wtorek, 30 marca 2021

Podróże z dzieckiem: krakowski Kazimierz

Obecnie mówiąc o Kazimierzu, mówimy ogólnie o Krakowie, o krakowskim Kazimierzu lub o Kazimierzu w Krakowie, jednak w wieku XIV było to odrębne miasto. To w 1335 roku król Kazimierz zwany „Wielkim” założył nowe miasto nieopodal swojej siedziby królewskiej. To właśnie od jego imienia przyjęło ono nazwę Kazimierz. Chciałam tu przyjechać już od wielu lat, zawsze jednak coś stawało na przeszkodzie, zaś z roku na rok moje wyobrażenie o wyjątkowości tego miejsca rosło w siłę. I choć restrykcje nałożone muzea czy restauracje zniechęcają do zwiedzania, to zawsze można zwiedzać ... kościoły i dlatego w końcu zdecydowałam się zobaczyć Kazimierz, a niejako przy okazji krakowskie Sukiennice.

Miasto Kazimierz odgrywało dużą rolę w polityce gospodarczej króla. Nie było konkurencją dla Krakowa, ale podobnie jak Kleparz, któremu ten sam król nadał prawa miejskie w 1366 roku, było dla stolicy Polski miastem satelitarnym. Jak Kleparz od północy, tak Kazimierz od południa miał osłaniać Kraków. Król, lokując nowe miasto, nadał mu także przywileje handlowe, dzięki którym mogło prężnie się rozwijać. Przywileje dla kazimierskich mieszczan, np. na cotygodniowe targi bydła, spławianie Wisłą drzewa, handel z Krakowa czy przewóz trunków były znacznie ograniczone w stosunku do przywilejów, które zostały nadane mieszczanom krakowskim.

Miasto zostało posadowione pomiędzy dwoma nurtami Wisły – starym korytem, które w XIX wieku zostało zasypane (obecnie znajdują się tam Planty Dietlowskie) – a nową odnogą, która istnieje do dziś i oddziela krakowski Kazimierz od Podgórza. Usytuowanie osady na terenie otoczonym przez wody rzeki Wisły upodobniły Kazimierz do wyspy. Nowopowstałe miasto zostało otoczone murem obronnym z czterema bramami, a najważniejszą z nich była brama Gliniana, zwana również Krakowską (znajdowała się u wylotu obecnej ulicy Krakowskiej). Przez nią wychodziło się z Kazimierza na Mont Królewski, zwany Pons Regalis, a dalej przez Stradom, przez który dochodziło się pod zabudowania wawelskie i mury obronne Krakowa, których w tym miejscu strzegła brama Grodzka. Równie ważną bramą, była brama Solna, zwana również Wielicką. To przez nią przyjeżdżali kupcy, którzy handlowali średniowiecznym białym złotem, czyli solą wydobywaną w pobliskich żupach solnych w Wieliczce czy Bochni. Kolejna z bram, Skawińska, otwierała dla kupców drogę na Śląsk oraz Skawinę i to od niej wzięła nazwę jedna z ulic. Kolejna brama, Bocheńska, zwana również Bydlęcą, usytuowana była u wylotu traktu bocheńskiego, który znajdował się tam, gdzie obecnie jest ulica Gazowa. W jej pobliżu znajdował się kazimierski Rynek Bydlęcy. Brama ta służyła mieszkańcom Kazimierza do przeprowadzania bydła i koni, którymi handlowano na pobliskim rynku.

Sercem Kazimierza był główny plac, na którym kwitł handel. Jego pozostałością jest plac Wolnica, kiedyś przecięty traktem wielickim, później znacznie okrojony od strony zachodniej pod zabudowę mieszkalną. Kazimierz miał również Ratusz, w którym obecnie mieści się Muzeum Etnograficzne im. Seweryna Udzieli.

Ratusz na Kazimierzu

wieża Ratuszowa

W średniowiecznym mieście nie mogło zabraknąć najważniejszej dla miasta fary. Chociaż na terenie Kazimierza znajdowało się kilka kościołów, w tym pw. Św.Michała na Skałce – miejsce kultu św.Stanisława, w narożniku rynku powstała najważniejsza budowla sakralna miasta - kościół parafialny, czyli farny, pod wezwaniem Bożego Ciała, wybudowany w drugiej połowie XIV wieku, do którego w XV wieku król Władysław Jagiełło sprowadził Kanoników Regularnych Laterańskich. Rozwijała się zabudowa mieszkalna, początkowo drewniana, później zastępowana znacznie trwalszą murowaną.





Do kościoła pw. Św.Michała na Skałce też zresztą wstąpiliśmy. Postawiony on został w XVIII wieku na miejscu starszej świątyni, bogato wyposażając. 




Dziś kościół ten wewnątrz robi nieco przygnębiające wrażenie, jest ubogi i zniszczony, natomiast z zewnątrz wygląda monumentalnie. W tutejszej Krypcie Zasłużonych (wejście pod schodami prowadzącymi do kościoła) spoczywają wybitne osobistości, m.in. zakochany w Krakowie Stanisław Wyspiański czy malarz Jacek Malczewski. Dzięki uprzejmości jednego z braci, mogliśmy wejść do Krypty. Jest to niewielkich rozmiarów pomieszczenie, mieszczące zaledwie kilka sarkofagów - chyba jednokrotne wejście tam w zupełności zaspokoiło moją ciekawość. 





W XV wieku Kazimierz stał się miastem dwóch kultur – chrześcijańskiej i żydowskiej, które rozwijały się w swoim sąsiedztwie przez kilka wieków. Osiedlenie się Żydów w okolicy obecnej ulicy Szerokiej spowodowane było zamieszkami antyżydowskimi, które wybuchły w Krakowie za czasów króla Jana Olbrachta. Żydzi osiedlili się w Krakowie już w XIII wieku, w rejonie najstarszych zabudowań uniwersyteckich, położonych przy obecnej ulicy św.Anny, kiedyś Żydowskiej. Następnie przenieśli się w okolice placu Szczepańskiego, by ostatecznie zamieszkać w Kazimierzu. Ta, w rejonie obecnej ulicy Szerokiej, powstało wyodrębnione z chrześcijańskiego Kazimierza Miasto Żydowskie – Oppidum Judeorum, które przetrwało do marca 1941 roku, kiedy to hitlerowcy przenieśli ludność żydowską do utworzonego na terenie Podgórza getta.

Część zabudowy Kazimierza sięga XVI-XVII wieku, a najcenniejszym budynkiem jest Stara Synagoga, najstarsza zachowana w Polsce i pierwsza z powstałych na Kazimierzu. Niestety nie dotarliśmy do niej, bowiem zaparkowaliśmy w pobliżu ulicy Miodowej i skoncentrowaliśmy się na  synagodze Tempel oraz synagodze Kupa. Niestety obie były zamknięte. 

Pierwsza z tych synagog, której projektantem był Ignacy Hercok, stanęła już poza terenem historycznego miasta Kazimierz, u zbiegu dzisiejszej ulicy Podbrzezie i ulicy Miodowej. Obecny wygląd uzyskała po zmianach architektonicznych dokonanych w latach 90. XIX wieku oraz po rozbudowie z 1924 roku. 

Synagoga Tempel


Druga z synagog, o kontrowersyjnej nazwie Kupa, zlokalizowana jest zresztą przy ulicy o te samej nazwie. Jak się okazuje wyjaśnienie jest proste - została ona wzniesiona ze środków gminy żydowskiej – tzw. kahału, zaś słowo kupa z hebrajskiego oznacza po prostu kasę – tu kasę gminy żydowskiej. Synagogę wybudowano w latach 40. XVII wieku, a jej obecny kształt jest wynikiem wielokrotnej modernizacji. 

Spragnieni normalności wstąpiliśmy jeszcze do jednej z kilku otwartych (mimo pandemii) kawiarni, o której już dwa lata temu słyszałam od koleżanki - Cytat Cafe. To był zdecydowanie dobry wybór, a kawiarnia przyciąga klimatycznym wnętrzem, książkami, dobrą kawą, pysznym croissantem migdałowym (Klara zjadła prawie połowę!) oraz jajecznicą (P. zachwalał). Za całe zamówienie (dwie kawy, rogalik i jajecznica zapłaciliśmy niecałe 60 zł, zatem ceny porównywalne do innych kawiarni). 





Jako, że godzina była jeszcze młoda zdecydowaliśmy się udać na krakowski Rynek. Zrujnowane uliczki Kazimierza nieco nas przytłoczyły, zupełnie inaczej sobie wyobrażałam tę enklawę bohemy artystycznej.



Zwiedzanie ścisłego centrum Krakowa nie było naszym celem szczególnie, że tak naprawdę z uwagi na zamkniecie Muzeów i restauracji, miasto stwarzało przygnębiające wrażenie. Na Rynku znajdują się Sukiennice, obecnie świecące pustkami i Kościół Mariacki z gotyckim ołtarzem Wita Stwosza. Stąd też codziennie, co godzinę, rozlega się słynny hejnał mariacki. Niemal wszystkie kamienice i pałace wokół Rynku tu kilkusetletnie obiekty zabytkowe. Pod numerem 35 mieści się Muzeum Historyczne Miasta Krakowa - mam nadzieję, że w tym roku uda się Wam go pokazać. 



Z Rynku poszliśmy dalej na spacer ulicą Floriańską - nie dość, że prowadzi ona do Barbakanu, to jeszcze po drodze zobaczymy Dom Jana Matejki i słynną kawiarnię Jama Michalika (zamkniętą niestety). Teoretycznie po tym spacerze odpocząć można na plantach, czyli miejskich ogrodach, które otaczają najstarszą część Krakowa. Tyle tylko, że do ogrodów im naprawdę bardzo daleko, a zaniedbane sprawiają równie przygnębiające wrażenie, jak pozbawiony turystów i studentów Kraków.  Na drugim końcu Traktu Królewskiego znajduje się wzgórze Wawelskie z zamkiem, niestety w chwili obecnej niemożliwym do zwiedzania.

wzgórze Wawelskie z zamkiem

Wstąpiliśmy natomiast do Bazyliki św. Franciszka z Asyżu, właściwie tylko po to, by zobaczyć witraże Wyspiańskiego, a właściwie jeden z nich - witraż Bóg Ojciec, który zawsze robił na mnie niezwykłe wrażenie. W świątyni znajdują się też freski artysty oraz droga krzyżowa - czternaście obrazów stacji Męki Pańskiej dla kościoła franciszkanów w Krakowie zrealizował Józef Mehoffer, a zamówienie to było ponoć rekompensatą za porażkę w konkursie na witraże, których wykonanie powierzono Wyspiańskiemu.




2 komentarze:

  1. Może faktycznie jeszcze będzie normalnie. Cieszę się, że po długiej przerwie pojawił się miły, ale równocześnie przykry opis. Planowałam zwiedzanie Kazimierza, ale się nie udało. Witraż Wyspiańskiego przepiękny. Czekam na następne wycieczki i opisy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, patrząc na witraż czuć wielkość Boga. Mam nadzieję, że będzie normalnie. A do Kazimierza planuję jeszcze wrócić, by zajrzeć do wnętrza synagog.

      Usuń