niedziela, 9 września 2018

Czy Zalipie to lipa?

Do Zalipia wybierałam się już wielokrotnie, zawsze jednak coś stawało mi na przeszkodzie. Problemem był też brak środka lokomocji, bowiem bez własnego samochodu do tej wsi położonej blisko Tarnowa, w gminie Olesno, naprawdę trudno się dostać. Zatem kiedy zobaczyła ofertę PTTK Katowice, dotyczącą do wycieczki do Zalipia i Wierzchosławic (relacja TU), postanowiłam skorzystać z nadarzającej się okazji. Pamiętam, jak w jednym z magazynów podróżniczych oglądałam relację z podróży do tej malowanej wsi – sielskość samego miejsca, jak i feeria barw, przejawiająca się zarówno w zdobiących domy kwiatach i innych ludowych elementach, zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Niestety, rzeczywistość okazała się nieco inna… 

Zalipie 

Ta nieduża wioska, położona w Małopolsce na Nizinie Nadwiślańskiej, należy do najcieplejszych miejsc w Polsce. Ale to nie z temperatury Zalipie jest znane – niezależnie od pogody można tu podziwiać misternie malowane domy i …właściwie wszystko, co tylko można kwiatami i innymi ludowymi wzorami ozdobić. 

To zdobienie ma w Zalipiu długą tradycje i po dziś dzień jest kultywowane, choć malowanych domów zostało we wsi około 30-40. Sama idea malowania domów była właściwie dziełem przypadku, a raczej wynikała z praktycznego podejścia gospodyń. Trudno było bowiem utrzymać domy w czystości, kiedy paleniska były otwarte, zaś w izbach obok ludzi przebywał inwentarz. Początkowo, bielone wapnem ściany, ozdabiane były przy pomocy pędzla zrobionego z prosa lub żyta – robiono tzw. „packi”, czyli nieregularne plamki, do wykonania których wykorzystywano sadze rozrobione w mleku. Skuteczność takiego pokrycia ścian pociągnęła za sobą dalsze działania i stopniowo zaczęto malować podmurówkę, czyli wciąż brudny, wystający z ziemi fundament. Tu wykorzystywano rozpuszczoną sadzę do pokrycia powierzchni, zaś packi odbijane były pędzlem umoczonym w wapnie. Ten sposób upiększania uległ zmianie dopiero po II wojnie światowej, kiedy zamiast domów drewnianych zaczęły powstawać murowane, zmienił się też sposób ich ogrzewania; wyprowadzono z izby również zwierzęta i umieszczono je w oborach. 

Jednak już w pierwszej dekadzie XX wieku zalipiańskie dziewczęta zaczęły powoli wprowadzać kwiatowe wzory i zawijasy do zdobienia. W tym celu używane były kolorowe, sproszkowane farby rozpuszczane w mleku. Ten sposób zdobienia domów szybko zyskał kolejne rzesze zwolenników (zwolenniczek), które wymyślały coraz bardziej skomplikowane wzory. Do dziś, raz w roku, w Zalipiu, odbywa się konkurs „Malowana Chata”, na najładniej ozdobiony dom. 

fot. J.Gul

fot. J.Gul

Zagroda Felicji Curyłowej w Zalipiu 

Po II wojnie światowej, wśród malujących w Zalipiu kobiet, znacząco zaczęły wyróżniać się te, które poza odtwórczym powielaniem wzorów, były w stanie wymyślać i łączyć nowe elementy. Wśród nich była między innymi Felicja Curyło, która nie tylko przez wiele lat sprawowała pieczę nad malarkami, ale działała społecznie na rzecz wsi, walcząc m.in. o jej elektryfikację. 

Dziś jej zagroda pełni funkcję muzeum, a bajkowe niemalże zdobienia zachwycają zwiedzających. W skład zagrody wchodzi dom artystki, stajnia, stodoła oraz chałupa z klepiskiem. Niestety zagrody nie udało mi się zwiedzić – w chwili obecnej trwa tam remont i muzeum ma być zamknięte do końca 2018 roku. 

Zagroda Curyłowej
fot. J.Gul

Zatrzymaliśmy się tylko na chwilę przed ogrodzeniem, by zrobić kilka zdjęć, a także udać się do przyciągającego wzrok domu naprzeciw zagrody, "Izby regionalnej" – można tam kupić pamiątki z Zalipia, choć trzeba przyznać, że oferta jest wyjątkowo uboga. Brakowało przede wszystkim magnesów, które przecież są najchętniej kupowaną pamiątką z podróży. Samo wnętrze jest jednak na tyle malownicze, że warto tam wejść. 

fot. J.Gul

fot. J.Gul


Dom Malarek 

Dom Malarek powstał z inicjatywy Felicji Curyłowej – to miejsce, gdzie malarki się spotykały, dzieliły doświadczeniami. Obecnie jest on ośrodkiem artystów z całego Powiśla Dąbrowskiego, a w jego wnętrzach prezentowane są prace zalipiańskich artystów. Mimo nieciekawej fasady budynek jest bogato zdobiony w środku, można tu również kupić pamiątki, choć to kolejne miejsce, gdzie magnesów brakowało. 

fot. J.Gul

Zachwyca jednak przede wszystkim otoczenie Domu Malarek, dlatego warto wygospodarować sobie kilka minut wolnego czasu, by nasycić wzrok ogrodem przed wejściem, a szczególnie wyjątkowym, malowanym domem, studnią czy zegarem.

fot. J.Gul

Kościół św. Józefa 

Dom Malarek dzieli od kościoła około 10 minut spaceru w trakcie którego możemy poszukiwać malowanych domów we wsi. Są one rozrzucone po całym terenie, dlatego też nie robią takiego wrażenia, ale jeśli już je znajdziemy, to warto wypatrywać tabliczki z napisem „Zwiedzanie” – oznacza ona, że przy otwartej furtce można śmiało wejść na teren posesji i podziwiać nie tylko malowane domy, ale i psie budy, stodoły, studnie, sprzęty rolnicze i gospodarstwa domowego, a nawet … malowane drzewa. 

Jednonawowy kościół parafialny pod wezwaniem św. Józefa został poświęcony w 1949 roku. Zbliżając się do kościoła nie jesteśmy przygotowani na to, co znajduje się w jego wnętrzu. Zaprojektowane przez tarnowskiego malarza J.Szuszkiewicza kompozycje kwiatowe zostały wykonane w 1966 roku przez okoliczne malarki pod kierunkiem F.Curyłowej. W 1994 roku malowidła zostały odnowione.

Przebywając w środku, warto zwrócić uwagę nie tylko na zdobienia filarów czy inne ukwiecone elementy, ale również na polichromie, a także na sklepienie kolebkowe z lunetami poziomymi. Na sklepieniu, w układzie pasowym, naniesione zostały wzory z kwiatów i liści. Koniecznie trzeba również zajrzeć do kaplicy św.Błażeja - została ona przyozdobiona w stylu zalipiańskim. 

fot. J.Gul
fot. J.Gul

Po prawej: Kaplica św.Błażeja; po lewej - wejście do kościoła
fot.J.Gul

Obok świątyni znajduje się cmentarz, gdzie spoczywa Curyłowa. Jeszcze za życia wymalowała kwieciste wzory, które teraz zdobią jej pomnik. Łatwo go znaleźć – jest zaraz przy wejściu po lewej stronie. Niestety mało kto z turystów tu dociera, koncentrując się raczej na Zagrodzie Curyłowej.

fot.J.Gul

Zagroda Trójniaków 

Odwiedziliśmy również Zagrodę Trójniaków, czyli Zagrodę Edukacyjną w Zalipiu. Można tu zobaczyć izbę regionalną ze starymi maszynami i urządzeniami wykorzystywanymi dawniej na wsi do codziennej pracy, a sympatyczna gospodyni objaśnia ich przeznaczenie, opowiada również o tym, jak dawniej wyglądało życie na zalipiańskiej wsi. Koszt wizyty to zaledwie 2 zł, ale nie jest to atrakcja, z której drugi raz bym skorzystała. Być może, gdyby zwiedzanie było połączone z warsztatami byłoby inaczej – gospodarstwo organizuje bowiem pokaz produkcji blacharzy (5 zł). 

W Zagrodzie warto jednak zaopatrzyć się w pamiątki – tu nareszcie dostępne, ręcznie malowane w stylu zalipiańskim.

fot. J.Gul

2 komentarze:

  1. Jak tam malowniczo i kolorowo! Pięknie:D
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń