środa, 9 maja 2018

Gmina Krzeszowice prawdziwą kopalnią doznań!

Zakochałam się! Zanim zaczniecie rzucać we mnie pomidorami, a P. w szale zrzuci mnie z balkonu, od razu tłumaczę – zakochałam się w Małopolsce, którą w czasie tegorocznej Majówki postanowiłam eksplorować. Ostatni pobyt w Klasztorze Karmelitów Bosych w Czernej i w okolicznych lasach (relacja TU) sprawił, że obudziła się we mnie ochota, by dogłębnie poznać ten teren, przemierzać szlaki i przedzierać się przez zarośla. No, może nie dosłownie, bowiem tym razem było więcej jazdy samochodem niż chodzenia, ale i tak było warto! 


Zwiedzanie zaczęliśmy od powrotu do Paczółtowic. Tym razem był to wyjazd jednodniowy, zatem nie mieliśmy możliwości skorzystania z noclegów w zaprzyjaźnionym gospodarstwie agroturystycznym, naszym celem był wyłącznie drewniany kościół, lezący na szlaku architektury drewnianej Małopolski. Kościół ten należy do najstarszych tego typu na Ziemi Krakowskiej. Został wybudowany przed 1515 rokiem z drewna jodłowego. Podstawowy wystrój świątyni stanowi bogato złocony ołtarz główny z 1604 roku z uchodzącym na cudowny, gotyckim obrazem Matki Boskiej z Dzieciątkiem Jezus. Obraz, będący najcenniejszym skarbem paczółtowskiej świątyni, został namalowany ok. roku 1470 na lipowej desce temperą przez nieznanego Mistrza w Krakowie dla poprzedniego kościoła w Paczółtowicach. Poddany konserwacji pod koniec XX w. w 90 proc. zachował oryginalne farby i kolory! Obraz ten, wraz z wiszącymi po jego bokach skrzydłami, składał się na pierwotny późnogotycki tryptyk Matki Boskiej Niepokalanie Poczętej. Kiedy tryptyk był zamknięty, wierni mogli oglądać Archanioła Gabriela i Marię, tworzących scenę Zwiastowania. Po otworzeniu skrzydeł ukazywały się dwie święte dziewice – Barbara i Katarzyna Aleksandryjska. 

fot.J.Gul
Kościół, wraz z przylegającym do niego cmentarzem, otoczony jest murem na którym umieszczono wiele tablic, upamiętniających okoliczne rody. Ponadto, na terenie kościoła znajduje się kamień z wmurowanymi zdjęciami – to pamiątka ważnego wydarzenia w życiu parafii – poświęcenia w 1960 roku, przez biskupa krakowskiego Karola Wojtyłę, nowych dzwonów.

fot. J.Gul

fot. J.Gul

Z Paczółtowic jest przysłowiowy żabi skok do Krzeszowic, których nie udało się nam ostatnio zwiedzić. Mimo iż P. zapewniał, że będę rozczarowana, chyba nigdy bardziej się nie pomylił. Krzeszowice, znane z leczniczych wód mineralnych siarczanowo-wapniowo-magnezowo-siarkowych, które są wykorzystywane od XVII w. do leczenia schorzeń reumatycznych, pourazowych i narządu ruchu. Pierwszy zapis mówiący o wykorzystaniu wód siarczanych do leczenia bydła dokonał miejscowy proboszcz, ks. Bernard Bocheński, w kronice parafialnej z 1625 roku, a około 1778 roku ocembrowano jedyne wówczas źródło wody siarczanej („Zdrój Główny”). Prawdopodobnie w tym samym roku wybudowano pierwsze łazienki, a w roku następnym zarejestrowano pierwszych pacjentów. 

Jednak pierwsza informacja o miejscowości Krzeszowice, pochodzi z 1286 roku, kiedy to biskup Paweł z Przemankowa polecił Fryczkowi z Bytomia utworzyć tu sołectwo na zasadach prawa magdeburskiego. W roku 1555 całe Krzeszowice przejął wojewoda krakowski Stanisław z Tęczyna. Kiedy w 1637 roku zmarł ostatni z Tęczyńskich, wojewoda krakowski Jan Magnus, majątek po nim odziedziczyła córka Izabela, która w 1639 roku wyszła za mąż za znanego polityka i poetę Łukasza Opalińskiego, marszałka nadwornego koronnego. Kolejno, Krzeszowice były w rękach; Sieniawskich, Czartoryskich, Lubomirskich i wreszcie Potockich. 

To właśnie pałac tych ostatnich stał się przyczynkiem naszej wizyty w Krzeszowicach, choć ostatecznie zamiast zachwytu wzbudził w nas żal i tęsknotę za przeszłością, a także niezrozumienie, jak taki obiekt można było doprowadzić to tak nędznego stanu. 

fot. J.Gul
Wspomniany Pałac Potockich został zbudowany w latach 1850-1857 dla Adama Potockiego, jako klasycystyczna rezydencja oparta na wzorach architektonicznych włoskiego renesansu. Inicjatorem powstania tej budowli był Artur Stanisław Potocki, który projekt zlecił budowniczym z Paryża – Charles'owi Percier i Pierre'owi Fountaine, budowniczym m.in. nowej części Luwru. Niestety ambitne plany architektów przerosły możliwości finansowe pomysłodawcy, a wykonanie pałacu zostało powierzone ostatecznie Karlowi Schinklowi. Ostatecznie Artur Potocki nie doczekał ukończenia pałacu - do majątku Potoccy wprowadzili się dopiero w 1862 roku. Okazała budowla, z 228 pomieszczeniami, kryła w sobie wiele skarbów – dzieł sztuki, woluminów, mebli gdańskich. W połowie XIX wieku pałac został otoczony rozległym parkiem, o charakterze krajobrazowym. Park ten, o wielkości 12,5 ha, ze śladami wcześniejszego założenia tarasowego po stronie wschodniej, należy do najwybitniejszych zespołów zieleni komponowanej w województwie małopolskim. 

W 1940 roku Pałac Potockich został przejęty przez Niemców i służył jako letnia rezydencja generalnego gubernatora Hansa Franka. Po II wojnie światowej budynek został znacjonalizowany w ramach reformy rolnej, stając się m.in. ośrodkiem szkolno-wychowawczym, czy domem opieki. Kolejne rezydujące tam instytucje przyczyniały się do stopniowego upadku pałacu. Dziś jest to niestety budząca niezrozumienie smutna ruina, a jedyną nadzieją na jej ratunek są sami Potoccy, którzy w 2103 roku odzyskali pałac, a w kolejnych latach wiele innych odebranych im obiektów. Na razie jednak pałac straszy, nie można też wejść na jego teren. Mimo zakazu podeszliśmy pod same mury, jednak z bliska widok jest jeszcze bardziej rozpaczliwy.

fot. J.Gul
Zanim jednak dotarliśmy do Pałacu Potockich, pierwsze kroki skierowaliśmy do Kościoła parafialnego św. Marcina. Ta stojąca w centralnej części Krzeszowic świątynia, usytuowana w parku zdrojowym nad Krzeszówką, wybudowana została w latach 1832 i 1840-44 według projektu Karola Schinkla. Jego budowę zainicjował Artur Potocki i przez lata stanowiła ona prywatną własność Potockich. Dopiero w 1921 roku Krystyna Andrzejowa Potocka przekazała świątynię parafii. Kościół należy do najwcześniejszych (i najpiękniejszych) budowli neogotyckich w Polsce. Wzniesiony z czerwonej cegły budynek, ma fasadę wykończoną ciosanym piaskowcem. Na szczycie fasady stoi posąg św. Michała Archanioła, a poniżej znajduje się ogromne witrażowe okno w kształcie rozety oraz figury czterech ewangelistów i herby fundatorów: Pilawa Potockich i Korczak Branickich. Niestety nie udało nam się wejść do środka, mogliśmy jednak przez zabezpieczoną szybę podziwiać wnętrze kościoła.

fot. J.Gul
Alejki wspomnianego parku zdrojowego wytyczone zostały pod koniec XVIII wieku, w początkowym okresie istnienia uzdrowiska. Owa „Dzika promenada”, jak wówczas nazywano park, rozciągała się od zabudowań folwarku po młyn papierny. Dziś to urokliwe miejsce, zarówno na spacery, jak i spotkania. W parku tym, niemal naprzeciwko kościoła parafialnego, stoi kapliczka „Pod Twą Obronę” - zbiornik siarczanej wody leczniczej. Ten zbiornik, do którego pompowano wodę ze Zdroju Głównego, został wybudowany w 1858 roku, a z niego woda dostawała się do łazienek zdrojowych drewnianymi rurami. Obecny wygląd zbiornik (kapliczka) zyskał w 1858 roku.

fot. J.Gul
Tuż przy Rynku stopi kolejny obiekt wart podziwiania, a mianowicie klasycystyczny pałacyk Vauxhall, zbudowany dla Izabeli Lubomirskiej. Pałac wzniesiony w latach 1783 – 1789 według projektu Szczepana Humberta, jest częścią uzdrowiskowego układu urbanistycznego Krzeszowic. Pałac stanowił niegdyś centrum życia towarzyskiego kuracjuszy i mieścił m.in. sale balowe, bilardowe, a także galerię portretów rodzin Tęczyńskich i Lubomirskich. Od 2006 roku w pałacu mieści się siedziba Centrum Kultury i Sportu, choć prawdopodobnie już niedługo – również ten pałac został odzyskany przez Potockich.

fot. J.Gul
Za pałacem Vauxhall mieści się kolejny obiekt wart zainteresowania, a mianowicie dawny hotel łazienkowy, nazywany również uzdrowiskowym domem gościnnym. Ten klasycystyczny budynek został wzniesiony w 1876 roku w okresie rozwoju krzeszowickiego uzdrowiska, z inicjatywy Zofii z Branickich Potockiej.

fot. J.Gul
Będąc w Krzeszowicach warto zarezerwować sobie nieco czasu na doby obiad. Mieszcząca się w centrum miasta restauracja Warszawianka (Rynek 24), to zawsze (potwierdzone przez P.) dobry wybór. Bardziej elegancko we wnętrzu restauracji, sielsko i swojsko w zaadaptowanym podwórku (minus za brudne stoły), ale i tu i tu równie smacznie. Niestety nie było naleśników, które namiętnie testuję w każdym miejscu na ziemi, ale za to ziemniaczane placki ze śmietaną (cena 8 zł) w pełni zaspokoiły zarówno mój głód, jak i kapryśną naturę. Do tego całkiem niezła kawa (6zł) i można było ruszać w drogę, do zamku Tenczyn w Rudnie.

fot. J.Gul
Zamek, a właściwie ruiny zamku „Tenczyn” („Tęczyn”), wznoszą się ponad wioską Rudno. Malowniczo położona na wzniesieniu o wys.411 m n.p.m. budowla, sięga 1319 roku. Zamek miał charakter średniowiecznej warowni o założeniu gotyckim, rozbudowanej w stylu renesansowym. Aż po XVII stulecie stanowił on rezydencje Tęczyńskich, nazywano go nawet drugim Wawelem. Zbudowany został z inicjatywy Andrzeja Tęczyńskiego herbu Topór, choć prawdopodobnie zabudowania drewniane i jedną z zachowanych do dziś baszt w miejscu obecnego zamku postawił już jego ojciec Nawój z Morawicy. Średniowieczny zamek liczył sobie trzy takie baszty i jedną kwadratową wieżę, bramna, zwaną Nawojową. W 1610 roku ostatni z rodu Tęczyńskich dokonał przebudowy zamku w twierdze bastejową. Wzniósł nowe fortyfikacje, zaś obok wieży bramnej postawił nową kaplicę. Ponadto przystosował umocnienia do użycia broni palnej. 

fot. J.Gul
Obecnie zamek, będący ruiną, znajduje się w rękach Potockich i od kilku lat podejmowane są próby jego ratowania. Działania zmierzające do rekonstrukcji zamku są już doskonale widoczne – można też wchodzić na teren zamku, a nawet na wieżę, skąd rozciąga się wspaniały widok na okolice. Wejście na teren zamku jest biletowane – wstęp 7 zł, ale w cenie tej mieści się również oprowadzanie po zamku przez przewodnika. Niestety nie mogliśmy skorzystać z jego usług (oprowadzanie trwa minimum 30 min), zatem samodzielnie obeszliśmy zamek, wspinając się również po schodach na wieżę (wspinaczka nie jest uciążliwa). 

fot. J.Gul
Aż trudno uwierzyć, że zaledwie 25 km od Krakowa można spotkać taką budowlę, choć niestety to atrakcja głównie dla zmotoryzowanych osób (niedaleko zamku jest parking), bądź miłośników rowerów. 

Mimo iż gonił nas czas, to nie mogliśmy odmówić sobie przyjemności poznania kolejnych wspaniałych miejsc, zatem w drodze powrotnej zatrzymaliśmy się jeszcze w parku przy Dworze Zieleniewskich w Trzebini. Ten piękny dwór, obecnie hotel, ma swoje początki w XIV wieku. Pierwszymi właścicielami była rodzina Karwacjanów, a na przestrzeni wieków zmieniali się zarówno właściciele obiektu, jak też sam dwór. Obecny jego kształt został nadany w XVIII wieku, zaś współczesnej funkcjonująca nazwa pochodzi od nazwiska rodziny Zieleniewskich, ostatnich właścicieli zarówno dworu, jak i kopalni węgla w Trzebini. Niestety akurat trwało wesele, zatem nie chcieliśmy przeszkadzać gościom, zaglądając do wnętrza dworu.

fot. J.Gul
Ta wspaniała, choć zaledwie jednodniowa wyprawa, tylko rozbudziła mój apetyt na Małopolskę, zatem możecie spodziewać się kolejnych podróży i wpisów!

2 komentarze:

  1. Taaak... Małopolska kryje w sobie więcej takich wspaniałych perełek:)
    pozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem zauroczona Małopolską. I już planuję kolejny wypad:-)

      Usuń