sobota, 22 kwietnia 2023

Janina Porazińska " Pamiętnik Czarnego Noska" - streszczenie szczegółowe

Tytuł: Pamiętnik Czarnego Noska
Autor: Janina Porazińska



Zastanawiasz się, kim jest Czarny Nosek? To sympatyczny miś pracujący w redakcji czasopisma dla młodszych dzieci „Słonko”, mieszczącej się w Warszawie. Czasopismo wychodziło przed wojną w latach od 1934 roku do 1939 roku, a pluszowy miś siedział tam sobie na gzymsie kominka. Wcześniej miś mieszkał w domu Małgosi, wraz z jej rodzicami i było mu tam bardzo dobrze. Jednak dziewczynka była coraz starsza, miała coraz więcej nauki i nie miała czasu zajmować się misiem. Postanowiła oddać go do redakcji, ponieważ uważała, że tam będzie miał dużo milsze życie, a dzieci będą go odwiedzały. Obiecała ona jednak misiowi, że będzie ją regularnie odwiedzać. I tak miś zamieszkał na krawędzi staroświeckiego kominka w redakcji pisemka dla dzieci i obserwuje jak listonosz przynosi listy od dzieci z całej Polski, a nawet i z zagranicy. Pewnego dnia Pani redaktor Janina Porazińska zaproponowała misiowi, by ten w imieniu redakcji odpisywał na listy. Miś zgodził się od razu i tak zaczęła się jego praca dla „Słonka”.

Na początku każdej odpowiedzi na list miś dodawał krótki dwuwiersz od siebie. Przy jednym z listów napisał: „Kto napisał liścik do mnie, ten ucieszył mnie ogromnie”, przy innym: „Prędko dajcie mi ołówek, chce napisać kilka słówek”.

Na początku miś dalej siedział sobie na wspomnianym gzymsie kominka. Do chwili, kiedy do redakcji przyszedł wielki pies, a za psem wkroczył malarz, pan Michał, z dużą paczką dla Czarnego Noska. W paczce był piękny pokoik dla misia zrobiony własnoręcznie przez malarza ze sklejki. Każda ściana była w innym kolorze: jedna była czarna, jedna czerwona, jedna żółta, zaś na ścianach namalowane były obrazy. Na środku był stolik z fotelem, w którym miś mógł siedzieć i odpisywać na listy. Teraz, kiedy miś miał swój dom, zaczął odpisywać na listy z jeszcze większym zapałem. A listów przychodziło bardzo dużo, niekiedy nawet koperty nie zawierały adresu, był tylko odbiorca – Wielmożny Nosek Czarny, a i tak listy trafiały do misia. Dzieci zapraszały pluszaka czasami do domu, zachęcały miodem i piernikami, albo pytały, czy w środku jest człowiekiem. Kontaktowały się z misiem nawet telefonicznie, ale jak miś zaczął mruczeć im do słuchawki, to wycofywały swoje zaproszenia, jakby przestraszone. Dzieci zaczęły też prosić, by miś wszystko im o sobie opisał, a szczególnie co się z nim działo, zanim zamieszkał w redakcji gazety. To zainspirowało misia do napisania Pamiętnika Czarnego Noska…

Miś wraca zatem pamięcią do chwili, kiedy stał sobie za szybą, w sklepowej witrynie. Wokół było mnóstwo różnych zabawek, między innymi blaszana małpka wspinająca się po sznurku, nakręcana lokomotywa, piłka z namalowanym księżycem. Za szybą słychać było tramwaje, warczenie samochodów czy stukot końskich kopyt. Widać było też ludzi przemykających w różne strony. Zabawkom często przyglądały się dzieci. Misiowi najbardziej podobała się jedna dziewczynka w przykrótkim płaszczyku i pocerowanych rękawiczkach, która niezależnie od pogody, codziennie rano pukała palcem w szybę wystawy i witała się z nim. Czarny Nosek bardzo chciał być jej synkiem i bał się, by nikt inny go nie kupił. Pewnego dnia do sklepu wszedł gruby mężczyzna. Był bardzo niemiły, krzyczał na ekspedientkę, targował się i nic mu się nie podobało. Nagle zażądał, by pokazać mu misa z wystawy, po czym mocno naciskał na jego brzuszek, by sprawdzić, czy piszczy. Potem kazał pokazać sobie małpkę. W tym czasie miś wykorzystał zamieszanie i ukrył się w kartonach pod ladą. Szefowa, której miś nie lubił, bo była bardzo skąpa, zapytała pracownicy co kupił mężczyzna. Ta odpowiedziała, że mężczyzna kupił domino, małpkę i żołnierzy. Wówczas szefowa zapytała o misia, który nie wrócił na wystawę. Obie kobiety zaczęły poszukiwać pluszaka, ale nigdzie go nie mogły znaleźć. Wówczas szefowa stwierdziła, że ktoś go ukradł i potrąci z pensji pracownicy pięć złotych. Ekspedientka zaczęła płakać, a wówczas miś wyszedł z ukrycia i podrapał szefową w piętę. Na to zamieszanie weszła kobieta z dziewczynką. Miś usłyszał znajomy głos mówiący o nim, krzyknął zatem najgłośniej jak mógł: „Jestem”. Ekspedientka podniosła zabawkę z ziemi i wręczyła dziewczynce. Mama kupiła Małgosi misia, który odtąd stał się jej synkiem.

Miś ze swoją nową rodziną długo szedł ulicami miasta. Wreszcie przybyli do domu, w którym na czwartym piętrze mieszkała Małgosia z matką. Ojciec dziewczynki był marynarzem, pływał po morzach i wysyłał dziewczynce z dalekich stron listy. Widywali się zwykle dwa razy w roku, kiedy był sztorm na wiosnę i jesienią, wówczas przyjeżdżał do domu.

Mieszkanie opiekunki misia składało się z jednego większego pokoju, jednego mniejszego i kuchni. Ten mniejszy zajmowała Małgosia, a miś bardzo lubił to pomieszczenie. Na wszystkich oknach stało dużo kwiatów i wszędzie było czysto. Małgosia urządziła misiowi pokoik u siebie w kącie koło szafy, przy pokoju lalki Rozalindy. Dostał wózek dla lalek do spania i dziewczynka nazwała go Czarnym Noskiem.

Na drugi dzień mama Małgosi wyszła do pracy do biura, a dziewczynka do szkoły. Misiu pozostał na gospodarstwie i postanowił zwiedzić dom. Wędrówkę rozpoczął od większego pokoju. Najpierw chciał wyjrzeć przez okno wdrapując się po kaloryferze, ale poparzył sobie stopy. Później zobaczył leżące na półce jabłka i postanowił się nimi poczęstować. Wdrapał się na półkę i oparł o ścianę, przypadkowo zapalając światło. By je zgasić zaczął mocno dmuchać, jednak nie przynosiło to efektów. Postanowił wdrapać się jeszcze wyżej, na stół i poręcz krzesła, ale runął na ziemię. Kiedy się nieco uspokoił, pokuśtykał do kuchni, żeby wymoczyć sobie łapki w ciepłej wodzie. Tam zauważył dziwną miskę z dziurami, usiadł na jej brzegu i zjechał w głąb. Niezmiernie mu się to podobało, poczuł się, jakby zjeżdżał na sankach. Tyle tylko, że kiedy znów chciał się wdrapać na górę, przez przypadek odkręcił kran i cały się zamoczył. Postanowił stanąć do walki z tą wodą, która go zaatakowała. Szarpał się, rzucał i wierzgał łapkami i kopał wodę, aż ta w końcu przestała lecieć. Biedny miś, mokry, poparzony i poobijany pokuśtykał do swojego wózeczka.

Nadeszła wiosna i Czarny Nosek wraz z Rozalindą i Małgosią udali się do Łazienek, dawnego parku królewskiego w Warszawie. Małgosia zawiązała z tej okazji misiowi nową kokardę na szyi, wystroiła też Rosalindę. Wsadziła misia i lalkę do wózka i pojechali do Łazienek. Miś podziwiał piękne zielone drzewa, kwiaty na klombach, śpiew ptaków. Podsłuchał również rozmowę chłopców, którzy rozmawiali o dokarmianiu ptaków i domkach na drzewie. Miś zobaczył również gąsienicę, która spadła z drzewa, a na nią rzuciły się dwa ptaki. Rozalinda żartowała sobie z inteligencji misia, co bardzo mu się nie podobało.

Małgosia zabrała misia również nad staw. Razem ze znajomymi Małgosi wsiadł do łódki. Mama Małgosi i Rosalinda zostały na brzegu, bo lalka bała się wody. Miś siedział na kolanach Małgosi i rozglądał się. Bardzo mu się podobała ta przygoda. Wokół było ślicznie, po wodzie pływało wiele łódek, muzyka grała, a słońce świeciło. Nagle mamusia zaczęła nawoływać Małgosię i jej koleżanki do powrotu bo nadciągnęły chmury, I rzeczywiście, zerwał się wiatr i zaczął padać deszcz. Helenka, koleżanka Małgosi trzymając w ręku misia, zaczęła nim wymachiwać, żeby zwrócić na siebie uwagę. Nagle Helenka chcąc przytrzymać kapelusz, który zerwał wiatr, puściła misia, którego porwała gałąź, o którą zaczepiła się zabawka. Małgosia początkowo nie zorientowała się, co się stało, dopiero później wróciła do łódki szukając misia, ale tam go nie było. Miś zaś wisiał na gałęzi i widział łzy dziewczynki. Wołał uczepiony gałęzi, ale strasznie grzmiało i nikt go nie usłyszał. Plaża opustoszała, a misia ogarnął strach, że wpadnie do stawu. Wreszcie deszcz ustał. Na niebie świecił srebrny księżyc, który odbijał się w tafli wody. Zaczęły śpiewać ptaki i to wszystko ukołysało misia do snu. Rano Czarny Nosek złapał się ogona jednej z wiewiórek i wraz z nią skakał z drzewa na drzewo. Gdy wiewiórka biegła alejką, miś puścił zwierzę i przy ławce czekał co się z nim dalej stanie.

Minęło wiele godzin. Nagle miś usłyszał znajome skrzypienie wózka. To Małgosia jechała z Rozalindą na spacer. Była smutna, cały czas myślała o Czarnym Noski. Nie miała ochoty ani na rozmowę z mamusią, ani na cukierki. Mama widząc rozpacz córki zaproponowała, że kupi Małgosi innego misia, ale ona chciała tylko Czarnego Noska. Dziewczynka usiadła na ławce tuż obok misia, ale nie zauważyła go. Miś postanowił pociągnąć za sukienkę lalkę. Rozalinda spadła z ławki i w ten sposób Małgosia znalazła ukochanego misia. Mimo że miś był mokry i brudny mocno go przytuliła. Nawet Rozalinda nie dokuczała zbytnio misiowi, a w wózku podsunęła mu nawet pod głowę poduszkę.

Pewnego dnia Małgosia zabrała misia autobusem na wizytę do cioci. Przykazała misiowi, by ten był grzeczny i ukłonił się, nie wyciągał pierwszy łapki do starszych i spokojnie siedział przy stole. Miś jednak myślał tylko, że pojedzie „wspaniałym ryczącym smokiem”, ale autobus spóźniał się i misiowi zrobiło się przykro jak pomyślał, że być może we wszystkich autobusach coś się popsuło i żaden nie przyjedzie. Wreszcie nadjechał czerwony smok. Czarny Nosek trochę się bał i nie chciał wsiąść, ale szybko mu przeszło. U cioci bardzo mu się podobało, siedział przy stoliku z innymi dziećmi i zabawkami. Jeden niegrzeczny miś zabrał całe ciasto dla siebie i włożył łapkę do filiżanki kakao stojącej przed Olkiem, a następnie taką brudną łapką przejechał po buzi lalki Śmiechoduszki. Przez to kręcenie się na krzesełku wylał kakao na obrus i na ubranko Olka, którego gorące kakao na dodatek poparzyło. Zosia rozpłakała się ze wstydu, ze ma tak niegrzecznego synka. W trakcie powrotu Małgosia włożyła Misia pod płaszczyk, bo padało, a on nie wiadomo kiedy zasnął.

Pewnego wieczoru, kiedy miś leżał już w wózku, Małgosia zaczęła opowiadać mamie, że następnego dnia nie będzie lekcji, bo klasa udaje się na wycieczkę do lasu kolejką elektryczną. Będą mieć dla siebie cały wagon i wrócą dopiero wieczorem. Małgosia na tę wyprawę zabrała też misia. Nosek nigdy nie był w lesie, jest bardzo ciekawy jak on będzie wyglądał. Mama spakowała córce plecak, a na wierzch włożyła misia tak, by wystawała mu głowa i by mógł wszystko obserwować. Na peronie było bardzo dużo dzieci, ale wszyscy zmieścili się do wagonu. Gdy dojechali na miejsce wszyscy szli piaszczystą drogą tak szybko, że nawet nauczycielki nie mogły nadążyć. Las zachwycił misia, co prawda szukał na drzewach pierniczków i szklanych kul, niczym na choinkach w domach, ale i tak podobały mu się wysokie, szumiące i pachnące drzewa. Grupa dotarła na polanę, gdzie dzieci zdjęły plecaki. Małgosia powiesiła swój wysoko na sęku, by miś wszystko widział.

Dzieci bawiły się na polanie, a miś rozglądał się i podziwiał różnorodne drzewa. Trochę przeszkadzał mu w tym hałas wydawany przez uczniów, ale nagle Zosia krzyknęła, że na górkach rosną pachnące fiolki i wszyscy tam pognali. Czarny Nosek nasłuchiwał odgłosów natury i przekonał się, że las żyje: w drzewo stukał dzięcioł, wyciągając robaki, po gałęziach skakały inne ptaszki, a wiewiórki tak się goniły, że aż pazurkami odłupywały kawałki kory. Z daleka nawet odezwała się kukułka. Uczniowie wrócili głodni i rzucili się na plecaki, w których mieli jedzenie. Jedna dziewczynka strąciła przy tym misia, który poturlał się po trawie. Początkowo miś był zadowolony, że nikt go nie zauważył. W swojej niedźwiedziej duszy poczuł, że wrócił do ojczyzny. Przywarł do ziemi i leżał sobie cichutko. Wkrótce dzieci zaczęły się zbierać do domu. Małgosia przekonana, że jej zabawka jest w plecaku, udała się z całą grupą w powrotną drogę.

Ledwie grupa się oddaliła, zaczęło zmierzchać. Czarny Nosek zobaczył w nocy jeża, który walczył ze żmiją. Zabił ją i zjadł. Miś porozmawiał chwilę z nowym kolegą i usnął. Całe szczęście, bo zaczął się już martwić, że w lesie mieszkają żmije.

Miś obudził się, gdy było już jasno. Gdy zobaczył wschód słońca, myślał, że las się pali. Zaczął nawet krzyczeć do ptaków, żeby uciekały, ale te zaśmiały się z misia, który nigdy takiego zjawiska nie widział. W południe miś zobaczył bosonogą dziewczynkę, która zbierała chrust i śpiewała. Podniosła misia z radością, owinęła go w chustkę, którą zdjęła z włosów i nazywając go Kosmaczkiem udała się do domu.

Nowa właścicielka misia miała na imię Julka. Wyznała misiowi, że nigdy jeszcze nie miała takiej zabawki, jak on. W domu dziewczynki okazało się, że Julcia ma małego braciszka, którym się opiekuje. Dziewczynka zaczęła gotować obiad i wciąż śpiewała. Wytłumaczyła misiowi, dlaczego chowa zapałki wysoko, ukrywając je przed małym braciszkiem w trosce o jego bezpieczeństwo. Dziewczynka pokazał misiowi całe gospodarstwo, a ten podziwiał wiejskie życie, ze zdumieniem obserwując świnki czy wyciąganie wody ze studni. Zwiedzanie obejścia przerwał płacz małego Sewerka, który wbił sobie w nóżkę kolec ostu.

Julcia posadziła pluszaka na kamieniu, a sama zajęła się chłopcem. Stąd Czarny Nosek miał doskonały widok na ogródek. Obserwował grządki, nagle zobaczył coś, co przestraszyło go tak bardzo, że spadł z kamienia. Okazało się, że to strach na wróble stojący na jedne, długiej nodze. Kiedy Julcia zobaczyła leżącego pluszaka od razu domyśliła się, czego mógł się przestraszyć. Postanowiła zapoznać misia ze strachem na wróble pokazując zabawce, że nie ma się czego obawiać. Gdy rodzina Julci wróciła na obiad, miś został pochwalony przez wszystkich domowników. Najbardziej spodobał się Frankowi, starszemu bratu Julki. Zrobił on misiowi kapelusz z liścia i wetknął w pyszczek fajkę, a później straszył maskotką dzieci z okolicy. Miś był trochę zły, bo nie chciał nikogo straszyć, zdecydowanie wolałby żyć z dziećmi w przyjaźni.

Na podwórku Julci miś miał nowego przyjaciela, łaciatego psa o imieniu Bukiet, mieszkającego w budzie. Zawsze, kiedy tylko znajduje on misia samego w ogrodzie, zanosi ostrożnie Czarnego Noska do swojej budy. Kładzie się koło misia i razem obserwują podwórko. Niestety nie zawsze jest tak przyjemnie, bowiem misiowi dokucza Franek. Miś opowiada, jak jakiś czas temu Franek przymocował go do rogu krowy Kwiatuli. Na łące spadł i przyczepił się do koła wozu. Usiadł pomiędzy szprychami i pomachał łapką. Nagle wóz ruszył, a miś zaczął obracać się razem z kołem tak, że w łepku mu się zakręciło. Na dodatek, kiedy wóz wyjechał na drogę, zaczął toczyć się coraz szybciej. Resztkami sił trzymał się szprychy będąc świadomym, że jeśli spadnie, wóz po nim przejedzie.

Nagle miś poczuł, że leży na czymś miękkim i już się nie kręci. Pluszak spadł i leżał na środku drogi. Ucieszył się na myśl, że straszna karuzela się skończyła nieświadomy, że czyha na niego nowe niebezpieczeństwo. Prawie rozjechała go bryczka ciągnięta przez konie, a z przeciwnej strony nadjeżdżał wóz wiozący mąkę z młyna. Na szczęście w okolicy pojawiły się kozy, przeganiane z pola. Jedna z nich przerzuciła misia rogami na pobocze i wpadł w krzaki. Na dodatek kobieta goniąca kozy kopnęła go butem, aż poleciał w pokrzywy. Poczuł piekący ból, kiedy nagle pojawił się Bukiet. Wyczuł misia, obwąchał go i chwytając w zęby odniósł do domu. Miś aż popłakał się z radości, że przetrwał i tę przygodę.

Mimo wybryków Franka misiowi tak dobrze było u Julci, że już prawie zapomniał o Małgosi. Pokochał Julcię, która była taka dobra, wesoła i pracowita. Rano pomagała mamie na podwórku, w chacie i w ogródku, a po południu chodziła do szkoły. Nawet, kiedy zaczęły się wakacje, Julcia nie miała czasu dla siebie, jak dzieci w mieście, bowiem musiała ciężko pracować, karmiąc kury, kaczki i prosięta. Codziennie zbierała tez chrust na rozpalenie ognia i nosiła wiele wiader wody ze studni. Mimo tych zajęć dziewczynka wciąż była wesoła i śpiewała przy tym radośnie. Zabierała też misia ze sobą w pole i tam śpiewała i rozmawiała z pluszowym przyjacielem. Pewnego dnia, gdy miś i Julka byli na polu zauważyli mamę z dziewczynką, która do nich się zbliżała. Miś zorientował się, że jest to Małgosia. Przyjechała z mamą, aby go znaleźć. Czarny Nosek był bardzo zmieszany, sam nie wiedział, którą z dziewczynek woli być. Jednak Julcia płacząc oddała misia Małgosi mówiąc, że postąpiła by nieładnie, gdyby zabrała czyjąś własność. Dziewczynki dogadały się, że miś wróci do Małgosi, jednak Małgosia podarowała Julci w zamian swoją lalkę. Obiecała też, że kiedy znów przyjedzie z klasa do lasu, odwiedzi Julcię z misiem. I tak Czarny Nosek znów wrócił pociągiem do swojego domu.

Miś cieszy się, że jest w Warszawie ze swoją pierwszą mamusią, choć wspomina też Julcię. Po kilku dniach od powrotu misia, Małgosia powiedziała misiowi, że pojutrze wyruszają w góry. Dziewczynka się bardzo cieszy, ale miś myśli, że góra to strych, gdzie jest ciemno i szaro od kurzu, dlatego wcale nie jest zadowolony. Szybko jednak orientuję się, że był w błędzie. Małgosia z mamą pakują wielkie walizki, szykują prowiant na drogę. W dniu wyjazdu korzystają z dorożki, która podwozi ich na dworzec. Tam panuje straszny gwar i miś strącony łokciem w tłoku zgubił z oczu Małgosie, za to przyczepił się do plecaka jakiegoś harcerza. Na szczęście Małgosia od razu zorientowała się, że miś zaginął i po chwili Czarny Nosek się odnalazł.

Teraz już wszyscy jadą pociągiem, a miś obiecuje sobie, że już nigdy nie zrobi nic bezmyślnie i przytula się do dziewczynki. W wagonie jest jeszcze miejsce dla jednej osoby, ale podróżujący z nimi kobieta z synem nie pozwala mu wpuszczać nikogo. Kiedy do wagonu próbuje wejść staruszka, a chłopiec nie chce jej wpuścić, interweniuje mama Małgosi i pomaga staruszce otworzyć drzwi i odłożyć bagaż. Okazuje się, że staruszka pod płaszczem przewozi pieska. Małgosia polubiła go od razu, ale miś był o niego trochę zazdrosny. Jednak zrozumiał, że jest przez Małgosię kochany i nawet piesek zaczął wydawać mu się miły.

Przy tylu ludziach w wagonie było gorąco. Przez otwarte okno wpadał kurz i nawet piesek kichał, zaś Rozalinda bała się, że zabrudzi swoją sukienkę. Nagle z przeciwnej strony nadjechał inny pociąg, a Rozalinda się tak wystraszyła, że znalazła się za oknem. Na szczęście jedna noga ugrzęzła jej w siatce i Małgosia, dzięki szczekającemu pieskowi zorientowała się, że lalka ma kłopoty i ją uratowała. Staruszka z pieskiem wysiadła na stacji i Kielcach, a chłopiec, który wcześniej dla staruszki był niemiły, nawet pomógł jej zdjąć bagaż i wystawić go na peron. Po tym pociąg jechał jeszcze długo. Aż nagle mama zaczęła się pakować, a Małgosia porządkować koszyk z jedzeniem. Rozalinda, która bała się, żeby jej nie zostawiono, wpadła do tego koszyka trafiając w kubek z powidłami. Umazała sobie nimi całą twarz, ale nie było czasu na mycie. Nareszcie wysiadali. Na peronie dzieci śmiały się z lalki, a jeden chłopiec nawet zerwał listek i przyczepił lalce do brudnego nosa.

W końcu znaleźli się w górach. Miś dziwił się, jak wysokie są góry i że w czerwcu na szczytach gór jest śnieg. Małgosia chciała tam iść z mamą, by pochodzić w lato po śniegu, ale gazda ich ostrzegł opowiadając historię o śmiałku, który miał takie same planu i spadł w przepaść zabijając się.

Czarnemu Noskowi bardzo podobało się nowe gospodarstwo. Za chatą rozciąga się podwórko, na którym mieszka pies Harnaś. Za podwórkiem płynie rzeczka. Małgosia od razu nawiązała znajomość z dziećmi gospodarzy: Martynką, Jóźkiem i małą Anusią. Ich starszy brat Staszek poszedł w góry z owcami. Dzięki rozmowie dziewczynki z dziećmi miś dowiedział się, że w górach mieszkają jego krewniacy, niedźwiedzie. Niestety zapowiadający się mile pobyt przerwał deszcz, który pokrzyżował plany. Padał od soboty do poniedziałku, aż mała rzeczka zamieniła się w sporą, szumiącą rzekę. Przerażona mama zaczęła się już nawet pakować, ale uspokoiła ją gaździna mówiąc, że chata jest bezpieczna.

Deszcz wciąż padał, a wszystkie gazety pisały o powodziach. Poziom wody w rzece podniósł się już tak bardzo, że woda zalała całą wieś. Zmyła tez z pola zboże i porwała stado owiec. Ludzie ratowali się wchodząc na drzewa. Pomoc zaczęli nieść żołnierze, którzy zabierali na łodzie ludzi i ich dobytek. Miś z przerażeniem słuchał tych wiadomości siedząc na kolanach Małgosi, kiedy nagle dziewczynka krzyknęła i wskazała na rosnące na górce sosny. Jedna z nich właśnie przewróciła się i runęła do wody. Okazało się, że i górka została podmyta i konieczna była ewakuacja. Gazdowie rzucili się do obory ratować zwierzęta. Matka zabrała walizkę i małą Anusię i załadowali się wszyscy na wóz. Nagle Małgosia zorientowała się, ze w gospodarstwie został pies uwiązany na łańcuchu. Słychać było zresztą jego skowyt. Dziewczynka biegiem zawróciła na podwórze mimo rozpaczliwego krzyku matki. By mieć obie ręce wolne, Małgosia położyła misia na budzie i zaczęła odczepiać łańcuch, uwalniając psa. Nagle buda przewróciła się i uderzyła Małgosię, Zataczając się dziewczynka chwyciła się ściany chałupy, a pies zębami wciągnął ją do sieni. Niestety budę wraz z misiem porwała woda. Biedak wczepił się wszystkimi pazurkami w daszek i rozpaczliwie zadzierał główkę chcąc zobaczyć, co stało się z Małgosią i czy udało jej się uciec. Nagle miś zobaczył, że płynąca buda zbliża się do jakiegoś drzewa. Postanowił wskoczyć na niego i wdrapać się jak najwyżej, by zobaczyć dziewczynkę. Całe szczęście tuż przed tym, jak stracił przytomność, zobaczył dziewczynkę i psa.

Kiedy miś się ocknął drzewo, na które wskoczył, porwała już woda. Płynął zatem na nim i nagle zobaczył topiącego się zająca. Podał mu ułamaną gałązkę i biedak dzięki niej mógł wdrapać się na pień. Nagle zajączek stulił uszy i zaczął bębnić przednimi łapkami po pniu drzewa. Zdumiony miś zapytał zwierzaka, co robi, a ten odparł, że odwdzięcza się za ratunek i prosi słońce, wiatr, ziemię i wodę, by były zawsze dobre dla misia. W końcu woda uspokoiła się nieco, a tam gdzie płynęli gałęzie ocierały się nawet o dno. Miś i zajączek postanowili zaryzykować i wyskoczyć, a po chwili stanęli na suchym lądzie. Tam zajączek podziękował jeszcze dobrej fali, która przypłynęła z nimi ku brzegowi i starej wierzbie, która na swym pniu dała im ocalenie i lasowi, który stał się ich schronieniem. I mimo że dookoła było pięknie miś zrozumiał, że powódź to coś strasznego.

Ze znużenia miś zasnął, a kiedy się obudził zajączka już nie było, uciekł do lasu. Tak w samotności mijały misiowi dni i noce. W końcu deszcz przestał padać, a woda szybko opadała. Miś coraz częściej myślał o Małgosi i jej matce, ale przeczucie mówiło mu, że jego właścicielka jest zdrowa i że wkrótce się spotkają. Pewnego dnia, kiedy tak miś siedział w jagodzinowym krzaczku, zobaczył kobietę, która niosła coś ciężkiego w płachcie na plecach i podpierała się kijem. Kobieta również dojrzała misia i postanowiła zabrać go na halę do juhasów, by ich trochę rozweselić.

Na hali, czyli górskiej łące, stał mały domek bez okien. Obok domku był ogródek, ale nic w nim nie rosło, a ziemia była stratowana i brudna. Miś dziwił się, bo nigdy takiego ogrodu nie widział, ale kobieta weszła już do domku witając się z wielkoludem mieszającym grubym kijem w stojącym pośrodku izby na ogniu kotle. Miś przestraszył się wielkoluda i pomyślał, że ten wrzuci go do kotła. Wsunął się zatem głębiej za płachtę kobiety. W tej samej chwili jednak poczuł, że płachta się rozwiązuje i wysypują się z niej ziemniaki. Miś był przekonany, że z nim już koniec. Jednak kobieta podniosła go i położyła na ławie, a sama usiadła obok. Zaczęła opowiadać juhasowi o powodzi, jaka miała miejsce w dolinach. Nagle miś usłyszał śpiew, a mężczyzna ucieszył się z powrotu pasterzy i stada. Zauważył też misia i zaczął go oglądać z każdej strony. Miś początkowo bał się, że teraz wielkolud już na pewno wrzuci go do ognia, ale zapomniał o strachu, kiedy sobaczył wielkie stado owiec. Okazało się, że pośród wracających z hal chłopców nie ma wyczekiwanego przez kobietę Janiczka. Chłopiec pozostał w górach, by poszukać zaginionej przy Niedźwiedzich Skałkach owcy.

Kobieta szybko ubrała się i poszła szukać swojego Janiczka. Zapadł już zmrok, pojawiły się też mgły, które przestraszyły kobietę. Uważała, że w takiej mgławicy można przepaść. Nawołując Janiczka zbliżała się do Niedźwiedzich Skałek. Nagle usłyszała beczenie owcy i jagnięcia. Okazało się, że jagniątko utknęło pomiędzy gałęziami i nie mogło się wyplątać. Nagle kobieta odskoczyła do tyłu i położyła się na ziemi. Miś obserwował ze zdumieniem, jak od skał odrywa się wielka bryła i zbliża się do nich. Okazało się, że to niedźwiedź, który kierował się ku owcy. Rzucił się na zwierzę i od razu ją udusił, po czym zarzucił sobie na grzbiet i pobiegł do lasu. Kobieta z misiem długo siedzieli cichutko, wreszcie zaczęła pełznąć ku uwięzionemu jagniątku. Nie mogła go zostawić, bo mogłoby zginąć z zimna, albo paść ofiarą niedźwiedzia. Kobieta wzięła poranione jagnię na plecy i ruszyła do chaty. Martwiła się bardzo o Janiczka, a w szałasie wszyscy byli zdziwieni, że wróciła bez niego. Kobieta opowiedziała wszystkim o spotkaniu z niedźwiedziem i zabitej owcy i rozpłakała się z troski o Janiczka. Wielki mężczyzna przygrzał nad ogniem mleko i nakarmił jagnię. Wszyscy postanowili pilnować ognia, bo bali się, że niedźwiedź może kręcić się jeszcze w pobliżu. Nagle zwierzęta faktycznie coś usłyszały i zerwały się ku krzakom. Całe szczęście okazało się, że to nie niedźwiedź, ale Janiczek wrócił do chaty. Również wpadł na niedźwiedzia, ale przyczaił się w dziurze pomiędzy skałami. Niedźwiedź próbował się do niego dostać, ale było zbyt ciasno, żeby mógł wejść. Kobieta okryła syna chustką, a z niej wypadł miś. Janiczek położył się z misiem i za chwilę już spał. Miś przetoczył się w pobliże jagniątka i obejmując sierotkę zasnął.

Rano Janiczek nakarmił jagniątko mlekiem, a juhasi wydoili owce, po czym popędzili stado. Kobieta wróciła już na wieś, a miś z jagniątkiem zostali w szałasie. Czarny Nosek przyglądał się staremu góralowi, jak też cały czas coś gotował w wielkim kotle, co jakiś czas wlewając owcze mleko. Okazało się, że góral robił oscypki. Mleko warzył na ser, a następnie ser wyjmował z kotła wielką drewnianą dziurkowaną łyżką. Serwatka przez dziurki spływała znów do kotła, a masę kładł do przygotowanych foremek w kształcie beczułek, serc, owieczek i koników. Po paru godzinach mężczyzna otwierał te foremki i wyjmował gotowe sery. Tak upływały kolejne dni. Mężczyzna czasami zabierał misia ze sobą daleko na halę, a gdy wracali, przywiązywał go do rogów barana. Mimo że Czarnemu Noskowi dobrze było w górach, to wciąż tęsknił za Małgosią.

Pewnej soboty, kiedy juhasi doili owce, miś usłyszał ujadanie. Obcy pies wpadł do szałasu i porwał w zęby misia, po czym popędził w stronę krzaków, skąd przybył. Niósł misia bardzo delikatnie zmierzając w stronę dzieci, które wspinały się do góry podpierając się kijami. Okazało się, że pies to Harnaś, którego z powodzi uratowała Małgosia, zaś dzieci to gromadka gazdów, u których Małgosia z mamą wynajmowały chatę. Dzieci rozpoznały w misiu maskotkę, którą z Warszawy przywiozła Małgosia. Dzieci napisały kartkę do Małgosi z wiadomością o odnalezieniu Czarnego Noska, a Józiek pobiegł wrzucić ją do skrzynki. Małgosia bardzo się ucieszyła i odpisała, że odbierze maskotkę w Boże Narodzenie, bo wówczas będzie miała wolne od lekcji.

W święta Małgosia odebrała misia i wraz z mamą pozostały w górach przez kilka dni. W Sylwestra gaździna upiekła koszyk szczodraków, czyli placuszków z rożkami, po czym wszyscy czekali na przebierańców. Nagle miś usłyszał muzykę, tupot, okrzyki i śmiech, a do izby wszedł chłopiec z gwiazdą, która kręciła się w kółko, stary Mikołaj z białą brodą, diabeł, anioł, król Herod w złotek koronie, dwóch muzykantów i dziadoszek z krzyżem z patyków, a także śmierć z kosą, a na końcu kudłaty zwierz, czyli Turoń. Przebierańcy w prezencie dostali jabłka i inne smakołyki, w tym szczodraki. Po kilku dniach Małgosia wróciła do Warszawy i tam przekazała misia wydawnictwu. Po kilku miesiącach ciężkiej pracy, miś znowu do niej wrócił, bowiem wybuchła wojna, a redakcję „Słonka” zamknięto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz