Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przemyt. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przemyt. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 11 listopada 2018

Lilji Sigurdardóttir "Pułapka"

Tytuł: Pułapka 
Autor: Lilji Sigurdardóttir 
Wydawnictwo: Kobiece 


Wystarczy jedna nierozsądna decyzja, by sprowadzić na siebie tragedię. Źle skręcając na swojej drodze życia, możemy znaleźć się w sytuacji, która nie tylko nie jest komfortowa, ale która ma długotrwałe konsekwencje. Możemy znaleźć się w pułapce, z której nie ma wyjścia, a każda próba znalezienia rozwiązania, jest surowo karana. 

W takiej właśnie pułapce znalazła się Sonja – jeszcze niedawno mieszkanka przytulnego domu w Akranes, żona Adama i matka ukochanego Tomasa. Wystarczyło kilka zaledwie chwil, by budowane z mozołem życie runęło, niczym domek z kart. Romans, w jaki wdała się Sonja, był tym bardziej bulwersujący, że jej partnerem była … kobieta. Być może gdyby zdradziła Adama z mężczyzną, mąż byłby w stanie jej wybaczyć. Ale przyłapanie własnej żony w łóżku z inną kobietą, i to tuż po akcie spełnienia, musiało być prawdziwym wstrząsem. Szczególnie, że u jego boku stało małe, niczego jeszcze nie rozumiejące dziecko. 

sobota, 4 marca 2017

Pietro Bartolo, Lidia Tilotta "Lekarz z Lampedusy"

Autor: Pietro Bartolo, Lidia Tilotta
Wydawnictwo: Jedność


„Kiedy czuję się zagubiony i zaczyna brakować mi sił, zwracam się do Matki Bożej Bezpiecznej Przystani. Ona jest patronką Lampedusy. Matkę wszystkich matek proszę, aby pomagała mi ratować Jej synów, wszystkich tych, którzy przybywają. Proszę Ją, aby pozwoliła im przybyć żywymi, abym nie musiał widzieć już zmarłych i brać w objęcia zmarłych dzieci” – te mocne, ale wzruszające słowa Pietro Bartolo pokazują nie tylko dramach setek tysięcy migrujących ludzi, ale i uświadamiają nam, że niezależnie od wiary, wszyscy jesteśmy przede wszystkim ludźmi. Niestety ostatnie lata przyniosły falę nienawiści skierowaną przeciwko emigrantom, oskarża się ich o zbrodnie, przypisuje im cechy, które tak naprawdę świadczą wyłącznie o naszej ignorancji i bezduszności. Całe szczęście, że są ludzie, którzy czynnie angażują się w pomoc tym nieszczęśnikom, którzy są zmuszeni do opuszczenia swoich domów, a także swoich bliskich i do wyruszenia w daleką podróż ku lepszej, choć tak naprawdę nieznanej przyszłości. Niekiedy jest to podróż nieudana, kończąca się śmiercią, wciąż jednak rzesze osób są gotowe podjąć to ryzyko.

środa, 22 lutego 2017

Wojciech Ganczarek "Upały, mango i ropa naftowa"

Autor: Wojciech Ganczarek
Wydawnictwo: Bezdroża


„Gdy tylko opuściłem Wenezuelę, musiałem się naprawdę wysilać, by przypomnieć sobie jej negatywne aspekty. Wyleciały mi z głowy obrazy kolejek, obskurnych autobusów, smród spalin na ulicach miast, nieprzyjazne spojrzenia w reakcji na mój jasny kolor skóry, zagłuszający wszystko ryk klaksonów i prymitywny, wulgarny rytm reggaetonu (…). Kiedy myślę o Wenezueli, przed oczami stają mi najurokliwsze plaże, niezrównanie piękne kobiety i pustka Gran Sabany (…)” – tymi słowami charakteryzuje kraj leżący w północnej Ameryce Południowej Wojciech Ganczarek, fizyk i matematyk, a także podróżnik dzielący się cieniami i blaskami swojej drogi. 

środa, 8 stycznia 2014

Sandra Gregory "Zapomnijcie o córce"

Tytuł: Zapomnijcie o córce
Autor: Sandra Gregory
Wydawnictwo: MUZA 








Handel narkotykami szerzy się na coraz większą skalę, a używki pojawiły się już nawet wśród gimnazjalistów. Narkotykowy biznes przynosi miliardowe zyski każdego dnia, zbiera również swoje żniwo śmierć. Setki heroinistów, morfinistów, a także wielbicieli innych środków odurzających umiera od zanieczyszczonych narkotyków, zbyt dużych dawek czy na skutek AIDS. Istnieje powszechne potępienie tych, którzy narkotyki biorą, ale również tych, którzy zajmują się handlem nimi, ich wytwarzaniem, a także przemycaniem. Jaka jednak ilość narkotyku jest potrzebna, by potępić drugą osobę? Jaką miarą mierzyć tych, co handlują i tych, którzy z niewielkimi dawkami dają się złapać na przejściu przez granicę – czy stosować według nich takie same zasady i równie surowe kary? Odpowiedzi wydają się być proste, zaś nasz sprzeciw słuszny, a przynajmniej do chwili, kiedy przed nami nie staje żywy człowiek, konkretna postać skazana na długie lata więzienia. 

Czy niecałe dziewięćdziesiąt gramów heroiny jest warte dwudziestu pięciu lat spędzonych w więzieniu? Czy warte jest siermiężnych warunków, poniżania, ciężkiej pracy, znęcania się fizycznego i psychicznego? Czy warte jest tysiąca funtów, obiecanych za przewiezienie narkotyku z Bangkoku do Tokio? Czytając historię Angielki, Sandry Gregory, która została skazana za przemyt osiemdziesięciu dziewięciu gramów narkotyku, przekonujemy się, że nie tylko oferowana jej suma nie jest warta takiego cierpienia, ale żadne pieniądze nie są w stanie zrekompensować jej traumatycznych przeżyć. 

Wbrew pozorom, oparta na faktach książka „Zapomnijcie o córce”, opublikowana nakładem wydawnictwa MUZA, nie jest wypełniona pretensjami z tytułu niesłusznej kary, autorka nie próbuje przekonywać o swojej niewinności czy obciążać sumienia mężczyzny, który popchnął ją do tego kroku. Zapis przeżyć Gregory stanowi ostrzeżenie przed pokusami łatwego zysku, przed pozornie błahym wykroczeniem, które tak naprawdę może przekreślić całe dotychczasowe życie, a także zniszczyć przyszłość. To także opis nieludzkich warunków panujących w tajlandzkich więzieniach, w których więźniowie stłoczeni są jak bydło i pozornie tylko lepszych warunków panujących w angielskich jednostkach penitencjarnych. 

Autorkę poznajemy jako zbuntowaną nastolatkę, a następnie młodą kobietę wyrażającą jawny sprzeciw przeciwko wszystkiemu i wszystkim. Wyjazd do Tajlandii miał być odskocznią, szansą na nowe życie, zgłębieniem nie tylko sekretów innego świata, ale i także szansą na sprawdzenie siebie. Egzotyczny kraj ją wciągnął, zauroczył na tyle, że postanowiła zagościć w nim na dłużej. Podjęła się nauczania języka angielskiego, poznawała Bangkok chłonąc jego atmosferę i stając się jego częścią. Tę sielankę przerwał zamach stanu w 1992 roku, kiedy to armia Królestwa Tajlandii, wraz ze swym naczelnym wodzem, w bezkrwawym zamachu obaliła rząd. Dwa miesiące po tych wydarzeniach, na czele rządu stanął generał Suchinda, a nominacja ta wywołała falę protestów społecznych, przybierających z każdym tygodniem na sile. Równocześnie Sandra straciła pracę, zaś jej stan zdrowia pogorszył się gwałtownie. Bez pracy, bez pieniędzy, znalazła się w patowej sytuacji – nie miała funduszy nawet na przelot do kraju. Była zbyt dumna, by zwrócić się o pomoc do rodziców, skorzystała zatem z propozycji poznanego kilka miesięcy wcześniej mężczyzny…

W 1993 roku, Sandra wraz z Robert Lockiem została aresztowana na lotnisku, kiedy próbowała odlecieć do Tokio, mając ukryte w swoim ciele prawie dziewięćdziesiąt gram heroiny. To miał być łatwy zarobek, łatwe pieniądze i bezproblemowy przerzut. Skończyło się aresztowaniem i skazaniem przez sąd w Bangkoku na … karę śmierci, zamienioną na dożywocie i obniżoną do dwudziestu pięciu lat. W oczekiwaniu na wyrok spędziła prawie dwa lata w tajlandzkim więzieniu Lard Yao, jako numer 228/36. Pobyt na kobiecym oddziale więzienia, nazwanego ironicznie „Hiltonem w Bangkoku”, przypominał piekło. Ponad sto kobiet stłoczonych na ośmiu metrach kwadratowych, podłe jedzenie, urągające ludzkiej godności warunki sanitarne, przejmujące gorąco i szerzące się choroby stanowiły codzienność Sandry. Nic dziwnego, że odliczała dni i tygodnie do czasu, kiedy zostanie podjęta decyzja o jej przeniesieniu do zakładu karnego w Anglii. 

Po czterech latach, kiedy minął wymagany przepisami czas w tajlandzkim wiezieniu, została przeniesiona do wiezienia pod Londynem. Jednak brytyjskie zakłady karne, jak Holloway, Foston Hall w Derbyshire czy Durham, zakład najwyższego ryzyka w którym przebywali najokrutniejsi przestępcy, wcale nie okazały się być lepsze. W Tajlandii, w prymitywnych warunkach, czuła się przynajmniej jednostką zdolną o sobie choć w minimalnym stopniu decydować, natomiast w rodzimym kraju spotkała się z bezdusznych traktowaniem i powolnym odczłowieczeniem. Pogrążając się w depresji, nękana myślami samobójczymi, zdołała jednak wytrwać. Na skutek kampanii prowadzonej przez rodziców i znajomych, na mocy Królewskiego Przebaczenia, udzielonego przez króla Tajlandii, 21 lipca 2000 roku wyszła na wolność. W zamknięciu spędziła siedem i pół roku z dwudziestopięcioletniej kary – siedem i pół roku piekła.

„Zapomnijcie o córce” to nie tylko dramatyczna historia skazanej za przemyt narkotyków Brytyjki, ale także historia miłości i okrucieństwa. Sandra Gregory przybliża nam okoliczności, w których doszło do aresztowania, opisuje warunki panujące w więzieniach, relacje pomiędzy więźniarkami a strażnikami oraz osobiste tragedie osadzonych w więzieniu kobiet. Nierzadko były to morderczynie, które w bestialski sposób pozbawiały na wolności życia. Za kratami były jednak współwięźniarkami, kobietami takimi jak tysiące, mającymi swoją wrażliwość, poczucie humoru, potrzeby i słabości. 

Nie da się czytać wyznań Sandry Gregory bez emocji, nie można nie przeżywać opisywanych sytuacji, nie dopingować jej staraniom o odzyskanie wolności i nie wzruszać się w ważnych dla niej momentach. Z uwagi na charakter książki trudno jest oceniać jej walory techniczne – wszak to tekst pisany emocjami, w którym przeżycia autorki i ona sama stają się nam bliskie. I właśnie nasza empatia jest miarą wielkości tej książki. 

czwartek, 28 czerwca 2012

Pochuro Piotr "Dziewięć milimetrów do Nieba"


Tytuł: Dziewięć milimetrów do Nieba
Autor: Pochuro Piotr
Wydawnictwo: Branta











"Ta powieść nie ma początku, nie ma końca. Pokazuje ludzi, których łączy wydarzenie"- pisze autor ukrywający się pod pseudonimem literackim Piotr Pochuro. Jego książka „Dziewięć milimetrów do nieba” to brawurowo napisany kryminał, w którym emocje podsyca stawka o jaką toczy się gra (często jest to życie), a fetor palonych opon podczas pościgów za przestępcami przenosi nas prosto do Warszawy.
Pochuro odsłania przed nami kulisy jednej z policyjnych akcji, nieudanej zasadzki na złodziei samochodów. Wszystko wskazywało, że warsztat prowadzony przez niejakiego Henryka Kurkiewicza, ps. „Gruby” to dziupla, w której numery samochodów są przebijane, bądź też - w zależności od potrzeb - auta są rozbierane na części. Ludzie współpracujący z właścicielem zakładu potrafili zalegalizować skradzione samochody, rejestrując je na podstawie sfałszowanych dokumentów, lub też przerzucali przez wschodnią granicę. Od niedawna w zakres ich usług wszedł też handel narkotyków i to właśnie na jedną z dostaw trafili obserwujący warsztat policjanci. Nie byli jednak świadomi, że zakład „Grubego” był tylko przystankiem na drodze „Kruszyny”, prawej ręki samego bossa „Horka”, którego specjalnością są też napady, wymuszenia i handel bronią. Kruszyna transportował bowiem wraz ze swoją ekipą sto kilogramów świeżo wyprodukowanej amfetaminy do Gdańska dlatego też, jedynym rozsądnym z jego punktu widzenia wyjściem i alternatywą dla wieloletniej odsiadki, była szaleńcza ucieczka.
W pościg za samochodem rzuca się radiowóz prowadzony przez Karola Maraka, policjanta z piętnastoletnim stażem. Wraz z młodszym kolegą Andrzejem oraz nowo przyjętym funkcjonariuszem Rafałem Wolejskim, absolwentem wydziału prawa Uniwersytetu Warszawskiego dopada przestępców, a w strzelaninie, która się wywiązuje, ginie dwóch ludzi, jeden zaś zostaje ranny. „Kruszynie” udaje się uciec, nie jest jednak świadomy, że jego osoba i ewentualne schwytanie mogłoby mieć poważne konsekwencje dla bossa. A przecież, „To wojna. A na wojnie wódz czasem poświęca kilku żołnierzy, aby ratować całość”- jak stwierdza „Horek”.
Wśród zmarłych w trakcie akcji jest Andrzej - policjant, który zawahał się przed oddaniem strzału w kierunku bandyty. Od życia oddzieliło go zaledwie dziewięć milimetrów, grzebiąc tym samym nadzieje młodego policjanta na przyszłość. Śmierć kolegi to także gorzka lekcja dla Rafała, który przekonał się, że teoria i wyobrażenia o pracy w policji, znacząco odbiegają od rzeczywistości.
Pochuro w książce „Dziewięć milimetrów do nieba” po raz kolejny stara się zmienić sposób myślenia społeczeństwa o funkcjonariuszach. Stwierdzenie, że „policjant to nic innego, tylko noszący mundur bandyta, który dzięki cwaniactwu unika sprawiedliwości” należy odesłać do lamusa, podobnie jak wszelkie żarty o inteligencji stróżów prawa. Autor udowadnia, że praca w policji oznacza nieustanną czujność i gotowość do akcji, a także – niestety - zmaganie się z biurokracją i systemem, który niejednokrotnie zabija nie tylko wszelką inicjatywę, ale nawet podważa sens pracy. Policjanci będą zatem wciąż spowiadać się z każdego kroku, przestępcy będą śmiać się im w twarz, a dobrzy ludzie tracić życie. Mam tylko nadzieję, że Pochuro będzie dalej o tym pisał, bowiem któż inny  tak doskonale odda specyfikę pracy policjanta i trudy jego służby, jak nie jeden z nich.


Recenzja została także umieszczona na stronach wortalu literackiego Granice.pl