czwartek, 28 czerwca 2012

Pochuro Piotr "Dziewięć milimetrów do Nieba"


Tytuł: Dziewięć milimetrów do Nieba
Autor: Pochuro Piotr
Wydawnictwo: Branta











"Ta powieść nie ma początku, nie ma końca. Pokazuje ludzi, których łączy wydarzenie"- pisze autor ukrywający się pod pseudonimem literackim Piotr Pochuro. Jego książka „Dziewięć milimetrów do nieba” to brawurowo napisany kryminał, w którym emocje podsyca stawka o jaką toczy się gra (często jest to życie), a fetor palonych opon podczas pościgów za przestępcami przenosi nas prosto do Warszawy.
Pochuro odsłania przed nami kulisy jednej z policyjnych akcji, nieudanej zasadzki na złodziei samochodów. Wszystko wskazywało, że warsztat prowadzony przez niejakiego Henryka Kurkiewicza, ps. „Gruby” to dziupla, w której numery samochodów są przebijane, bądź też - w zależności od potrzeb - auta są rozbierane na części. Ludzie współpracujący z właścicielem zakładu potrafili zalegalizować skradzione samochody, rejestrując je na podstawie sfałszowanych dokumentów, lub też przerzucali przez wschodnią granicę. Od niedawna w zakres ich usług wszedł też handel narkotyków i to właśnie na jedną z dostaw trafili obserwujący warsztat policjanci. Nie byli jednak świadomi, że zakład „Grubego” był tylko przystankiem na drodze „Kruszyny”, prawej ręki samego bossa „Horka”, którego specjalnością są też napady, wymuszenia i handel bronią. Kruszyna transportował bowiem wraz ze swoją ekipą sto kilogramów świeżo wyprodukowanej amfetaminy do Gdańska dlatego też, jedynym rozsądnym z jego punktu widzenia wyjściem i alternatywą dla wieloletniej odsiadki, była szaleńcza ucieczka.
W pościg za samochodem rzuca się radiowóz prowadzony przez Karola Maraka, policjanta z piętnastoletnim stażem. Wraz z młodszym kolegą Andrzejem oraz nowo przyjętym funkcjonariuszem Rafałem Wolejskim, absolwentem wydziału prawa Uniwersytetu Warszawskiego dopada przestępców, a w strzelaninie, która się wywiązuje, ginie dwóch ludzi, jeden zaś zostaje ranny. „Kruszynie” udaje się uciec, nie jest jednak świadomy, że jego osoba i ewentualne schwytanie mogłoby mieć poważne konsekwencje dla bossa. A przecież, „To wojna. A na wojnie wódz czasem poświęca kilku żołnierzy, aby ratować całość”- jak stwierdza „Horek”.
Wśród zmarłych w trakcie akcji jest Andrzej - policjant, który zawahał się przed oddaniem strzału w kierunku bandyty. Od życia oddzieliło go zaledwie dziewięć milimetrów, grzebiąc tym samym nadzieje młodego policjanta na przyszłość. Śmierć kolegi to także gorzka lekcja dla Rafała, który przekonał się, że teoria i wyobrażenia o pracy w policji, znacząco odbiegają od rzeczywistości.
Pochuro w książce „Dziewięć milimetrów do nieba” po raz kolejny stara się zmienić sposób myślenia społeczeństwa o funkcjonariuszach. Stwierdzenie, że „policjant to nic innego, tylko noszący mundur bandyta, który dzięki cwaniactwu unika sprawiedliwości” należy odesłać do lamusa, podobnie jak wszelkie żarty o inteligencji stróżów prawa. Autor udowadnia, że praca w policji oznacza nieustanną czujność i gotowość do akcji, a także – niestety - zmaganie się z biurokracją i systemem, który niejednokrotnie zabija nie tylko wszelką inicjatywę, ale nawet podważa sens pracy. Policjanci będą zatem wciąż spowiadać się z każdego kroku, przestępcy będą śmiać się im w twarz, a dobrzy ludzie tracić życie. Mam tylko nadzieję, że Pochuro będzie dalej o tym pisał, bowiem któż inny  tak doskonale odda specyfikę pracy policjanta i trudy jego służby, jak nie jeden z nich.


Recenzja została także umieszczona na stronach wortalu literackiego Granice.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz