piątek, 28 lutego 2020

Rozmowy z autorem: Monika Janiszewska

Dziś moim gościem jest Monika Janiszewska, współautorka książki „(Nie)grzeczni? Rodzinne nieporozumienia widziane oczami dzieci w wieku 6-12 lat”, dziennikarka tygodników regionalnych, freelancerka publikująca artykuły z zakresu psychologii oraz specjalistka ds. PR promująca działania gabinetów psychoterapeutycznych. Mama 9-letniej Julii oraz 4-letniego Nikodema. 
Zapraszam do lektury wywiadu.




Justyna Gul: Nie ma niegrzecznych dzieci, są tylko niedouczeni rodzice. Zgodzi się Pani z tym stwierdzeniem?

Monika Janiszewska: Dzieci nie zawsze zachowują się właściwie. Natomiast wiele z zachowań wrzucanych do worka pod tytułem niegrzeczność wynika po prostu z wieku dziecka, z jego możliwości poznawczych, rozwojowych. Wielokrotnie nam rodzicom zdarza się patrzeć na zachowania dzieci z naszej dorosłej perspektywy, przez pryzmat własnych doświadczeń. A przecież ośmio- czy dziewięciolatek będzie miał inną cierpliwość, inną możliwość skupienia uwagi, inny ogląd dążenia do celu i konsekwentności w raz podjętej decyzji. Będzie inaczej reagował w sytuacji trudnej, konfliktowej, wymagającej pogodzenia interesów kilku stron. Nie wymagajmy zatem od pełnego energii pierwszoklasisty, by potulnie siedział za stołem na spotkaniu rodzinnym, bo to dla niego tortura. I nie dziwmy się, że trzecioklasista dzieli odrabianie lekcji na kilka tur, bo milion spraw odciąga jego uwagę. Nie dąsajmy się, gdy nasza pociecha po raz kolejny chce zmienić zajęcia pozalekcyjne, bo poprzednie już mu się znudziły i nie dziwmy się, że nasz dziesięciolatek oświadcza, że wyda swoje uciułane kieszonkowe na deskorolkę, by po miesiącu stwierdzić, że jednak woli uskładać na rower crossowy.

Pod niegrzeczność podciągamy często zachowania, które są konsekwencją naturalnej ciekawości dziecka, chęci eksplorowania świata. Uznajemy jego bezpośrednie pytania za wścibskość i tupet. A rodzącą się chęć samostanowienia o sobie i poszukiwanie własnego JA jako przejaw buntu i niesubordynacji. Jesteśmy niemile zaskoczeni, kiedy zaczyna się zamykanie w pokoju, zmiana stylu ubierania się, słuchanie młodzieżowej muzyki, pierwsze podśmiechujki z naszych ulubionych kawałków. A przecież to naturalna kolej rzeczy. Nasza pociecha dorasta i nie zatrzymamy jej na etapie słodkiego landrynkowego pokoju, różowych trampek i jednorożców.

Dobrze jest przełożyć sobie zachowanie dziecka na zbliżoną sytuację z naszego dorosłego życia i zastanowić się czy nie jest aby czasem tak, że wymagamy od niego więcej, niż od siebie samych. Bo czy nasze biurko w pracy zawsze lśni czystością? Czy po przyjściu do domu zabieramy się od razu za różne obowiązki czy też dajemy sobie czas na relaks? Nigdy się nie spóźniamy? Nie wydajemy oszczędności na typowe zachciewajki podyktowane impulsem? Czy zawsze stajemy w obronie pokrzywdzonych? Czy nie zdarza nam się, delikatnie mówiąc, mijać z prawdą? Czy nie wyśmiewamy innych ludzi i nie obrażamy się z byle powodu? Długo by tak można. Nie jesteśmy idealni, nie zawsze postępujemy racjonalnie, wyważenie, zgodnie z zasadami. Nasze dziecko też nie, zwłaszcza że buzuje w nim energia i trudno mu kontrolować emocje.

J.G.: Co zrobić, gdy dziecko jest niegrzeczne, gdy robi coś, co jest sprzeczne z przyjętymi normami lub zasadami, np. kradnie lub wyzywa kolegę?

M.J.: Pamiętajmy, że takie sytuacje są trudne dla obu stron. Niosą spory ładunek emocjonalny i często kończą się niestety kłótnią, wrzaskami i listą kar, jakie dziecko poniesie. Wyobraźmy sobie, że nasza pociecha kradnie z osiedlowego sklepiku batona i otrzymuje od nas szlaban na tablet przez miesiąc. Szybko, dotkliwie, krótko i na temat. Czy aby na pewno? Danie dziecku kary jest proste, jest wygodne. Czy skuteczne? Raczej na krótko. Dziecko ze strachu przed kolejnym przyłapaniem i karą powstrzyma się być może od kolejnej kradzieży. Chodzi jednak o to, by zrozumiało niewłaściwość własnego postępowania, by poniosło jego konsekwencje. Potrzebna jest tu na pewno spokojna rozmowa, w której uświadomimy dziecku jak ważne jest poszanowanie czyjejś własności, nawet drobiazgu. Dziecko musi wiedzieć, że kradzież batona, gazetki czy napoju jest tak samo zła, jak kradzież samochodu. Opowiedzmy o prawnym aspekcie takiego czynu. Porozmawiajmy o licznych drobiazgach, które dla niego samego mają ogromną wartość. Co by było, gdyby ktoś ukradł mu ulubione… (tu wstawić dowolne przedmioty bezcenne dla naszej pociechy). Dobrze by było, gdyby dziecko w naszej obecności oddało w sklepie skradzioną rzecz lub jej równowartość. Przy czym to ono samo powinno przeprosić za kradzież, a nie my w jego imieniu. Należałoby też odkryć przyczynę kradzieży. Czy ktoś namówił dziecko do takiego czynu? Czy miał to być akt brawury, odwagi, wkupienia się w łaski paczki klasowych gagatków? Czy dziecko chciało komuś zaimponować, a jeśli tak, dlaczego zależy mu właśnie na uznaniu konkretnej osoby? A może nasza pociecha nie otrzymuje kieszonkowego i koledzy wyśmiewają się z niej, że nigdy nie może sobie kupić żadnej przekąski. Rozmowa, rozmowa i jeszcze raz rozmowa. Podobnie w sytuacji wyzywania kolegi czy bójki z nim. Zamiast zacząć rozmowę od „od dziś nie wolno ci…”, drążmy temat. Jakie emocje stały za agresywnym zachowaniem? Co je wywołało? Może kolega wyjawił jakiś sekret naszego dziecka, może okazał się fałszywym przyjacielem? Może nasze dziecko zostało sprowokowane, może zadziałało na zasadzie wet za wet? Może kolega od tygodni wbija mu słowne szpile i sytuacja gęstniała już od dawna. To oczywiście nie usprawiedliwia agresji, ale z pewnością stanowi „okoliczności łagodzące”.

J.G.: Niekiedy dziecko zachowuje się agresywnie. Jak sobie z tym radzić?


M.J.: Warto na pewno trzymać własne emocje na wodzy i swoim zachowaniem nie nakręcać spirali agresji. Dobrze jest przyjrzeć się relacjom, jakie panują w domu. Czy ktoś z rodziny nie jest aby czasem wybuchowy?Czy między rodzicami nie dochodzi do ostrych spięć, których dziecko jest świadkiem? Czy dziecko ma konfliktowe rodzeństwo? Zachowania agresywne to często próba zwrócenia przez dziecko na siebie uwagi. „Mamo, tato, potrzebuję was, potrzebuję waszego zainteresowania, miłości, troski”. Bywa, że rodzice są tak pochłonięci pracą, opieką nad chorymi dziadkami czy innymi „dorosłymi sprawami”, że w danym momencie sprawy dziecka zostają niejako odłożone na później. Na liście „to do” spadają o kilka oczek w dół. To smutne, ale tak bywa.

J.G.: Dlaczego niekiedy jest tak, że w dotychczas spokojnym dziecku ujawniają się ataki agresji wobec najbliższych?

M.J.: Kiedy pojawia się zachowanie dziecka inne niż do tej pory, zawsze należy włączyć czerwoną lampkę we własnej w głowie. Nie oznacza to, że mamy od razu wpadać w panikę i biec do gabinetu psychologicznego, ale oznacza to z pewnością, że należy bacznie obserwować dziecko i z nim rozmawiać. Nie zawsze jest tak, że złość, którą dziecko w nas wybucha oznacza, że to w naszej z nim relacji jest nieprawidłowość (choć może być i tak). Może to również oznaczać, że w życiu dziecka dzieje się coś, z czym sobie nie radzi i upust emocji odbywa się w domu, w bezpiecznych warunkach. Przyczyn takiego zachowania może być bardzo wiele. Tak, jak wspomniałam już wcześniej, to może być próba zwrócenia na siebie uwagi. To może również oznaczać, że dziecko przeżywa coś dla niego trudnego: konflikt z rówieśnikami, problemy z nauką, zmianę otoczenia/miejsca zamieszkania, pojawienie się na świecie rodzeństwa… Kłębiące się w nim emocje próbują znaleźć ujście. Ale może też być tak, że to w nas rodzicach lub między rodzicami dzieje się coś bardzo trudnego. I nawet jeśli to tłumimy i dokładamy wszelkich starań, żeby dziecko się o tym nie dowiedziało, to przed nim niewiele da się ukryć. Dzieci są świetnymi znawcami naszej mowy ciała i napięcie kumulowane w dorosłych często uwidacznia się w zachowaniach dzieci.

Dlatego, kiedy tak się dzieje, należy bardzo dokładnie się temu przyjrzeć, rozmawiać i analizować. Nigdy nie dzieje się to bez przyczyny.

J.G.: Jak reagować na słowa złości w stylu „Nie lubię Cię”, „Jesteś głupia”, kierowane najczęściej do matki czy babci?


M.J.: Takie teksty to klasyka. Dziobią nas w serducho, bo często odbieramy je zbyt dosłownie. Kiedy dziecko mówi „nie lubię cię” czy nawet „nienawidzę cię”, to najczęściej manifestuje w ten sposób swoją niezgodę na coś, swoje niezadowolenie, czasem po porostu się droczy. Ja na takie zaczepki odpowiadam mojemu czteroletniemu synkowi: „A ja ciebie kocham”. I zwykle po tych słowach mięknie.

J.G.: Co robić, by dziecko nas słuchało?


M.J.: Pytanie – klucz (śmiech). Niestety nie ma tu jednego czarodziejskiego wytrycha. Myślę, że trzeba dawać swoim własnym zachowaniem przykład i wymagać od siebie tego samego, czego wymagamy od dziecka. Jeśli sami klniemy jak szewc, to nie ma szans, że dziecko będzie językowym purystą. Jeśli sami odkładamy różne ważne sprawy na bliżej nieokreśloną przyszłość, to nie dziwmy się, że dziecko nie wywiązuje się z różnych szkolnych obowiązków. Jeśli sami notorycznie siedzimy przed komputerem, to nie boczmy się, że dziecko przykleja się do tabletu. Bądźmy konsekwentni w swoich oczekiwaniach, wytyczmy granice jasno i wyraźnie. Nie wymagajmy rzeczy niemożliwych, przekraczających możliwości rozwojowe dziecka. I wreszcie, sami wsłuchujmy się w nasze dzieci, poznajmy ich radości, troski, marzenia i punkt widzenia. Kiedy wykażemy się empatią, nasze pociechy również staną się bardziej otwarte na przekazywane
im zasady czy kierowane do nich prośby.

J.G.: Czy system kar i nagród w wychowaniu dziecka się sprawdza?
M.J.: Kary – ranią, konsekwencje – wychowują, uczą, dają do myślenia. Kara jest pójściem na skróty. Konsekwencja wymaga od rodzica stuprocentowej uwagi i czasu, ale jest rozwojowa dla dziecka. Jeśli zależy nam na tym, by dziecko wyciągało wnioski ze swoich zachowań i zmieniało je na lepsze, postawy ma wyciąganie konsekwencji. Kary wywołają złość, frustrację, poczucie niesprawiedliwości. A jeśli będą stosowane często i „za wszystko”, mocno nadszarpną relację z dzieckiem. Kara powoduje, że w danej chwili dziecko zaprzestaje zachowania, jakiego mu zabraniamy, jednak w dłuższej perspektywie okazuje się nieskuteczna. Nie daje bowiem możliwości zrozumienia, co dziecko zrobiło źle, jak jego zachowanie wpłynęło na innych. Jeśli ukarane dziecko zaprzestaje zachowań nieakceptowanych przez rodziców, to nie dlatego, że uświadamia sobie skutki swoich zachowań, nie dlatego, że zaczyna widzieć „więcej i szerzej”, ale jedynie ze strachu, że będzie po raz kolejny przyłapane.

J.G.: Jak być konsekwentnym rodzicem? Czy to w ogóle możliwe?
M.J.: To możliwe, choć niekoniecznie łatwe. Każdy dzień jest inny. Raz mamy mnóstwo spraw do ogarnięcia, czas nagli i od samego rana jesteśmy zestresowani. Bywa, że swoją nerwowość odreagowujemy na najbliższych, także dzieciach. Odburkujemy im półsłowami, nie mamy ochoty wysłuchiwać ich anegdot, nie mamy cierpliwości do ich grymasów czy wolnego tempa. W takie dni zdarza nam się mocnej „ściągać cugle”. Zero hałaśliwych zabaw, zero jedzenia przez telewizorem, zero „odmóżdżających gier”. Z kolei, gdy wszystko zdaje się iść jak z płatka, mamy wolny czas i dobry humor, to najczęściej pociechy dostają od nas bonusy, dużo więcej swobody, mniej wymagań. Jak nad tym zapanować? Warto ustalić z partnerem/partnerką obszary, które są dla nas niezmiernie ważne i granice, których absolutnie dzieci nie mogą przekraczać. Dla jednych to będą limity na użytkowanie elektroniki, dla innych – pory chodzenia spać, dla jeszcze innych – wspólne spożywanie posiłków. Ważne, by takich wytycznych nie mnożyć w nieskończoność, zostawić dzieciom trochę swobody: w kwestii pory odrabiania lekcji, częstotliwości porządków w pokoju czy doboru strojów na wakacyjny wyjazd. Niech będą takie obszary, w których to ono samo podejmuje decyzje, niekoniecznie słuszne. Niech się uczy na własnych błędach i ponosi konsekwencje swoich wyborów, a my ugryźmy się w język i nie komentujmy tych wzlotów i upadków.

J.G.: Czy można być przyjacielem swojego dziecka?
M.J.: I tak, i nie. Można być blisko dziecka i być przyjaznym dziecku rodzicem, starającym się zrozumieć jego potrzeby, jego uczucia, jego sposób widzenia świata. Należy jednak pamiętać, że to my wspieramy dziecko, a nie ono nas. To my jesteśmy dlań oparciem, a nie ono dla nas. Przede wszystkim nie wolno nam dorosłym zwierzać się dziecku z własnych problemów. Nie wolno żalić się na męża/ żonę czy na problemy finansowe. Bycie przyjacielem dziecka w takim sensie może przynieść bardzo negatywne skutki nawet w jego dorosłym życiu. Dziecko zaczyna bowiem parentyfikować, chce zaopiekować się rodzicem, ma poczucie odpowiedzialności za rodzica, zamienia się z nim rolą, ale przecież nie jest w stanie funkcjonować jak dorosły. W konsekwencji odczuwa często ogromne poczucie winy i bezradność, która niesie szereg nieprawidłowych reakcji i zachowań.

J.G.: Na rynku właśnie ukazała się książka „(Nie)grzeczni? Rodzinne nieporozumienia widziane oczami dzieci w wieku 6-12 lat”. Czy dzieci w tym wieku trudniej się wychowuje niż młodsze bądź starsze?

M.J.: Przede wszystkim inaczej. To specyficzny czas, w którym relacja z dzieckiem układa się jak gdyby na nowo. Z jednej strony dzieci w tym wieku nadal mocno wspierają się na ramieniu mamy i taty. Doskonale zdają sobie sprawę, że nie poradziłyby sobie w życiu bez wsparcia dorosłych. Z drugiej zaś strony czują, że nie są już „maluchami”. Zaczynają poszukiwania własnego JA, dążą do coraz większej samodzielności i niezależności. Oczekują coraz szerszych przywilejów, zwłaszcza gdy mają starsze rodzeństwo. Chcą coraz później kłaść się spać, oglądać młodzieżowe filmy, urządzać pierwsze domówki. Zamykają się w swoim pokoju, słuchają głośnej muzyki, mają swoje sekrety. Co z tym zrobić? Przyjąć do wiadomości i potraktować te wszystkie deklaracje i oczekiwania z należytą im powagą. Absolutnie nie drwimy z dziecka, nie wyśmiewamy tych jego zmian i zakusów w kierunku dorosłości. Nie oznacza to jednak, że mamy się zgodzić na wszelkie zachciewajki naszej pociechy. Chodzi o to, by poczuła się potraktowana poważnie, po partnersku.

To także czas, kiedy rodzic przestaje być superbohaterem, nieskazitelnym,bez wad. Dzieci w wieku wczesnoszkolnym doskonale wyłapują wszelkie nasze słabostki, niekonsekwencje i niesprawiedliwości doznane z naszej strony. Nie walczmy z tym. Nie lukrujmy siebie samych i własnych dokonań. Lepiej porozmawiajmy z dzieckiem szczerze i opowiedzmy o swoich własnych latach szkolnych. O radościach i smutkach, porażkach i sukcesach, o sympatiach i antypatiach. Dzieci w tym wieku lubią słuchać takich opowieści, czerpią z doświadczeń dorosłych. To ważne, by nie przegapić tej chwili, bo już za kilka lat będę się zwracać po radę zdecydowanie częściej do swoich rówieśników. Dzielmy się z dzieckiem własną historią. Wtedy ono samo chętniej otworzy przed nami swój świat.

J.G.: Do kogo ta książka jest skierowana? Czy tylko do rodziców?


M.J.: Pisałyśmy ją przede wszystkim z myślą o rodzicach. Jednakże przyda się ona tak naprawdę każdej osobie, która ma co dzień kontakt z dziećmi, i która chce pogłębić swoją relację z nimi, zrozumieć lepiej ich perspektywę, sposób widzenia świata. Z tego, co nam wiadomo, i co nas niezmiernie cieszy, książka jest także czytana przez „młodszą młodzież”, która uznaje ją za „prawdziwą”. To dla nas największa pochwała.

J.G.: W książce prezentują Panie zarówno punkt widzenia rodzica jak i dziecka na daną kwestię. Niekiedy diametralnie się one różnią. W jaki zatem sposób „wejść w buty” dziecka? Jak się dowiedzieć, co naprawdę kryje się za danym zachowaniem?

M.J.: Przyjmowania perspektywy dziecka trzeba się po prostu nauczyć. Z czasem będzie nam to przychodzić coraz łatwiej. Tak naprawdę najlepiej jest zdać się tutaj na dziecko. Niech ono samo zostanie naszym przewodnikiem po świecie jego emocji. Rozmawiajmy, dopytujmy. Zamiast kar i kazań zaserwujmy mu szczerą, choć może trudną rozmowę. Podywagujmy, jak różnorodnie można się zachować w danej sytuacji, i jakie skutki każde z owych zachowań przyniesie. Zapytajmy dziecko, jak ocenia własne niewłaściwe zachowanie z perspektywy czasu. Takie dyskusje wymagają od nas czasu, skupienia i uwagi, ale naprawdę zaprocentują.

J.G.: Jak być dobrym rodzicem we współczesnym świecie? Jak sprawić, by ten 6 czy 12-latek nie wyrósł na 16-latka, który nie chce mieć z rodzicami nic wspólnego?

M.J.: Gwarancji na bliską więź z dzieckiem raz na zawsze niestety nie ma. Zawsze będziemy się różnić wiekiem, doświadczeniem, temperamentem, cechami osobowości etc. Natomiast warto zrobić, co w naszej mocy, by ta relacja była jak najlepsza. Bądźmy blisko, towarzyszmy dziecku w jego wędrówce ku dorosłości. Bądźmy go ciekawi. Ono stale się zmienia, z każdym miesiącem inaczej analizuje otaczający je świat, inaczej łączy fakty, dojrzalej przyjmuje odmienne stanowisko. Podążajmy obok, a nie dwa kroki z przodu, wytyczając mu kierunek marszu.

J.G.: Bardzo dziękuję za rozmowę.

Recenzja książki „(Nie)grzeczni? Rodzinne nieporozumienia widziane oczami dzieci w wieku 6-12 lat” TU.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz