środa, 21 marca 2018

Agnieszka Szygenda "Odnaleziony po latach"

Tytuł: Odnaleziony po latach
Autor: Agnieszka Szygenda
Wydawnictwo: Edipresse



„Pozostaje jedna najważniejsza zasada: jeśli przechodzisz przez piekło, nie daj się zatrzymać, idź dalej. To w końcu tylko droga, nawet jeśli pierwsza i równocześnie ostatnia” – te słowa powinny stać się mottem wszystkich, niezależnie od tego, z jak trudnymi i problematycznymi wyzwaniami przyszło im się zmierzyć. Zatrzymanie się, oznacza tak naprawdę cofanie, bowiem wówczas to inni ludzie decydują za nas, my zaś tracimy realny wpływ na przebieg sytuacji, dajemy się znosić prądom, oddalając się nie tylko od celu, ale tracąc też szanse na powrót do względnej równowagi. Jednak łatwo jest mówić o determinacji, o odwadze czy wyzwaniach wówczas, kiedy nie jesteśmy zagrożeni, kiedy zmiana jest tylko hipotetyczna. Gorzej, jeśli nagle grunt usuwa się nam spod nóg i tracimy wszystko, na czym kiedykolwiek nam zależało. 

W takiej właśnie sytuacji znalazł się bohater powieści Agnieszki Szygenda, pt. „Odnaleziony po latach”. Opublikowana nakładem wydawnictwa Edipresse książka, to opowieść o mężczyźnie po czterdziestce, który w ciągu kilku tygodni traci prestiżowe stanowisko, zdrowie, zaś syn, którego wychowywał dotąd samodzielnie, postanawia przeprowadzić się na drugi koniec Polski, do gloryfikowanej matki. Można zrozumieć, że w takiej sytuacji, kiedy nad człowiekiem wisi widmo raka i rychłej śmierci, a życie zionie pustką, można się załamać i zatracić w alkoholu. Bohater wyjeżdża w okolice Augustowa, do Rajgrodu, jeszcze nieświadomy, że pobyt w tej miejscowości zmieni jego życie. Choć z opisu umieszczonego na okładce książki można by się spodziewać opowieści o tajemnicach z czasów II wojny światowej, to właściwie powieść można raczej zaliczyć do tych, które traktują o życiu, o jego sensie, o poszukiwaniu własnej drogi. Sięgnąć po nią mogą zatem nie tylko wielbiciele spiskowych teorii, poszukiwacze prawdy o sobie, ale wszyscy, którzy potrzebują siły do tego, by dalej egzystować.

Po powrocie do Warszawy mężczyzna czuje, że skoro dotychczasowy etap w jego życiu się zakończył, musi podjąć decyzję, co dalej. Mając w pamięci ostatni wyjazd, postanawia poszukać domu właśnie w Rajgrodzie, kierując się zarówno cenami nieruchomości, jak i pięknymi okolicami. Nieruchomość, którą ostatecznie udaje mu się nabyć – wymagający gruntownego remontu dom, stojący na działce nad jeziorem – staje się jego oazą, to dzięki niemu powoli wraca do równowagi. Choć izoluje się od otoczenia, nawet od rodziny, postępujący remont domu czyni go człowiekiem, który odnalazł swój cel. Przynajmniej tak wygląda jego życie do chwili, kiedy odkrywa tajemniczy schowek pod podłogą, a właściwie pokój, kryjący tajemnice sięgające II wojny światowej. Z notatek znalezionych w stołowej szufladzie wynika, że w schowku tym przyszły na świat dzieci – dwie dziewczynki, Chasia i Esterka. Ich matka, Żydówka mieszkająca w gettcie, zaczęła rodzić wracając z pracy w charakterze krawcowej i w rozpaczy zwróciła się o pomoc do właścicielki mijanego domostwa. Niestety kobieta zmarła, zaś gospodyni została zmuszona do powzięcia pewnych kroków, by dzieci mogły przeżyć. Przy pomocy miejscowego wikarego udało się znaleźć dziewczynkom nowych rodziców, zmieniono im również imiona i w księgach parafialnych wpisano różne daty urodzenia. Starannie zatuszowano ślady, ale jednocześnie pozostawiono punkt zaczepienia, by w przyszłości istniał choć cień szansy na odnalezienie adopcyjnych rodziców. 

W połączeniu sióstr, a przynajmniej poznaniu ich dalszych losów, mężczyzna upatruje swój kolejny cel. Okazuje się, że dzieci zyskały nowe imiona – Helena oraz Elżbieta, żadna z nich nie mieszka też w Polsce. Pierwsza trafiła do Szwecji, druga do USA, jednak ta odległość nie przeraża bohatera, który niczym śledczy podejmuje kolejne tropy, zbliżając się do prawdy.

Czy mężczyźnie uda się odleźć siostry? Czy one same będą chciały poznać historię sprzed lat? Przekonamy się o tym dzięki lekturze powieści „Odnaleziony po latach”. Mimo interesującej fabuły, a właściwie pomysłu na nią, trudno oprzeć się wrażeniu, że autorka nie wykorzystała tkwiącego w historii potencjału. Sam wątek tajemnicy pojawia się o wiele za późno, zaś niekończące się rozważania bohatera, wciąż powtarzane błędy, które popełnił, jego roztkliwianie się nad sobą, zmieniają potencjalnie fascynującą opowieść w książkę, która chwilami nuży. I nawet, jeśli nie żałujemy czasu spędzonego na zgłębianiu kolei losów bohatera czy rozdzielonych sióstr to książka raczej nie jest z rodzaju tych, do których się wraca, które się mocno przeżywa, które w jakikolwiek sposób angażują emocjonalnie. A szkoda, bo mogła to być wyjątkowa powieść, tymczasem została … tylko powieść.

2 komentarze:

  1. Szkoda...bo pomysł fajny...
    pozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie. Tego zaprzepaszczonego potencjału strasznie mi szkoda.

      Usuń