sobota, 7 października 2017

Górskie wędrówki po Beskidzie Ślaskim - Szyndzielnia i Błatnia

Zamieszkanie w niewielkiej odległości od Beskidu Śląskiego powinno sprawiać, że każdy weekend spędzamy eksplorując górskie szlaki. Niestety często tak bywa, że właśnie fakt bliskości gór skutkuje tym, że wciąż odwlekamy wyprawę. Aż wstyd się przyznać, ale w ciągu swojego życia byłam w górach tylko kilka razy z wycieczką szkolną. Rok 2017, jako rok zmian, przyniósł również wędrówkę po górach, do których inspiracją była książka wydawnictwa STAPIS, pt. „Górska korona Polski”.

Nasz wybór padł na wspomniany Beskid Śląski, idealny dla wszystkich początkujących piechurów (choć początkująca byłam tylko ja). To urokliwe pasmo górskie leży w zachodniej części polskich Beskidów, przy granicy z Czechami i Słowacją. Najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego to Skrzyczne (1257 m n.p.m.), choć my postanowiliśmy wyruszyć trasą: Bielsko Biała – Szyndzielnia i urokliwe schronisko PTTK - PTTK na Błatniej – Chata Wuja Toma na Przełęczy Karkoszczonka – Szczyrk, skąd autobusem znów dojechaliśmy do Bielska-Białej. I choć mogłoby się wydawać, że to wyprawa bardziej szlakiem schronisk i pysznego jedzenia, to droga na Błatnią miejscami była naprawdę wymagająca.

Beskid Śląski to pasmo górskie, które jest niezwykle popularne wśród turystów, być może z uwagi na piękne widoki, zróżnicowane szlaki, a może z uwagi na to, że nie ma zakątka górskiego pasma, do którego szlak ów nie prowadzi. W centrum Ustronia swój początek ma Główny Szlak Beskidzki, który ciągnie się niemal przez 500 km, by zakończyć bieg w Bieszczadach, w Wołosatem, ale nasz wybór padł na Bielsko, skąd – z uwagi na obecność nieletniego, początkującego (jak ja) piechura – wjechaliśmy kolejką linową, która wozi turystów w pobliże wierzchołka. Cena kolejki jest niestety powalająca – 18 zł, dlatego też zgodnie orzekliśmy, że kolejna wyprawa w góry będzie zakładała już samodzielne zdobycie szczytu. Niemniej jednak, podróż żółtymi, przeszklonymi gondolami, które przez około 10 minut „wspinają” się po dość stromym zboczu, dostarcza niezapomnianych wrażeń. Wagoniki przejeżdżają wolno pomiędzy szczytem Kołowrotu a wzniesieniami Dębowca i Cubernioka, zaś już niemal pod szczytem naszym oczom ukazuje się zarastający już, nieczynny stok narciarski Sahara. Dojazd do kolei linowej spod Dworców PKP i PKS nie stanowi problemu - można dojechać pod dolną stację autobusami nr 7 (latem) i nr 8. Dla turystów zmotoryzowanych parking znajduje się w niewielkiej odległości od kolejki – cena całodniowego postoju samochodu wynosi 10 zł. 

fot. J.Gul
fot. J.Gul

Przy górnej stacji kolei linowej znajduje się wieża widokowa o wysokości 18 m., z której platformy widokowej roztacza się panorama na Bielsko-Białą, Beskid Mały, Śląski oraz Żywiecki, a także Babią Górę, Pilsko i Tatry. Bilet na wieżę można kupić w kasie kolei linowej – koszt to 4 zł, my jednak nie korzystaliśmy z tej atrakcji. 


fot. J.Gul
fot. J.Gul

Okazałe schronisko turystyczne PTTK, do którego zmierzaliśmy, znajduje się około 15 minut drogi od wieży widokowej, na wysokości około 1000 m n.p.m. Z uwagi na dość strome i kamieniste podejście, zabieranie wózka bez gondoli nie jest dobrym pomysłem, o czym mogliśmy przekonać się obserwując zmagania podążającej przed nami pary.  
Budynek został wzniesiony w roku 1897 jako pierwsze schronisko w polskich Beskidach. Zbudowane jest z kamienia, a jego charakterystyczna wieżyczka przywodzi na myśl schroniska alpejskie. Jest doskonałą bazą wypadową, bowiem znajduje się tu węzeł szlaków pieszych, którymi dotrzeć można do Wapienicy, Olszówki, Bystrej, Szczyrku, Brennej, Jaworza oraz na okoliczne szczyty: Klimczok, Błatnią (na która zmierzaliśmy) oraz Kozią Górę. Schronisko oferuje prawie 50 miejsc noclegowych, wewnątrz znajduje się duża jadalnia, choć nam pogoda umożliwiła rozgoszczenie się na tarasie przed schroniskiem raczenie się całkiem znośną kawą.

fot. J.Gul

fot. J.Gul

Po około 5 minutach od wyjścia ze schroniska, zdobyliśmy szczyt Szyndzielni (1028 m n.p.m.). To lubiany szczyt Beskidu Śląskiego, który usytuowany jest pomiędzy dolinami Olszówki, Wapienicy i Białki. My kierowaliśmy się dalej, do schroniska PTTK na Błatniej. Spacerowym tempem dotarliśmy tam (mijając m.in. Trzy Kopce) po niecałych 2 godzinach, choć miejscami trasa była dość uciążliwa. Mięśnie, które dawały o sobie znać, były jednak niczym, w porównaniu do urokliwego schroniska na Błatniej.

fot. J.Gul
fot. J.Gul
fot. J.Gul

Błatnia (Góra Błotna, 917 m n.p.m.) jest wypiętrzeniem grzbietu, który wznosi się nad Doliną Wapienicy, około 4 km na zachód od Klimczora. Wierzchołek oraz grzbiety w jego rejonie i południowe stoki opadające ku dolinie Chrobaczego Potoku w pokryte są ciągiem polan, stanowiących do II wojny światowej miejsce wypasu zwierząt. Obecnie większość stoku pokryta jest lasami. Sama nazwa góry, używana przez miejscową ludność, brzmiała „Błotny”. W 1571 roku pojawiła się w niemieckich dokumentach jako „Berg Blatin”, zaś później, w pismach czeskich, występowała jako „Blatny” lub „Blatna”. Na austriackich mapach z początku wieku, szczyt został oznaczony jako „Blatny”, zaś po I wojnie światowej funkcjonowała nazwa „Błatnia” (gwarowo „Błatnio”), która została po dziś dzień. 

fot. J.Gul

Samo schronisko, może z uwagi na swoją wielkość, jest dużo przytulniejsze niż to na Szyndzielni. Powstanie Schroniska na Błatniej przypada na rok 1926, kiedy to niemieckie Towarzystwo Przyjaciół Przyrody „Naturfreunde” z Aleksandrowic wzniosło tu drewniane schronisko. Z uwagi na jego coraz większą popularność, spowodowaną zapewne umiejscowieniem - przebiegały tędy szlaki na Klimczok i Szyndzielnię, w 1930 roku Bielskie Koło Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego miało zamiar wybudować konkurencyjne schronisko. Zakupilo nawet działkę w pobliżu szczytu, ale z uwagi na trudności finansowe organizacji, przedsięwzięcia nigdy nie zrealizowano. 

fot. J.Gul
W czasie II wojny światowej w schronisku rezydowało wojsko niemieckie. Pod koniec roku 1944, niemieccy żołnierze zdewastowali budynek, wykorzystujac materiał z jego rozbiórki do budowy pobliskich umocnień polowych. Po odbudowie, ponowne otwarcie obiektu nastąpiło w sierpniu 1945 roku. 

fot. J.Gul

Tu również znajdziemy blisko 50 miejsc noclegowych i jadalnie na około 30., a także ogródek letni. Kuchnia podaje prawdziwe przysmaki, choć – co było chyba jedynym minusem – wszystko, co nam podano, było letnie. Do schroniska przybyliśmy w porze obiadowej, ale udało mi się dostać jeszcze smażoną kiełbasę z pysznym chlebem, obecną w zestawie śniadaniowym, podawaną z musztardą i ketchupem. Za 8 zł dostałam ogromny kawałek dobrze wysmażonej kiełbasy, który zaspokoi głód największego głodomora. Nasz towarzysz wyprawy zamówił żurek z jajkiem i ziemniakami (10 zł), który polecał i kotlet schabowy (wielkości niemal całego talerza) z ziemniakami i ogórkiem (20 zł). Bardzo dobra kawa (5 zł) i herbata (4 zł) dopełniły tej kulinarnej rozpusty, po której przez niemal godzinę odpoczywaliśmy na ławce, wygrzewając się w ostatnich przed jesienią promieniach słonecznych. 

fot. J.Gul

Z Błatniej musieliśmy zawrócić znów w kierunku Szyndzielni, by w mniej więcej połowie stromego zejścia, skręcić do Chaty Wuja Toma. Podane 40 minut na dojście niestety wydłużało się z każdą chwilą, bowiem w lesie brak jest dobrego oznaczenia drogi. Szliśmy zatem nie wiedząc, czy rzeczywiście zmierzamy do celu. 

fot. J.Gul
fot. J.Gul

Jednak warto było wypatrywać wśród drzew tabliczek, by zaprowadziły nas do stylowej górskiej chaty, urządzonej w starej zagrodzie z 1918 roku, zlokalizowanej na wys. 736 m n.p.m. Dla osób, które zamiast przedzierać się przez las chcą podjechać, lub eksplorowanie gór zacząć od tej strony, umiejscowienie Chaty Wuja Toma jest niezwykle atrakcyjne – obiekt usytuowany jest kilkanaście minut marszu od przystanku autobusowego w Szczyrku Biłej. Po posiłku w schronisku na Błatniej zdecydowałam się tylko na pyszne włoskie lody, będące chlubą właściciela (5 zł). Pewien głodomór wziął jeszcze kluskę na parze z polewą z owoców, w ramach przekąski. Okazało się, że owa kluska jest wielkości całego talerza, a na dodatek polana jest obficie jogurtem jagodowym i śmiało może służyć jako obiad (12 zł). Warto było jednak przesunąć dziurkę od paska, by jej spróbować :-)

Fot. J.Gul
Z Chaty Wuja Toma powędrowaliśmy wśród domków już do centrum Szczyrku, a następnie autobusem wróciliśmy do Bielska-Białej. Choć wyprawa była spontaniczna, to dzięki pogodzie i samym górom, naprawdę wspaniała!

1 komentarz:

  1. W naszym beskidzie jest co robić jak widać;) Myślę, że też tu propozycje od http://www.amos.auto.pl was zainteresują.

    OdpowiedzUsuń