sobota, 6 kwietnia 2024

„Mali Bohaterowie” Barbara Gawryluk - STRESZCZENIE SZCZEGÓŁOWE LEKTURY

Iza i Nikola

Iza i Nikola mieszkają wraz z tatą, który już od kilku lat wychowuje je sam. Mama przed laty wyjechała w świat. Czasami pisała, czasami telefonowała, ale z czasem coraz bardziej oddalała się od rodziny. Tata przejął wszystkie obowiązki, a kiedy dziewczynki były młodsze odwoził je nawet bryczką z koniem Kajtkiem do szkoły. Teraz dojeżdżały do Klonowa gimbusem, a tata miał więcej czasu na pracę.

Rodzinny dom dziewczynek był w Makowie, pośród pagórków i lasów, z daleka od głównych tras i miejskiego ruchu. Stał jako ostatni w wiosce, za białym płotem i był niewielkich rozmiarów. Dziewczynki najczęściej spędzały czas z tatą, koniem Kajtkiem i Piotrkiem, kolegą z wioski. Do innych dzieci było daleko, a z koleżankami spotykały się przede wszystkim w szkole.

Pewnego dnia, kiedy dziewczynki wysiadały z gimbusu przed szkołą, Iza zaczęła poganiać Nikolę. Okazało się, że ta ma dziś kurs ratownictwa i Iza przekonuje siostrę, jakie to fajne. Ona sama miała już podobne zajęcia w ubiegłym miesiącu. Nikola równo z dzwonkiem wpadła do klasy, gdzie pani już rozkładała sprzęt. Akcja nazywała się „Ratujemy i uczymy ratować”, a pani opowiadała jak zachować się w różnych trudnych sytuacjach. Przyniosła ze sobą dwa fantomy, czyli manekiny, na których dzieci miały uczyć się wykonywania masażu serca i tego, co należy zrobić, żeby pomóc osobie, która zasłabła albo miała wypadek.

Nie wiadomo kiedy minął czas lekcji. Nikt jednak nie miał ochoty wychodzić na przerwę, wszyscy zadawali pytania, a Nikola chciała znać najwięcej szczegółów i razem z kolegami ćwiczyła na manekinie. Sama nawet dyrygowała, instruując że skoro nie oddycha, trzeba zrobić masaż, a kiedy już oddycha położyć w pozycji bocznej i zadzwonić na pogotowie wybierając numer 112. Pani przyglądając się dzieciom stwierdziła, że z Nikol będzie świetna ratowniczka, jednak ta stwierdziła, że chciałaby zostać aktorką.

Po wakacjach Nikola miała zacząć naukę w gimnazjum. Iza wiedziała, że będzie tęskniła za siostrą zwłaszcza że ich szkoły mieściły się na dwóch krańcach miasta. Ostatni weekend wakacji był słoneczny i ciepły. Dziewczynki spędziły cały piątek na zabawie z Piotrkiem i jego kolegą Darkiem bujając się na podwórku na huśtawce z liny. Dziewczynki jeździły też na zmianę na oklep na Kajtku, namawiały ponadto tatę, by wybrali się na przejażdżkę bryczką, ten jednak stwierdził, że dla Kajtka jest za gorąco, a poza tym musi dokończyć swoja rzeźbę. Zwykle dziewczynki lubiły przyglądać się pracy taty, ale tym razem chciały wyjść z domu. Poprosiły zatem tatę, by mogły pojechać na rowerach do sklepiku po lody. Tata śmiał się, że to ostatnie dni wolności. Przypominał dziewczynom, żeby uważały na drodze i poprosił, by kupiły jeszcze chleb i cukier.

Nikola wzięła od taty pieniądze i ruszyli w drogę. W sklepiku nie było klientów, a dzieci wydobyły z zamrażalki 4 czekoladowe rożki, dziewczynki zrobiły też zakupy dla taty. Prowadząc rowery i liżąc lody, ruszyli w drogę powrotną. Piotrek narzekał, że lody są takie małe, jego bowiem najszybciej się skończyły. Zaproponował, by wrócili jeszcze po drugą porcję, ale dziewczynki zaprotestowały, nie miały już bowiem pieniędzy.

W pewnym momencie dzieci wyprzedził nieznajomy mężczyzna na skuterze. Jechał o wiele za szybko, jak na taką wąską dróżkę. Dzieci wiedziały, że za chwilę będzie ostry zakręt, a Piotrek stwierdził, że kierowca się nie wyrobi, po czym wskoczyła na rower i ruszył, zaś Nikola, Iza i Darek za nim. Kiedy dotarli do zakrętu zobaczyli, że mężczyzna podnosi skuter i próbuje na niego wsiąść. Nikola, mimo że trochę bała się nieznajomego zarządziła, żeby poszli mu pomóc. Odstawili rowery i podeszli do mężczyzny, który nie mógł sobie poradzić z zapaleniem skutera. Nikola zapytała go, czy potrzebuje pomocy, ale mężczyzna odmówił. Po czym wsiadł na skuter i odjechał.

Dzieci ruszyły w stronę domu. Przejechały kilkaset metrów, kiedy zobaczyły na poboczu wywrócony skuter, Szybko podjechali i zeskoczyli z rowerów, a Nikola stwierdziła, że mężczyznę przygniótł pojazd. Dzieci z trudem podniosły skuter i odciągnęły go na bok. Okazało się, że mężczyzna leżący pod maszyną był tym spotkanym już wcześniej. Mężczyzna nie reagował na pytania Nikoli, a kiedy dzieci go odwróciły okazało się, że również nie oddychał, a z ust leciała mu krew. Nikola potrząsnęła mężczyzną, potem zaczęła mu robić masaż serca. Kilka razy nacisnęła klatkę piersiową, nagle usłyszała, że zakaszlał. Po chwili poczuła, jak oddycha. Dziewczynka poprosiła siostrę, by ta pomogła jej ułożyć mężczyznę w pozycji bocznej ustalonej, a następnie wybrała numer 112. Powiedziała o wypadku, podała miejsce zdarzenia i przedstawiła się, podając swój wiek. Dyspozytor z pogotowia uspokoił dziewczynkę, że zaraz przyjadą i poinstruował, by dopilnowali pozycji bocznej. Nikola i Iza na zmianę czuwały przy mężczyźnie, a Piotrek i Darek popędzili na rowerach do krzyżówki. Po 10 minutach dzieci usłyszały sygnał karetki, a z odległych domów zaczęli wychodzić ludzie, by zobaczyć co się stało. Lekarz opatrzył rannego i ratownicy przenieśli go na nosze. Następnie lekarz podszedł do Nikoli pytając, czy to ona dzwoniła po pogotowie i ratowała mężczyznę. Dziewczynka przyznała, że ratowali go w czwórkę. Lekarz przyznał, że zrobili to lepiej, niż niejeden dorosły.

Od strony wioski dobiegał już tata dziewczynek. Lekarz pogratulował ojcu mówiąc, że jego córki to świetne dziewczyny i uratowały kierowcy życie. Tata pokręcił głową mówiąc, że wiedział, że są sprytne, ale nie wiedział, że do tego stopnia. Po czym stwierdził, że dziewczynkom należy się jakaś nagroda. Siostry zgodnie stwierdziły, że chcą przejażdżkę bryczką z Kajtkiem na lody.

Przemek

Przemek ma czterech braci i siostrę. Właśnie trwają przygotowania do ślubu Leszka, najstarszego brata chłopca. Mama z niedowierzaniem kręciła głową zastanawiając się, czy za każdym razem będzie tak to przeżywać. Przemek chciał pomóc rodzicom, ale tym razem mama miała nad wszystkim kontrolę. Niedawno chorowała i kilka tygodni spędziła w łóżku, a wówczas Przemek biegał do sklepu, sprzątał i pomagał starszemu rodzeństwu w kuchni. Dziś jednak lepiej było wszystkim zejść z drogi, zatem chłopiec wyszedł na dwór. Na placu zabaw bawiły się jednak tylko maluchy. Chłopiec korzystając z ładnej pogody i wsiadł na rower i pojechał do kolegów. W małym Ciepielowie, gdzie mieszka, niewiele się dzieje, zaś w taki upał nikt nie miał ochoty na rowerowe wyścigi czy grę w piłkę. Najczęściej zatem jeździli nad rzekę, ale tym razem Ernest zaproponował, by wybrać się do pobliskiego Raduchowa, gdzie na terenie żwirowni znajduje się niestrzeżone kąpielisko. Przemek zastanawiał się, bowiem wiedział, że powinien powiedzieć o tym mamie, ale ostatecznie ruszył z kolegami. W czwórkę ruszyli polnymi drogami na skróty. Kiedy dojechali nad żwirowisko, było tam już sporo ludzi, nawet całe rodziny z dziećmi, kilka osób pluskało się w wodzie. Przed wejściem do wody Ernest przypomniał, by nie oddalać się zbytnio od brzegu, bowiem dno jest bardzo nierówne i można wpaść w kłopoty nawet dobrze pływając. Przemek przypomniał sobie, jak przed tym miejscem ostrzegali go strażacy z Ciepielowa. Często bowiem zaglądał do remizy, obserwował ćwiczenia strażaków, zaś ostatnio zapisał się nawet do młodzieżowej drużyny i wystartował w zawodach.

Chłopcy chłodzili się w wodzie, a później zjeżdżali ze żwirowej górki, po czym znów wskakiwali do wody, żeby się opłukać. Niedaleko nich pływało kilka starszych chłopaków. Nagle w trakcie kąpieli Przemek dostrzegł tonącego chłopaka. Ten rozpaczliwie błagał o pomoc, próbując utrzymać się na powierzchni wody. Przemkowi udaje się złapać chłopca i przyciągnąć go do siebie, choć nie było to łatwe, bo chłopiec był większy i cięższy. Następnie Przemek chwycił go pod ramiona i zaczął holować do brzegu. Zaczął tez wołać kolegów, Ernesta i Krzyśka, by mu pomogli.

Ale dopiero, kiedy był prawie przy brzegu, chłopcy zorientowali się, co się dzieje. To był ostatni moment, bowiem Przemek już tracił siły. Wspólnie położyli chłopaka na piasku, a następnie Przemek wezwał na pomoc straż pożarną, której numer (998) znał doskonale. Z pomocą kolegów instruuje ratowników, jak dotrzeć na miejsce zdarzenia, na wyrobisko w Raduchowie. Po kilku minutach nad jeziorko przyjeżdża karetka pogotowia i policja. Bardzo zmęczony Przemek zadzwonił także do mamy, by pochwalić się tym, czego właśnie dokonał. Mama jednak słysząc w tle sygnały pogotowia i policji zdenerwowała się bardzo. Przemek jednak zapewnił ją, że nic mu nie jest, i niedługo będzie w domu.

Karolinka

Siedmioletnia Karolinka wraz z koleżankami, Gabrysią i Patrycją codziennie dojeżdża gimbusem do szkoły w Międzychodzie. Same mieszkają w malutkim Kolnie, a ich domy są położone blisko siebie. Teraz dziewczynki pracują nad swoim projektem które następnego dnia mają oddać do szkoły. Pani w szkole stwierdza, że niedługo będzie w klasie całkiem pusto, jak tak wszyscy będą chorować zimą, a tymczasem zrobią wystawę projektów dzieci. Wszyscy razem z panią wieszają rysunki swoich miast, miasteczek i wiosek, a najbardziej kolorowa jest praca Karolinki, Patrycji i Gabrysi. Ta ostatnia, kaszląc stwierdza, że Karolina będzie kiedyś projektować domy, a ona sama ubrania. Pani stwierdza, że Gabrysia rozchorowała się na dobre i musi zadzwonić do jej mamy. Jednak na drugi dzień również Karolinka trafiła do lekarza i została w domu pod opieką mamy. Rozbolało ją gardło i męczył kaszel, zatem mama pościeliła jej na kanapie w dużym pokoju i dała jej książeczkę, a później obiecała bajki. W domu było bardzo cicho. Tata, kierowca ciężarówki, pojechał w trasę i miał wrócić dopiero następnego dnia. Dziadek i wujek też byli w pracy. Mama gotowała obiad, a jej braciszek Bartek bawił się klockami na dywanie. Potem dziewczynka zaczęła z bratem oglądać bajkę, kiedy nagle do pokoju weszła blada jak ściana mama, skarżąc się na ból w klatce piersiowej. Poprosiła córkę o wezwanie pomocy, po czym straciła przytomność. Dziewczynka wybiera numer 112, dzięki czemu szybko uzyskuje połączenie z Centrum Powiadamiania Ratunkowego. Sprawnie przekazuje niezbędne informacje, następnie wyprowadza brata do sąsiedniego pokoju, bo nie chce by się przestraszył i płakał. Karolinka uspokaja dziecko, pozwalając mu zająć się komputerem i popisać na klawiaturze. Po kilku minutach dociera pomoc – straż pożarna i karetka pogotowia. Do domu wchodzi lekarz i ratowniczka, po czym zajmują się leżąca na kanapie mamą, która po chwili otwiera oczy. Jest przestraszona widząc strażaków i ratowników. Uśmiechnięci mężczyźni uspokajają jednak mamę, że pomoc przyszła w samą porę, a Karolinka świetnie się spisała. Karolinka i Bartuś mocno przytulają się do mamy.

Duży Damian

Jest mroźna zima, temperatury spadają ostatnio w Niestępowie do -20 stopni. Rodzice dwunastoletniego Damiana dogrzewają dom dodatkowym piecem stojącym w kuchni, a ciepło przyjemnie rozchodzi się po wszystkich pokojach. Damian i jego młodszy brat Krystian chętnie przesiadują wraz z rodzicami w sypialni połączonej z kuchnią, a wieczorem zamykają się w swoim pokoju. Krystian szybko zasypiał, a wtedy Damian miał czas tylko dla siebie. Najczęściej spędzał wieczory przed komputerem.

Tak było właśnie tego feralnego dnia. Mama zajrzała jeszcze do niego z kawałkiem szarlotki, którą Damian zapomniał zjeść. Ten dostał link od kolegi Roberta i chce go przetestować. Prowadzi on do strony meteo, gdzie można sprawdzać pogodę. Chłopiec rozmawia przez chwilę z mamą o prognozie pogody, wyznaje też, że chciałby być informatykiem i iść do gimnazjum do Żukowa, a tam zapisać się do kółka informatycznego. Śledzenie prognoz pogody tak angażuje Damian, że zapomina o upomnieniu mamy, by nie siedzieć długo przed monitorem.

Było już bardzo późno, kiedy chłopiec usłyszał dziwny dźwięk dobiegający z pokoju rodziców – jakby coś ciężkiego spadło na podłogę. Próbuje do niego wejść, ma jednak problem z otworzeniem drzwi, które coś blokuje. W końcu z trudem przeciska się do środka i odnajduje w pokoju nieprzytomną mamę. Próbuje ją ocucić, ale mama nie reaguje. Na krzyk nie reaguje również nieprzytomny ojciec. Do Damiana dociera, że coś złego dzieje się z rodzicami i trzeba wezwać pomoc. Chłopiec dzwoni pod numer 112. Przekazuje niezbędne informacje, i wykonuje instrukcje operatora – zapala światło we wszystkich pomieszczeniach, co ma ułatwić ratownikom szybkie odnalezienie domu. Ze względu na trudne warunki na drodze pomoc dociera dopiero po 15 minutach. Ratownicy od razu po wejściu otwierają wszystkie okna, podejrzewają bowiem zatrucie czadem. Decydują o zabraniu wszystkich członków rodziny do szpitala. Wyjaśniają Damianowi, że czad to cichy zabójca, bowiem nie ma zapachu.

Kuba

Przedpołudnie Kuba i jego brat Pawełek spędzają w domu pod opieką babci Ani. Tata jak zwykle w sobotę gra z kolegami w piłkę, mama musiała wyjść do nowej pracy. Całe szczęście, że kochana babcia Ania zawsze jest gotowa dojechać na drugi koniec miasta i zająć się wnukami. Na obiad ma być rosół z kluskami, a także rolada i szarlotka, którą babcia upiekła dzień wcześniej. Gdy kobieta kończy przygotowania do obiadu, proponuje wnukom wspólną zabawę. Pawełek chce grać, a Kuba oglądać telewizję, ale ostatecznie babcia decyduje, że najpierw zagrają w loteryjkę, a następnie włączą telewizor i obejrzą bajkę.

Niedługo mają wrócić rodzice. Bracia mieszkają w typowym śląskim domu z czerwonymi okiennicami w centrum Zabrza. Na osiedlu jest kilka takich budynków. Drzwi do mieszkania pozostają niezamknięte, ponieważ babcia nie mogła znaleźć klucza.

Nagle z przedpokoju dobiega cichy stuk, ale babcia i chłopcy zajęci grą, nie zwracają na to uwagi. Wtem w drzwiach do pokoju staje obcy mężczyzna. Nie reaguje na pytania zaniepokojonej kobiety, przygląda się tylko babci i chłopcom. Babcia jest coraz bardziej zdenerwowana, dopytując się, jak mężczyzna wszedł i kogo szuka. Od mężczyzny czuć nieprzyjemny zapach. Kuba szepcze do babci, że intruz jest pijany. Babcia już prawie krzycząc nakazuje mu opuścić mieszkanie, ale mężczyzna nie reaguje. Nagle Kuba stwierdza, że mężczyzna musiał grzebać ich rzeczach w przedpokoju, bo ma czapkę Pawełka. Babcia chwyta mężczyznę za rękaw kurtki i przyciska do ściany nazywając złodziejem. Jednocześnie nakazuje Kubusiowi zabrać brata do sąsiedniego pokoju i wezwać pomoc. Kuba widzi telefon komórkowy leżący na stoliku i wybiera numer 112. Od dawna wie, że pod taki numer trzeba dzwonić po ratunek. Chłopiec podaje sprawnie wszystkie niezbędne informacje. Czterech policjantów zjawia się po kilku minutach i wpada do mieszkania. Aresztują włamywacza i odjeżdżają z nim radiowozem. W domu zostaje jeszcze jeden policjant, który chce dokładnie wiedzieć, co się stało. Babcia przyznaje, że nie zamknęła mieszkania, dlatego włamywacz tak łatwo dostał się do środka. Do domu wracają poinformowani o zajściu roztrzęsieni rodzice chłopców. Do Kuby dopiero teraz dociera, jak mogło być groźnie.

Mały Damian

To były ostatnie dni przed końcem roku szkolnego. Damian dużo czasu spędzał na boisku w Międzyrzeczu, grając z kolegami w piłkę nożna lub siatkówkę. Chłopiec jest bliski decyzji o przejściu do klasy sportowej. Któregoś dnia mama Damiana zgadza się, aby chłopiec położył się spać później niż zwykle. Młody sportowiec pragnie bowiem obejrzeć mecz Hiszpania – Niemcy, a następnego dnia idzie do szkoły dopiero na trzecią lekcję.

Do przerwy prowadziła Hiszpania dwa do zera, a Damian skakał z radości przy każdej bramce. W domu wszyscy już spali. Damianowi zachciało się pić, więc poszedł do kuchni. Kiedy nalewał wody z kranu, usłyszał dziwne odgłosy z przedpokoju. Zobaczył dym i języki ognia pełzające po drzwiach wejściowych. Ogień był coraz większy. Damian wrócił do kuchni i wziął wielki garnek, po czym nalał do niego wody i pobiegł do przedpokoju. Chlusnął wodą na płonące drzwi i ogień prawie zniknął. W tym momencie obudziła się Paulinka, siostra Damiana. Chłopiec nakazał jej budzić mamę, jednak to okazuje się niemożliwe. Sam dzwoni po straż pożarną i próbuje zgasić ogień. Pomoc przybywa po kilku minutach. Strażacy opanowują płomienie, a w mieszkaniu znajdują przestraszone, kaszlące dzieci przytulone do mamy, która na szczęście się ocknęła. Strażacy pytają Damiana czy to on do nich dzwonił i próbował ugasić ogień, po czym nie szczędzą mu pochwał. Nakładają Damianowi i Paulince prawdziwe, białe strażackie kaski stwierdzając, że prawdziwi z nich strażacy, po czym sprowadzają ich do stojącej przed domem karetki pogotowia. Nikomu nic się nie stało, jednak lekarz decyduje o konieczności zabrania rodziny do szpitala na obserwację. Chłopiec tłumaczy, że następnego dnia ma ważny mecz, ale lekarka mówi, że koledzy mu na pewno wybaczą, kiedy dowiedzą się, jakiego mają w drużynie bohatera.

Marta, Ada i Sandra

Jesienią, w parku w centrum Gdańska trwa festyn zdrowia zorganizowany przez Centrum Medyczne. Marta prosi mamę, by poszły do parku obiecując, że potem odrobi lekcje. Mama zgadza się zastrzegając, że idą tylko na godzinkę. W parku dziewczynka spotyka Adę i Sandrę, siostry mieszkające piętro niżej, jej dobre koleżanki. Dziewczynki z ciekawością obserwują pokaz udzielania pierwszej pomocy, chętnie uczestniczą w ćwiczeniach. Lekarka uczestnicząca w pokazie wręcza im dyplomy stwierdzając, że są dzielne i dorośli powinni brać z nich przykład. Marta, która chce zostać policjantką stwierdza, że musi znać zasady udzielania pierwszej pomocy, skoro planuje przyszłość w policji. Stwierdza też, że to ciekawsze niż zadania z matematyki.

Z matematyką zresztą w następnych miesiącach dziewczynka ma sporo kłopotu. Nie lubi jej twierdząc, że policjant nie musi dzielić i mnożyć. Żali się mamie, po czym odrobiwszy lekcje wybiega na podwórko, a wychodząc widzi Adę z psem wybiegających przez bramę. Nagle młodsza koleżanka zaczyna krzyczeć, prosząc Martę o ratunek. Ta stwierdza, że nie da się nabrać, ale Ada tłumaczy, że zobaczyła leżącego mężczyznę. Zjawia się też Sandra dopytując siostry, co się dzieje. Ada szlochając opowiada, że szła z Toffim na spacer i widziała, jak upadł starszy pan i się nie rusza. Szedł z siatkami po czym przystanął przy samochodzie i się po nim osunął. Marta zadecydowała, by tam pobiec. Dziewczynki zauważają przy latarni starszego, nieprzytomnego mężczyznę leżącego na masce samochodu. Marta podchodzi do mężczyzny i pyta, jak ten się czuje, ale staruszek nie odpowiada mimo że ma otwarte oczy. Ada stwierdza, że muszą zadzwonić na pogotowie. Marta dzwoni na 999 i łączy się z ratownikiem, jednak ten nie wierzy w prawdziwość zgłoszenia. Dopytuje, czy to nie głupi żart na prima aprilis, bowiem od rana kilkukrotnie odbierał telefony z fałszywymi alarmami. Chce wiedzieć, czy koło dziewczynek jest ktoś dorosły. Konieczność wezwania karetki potwierdza jednak przejeżdżający obok sąsiad dziewczynek, pan Marek. Zatrzymuje się, by zobaczyć co się stało i bierze telefon od Marty. Dyspozytor natychmiast wysyła pomoc. W międzyczasie coraz więcej ludzi zatrzymuje się koło miejsca, gdzie leży mężczyzna, ale nikt nie spieszy z pomocą. Na szczęście karetka szybko przyjeżdża, a przybyły na miejsce lekarz udziela nieprzytomnemu pierwszej pomocy – układa go na trawie i wykonuje masaż serca. Mocno przestraszone dziewczynki obserwują akcję stojąc przy karetce. Sandra i Ada cicho płaczą. Wszystko kończy się dobrze, udaje się przywrócić akcję serca, a ratownicy układają mężczyznę na noszach. Lekarz dopytuje, kto zadzwonił na pogotowie, a Ada wskazuje na Martę. Lekarz wyraża uznanie dla dziewczynki. Wtedy przybiega mama Marty, a lekarz stwierdza, że teraz powinna być dla niej nagroda. Uradowana Marta prosi mamę o placek śliwkowy dla wszystkich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz