środa, 22 lutego 2017

Wojciech Ganczarek "Upały, mango i ropa naftowa"

Autor: Wojciech Ganczarek
Wydawnictwo: Bezdroża


„Gdy tylko opuściłem Wenezuelę, musiałem się naprawdę wysilać, by przypomnieć sobie jej negatywne aspekty. Wyleciały mi z głowy obrazy kolejek, obskurnych autobusów, smród spalin na ulicach miast, nieprzyjazne spojrzenia w reakcji na mój jasny kolor skóry, zagłuszający wszystko ryk klaksonów i prymitywny, wulgarny rytm reggaetonu (…). Kiedy myślę o Wenezueli, przed oczami stają mi najurokliwsze plaże, niezrównanie piękne kobiety i pustka Gran Sabany (…)” – tymi słowami charakteryzuje kraj leżący w północnej Ameryce Południowej Wojciech Ganczarek, fizyk i matematyk, a także podróżnik dzielący się cieniami i blaskami swojej drogi. 

Książka Ganczarka „Upały, mango i ropa naftowa” to okazja do dzielenia się z szerokim gronem czytelników swoimi wrażeniami, to również próba obiektywnego spojrzenia na kraj, który jest niejednoznaczny, wielobarwny, który ma tyle samo wad, co i zalet. Wenezuelę można albo pokochać, albo znienawidzić i wydaje się, że autor – po chwilowym zniechęceniu – zupełnie stracił dla niej głowę. Nie zmienia to jednak faktu, że dostajemy nie tylko relację z podróży, ale i solidną dawkę wiedzy na temat sytuacji społeczno-politycznej kraju, kondycji gospodarki, a także kultury (w tym kultury jedzenia). Opublikowana nakładem wydawnictwa Bezdroża książka to wyjątkowa propozycja zarówno dla osób, które planują wyprawę do tego będącego kolebką karteli narkotykowych kraju, który urzeka swym kolorytem, zaskakującymi krajobrazami, zadziwia rozwarstwieniem społeczeństwa, ale przede wszystkim zachwyca atmosferą. To także książka dla tych, którzy w Wenezueli widzą swoją przyszłość, a także dla tych, którzy pragną przeżyć wielką przygodę, poczuć w ustach smak arepy, zupy pani Any czy empanady z Chacantá, a wszystko to bez wyruszenia z domu.

Przypominająca solidne opracowanie naukowe dotyczące Wenezueli książka zawiera elementy, których zwykle nie znajdziemy w typowych opowieściach drogi. Dlatego też należy docenić wielką wartość merytoryczna publikacji, autor porusza się bowiem w obszarze tematów trudnych, wielokrotnie zbywanych milczeniem, lecz w bezpośredni sposób wpływający na odbiór kraju zarówno przez jego mieszkańców, jak i turystów. Ganczarek jest niekiedy czynnym uczestnikiem opisywanych przez siebie wydarzeń, czy też obserwatorem codzienności, ale wchodzi również w rolę dziennikarza. Wyrazem tej ostatniej funkcji są wywiady przeprowadzane m.in. z sekretarzem komitetu do spraw infrastruktury w radzie jednego z osiedli, dyrektorem i właścicielem laboratoriów farmaceutycznych czy wenezuelskim politologiem.

Z opowieści Ganczarka i spotkanych przez niego na drodze ludzi wyłania się kraj kontrastów, w którym kobiety porażają swoją urodą, w który kwitnie korupcja i inne formy przestępczości, który boryka się z niekompetentnymi przywódcami, ale który mimo wszystko ekscytuje. Autor pisze o zakorkowanych zdezelowanymi samochodami drogach, o absurdalnie niskich cenach benzyny, o czarnym rynku, przemycie i kombinacjach, sporo dowiemy się również o absurdach wenezuelskiej gospodarki czy flagowych ideach politycznych i o El Comendante. Zatrzymujemy się wraz z autorem w miastach i miasteczkach, popijamy ciepłą wodę z bidonu, staramy się energicznie i zdecydowanie kroczyć uliczkami, w przeciwnym bowiem wypadku możemy stać się łatwym łupem dla napastników. Obserwujemy rezultaty programu Vivienda Venezuela, podziwimy murale ku czci Cháveza, rewolucji i lokalnych kolektywów, a także próbujemy pogodzić się z notorycznym brakiem prądu i … osobliwymi zwyczajami kulinarnymi, jak na przykład ryż z rybą, fasolą oraz cukrem. 

Z każdym słowem autora, z każdym jego przystankiem coraz mocniej zanurzamy się w wenezuelską rzeczywistość, próbując ją oswoić, zachwycając się nią, a ostatecznie zupełnie zapominając – podobnie jak autor – o wszystkich wadach kraju. W tym przeniknięciu do tego nieszablonowego świata, pełnego nasyconych kolorów, ale i spalin oraz plam ropy, pomagają nam załączone do publikacji zdjęcia choć można żałować, że jest ich tak mało. Nie zmienia to jednak faktu, że Wenezuela z perspektywy Ganczarka sprawia, iż jesteśmy w stanie już jutro wyruszyć w drogę. W końcu nie bez przyczyny mieszkańcy twierdzą, że to „najlepszy kraj na świecie”. I choć można mieć wątpliwości, czy to rzeczywiście najlepsze miejsce, by układać sobie w nim życie, to z pewnością obawy te nie dotyczą podążania tropem autora.

6 komentarzy:

  1. marzy mi się wyprawa do tego kraju. ta mysi być pięknie... ale z dala od ludzi tak by tylko przyrodę podziwiać i chłonąć ją o :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Mmmm faktycznie, aż chce się wyruszyć w drogę. Bardzo chętnie zapoznam się z tą pozycją, tym bardziej, że o Wenezueli chyba nie czytałam jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam! Powiedziałabym nawet, że to solidny kawałek reportażu, bo rzeczywiście czasami miałam takie wrażenie. No i Wenezuela - może inna niż na folderach, ale wciąż intrygująca!

      Usuń
  3. Relacje z podróży i reportaże to gatunki, po które zwykle nie sięgam. Tutaj jednak można znaleźć coś więcej - jak wspominasz. Dobrze przygotowana pod względem merytorycznym lektura z pewnością jest wartościowa i właściwie to jest to, co mogłoby mnie przekonać do przeczytania :) Wenezuela to kraj, o którym niewiele wiem, i jestem ciekawa, czy polubiłabym ją, czy też nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja chyba pokochałabym własnie za to, co denerwuje wielu - za nieprzewidywalność, niejednoznaczność. Rzeczywiście, książka znacząco różni się od dostępnych na rynku przewodników czy relacji z podróży, przede wszystkim ze względu na jej płaszczyznę merytoryczną.

      Usuń