnym i złożonym czynem może być mord (…)” – słowa te mimowolnie mogą budzić skojarzenie ze „Zbrodnią i karą” Dostojewskiego, zawierają w sobie zarówno element ekshibicjonistycznego wejrzenia w siebie, jak i próbę analizy pewnych wydarzeń. Dociekanie motywów zbrodni zawsze jest fascynującym zagadnieniem, zbyt często jednak okazują się być one trywialne. Dopiero współwystępowanie szeregu czynników, ich kompilacja w nieodpowiednim momencie, skutkować może tragedią, która na zawsze zmienia życie osób w niej uczestniczących. 

Wyruszając do elitarnego college’u w Nowej Anglii – Hampden College, specjalizującego się w sztukach wyzwolonych, Richard Papen spodziewał się wielu przeszkód, choć miały być one głownie natury finansowej. Wychowany przez rodziców nie przejawiających większych życiowych ambicji i nie widzących potrzeby wspomagania chłopaka w dalszej edukacji, trafił do szkoły tylko dzięki programowi stypendialnemu. Odnalezienie się wśród innych uczniów nie sprawiło mu problemu, choć tak naprawdę jego marzeniem jest dołączenie do eklektycznej grupy studentów filologii klasycznej. Wykładający niemal wszystkie przedmioty Julian Morrow, znawca greki, dobiera sobie wychowanków według tylko jemu znanego klucza, a pięć osób, jakie uczęszcza do niego na zajęcia, uważa za komplet. Ta ekstrawagancja jest z trudem tolerowana na uczelni, zaś owi studenci Morrowa stanowią grupę ekscentrycznych dziwaków, którzy zdecydowanie zwracają na siebie uwagę. Henry z nieodłączną parasolką noszoną niezależnie od pogody, niechlujny Bunny, pozostający nieustannie pod wpływem alkoholu, Francis, wyglądem przypominający albinosa oraz para zjawiskowo pięknych bliźniąt, Charles i Camilla – każdy z nich fascynuje Richarda, można nawet stwierdzić, że ma na ich punkcie prawdziwą obsesję. Kiedy na skutek zbiegu okoliczności (i zastosowania zadziwiającej konstrukcji gramatycznej) chłopak dostaje szansę zmiany kierunku edukacji, wkracza do nowego świata, lecz czas pokazuje, że wszystko ma swoją cenę … 

„Tajemna historia” Donny Tartt daleka jest od opisów typowego studenckiego życia, bowiem i jej bohaterowie dalecy są od typowych nastolatków. Nieprzeciętnie inteligentni (Henry na przykład jest geniuszem lingwistycznym), uchodzący za bogatych i zmanierowanych, zwracają oni uwagę swym niezwykle analityczno-filozoficznym podejściem do najzwyklejszych nawet kwestii. W pełni zatracają się w programie studiów, choć nie stronią też od alkoholu i innych używek a nawet dość kontrowersyjnych eksperymentów. Jeden z nich kończy się tragicznie, na zawsze łącząc już grupę krwawą tajemnicą. Zbrodnia, do jakiej dopuścili się pod wpływem środków odurzających w trakcie urządzania Bachanaliów, bynajmniej nie była planowana – po prostu pewien farmer znalazł się w nieodpowiednim miejscu i w nieodpowiednim czasie. Nie ma jednak takiej ławy przysięgłych, która uwolniłaby bogatych, rozpuszczonych studentów, znajdujących się pod wpływem alkoholu i narkotyków, od odpowiedzialności na brutalne morderstwo, dlatego też decydują się oni zachować wydarzenia owej feralnej nocy w tajemnicy. Nawet Richard nie zostaje do niej dopuszczony, a przynajmniej do chwili, kiedy nie wytrzymujący presji Bunny, zaczyna wysuwać coraz większe roszczenia finansowe względem pozostałych nastolatków, zaś w publicznych wypowiedziach - niepokojąco zbliżać się do prawdy.

Makiaweliczny plan, jaki rodzi się w umyśle pozostałych, obejmuje tym razem czynne działanie Richarda, który przeszedł już niejako obrządek inicjacyjny, zachowując pewne niepokojące fakty w tajemnicy. Czy jednak może istnieć zbrodnia bez kary? Czy nikczemne czyny nie pozostawiają śladów w psychice oraz nie naznaczają duszy piętnem? Czy da się przywrócić po takich wydarzeniach swoje życie na właściwe tory i z nową werwą poświęcić się studiowaniu greki? Na te wszystkie pytania odpowiedź możecie uzyskać podczas lektury „Tajemnej historii” – powieści mrocznej, przepełnionej interpretacyjną głębią, której każda strona przynosi nowe historie, nowe historie doznania i nowe emocje. Doskonale skonstruowana i, pomimo swojej objętości, nieustannie wciągająca i zaskakująca książka, to wspaniałe studium upadku moralności oraz próba odpowiedzi na pytanie o granice pomiędzy dobrem a złem. Sylwetki bohaterów, z których każdy przejawia inną emocjonalność, wrażliwość, każda z nich jest także odrębnym bytem, obdarzonym własnymi troskami i problemami, w połączeniu ze znakomicie prowadzoną akcją, tajemnicą odkrywaną krok po kroku wraz z postępującym procesem stawania się przez Richarda częścią grupy, to główne atuty książki. Tym samym jest to jedna z tych powieści, doskonałych w budowie i treści, o jakich napisaniu marzyć może każdy twórca. Jedna z tych powieści, które przechodzą do historii, jako klasyka gatunku!


środa, 25 listopada 2015

Antoni Kroh „Wesołego Alleluja Polsko Ludowa”

Tytuł: Wesołego Alleluja Polsko Ludowa
Autor: Antoni Kroh
Wydawnictwo: ISKRY

Sztuka jest terminem odnoszącym się zarówno do muzyki, tańca czy teatru, jak i do dziedzin związanych z formami materialnymi. Sztuka ludowa jest zaś doskonałym sposobem wyrażania siebie, swoich artystycznych potrzeb, pełni ponadto funkcję użytkową i jest sposobem manifestowania kultury. Gdzie jednak leży granica pomiędzy sztuką ludową, a tanim, często słabej jakości zamiennikiem? Czym jest sztuka, a czym kicz? Jak rozwijała i zmieniała się sztuka ludowa na przestrzeni wieków?

Odpowiedzi na te pytania możemy znaleźć we wspaniałej publikacji Wydawnictwa ISKRY, autorstwa Antoniego Kroha – etnografa, znawcy i kolekcjonera twórczości artystów ludowych. „Wesołego Alleluja Polsko Ludowa” to nie tylko wciągająca opowieść o dziejach polskiej sztuki ludowej, ale również niezwykle interesujący wykład na temat kultury i tradycji, podejścia społeczeństwa do kwestii sztuki, kreowania swojej przestrzeni i korzystania z wytworów rąk ludzkich. Książka adresowana jest nie tylko do kulturoznawców, socjologów czy osób związanych ze środowiskiem twórczym, ale do wszystkich, którzy chcą odbyć podróż w przeszłość, przypominając sobie szydełkowe serwety na meblach, cepeliowskie wyroby czy figury strugane z drewna.

„Sztuka ludowa jest rodzima, wolna od zapożyczeń. To emanacja ducha narodu, krynica polskości, odbicie naszego charakteru narodowego” - pisze Kroh, cytując znawców przedmiotu na przestrzeni wieków. Autor dowodzi, że skoro sztuka ludowa jest „wcieleniem polskości”, zatem obowiązkiem każdego człowieka, który uważa się za kulturalnego, jest manifestować tę sztukę, używając w tym celu różnych środków przekazu, w tym stroju. Czytamy zatem o podhalańskich serdakach, damskich płóciennych kreacjach z ludowymi haftami, baranich kożuchach pokrytych brezentem, triumfujących w latach 60. XX w., a także o motywach wycinanek łowieckich, opoczyńskich, kurpiowskich czy rawskich, wykorzystywanych masowo w PRL-u. Autor przybliża nam historię koronek z Koniakowa, pisze również o upowszechnieniu sztuki ludowej, której konsekwencją był – jak pisze Kroh – kicz „na ludowo”.

Dowiadujemy się również nieco o realizmie socjalistycznym, który w 1949 roku był uważany za jedyną słuszną drogę. Przebudowa społeczeństwa w nowym duchu polskości uwzględniała również sztukę ludową, przed którą postawiono propagandowe cele – miała ona „wpłynąć na zmianę mentalności chłopa, czyli ponad połowy mieszkańców kraju”. Okres po II wojnie światowej to z kolei czas, kiedy sztuka ludowa wkroczyła w życie przeciętnych obywateli, a wyroby Cepelii, występu Mazowsza, festyny i dożynki zaspokajały potrzeby kulturalne, łącząc twarde realia życia z niekiedy zadziwiającej jakości wyrobami i usługami. 

Autor pisze również o różnych interpretacjach terminu „ludowy” i popycie na „autentyczne” wyroby w latach 70., a także o postulatach, by sztuka ludowa nareszcie zajęła należne jej miejsce. Kroh, na stronach książki, przytacza sylwetki etnografów, regionalistów, kolekcjonerów zafascynowanych wyrobami sztuki ludowej, ludzi w pełni zaangażowanych w jej ochronę i rozwój. Podczas lektury poznajemy również sylwetkę Nikifora i Heródka, jednego z rozpoznawalnych twórców kręgu ART BRUT, zwanego Orawskim Nikiforem oraz wielu innych, znakomitych twórców. 

„Wesołego Alleluja…”, to jedna z tych publikacji, którą odkrywać można strona po stronie, chłonąc nie tylko wiedzę, ale i specyficzną atmosferę, którą tworzy sztuka ludowa. Integralną częścią książki są zdjęcia obrazów, zabytkowych figur oraz osób, których życie i twórczość przybliża nam autor. W tekst wplecione są również fragmenty utworów literackich, listów czy opracowań naukowych, tworzące spójną całość i pokazujące rozwój sztuki ludowej i zmianę świadomości społeczeństwa. Tym samym, sięgając po opracowanie, możemy liczyć na niezwykłe doznania – zarówno estetyczne, jak i intelektualne.



wtorek, 11 sierpnia 2015

Jamie McGuire "Piękna katastrofa"

Tytuł: Piękna katastrofa
Autor: Jamie McGuire
Wydawnictwo: Albatros

„Odda mu swoje serce. Czy ma odwagę podjąć takie ryzyko? Ale co innego jej pozostawało? Będzie siedzieć na kanapie i czekać, aż idealną miłość, idealną pracę, idealne życie dostanie od losu w prezencie? Skąd mogła wiedzieć, czy właśnie w tej chwili nie stoi przed nią szansa spełnienia marzenia o idealnej miłości?” – pisała kiedyś Meg Cabot w jednej ze swoich książek, w tych prostych słowach zawierając wszystkie wątpliwości, jakie pojawiają się w związku z nowym partnerem, szczególnie tym, który jest zaprzeczeniem idealnego księcia. Tak zwani „niegrzeczni chłopcy”, zbyt dużo palący, zbyt często sięgający po alkohol, lubiący szybką jazdę i łatwe dziewczyny, paradoksalnie najczęściej podbijają damskie serca. James Dean, Johny Deep, Bogusław Linda – to tylko kilka przykładów z całej rzeszy mężczyzn, których rodzice z pewnością nie wybraliby dla swoich córek.

W przypadku Abby Abernathy jest jednak inaczej. Wychowana w patologicznej rodzinie, od dziecka miała do czynienia z alkoholem, hazardem i mafią. Kiedy miała trzynaście lat, jej ojciec, znany na całym świecie pokerzysta, oskarżył ją w mediach, że przyniosła mu pecha, że jest źródłem wszystkich nieszczęść, które go spotkały. Teraz, w wieku dziewiętnastu lat, Abby nareszcie uwolniła się od jego długów, od wściekłości po kolejnych przegranych zakładach, od nieustannie kręcących się po domu gangsterów. Uciekła wraz ze swoją przyjaciółką Americą z Kansas na Uniwersytet Eastern obiecując sobie, że pozostawia bagno w którym dorastała za sobą, że zaczyna nowe życie. Jej priorytetem jest nauka, planuje zgłębiać tajniki rachunkowości, poznać miłego chłopaka, który stroni od alkoholu i ryzykownych zachowań. 

Los jednak jest przewrotny – Travis jest prawdziwym łamaczem damskich serc, hedonistą, wytatuowanym zawodnikiem, który zarabia na studia, alkohol i kobiety nielegalnymi walkami. Stanowi dokładne przeciwieństwo mężczyzny, z którym Abby planowała związać swoje życie. Dlaczego więc jego ciało jest tak pociągające? Dlaczego dziewczyna marzy, by złożył na jej ustach pocałunek? Na te pytania odpowiada powieść „Piękna katastrofa”, autorstwa Jamie McGuire. Opublikowana nakładem wydawnictwa Albatros historia o miłości i pożądaniu, o ryzyku i wyborach podejmowanych każdego dnia, to interesująca propozycja dla nastoletnich czytelniczek, które marzą o dreszczyku emocji, które pragną przeżywać wraz z bohaterką namiętne pocałunki oraz rozterki w związku z rozdźwiękiem pomiędzy podszeptami serca i rozsądku.

Abby nigdy nie zamieszkałaby z Travisem, gdyby nie przegrany zakład. Tym sposobem dziewczyna trafia do jego pokoju, do jego łóżka, a choć wciąż zaprzecza, to ten „zły chłopak” coraz bardziej jej się podoba. Dlatego jest wściekła, kiedy on przyprowadza do domu dziewczyny, kiedy uprawia z nimi seks na kanapie, kiedy prowadzi pod wpływem alkoholu. Paradoksalnie, jego postępowanie jest podyktowane przekonaniem, że dziewczyna taka jak Abby nigdy nie spojrzy na niego, jak na życiowego partnera. Emocję biorą jednak w górę, kiedy ona zaczyna umawiać się z przystojnym Parkerem. Ten syn znanego i cenionego ortopedy, który planuje studiować medycynę na Harvardzie, prowadzi ostrożnie samochód i nie próbuje przespać się z dziewczyną po pierwszej randce, jest idealnym kandydatem na męża. Tylko dlaczego Abby będąc z Parkerem wciąż myśli o Travisie? Dlaczego każdy jego telefon wywołuje przyspieszone bicie serca?

Sięgając po „Piękną katastrofę” czytelnik (a raczej czytelniczka) musi uzbroić się w cierpliwość, bowiem Abby do końca nie potrafi podjąć decyzji, co do wyboru partnera. Niestabilny emocjonalnie Travis stanowi uosobienie tego wszystkiego, od czego chciała się stanowczo odciąć, a związek z nim jest wielkim ryzykiem. Jednak… czyż nie jest nim każda miłość?

Autorka, posługując się schematami, proponuje nam historię, jakich zarówno w literaturze, jak i w filmie było wiele. Możemy mieć do niej pretensję o sposób kreacji bohaterów, którzy pomimo swoich lat wciąż zachowują się chwilami jak gimnazjaliści, o naiwność Abby i jej sposób traktowania biednego Parkera, a także o pewien dysonans pomiędzy dziewiętnastoletnią dziewicą, która pije na upadłego, w kasynie wygrywa z najlepszymi graczami, stawia czoło gangsterom grożącym jej ojcu, a następnie grzecznie wkłada koszulkę Travisa i składając głowę na jego piersi idzie spać w jego łóżku. Możemy mieć o to do autorki pretensję, ale po co? Lepiej zatopić się w lekturze, uśmiechając się niejednokrotnie z ciętych ripost, jakich w książce jest wiele, skrycie przy tym marząc o mężczyźnie pokroju Travisa, do którego tęskni ta dzika strona naszej natury. Czas zatem uwolnić tę bestię …

poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozmowy z autorem: Paweł Jackowski

Paweł Jackowski – absolwent Copenhagen Business School, zamieszkały w Kopenhadze.
Kierownik projektów, przedsiębiorca, muzyk, autor. Od lat mieszka w Danii, gdzie może obserwować życie Polaków, którzy są na emigracji.
W swojej książce "Pokolenie bez granic" obala mity wizerunku Polaków na emigracji.
(źródło: rozpisani.pl)


J.G.: W swojej książce rozpatruje Pan kwestię domu. Zatem … czuje się Pan Polakiem?

P.J.: Tak, jednak jest to dziwne poczucie narodowości. Zawsze będę Polakiem, co nie oznacza, że czuję, że muszę mieszkać w Polsce i że nie mogę czuć się dobrze poza granicami kraju. Jestem z Polski, ale czuję też, że po siedmiu latach w Danii poczucie narodowości się trochę rozmywa.

Co Pana skłoniło do wyjazdu z Polski?

Chęć bycia niezależnym i potrzeba poznania innych miejsc. Będąc w liceum planowałem studia w Polsce, chciałem iść na prawo. Jednak po doświadczeniach pracy za granicą w Anglii poczułem, że studiując w Polsce będzie mi brakować międzynarodowego towarzystwa i poczucia, że muszę wypracować sobie wszystko od zera, co nie wiedzieć czemu, strasznie mnie wówczas pociągało.

Jakie były Pana kryteria wyboru kraju migracji?

Bardziej wybierałem uczelnię i kierunek, a nie kraj. Wpływ na moją decyzję na pewno miał fakt, że moja siostra przeniosła się na duńską uczelnię rok wcześniej i to ona zasugerowała, żebym poszukał ciekawego kierunku w Danii. Nie chciałem na pewno jechać na studia do Anglii, bo pomimo wielu ciekawych doświadczeń, nie uważałem Anglii za miejsca, w którym mógłbym się odnaleźć. Nie chciałem przeprowadzać się do kraju, w którym jest tak dużo Polaków. Chciałem zacząć na nowo, nauczyć się nowego języka i nowej kultury, a po pobycie w Anglii miałem wrażenie, że na ulicach słyszę polski równie często jak angielski.

Jakie były Pana pierwsze wrażenia po przyjeździe do Danii?

Czułem, że życie płynie innym tempem, jest w nim więcej harmonii i porządku. Zanim przeprowadziłem się do Kopenhagi, mieszkałem wcześniej tylko w Koszalinie oraz w Oxfordzie. Kopenhaga była inna pod wieloma względami. Duża ilość rowerów, niska i często surowa zabudowa miasta, zupełnie niezrozumiały język… To były pierwsze spostrzeżenia. Jednak swoją pierwszą opinię na temat Danii wyrobiłem sobie po zakończeniu pierwszego roku na studiach. Dania wydawała mi się wówczas krajem spokojnym, otwartym, jednak w jakiś sposób smutnym i chłodnym.

Udało się Panu oswoić Kopenhagę?

Udało mi się dobrze poznać miasto. Będąc studentem miałem okazję chodzić na różne imprezy, wykłady oraz spotkania, więc była to dobra furtka na rozpoczęcie “oswajania” miasta i poznawania nowych miejsc. Dzięki temu, że grałem w wielu zespołach muzycznych, miałem okazję poznać całkiem sporo klubów i ludzi z różnych warstw społecznych - od murarzy i kierowców autobusów, po doktorantów z fizyki i producentów programów telewizyjnych. To mi dało dobre rozeznanie w tym, co miasto ma do zaoferowania mieszkańcom, jak ludzie się bawią, jak pracują i co robią. Po tylu latach, Kopenhaga stała się “moim” miejscem i mam wrażenie, że zdążyliśmy się już dobrze poznać.

Jak wyglądały studia w Danii? Czy może Pan wskazać – na podstawie doświadczeń własnych i relacji znajomych – podstawowe różnice pomiędzy studiami poza granicami w kraju i w Polsce?

Sam nigdy nie studiowałem w Polsce, także bezpośredniego porównania nie mam. Mogę natomiast powiedzieć, że umiejętności, których zdecydowanie brakowało mi na pierwszym roku studiów, to dobra praca w grupie, konstruktywna komunikacja oraz umiejętność dzielenia się i przyjmowania konstruktywnej krytyki. W Danii student ma bardzo dużo wolności. Nie mówię już o fakcie, że przynajmniej na mojej uczelni, można było w ogóle nie chodzić na wykłady i tylko zaliczać egzaminy (nie ma listy obecności jak w Polsce), ale chodzi o wolność wypowiedzi i rozwoju. Wdawanie się w dyskusję z profesorem nie jest niczym niezwykłym. Są egzaminy, gdzie uczeń sam musi wymyślić temat, na który będzie pisać, wiele egzaminów pisemnych można pisać w grupie (w tym pracę licencjacką i magisterską). Dlatego od początku miałem wrażenie, że żeby dobrze wykorzystać czas na uczelni, trzeba być osobą dojrzałą, która potrafi zarządzać czasem, która potrafi się uczyć samodzielnie i nie boi się zadawać pytań.
Inną rzeczą jest to, że na mojej uczelni było sporo studentów z całego świata, także samo życie na uczelni było międzynarodowe, a wykłady oczywiście po angielsku. Z relacji znajomych studiujących w Polsce mam wrażenie, że nie ma takiego samego zjawiska na polskich uczelniach.

Czy w Danii kiedykolwiek czuł się Pan wyobcowany?

Myślę, że ciężko jest nie czuć się wyobcowanym z daleka od rodziny, przyjaciół i możliwości używania własnego języka w szkole lub w pracy. Tak, czułem, i wciąż czasami czuję się w jakiś sposób wyobcowany.

Czy Pana zdaniem możemy mówić o kompleksie Polaka? Czy mamy podstawy, by czuć się gorsi?

Kompleks Polaka istnieje. Jeżeli ktoś ma wątpliwości co do tego, to proszę się zastanowić, jak często witamy się z Polakami, kiedy słyszymy język polski będąc za granicą. Myślę, że ten kompleks wcale nie wynika z tego, że czujemy się gorsi, a raczej z tego, że będąc za granicą w jakiś sposób chcemy pozostać incognito i bardzo krytycznie patrzymy na innych Polaków. Osobiście nie wstydzę się tego, że jestem z Polski, co przez jakiś czas było dla mnie kłopotem. Poczucie niższości chyba kiełkuje w nas od małego - przez nasze polskie narzekanie i malkontenctwo, ciężko poczuć się dumnym z naszego kraju i sami siejemy ziarno negatywnego myślenia we własnych głowach. Przynajmniej mam takie wrażenie. To poczucie niższości przy zderzeniu z rzeczywistością krajów zachodnich narasta i tworzy kompleks Polaka. Bo powodów do tego, żebyśmy mieli czuć się gorsi, nie ma. O tym właśnie piszę w książce i to chciałem pokazać prezentując historie młodego pokolenia Polaków.

Czy po zamieszkaniu w nowym miejscu przyjął Pan obyczaje i styl życia mieszkańców Danii czy raczej pieczołowicie kultywował polskie tradycje?

Raczej w ogóle przestałem pielęgnować jakiekolwiek tradycje. Nigdy nie byłem dobry w pielęgnowaniu tradycji, pamiętaniu o urodzinach, wiedzy o dawnych obyczajach… Także to się nie zmieniło.

Zdarzały się trudne momenty? Chwile, kiedy chciał Pan pakować się i wracać?

Najtrudniejsze było pierwsze pół roku. Wtedy czułem się bardzo samotny, nie miałem jeszcze przyjaciół w Kopenhadze, nie miałem zespołu muzycznego, miałem różne kompleksy i nie czułem się dobrze sam ze sobą. Dopiero pod koniec pierwszego roku na studiach, poczułem wiatr w żaglach. Czułem się pewniejszy siebie. Wiedziałem, że jeszcze wiele przede mną, ale to ja decyduję o mojej przyszłości i o tym czy moje życie będzie ciekawe i pełne przygód, czy też nie.

Co pomagało w pierwszych miesiącach w Danii?

Muzyka, książki, rozmowy z rodziną i przyjaciółmi. Pamiętam, że słuchałem wtedy namiętnie płyty “Pasjans na dwóch” Andrzeja Sikorowskiego i Grzegorza Turnaua, co było dla mnie takim intymnym połączeniem z Polską i powodem do wielu refleksji.

Czy widzi Pan dla siebie jakieś perspektywy, w przypadku powrotu do Polski? A może powrót – którego spodziewałam się czytając zakończenie – już miał miejsce?

Wyprowadziłem się z Danii na początku 2014 roku i zamieszkałem w Warszawie. Wziąłem półroczny urlop z pracy, ponieważ chciałem zobaczyć jak to jest być, mieszkać i pracować w Polsce, a przy okazji chciałem poświęcić się swoim pasjom. Nigdy jako dorosły człowiek nie miałem okazji zasmakować polskiej rzeczywistości i czułem, że będę żałować jeśli nie spróbuję. Pierwszych pięć miesięcy to był najlepszy okres mojego życia - kończyłem pisać książkę, pracowałem nad swoją firmą, podróżowałem, grałem muzykę… Miałem takie życie, o jakim marzyłem. Po pięciu miesiącach zwolniłem się z pracy w Kopenhadze, ponieważ miałem wrażenie, że nie dowiem się jak to jest mieszkać w Polsce, jeżeli nie pójdę do pracy. Pracowałem przez cztery miesiące jako Project Manager w jednej z warszawskich firm, co pozwoliło mi na wyrobienie własnego zdania na temat tego jak się czuję w Polsce i w Warszawie. Jestem nauczony innej kultury pracy i tęskniłem za spokojem jaki oferowała Kopenhaga, także znalazłem nową pracę w Danii. W styczniu tego roku wróciłem do Kopenhagi. Czyli tak, powrót miał już miejsce, jednak widzę wiele perspektyw w Polsce i być może będę częstym gościem w kraju, jeżeli uda mi się zrealizować kilka nowych pomysłów…

Czy uważa się Pan za osobę sukcesu?

Niestety, mam dość wygórowane ambicje i wciąż uczę się cieszyć ze swoich osiągnięć. Nie uważam siebie za człowieka sukcesu. Jeszcze dużo pracy przede mną i może pewnego dnia poczuję, że odniosłem jakiś sukces. Teraz cieszę się z małych rzeczy i z tego, że mam kontrolę nad rozwojem własnej kariery i zainteresowań. Cieszę się, że mogę realizować swoje plany i rozwijać zainteresowania. Jednak do poczucia sukcesu jeszcze daleko.

Spełniony zawodowo mężczyzna pisze książkę o polskiej emigracji – skąd ten pomysł? Czy to swego rodzaju próba przedstawienia „prawdziwej twarzy” emigranta? Obalenia stereotypu słabo znającego język Polaka, który nadaje się wyłącznie do pracy fizycznej?

Spełniony zawodowo… Dużo powiedziane. Wciąż szukam swojego miejsca w świecie zawodowym i chyba właśnie te poszukiwania zmusiły mnie do refleksji nad życiem na emigracji. Przez pierwszych pięć lat czułem się gorszy z racji tego, że jestem z Polski, chociaż w żaden sposób nie jestem gorszy od Duńczyków. Zacząłem się zastanawiać, czy inni Polacy, którzy również zintegrowali się w innych krajach i realizują swoje marzenia, czują na sobie “piętno Polaka na zmywaku”. Dziwnie to brzmi, ale po prostu chciałem pokazać, że Polak to nie tylko robotnik, ale też artysta, naukowiec, menadżer. Miałem poczucie, że zarówno w kraju, jak i za granicą, panuje przeświadczenie o tym, że wyjeżdża się za granicę do pracy fizycznej, żeby sobie dorobić. A przecież jest cała masa ludzi, którzy wyjechali na studia lub do pracy intelektualnej i potrafili zbudować swoje życie za granicą na nowo. O tych ludziach się nie mówi, a myślę, że to właśnie ich historie powinny być inspiracją dla tych, którzy myślą wyjeździe lub o studiach za granicą, albo też chcą realizować swoje marzenia i ambicje w Polsce. Chciałem pokazać, że nie jesteśmy gorsi, że są wśród nas fantastyczni ludzie, którzy nie boją się wyjechać za granicę by realizować swoje marzenia. Część bohaterów książki wróciła do Polski na stałe, by wykorzystać swoją wiedzę i doświadczenia pracując w Polsce. Chciałem uwiecznić to zjawisko, to pokolenie ludzi bez granic, którzy zmieniają wizerunek Polski za granicą i którzy, mam nadzieję, będą zmieniać Polskę na lepsze.

Pana rozmówcy wydają się być ludźmi, których emigracja niezwykle wzbogaciła, wyposażyła w zestaw wielu umiejętności, stała się przepustką do dalszej kariery. Nie czuł Pan potrzeby przytoczenia wypowiedzi tych, którym się nie udało?

Co to znaczy “nie udało”? Każdy kto spróbował i miał odwagę wyjechać z kraju z jakiegokolwiek powodu nie może mówić, że się “nie udało”. To jest ironiczne, bo nawet kwestie wyjazdu za granicę rozpatrujemy w kategoriach sukcesu i porażki. A przecież tak nie jest. Czy sukces oznacza zmianę obywatelstwa z polskiego na duńskie, angielskie lub francuskie? Czy może ilość lat spędzonych za granicą? Są osoby, które po wyjeździe z Polski chcą wracać i to nie jest powód, żeby mówić, że coś im się “nie udało”. Jest bardzo fajny przykład w książce, gdzie jeden z bohaterów opowiada o swoim przyjacielu, który również mieszkał w Danii, jednak od razu po studiach chciał wracać. To, że wrócił, nie jest przecież porażką, to powód do radości, zwłaszcza, że ten człowiek ma teraz własną, bardzo dobrze prosperującą firmę.
Nie chciałem jednak, żeby w książce były opinie tych, którzy pomieszkali za granicą pół roku lub rok i wrócili do kraju. Unikałem osób, które pomieszkiwały za granicą, bo wyjechały na wymianę studencką. Wymiana na uczelni jest dość odległa od doświadczeń bohaterów książki. Kto nie wierzy, niech przeczyta.

Jak książkę przyjęło Pana środowisko w Danii? A w Polsce?

Zanim książka wyszła w druku, opublikowałem ją za darmo jako e-book, którego pobrało około 1500 osób. W ciągu ostatniego roku dostałem sporo wiadomości od ludzi, którzy przeczytali książkę i identyfikowali się z bohaterami i problemami, które są w niej opisane. Dwa fragmenty listów można przeczytać na tylnej okładce książki. Także odbiór wśród Polaków na emigracji był głównie pozytywny. Książka w wersji drukowanej została opublikowana tylko w Polsce i nie wiem czy nie jest jeszcze za wcześnie, by oceniać jej odbiór. Widziałem w internecie kilka pozytywnych recenzji, miałem okazję porozmawiać o książce na antenie radia RDC, teraz mam przyjemność rozmawiać z Tobą, także póki co, spotkałem się z pozytywnym odbiorem. Biorąc pod uwagę, że to moja pierwsza książka, a nakład na promocję i marketing jest bardzo mały, uważam, że spotkałem się z dużym zainteresowaniem.

Czy możemy spodziewać się kolejnej książki, na przykład poświęconej Danii?

Wydaje mi się, że ten temat został już wyczerpany w “Pokoleniu bez granic”. Mam pomysły na następną książkę, jednak nie wiem, czy będzie ona dotyczyć życia na emigracji, czy też czegoś zupełnie innego. Na razie jestem ciekaw jak “Pokolenie bez granic” będzie odebrane przez czytelników i czy będzie to książka, po którą sięgnie wielu Polaków.

Bardzo dziękuję za rozmowę.


wtorek, 21 lipca 2015

Paweł Jackowski "Pokolenie bez granic"

Autor: Paweł Jackowski
Wydawnictwo: rozpisani.pl

Ze sporządzonego przez Work Service raportu wynika, że do końca 2015 roku, z Polski wyjedzie 1,275 mil obywateli. Da to rekordowy wynik 3 milionów emigrantów, którzy poza granicami kraju szukają sposobu na poprawienie jakości swojego życia, na rozwój, a niekiedy na przetrwanie. Jak wygląda takie życie na emigracji? Czy rzeczywiście Polacy wybierając życie poza Ojczyzną z dyplomem magistra w kieszeni, ograniczają się wyłącznie do pracy na zmywaku czy pielęgnacji starszych osób? Jakie stereotypy dotyczące Polaków funkcjonują za granicami i czy są one prawdziwe?

Na te wszystkie pytania pozwoli odpowiedzieć książka Pawła Jackowskiego „Pokolenie bez granic. Nieznane historie młodej polskiej emigracji”. Opublikowana nakładem wydawnictwa rozpisani.pl pozycja, to właściwie dokument stanowiący odzwierciedlenie nie tylko losów kilku bohaterów, ale tak naprawdę portret polskiej emigracji, daleki od obrazu „Polaczka pracującego na zmywaku”.

Autor, będący reprezentantem młodego i wykształconego pokolenia emigrantów, ma na koncie ponad sześć lat spędzonych w Danii. Skończył tam studia licencjackie i magisterskie na prestiżowym Copenhagen Business School, pracuje w sektorze finansowym, prowadząc jednocześnie własna firmę, a w wolnych chwilach oddając się muzyce. Doświadczenia nabyte poza granicami kraju, zarówno przez niego, jak i przez jego znajomych, skłoniły go do napisania książki, będącej właściwie zbiorem wywiadów dotyczących życia na emigracji, perspektyw rozwoju oraz dalszych planów rozmówców.

Jak sam autor deklaruje: „Celem tej krótkiej książki nie jest rozstrzyganie wad i zalet emigracji. Nie dowiesz się z niej, ilu Polaków wyjechało za granicę w ostatnich latach ani jaki jest wpływ masowej emigracji n rozwój gospodarczy Polski (…). Książka jest pomyślana jako opowieść o tych, którzy wyjechali z kraju, którzy postanowili spróbować życia poza granicami Polski”. Mamy zatem Konrada, który niedawno przeprowadził się do Paolo Alto w Dolinie Krzemowej. Jako student Politechniki Warszawskiej na Wydziale Mechatroniki, jednocześnie rozpoczął studia w Monachium, gdzie po raz pierwszy udało mu się połączyć teorię zdobytą w kraju z praktyką. On też zwraca uwagę na odmienny system nauczania i nastawienie zagranicznej uczelni na zdobywanie doświadczeń i bezpośrednie działanie, zamiast przyswajania pustej teorii.

Autor rozmawia również z Bartkiem, którego studia na Danmarks Tekniske Universitet były tak naprawdę dziełem przypadku. Po ośmiu latach spędzonych w Danii, gdzie pracował dla IBM, przeniósł się do tej samej firmy do Zurychu w Szwajcarii. Obecnie pracuje jako konsultant w firmie zajmującej się badaniami rynku i studiuje na studiach MBA na University of St.Gallen. Jest też Iwo, doktorant na Uniwersytecie w Cambridge w Wielkiej Brytanii oraz Natalia, mieszkająca od siedmiu lat w Berlinie, studentka najlepszego w kraju uniwersytetu Humboldta, pracująca w jednym z koncernów biofarmaceutycznych. Jackowski rozmawia również z Paulą ze Sztokholmu, która w Szwecji jest od pięciu lat, a obecnie pracuje w organizacji non-profit zajmującej się lobbowaniem na rzecz osób niepełnosprawnych i niewidomych, a także z Łukaszem, który ze studiów AGH w Krakowie, dzięki programowi Erasmus przeniósł się do Grenoble we Francji i przekonał, jakie możliwości rozwoju daje zagranica. Jest również Beata, studentka University of Greenwich, która po kierunku medioznawstwo, kulturoznawstwo i komunikacja społeczna rozpoczęła studia MBA na St.Mary`s University w Londynie.

Wszyscy ci bohaterowie są poza granicami kraju od kilku lat i choć różnie układały się ich drogi, choć różne mają zapatrywania co do przyszłości, to większość z nich planuje powrót do kraju tylko w celach turystycznych. Zagraniczne pobyty nauczyły ich samodzielności, a choć stanowiły ciężką lekcje życia, to dzięki temu są oni przekonani, że sobie poradzą w każdych warunkach. W swoich wypowiedziach przedstawiają drogi, które zaprowadziły ich na zagraniczne uczelnie, mówią o swoich ścieżkach kariery, o tym, co ich zaskoczyło, rozczarowało, a także o możliwościach, jakie oferują konkretne kraje. Piszą również o negatywnym aspekcie bycia Polakiem, u stereotypach, zrównujących Polaka ze złodziejem samochodów czy robotnikiem, o żartach, których musieli słychać na temat przedstawicieli swojego narodu, o nierównym traktowaniu. Okazuje się, że wcale nie trzeba mieć zamożnych rodziców by studiować na zagranicznej uczelni – wystarczy tylko nieco poszukiwań, skorzystanie z odpowiednich programów, a także spora doza determinacji, by rozpocząć największą przygodę swojego życia.

„Pokolenie bez granic” jest lekturą niezwykle wciągającą, zmuszającą do refleksji, a być może również do modyfikacji własnych planów. Autor nie ocenia, nie wywiera presji na rozmówcach, ogranicza swoją rolę wyłącznie do zadawania pytań, wyciąganie wniosków zostawiając czytelnikowi. Po książkę powinni sięgnąć ci, którzy planują rozpoczęcie poza granicami kraju studiów, kariery zawodowej oraz ci malkontenci, którzy są przekonani, że wszędzie jest lepiej  niż w Polsce. Inaczej, ale czy lepiej – na to pytanie będą być może mogli sobie odpowiedzieć po przeczytaniu wywiadów Pawła Jackowskiego, a także jego własnej historii. Osobiście mam nadzieję, że autor pokusi się o kolejną publikację – z chęcią przeczytałbym książkę obrazującą jego życie w Danii, zawierającą informacje niezbędne każdemu, kto pragnie tam studiować, kto z krajem pragnie związać swoją przyszłość.