wtorek, 17 sierpnia 2021

Mirosława Kareta "Najkrótsza noc"

Tytuł: Najkrótsza noc
Autor: Mirosława Kareta
Wydawnictwo: Mando



Noc świętojańska po dziś dzień kojarzy się z kulturą Słowian, z pogańskimi obrządkami oraz z magią. Po dziś dzień jest też obchodzona, a wiele jest miejsc, w których płoną ogniska, zwane sobótkami. Choć teraz ich rozpalanie ma wymiar bardziej symboliczny, a raczej jest pretekstem, do dobrej zabawy. Jednak, mimo tego, iż próbuje się nadać temu świętu nieco komercyjny charakter, to wciąż ponad wszystkim unosi się odrobina magicznej atmosfery. W przeszłości wierzono bowiem, że ogień posiada właściwości oczyszczające, szczególnie jeśli trafiła w jego płomienie bylica. Roślina ta dodatkowo miała krzyżować i udaremniać wszelkie plany i nikczemne praktyki czarowników.

Do dziś na świecie, również w Polsce, istnieją takie miejsca, gdzie ta pradawna magia wciąż jest żywa. Co więcej, można spotkać nawet ludzi, którzy jeszcze zetknęli się z nią bezpośrednio, albo przynajmniej jej ślady odnaleźli w opowieściach rodziców czy dziadków. Takim miejscem jest na przykład Góra Ślęża, zwana nawet Sobótką, ale również Pogórze Ciężkowickie, czy … Kaszuby, To właśnie tam osadzone są wydarzenia opisane w powieści pt. „Najkrótsza noc”. Opublikowana nakładem Wydawnictwa Mando książka leży na pograniczu kryminału i … trudnego do określenia gatunku, oscylującego pomiędzy horrorem, powieścią obyczajową czy opracowaniem dotyczącym dawnych wierzeń. Mirosława Kareta zabiera nas na spływ kajakowy, który pełnić ma swego rodzaju funkcję Katharsis, choć każdy z uczestników tego spływu znalazł się tu z innego powodu. Książka jest aż ciężka od zagadek, niedomówień, tajemnic i magii, dlatego też przyjemność płynąca z lektury znajdą przede wszystkim osoby gustujące w mrocznych klimatach.

Autorka przedstawia nam dwie młode dziewczyny, Adę i Irminę, które zachowują się niczym w trakcie ucieczki z domu i robią wszystko, by zachować anonimowość, chłopaka zwanego Małgośką oraz Andrzeja – znajomych, którzy na spływ wybrali się wraz z ojcem Janem Kalitą pod sztandarem dominikańskiego duszpasterstwa akademickiego, a także grupę znajomych, teoretycznie statecznych już ludzi, którzy spływ traktują jako odskocznie od codziennego, wypełnionego obowiązkami życia. Jest jeszcze mężczyzna na motorze, są bagna, kurhany i … morderstwo, choć zbrodnię można nazwać dziwną. Nie bez znaczenia jest fakt, iż do zdarzenia doszło w noc sobótkową, nieopodal dzikiego kempingu w środku lasu, zaś okoliczności były tak tajemnicze, że nawet świadkowie nie potrafią wytłumaczyć, co tak naprawdę się stało.

Również czytelnik nie jest w te wydarzenia wtajemniczony, ważniejsze bowiem – przynajmniej mogłoby się tak wydawać – są bohaterowie powieści. Każdy z nich zabrał na spływ swój bagaż i nie chodzi tu o rzeczy materialne. Każdy bowiem dźwiga własne tajemnice i zmaga się ze swoimi demonami. Sylwetki bohaterów wplecione są w leśne poszycie, a dzięki niezwykle plastycznym opisom mamy wrażenie, że i my odwiedzamy Las Mirachowski, że rozbijamy namiot w pobliżu Jeziora Kamienieckiego czy też … doświadczamy rzeczy niezwykle zagadkowych.

Mimo iż nie jest to książka, do której się powraca, to z pewnością jest to powieść, w której warto się zanurzyć, oddać się jej bez reszty, poświęcić nas na smakowanie słów czy chłoniecie niezwykłej atmosfery. Pod warunkiem oczywiście, że siedzimy bezpiecznie w fotelu, inaczej niepostrzeżenie może ogarnąć nas czerń, prowadząca na manowce, a właściwie mokradła.

1 komentarz: