czwartek, 31 lipca 2025

Juliusz Słowacki: "Kordian" - STRESZCZENIE SZCZEGÓŁOWE LEKTURY

Przygotowanie

Noc przełomu roku 1799 i 1800, chata słynnego czarnoksiężnika Twardowskiego w górach Karpackich. Czarownica czesze włosy i śpiewa.

Diabły wraz z Szatanem pod postacią pięknego anioła tworzą nowych ludzi, którzy w przyszłości odegrają istotną rolę, najpierw we wznieceniu powstania listopadowego, a później - zgodnie z koncepcją złych mocy - doprowadzą poprzez swoją nieudolność do upadku tego zrywu narodowowyzwoleńczego. I tak diabły wrzucają do kotła i mieszają w nim rozmaite składniki, z których powstają kolejne postacie wojskowych i cywilnych przywódców powstania. Dla każdego z nowych tworów diabły mają inne składniki mieszanek. Te składniki mają tu znaczenie symboliczne, odpowiadają umysłowym i moralnym cechom poszczególnych postaci. Diabły złośliwie komentują pojawianie się w tle kolejnych tworów, powtarzając niejako zarzuty, jakie pod ich adresem miał sam Słowacki. I tak, kolejnym dygnitarzom przypisuje się następujące wady:

- generałowi Grzegorzowi Józefowi Chłopickiemu, dyktatorowi w pierwszej fazie powstania, Słowacki zarzuca brak zdolności, umiejętności strategicznych, odwagi, energii i zdecydowania, a ponadto konserwatywne poglądy. Stąd uwaga o sprzecznym z naturą nazwisku.

- księciu Adamowi Jerzemu Czartoryskiemu, prezesowi rządu powstańczego i ministrowi spraw zagranicznych tego rządu - przesadną ostrożność i nieumiejętność dokonania właściwej oceny realnych szans Polaków.

- generałowi Janowi Zygmuntowi Skrzyneckiemu, jednemu z następców Chłopickiego, usuniętemu zresztą ze stanowiska dowódcy wojsk za nieudolność, postawę defensywną, wycofywanie wojsk, korzystnych sytuacjach - niechęć do akcji militarnych.

- Julianowi Ursynowi Niemcewiczowi, poecie sympatyzującemu w czasie powstania ze środowiskami konserwatywnymi, Słowacki zarzuca życie przeszłością i odmawia mu autorytetu oraz prawa do określania się mianem poety czy rycerza, nazywając go pogardliwie eunuchem.

-Joachimowi Lelewelowi, członkowi Rządu Narodowego, zarzuca wynikający z chwiejności przekonań brak zdecydowania, przesadną ostrożność, a także przekładanie teoretycznych rozważań nad konkretne działania.

- generałowi Janowi Krukowieckiemu, ostatniemu wodzowi powstańców, który po pertraktacjach z Rosjanami podpisał w 1831 roku akt kapitulacji Warszawy, zostaje postawiony zarzut zdrady.

Scenę kończy interwencja sił niebieskich. Diabły znikają ze sceny, na której pojawia się Archanioł proszący Boga o zmiłowanie nad konającą Polską.

Prolog

Pierwsza Osoba na ogół jest utożsamiana z grupą polskich poetów skupionych wokół Mickiewicza. Głosi ona zbliżone do mickiewiczowskich poglądy na temat sensu dziejów oraz cierpień Polski Polaków. Pierwsza Osoba prosi Boga o zesłanie na umęczonych walką Polaków, spokoju i ukojenie ich cierpień, a sama pragnie - poprzez swoją poezję - dostarczyć narodowi polskiemu łagodnej pociechy. Poeta, za jakiego się uważa, jest w tym wypadku prorokiem, mesjaszem, strażnikiem narodowego snu, w jakim powinni pogrążyć się Polacy. Pierwsza Osoba ma poczucie misji od Boga, ale przez Słowackiego zostaje ukazana jako fałszywy prorok, Antychryst szerzący idee bierności narodu. Tej idei przeciwstawi się Kordian swoim monologu na Mont Blanc głosząc koncepcję polski jako Winkelrieda narodów.

Druga Osoba prologu głosi poglądy typowe dla przeciwników Mickiewicza, ale również niezgodne z koncepcją Słowackiego. W swojej przesiąkniętej symboliką nawiązującą do Apokalipsy świętego Jana wypowiedzi, krytykuje koncepcji walk z wrogami prowadzonej przez uśpiony naród i poetów proroków. Przeciwny, podobnie jak Druga Osoba, idei bierności narodu Słowacki nie mógł się jednak zgodzić na negacje osoby poety – proroka, wprowadza więc na scenę kolejną postać.

Trzecia Osoba prologu reprezentuje poglądy samego Słowackiego. Przepędza ze sceny swoich przedmówców i przeciwstawia się w swojej wypowiedzi ich koncepcjom. Nie zgadza się ani na usypianie narodu, ani na pocieszanie go poprzez poezję, odrzuca też ich fałszywe proroctwa. Według Słowackiego poezja może spełnić swoje zadania jedynie wtedy, gdy dostarczy Polakom mitu siły narodowej i poprzez pielęgnowanie pamięci o bohaterskich dziejach pobudzi ich do działania, do walki o wolność.

Akt pierwszy

Scena I

Kordian, młody 15-letni chłopiec, leży pod wielką lipą na wiejskim dziedzińcu. W tej scenie jawi się nam jako chłopiec bardzo wrażliwy, nadmiernie uczuciowy, nie potrafiący odnaleźć się w otaczającym go wrogim świecie. Przeżywa zawiedzoną miłość, nie umie znaleźć celu w życiu. To wszystko sprawia, że czuje się zagubiony, zniechęcony do świata, nie potrafi opanować swoich rozbieganych myśli i marzeń. Można powiedzieć, że cierpi na „chorobę wieku”, prezentuje bowiem w swoim monologu postawę przepełnioną poczuciem bezsensu życia, bezcelowości wszelkich aktywnych działań, uczuciem nudy i pustki egzystencjalnej. Stary sługa Grzegorz, który nieopodal czyści broń myśliwską, usiłuje pobudzić Kordiana do działania, wskazać mu sens postawy aktywnej, a tym samym skierować myśli chłopaka na zdrowe tory. W tym celu opowiadam mu trzy historie, przypowieści.

Pierwsza przypowieść jest o małym Janku, który trafił na wyspę, na której szył psom buty i w dwanaście dni został panem. Jest to propozycja przyjęcia aktywnej postawy w życiu oraz podkreślenia roli i sensu pracy dla człowieka.

Druga przypowieść traktuje o wojskowej wyprawie Napoleona do Egiptu w roku 1798, w której Grzegorz osobiście uczestniczył. Sensem tej przypowieści jest przekonanie o Bożym błogosławieństwie dla walki o wolność.

Trzecia przypowieść jest o Kazimierzu, który będąc w rosyjskiej niewoli po klęsce wyprawy na Moskwę w roku 1812 w samobójczym porywie zabił tatarskiego pułkownika. Jest to przypowieść o sensie poświęcenia życia dla sprawy narodowej.

Mimo iż Grzegorzowi udaje się chwilowo zainteresować chłopca opowiadaniami, to zapał szybko opuszcza Kordiana, który podobnie popada w melancholię, otępienie. Mówi, że nie ma wiary, traci oddech. Scenę kończył wołaniem Kordiana przez Laurę.

Scena II

Kordian z Laurą zsiadają z koni, przy których zostaje Grzegorz, i spacerując po ogrodowej alei rozmawiają ze sobą. Laura jest starsza od Kordiana, wyraźnie traktuje go z dystansem i lekceważeniem, nie pozbawionym jednak pewnego rodzaju macierzyńskiej wyrozumiałości. Kordian wygłasza w zasadzie jeden monolog o swojej miłości do Laury, swoim opuszczeniu samotności. Monolog ten jest od czasu do czasu przerywany krótkimi kwestiami dziewczyny, czasem lekko drwiącymi, dowodzącymi, że Laura nie szuka pokrewieństwa dusz z chłopcem. Gdy Laura odjeżdża z Grzegorzem. Samotny Kordian postanawia popełnić samobójstwo. Dobywa pistoletu i przykłada do czoła, ale po chwili stwierdza, że nie zrobi tego w ogrodzie tylko znajdzie łąkę kwietną.

Scena III

Jest wieczór. Laura siedzi w pokoju przy lampie i niepokoi się o Kordiana. Jest bowiem jedenasta w nocy, a chłopiec jeszcze nie wrócił z przechadzki. Dziewczyna zaczyna czynić sobie wyrzuty, że drwiąc z uczuć chłopca zbyt go zraniła. Następnie zaczyna czytać wpis, jaki Kordian dokonał w jej pamiętniku. Lekturę wiersza Kordiana przerywa pokojówka, który informuje ją, że Grzegorz nie zasiadł do wieczerzy. Prawdopodobnie udał się na poszukiwanie panicza. Scenę kończy pojawienie się Grzegorza, które przynosi Laurze wiadomość o samobójstwie Kordiana. Mówi, że panicz się zastrzelił.


Akt drugi

Rok 1828

Wędrowiec

James Park w Londynie. Kordian siedzi pod drzewem i rozważa nad sensem ludzkiego życia. Wspomina też swoją nieudaną próbę samobójczą. Od chybionego strzału do dziś nosi blizny na czole. Zachwyca się też pięknem otaczającego go ogrodu. Kontemplację przerywa mu miejscowy dozorca, które opowiada młodzieńcowi o wszechwładzy pieniądza, dzięki któremu można sobie kupić miejsce w parlamencie, władzę, sławę, szlachectwo i respekt, ale nie można dzięki bogactwu zyskać szacunku u ludzi. Kordian odchodzi.

Dover. Kordian siedzi na białej kredowej skale nad morzem i czyta fragment „Króla Leara” Szekspira, potem odkłada książkę i wygłasza pochwałę dla geniusz w poetyckiego angielskiego dramatopisarza. Nachodzi go jednak refleksja, że idealny świat wykreowany przez poezję jest zupełnie inny od otaczającej człowieka bezlitosnej rzeczywistości. Następnie wstaje i odchodzi.

Willa włoska, pokój cały w lustrach i wazonach z kwiatami. Podczas romansu Kordiana z piękną Włoszką, Wiolettą, młodzieniec, prowadząc zmysłową grę, wystawia jednocześnie miłość dziewczyny na próbę. Szybko okazuje się, że Wioletta jest przywiązaną jedynie do pieniędzy egoistką, marzącą o wygodach i luksusie. Kordian opowiada zmyśloną historię swoim bankructwie i złotych podkowach konia, które wygrał w karty. Wioletta co chwilę zmienia swój stosunek do bohatera. Gdy ten mówi o swoim bogactwie deklaruje Kordianowi miłość, gdy ten przyznaje się do bankructwa, dziewczyna natychmiast chce go opuścić. Dla Kordiana staje się oczywiste, że prawdziwa miłość nie istnieje, a kobiety dla pieniędzy gotowe są na wszystko. Kiedy Wioletta odbiega, Kordian patrzy na nią z pogardą.

Sala adamaszkowa w Watykanie. Papież siedzi na krześle w złocistych pantoflach. Szwajcar anonsuje Kordiana, jako Polaka, a papież wita potomka Sobieskich. Celem podróży Kordiana do Watykanu jest uzyskanie u papieża błogosławieństwa dla Polski i Polaków umęczonych w czasie rozbiórki. Kordian czyni aluzje do rzezi warszawskiej Pragi w roku 1794, a słowa bohatera można również odnosić do klęski powstania listopadowego. Papież zbywa go jednak rozmową o rzeczach przyziemnych, o zwiedzaniu zabytków, rozrywkach. Co chwile rozmowę przerywa papieska papuga wypowiadająca różne łacińskie słowa, które usłyszała i zapamiętała, nie rozumiejąc ich znaczenia. Tragiczną kulminacją sceny jest udzielona Kordianowi przez papieża rada, by Polacy pokornie czcili cara jako prawowitego władcę i modlili się do Boga. Ojciec Święty grozi też Polakom, że w razie buntu, czyli kolejnego powstania narodowo wyzwoleńczego, pierwszy rzuci klątwę na naród polski. Kordian przekonuje się w tym momencie, że los Polaków katolików jest papieżowi obojętny, że w świecie Wielkiej polityki stanie on prędzej po stronie silniejszego, choć prawosławnego cara. Odchodzi zatem.

Monolog na szczycie Mont Blanc stanowi kulminacyjną scenę całego dramatu. Można się tu doczytać zarówno ideowej polemiki z Mickiewiczem, jak też sformułowania alternatywnej wobec przesłanie zawartego w III części Dziadów koncepcji wyzwolenia się Polaków spod ucisku zaborców.

Kordian zdaje sobie sprawę z własnego osamotnienia, czuje jednocześnie, że spoczywa na nim wielka odpowiedzialność za Polskę i Polaków. Miotają nim sprzeczne uczucia, myśli nawet o samobójstwie. Przełamuje się jednak i w obliczu Boga dokonuje się w nim ostateczna przemiana. Bohater odkrywa cel swojego życia. Już wie, że od tej pory będzie walczył o wolność i niepodległość narodu, choćby za cenę własnego życia. Swój program zawiera w rzuconym głośno haśle „Polska Winkelriedem narodów!” Jest to nawiązanie do legendarnego, XIV-wiecznego szwajcarskiego bohatera, Arnolda Winkelrieda, który walcząc przeciwko uciskającym Szwajcarów Austriakom, w czasie decydującej bitwy pod Sempach skierował na siebie włócznię wrogów. Zginął, lecz poprzez swój bohaterski czyn spowodował wyrwę w szeregach nieprzyjaciela i przechylił tym samym szalę zwycięstwa na stronę szwajcarów. Według Kordiana XIX-wiecznym Winkelriedem dla ucieleśnionych narodów Europy ma stać się Polska, która wznieceniu potężnego buntu przeciwko Rosji zostanie zmiażdżona, ale dzięki jej ofierze inne narody będą mogły sięgać po wolność. Wykrzykując ostatnie słowa, Kordian przerzuca się na chmurę, która przenosi go z Mont Blanc na ziemię polską. Kordian rzuca się na rodzinną ziemię z wyciągniętymi rękoma wołając „Polacy!”.

Akt trzeci

Spisek koronacyjny

Scena I

Na placu zamkowym w Warszawie zebrał się tłum oczekujących na początek ceremonii koronacyjnej cara na króla Polski. Okna okalających plac domów są przystrojone kobiercami. Na większej części placu rozstawione jest rusztowanie nakryte czerwonym suknem. Przybyli ludzie chcą zobaczyć cara i towarzyszących mu dygnitarzy. Czas czekania skracają sobie, dyskutując i komentując oprawa artystyczną ceremonii. W ich rozmowach można doszukać się wielu aluzji do współczesnych wydarzeń. Nie brak również elementów satyrycznych, jak choćby piosenka Żołnierza „Boże pochowaj nam króla”, będąca parafrazą hymnu carskiej Rosji. „Boże carja chrani”, opartego na angielskim hymnie narodowym „Good Save the King”, czyli „Boże chroń króla”. Przerywa mu Szewc mówiąc, że śpiewa tak zuchwale, jakby wśród szewców nie było szpiegów. W końcu część gapiów decyduje się na wzięcie udziału w urządzanych z okazji koronacji tańcach i pijaństwie na ulicach Warszawy, gdzie wino z beczek ma lać się, jak woda.

Scena II

Wnętrze kościoła katedralnego, w którym ołtarz jest rzęsiście oświetlony. Mszę odprawia Prymas, a car stoi pod szkarłatnym baldachimem, zaś nieopodal polscy dygnitarze państwa i moskiewscy generałowie. Car jest właśnie ukoronowany na króla Polski i przysięga zachować konstytucję Polski.

Scena III

Plac przed zamkiem i lud ze sceny pierwszej. Słychać pieśń „God save”: Boże zachowaj króla nam. Tłum powoli rozchodzi się po ceremonii koronacyjnej, wyrażając głośno swoje wrażenia i nastroje, jak i zapanowały wśród Polaków po kolorowaniu się cara na króla Polski. Jedni, jak Szlachcic twierdzą, że car nie dotrzyma wierności konstytucji, na którą przysięgał, inni w tym Szewc wolą skupić się na komentowaniu bieżących wydarzeń. Nagle ktoś stojący wyżej, na podium kolumny Zygmunta informuje, że sam „książę wdał się z babami w boje”. Okazuje się, że gwałtowny i bezwzględny wielki książę Konstanty zabija dziecko kobiety stojącej wśród widzów. Żandarmi odciągają matkę od leżącego w rynsztoku dziecka i zamiatają przed cesarzem polany krwią bruk.

Orszak koronacyjny powraca do zamku. Przerzedzony tłum milczy, muzyka gra. Zaczyna się ściemniać, a tłum rzuca się na sukno przykrywające estradę i rozdziela je na strzępy, zabierając dla siebie kawałki. Scenę kończy opis ludzi zebranych przy wystawionych na ulicach beczkach z winem. Pomiędzy pijącymi pojawia się nieznajomy śpiewający, by tłum pogrążył się pijaństwie, bierności. W tym czasie, jak śpiewa nieznajomy, mała grupa weźmie krwawy odwet na zaborcy. Nieznajomy odchodzi, ale przerażeni pieśnią ludzie również rozchodzą się do domów.

Scena IV

W nocy po ceremonii koronacyjnej, w podziemiach kościoła katedralnego św.Jana, przy trumnach królów Polskich, odbywa się spotkanie grupy spiskowców, któremu przewodniczy Prezes. Siedzi on przy stole w czarnej masce i z siwymi jak śnieg włosami. Schodzą się kolejne osoby. Hasłem umożliwiającym wejście jest „Winkelried”. Wszyscy są zamaskowani, pojawia się też Kordian jako Podchorąży, również w masce. Pragnie on zarazić zebranych swoimi planem zabicia cara. Przeciwny temu jest Prezes, głoszący poglądy ostrożne, zachowawcze, dostrzegający konsekwencje carobójstwa. Robi teatralny gest umycia rąk mówiąc, żeby spiskowcy robili co chcą, ale on ręce z krwi umywa. W międzyczasie po schodach spada ciało z wbitym sztyletem, a na piersiach z jakimś papierem. Podchorąży stwierdza, że to szpieg i każe pochować go w kącie ciemnicy. Dwóch spiskowców bierze go w kąt, zapalają latarnię i kopią grób. Prezes sugeruje, by się rozejść, ale Kordian wraca do dyskusji deklarując, że gotów jest ponieść wielkie ryzyko. Dochodzi do głosowania, w wyniku którego okazuje się, że zdecydowana większość spiskowców nie podziela od koncepcji dokonania zamachu, nie chce rozlewu krwi. Rozgoryczony swoją klęską Kordian zrywa z twarzy maskę i w gorączce przypominającej obłęd zapewnia, że sam zabije cara poświęcając swoje życie dla ojczyzny, rodaków, nawet wbrew ich woli. Demaskują się wszyscy, po czym rozchodzą w milczeniu. Prezes zostaje sam z Kordianem

Scena V

Jest noc. Sala koncertowa w zamku królewskim oświecona lampą, Przez liczne drzwi otwarte na przestrzał, na końcu widać światło komnaty sypialnej cara.

Po pustych o tej porze salach Zamku Królewskiego idzie uzbrojony w karabin z bagnetem Kordian deklarując, że jest carów mordercą. Celem jego wędrówki jest sypialnia cara. Tam bohater chce zabić śpiącego tyrana. Przechodząc przez kolejne sale Kordian stacza z sobą dramatyczną walkę - w jego duszy zaczynają dominować Imaginacja i Strach, próbujące odwieść go od realizacji planu. W bohaterze zmagają się z jednej strony obowiązek moralny, poczucie misji i odpowiedzialność za naród, z drugiej strony instynkt każe mu ocalić własne życie, nie mordować cara. Gdy Kordian dochodzi pod drzwi sypialni cara, nie wystarcza mu już sił, by zrealizować swój zamiar. Słychać już dzwon na jutrznie, kiedy Kordian pada zemdlony na podłogę w drzwi sypialnianego pokoju cara. Pojawia się car z lampą nocną w ręku i spostrzega leżącego mężczyznę. Każe mu wstawać, bo inaczej otworzy mu gardło szpadą. Rani w rękę mężczyznę, który wstaje z obłąkaniem w oczach. Car wzywa strażników i stwierdza, że jeśli zamachowiec nie zwariował, mają go rozstrzelać.

Scena VI

Szpital wariatów

Widać klatki, w których siedzą przywiązani łańcuchami wariaci. Niektórzy chodzą też wolno. Kordian zostaje osadzony w szpitalu wariatów i leży na łóżku w gorączce. Pod postacią Doktora odwiedza go Szatan, który chce z nim porozmawiać. Dozorca twierdza, że Kordian ma gorączkę, ale jego umysł nie jest umysłem obłąkanego. Doktor prowokuje Kordiana do dyskusji w kwestiach filozoficznych i etycznych. Pokazuje Kordianowi dwóch wariatów - jednemu obłąkanemu zdaje się, iż jest krzyżem, do którego oprawcy przybili Chrystusa, drugi bez przerwy trzyma rękę podniesioną do góry, chcąc w ten sposób ocalić świat przed runięciem na ziemię firmamentu niebieskiego. W zamyśle Doktora prezentacja obu wariatów ma skompromitować idee, w które święcie wierzy Kordian, czyli chrześcijańską ideę ofiary reprezentowaną przez pierwszego obłąkanego i moc oraz możliwość jednostki ludzkiej uosabianą przez drugiego wariata. Dialog między Kordianem a Doktorem jest jednocześnie odbiciem wewnętrznej dyskusji pomiędzy dwiema naturami tytułowego bohatera dramatu Słowackiego - jedną hołdującą teoretycznej idei, drugą postrzegającą realia otaczającej go rzeczywistości. Rozmowę przerywa Wielki Książę, który wchodzi do pokoju Kordiana w asyście żołnierzy. Doktor znika bez śladu, a Kordiana żołnierze wyprowadzają na warszawski Plac Saski.

Scena VII

Car wraz z Wielkim Księciem Konstantym oglądają wojsko zebrane na Placu Saskim, gdy sześciu żołnierzy wprowadza Kordiana. Wielki Książę grozi więźniowi śmiercią. Chce by cztery konie rozszarpały jego ciało. Później jednak pragnąc popisać przez carem wojskiem i zebranymi ludźmi, wyszkoleniem i odwagą swojego żołnierza, rozkazuje mu przeskoczyć konno przez ustawione w piramidę karabiny z umocowanymi na nich bagnetami obiecując, że wówczas daruje mu życie. Gdy Kordian wykonuje polecenie, wywołując tym samym wybuch entuzjazmu wśród zebranych ludzi i żołnierzy, Konstanty popada w euforię. Daruje Kordianowi życie i każe żołnierzom odprowadzić go do łóżka. Jednak gdy bohater schodzi z Placu Saskiego, car po cichu nakazuje generałom zwołać sąd wojenny i wydać wyrok śmierci na Kordiana. Wielki Książe natomiast jest zachwycony i każe trębaczom grać Mazurek Dąbrowskiego.


Scena VIII

Izba klasztorna zamieniona w więzienie, Grzegorz zamartwia się losem swojego panicza, któremu pozostał wierny do końca. W tym czasie Kordian spowiada się księdzu i czyni przygotowania przed rozstrzelaniem. Wie, że idzie na śmierć. Jest przesiąknięty goryczą, gdy myśli o współrodakach o ich moralności i świadomości politycznej. Nie ma im nic do powiedzenia. W dalszym ciągu wierzy, że ofiara złożona przez siebie, z jednostki poświęcającej swoje życie w imię wyższych celów ma sens. W swoim monologu łączy się myślą ze wspaniałymi bohaterami narodowej przeszłości. Mówi: ”O zmarli Polacy. Ja idę do was!”. W końcu żegna się z Grzegorzem, pytając czy ma dzieci i prosząc, by jego syn nazwał swoje dziecko Kordianem, jeśli urodzi się chłopiec. Za chwilę jednak odwołuje to mówiąc, że to imię mu zaszkodzi. Wychodzi na rozstrzelanie w asyście żołnierzy. Grzegorz pada na kolana, ale Kordian bierze jego siwą głowę i całując mówi do niego ojcze. Starzec pada na ziemię, po czym wybiega za Kordianem.

Scena IX

Pokój w Zamku Królewskim. Wielki Książę próbuje wyjednać u cara, swojego brata, ułaskawienie dla Kordiana. Monarcha jednak nie chce o tym słyszeć, a ich spór zaognia się. Obaj zaczynają wypominać sobie nawzajem odrażający grzechy, jakie popełnili w przeszłości. Car posuwa się do tego, że przypomina wielkiemu księciu gwałt i morderstwo popełnione na szesnastoletniej Angelice, a także odrażający sposób pozbycia się ciała. Konstanty rewanżuje się bratu groźbą buntu i ten argument przeważa. Car podpisuje ułaskawienie Kordiana. Konstanty przekazuje ułaskawienie adiutantowi i każe natychmiast dostarczyć je na Plac Marsowy, na którym ma zostać wykonana egzekucja na Kordianie. Car komentuje zachowanie Wielkiego Księcia mówiąc: „Mój brat... już Polakiem”.

Scena ostateczna

O przebiegu wydarzeń dowiadujemy się z komentarzy zebranych na Placu Marsowym widzów. Kordian stoi przed plutonem żołnierzy, nie wymawia ani słowa. Ceremonia rozpoczyna się od pozbawienia Kordiana szlachectwa, co Pierwszy z Tłumu opisuje słowami: „Patrz! Teraz kat nad głową łamie lśniącą szpadę”. Momentu łamania szpady, a więc zhańbienia Kordiana nie wytrzymuje jakiś starzec, który pada z jękiem na ziemię. Prawdopodobnie jest to Grzegorz. W tym samym czasie pluton egzekucyjny czyni ostatnie przygotowania do rozstrzelania bohatera. Kordian nie pozwala na zawiązanie mu oczu przez żołnierzy. Oficer dowodzący plutonem daje znać do rozpoczęcia egzekucji. Żołnierze podnoszą broń. Nagle w oddali pojawia się pędzący konno adiutant Wielkiego Księcia Konstantego, wiozący ułaskawienie dla Kordiana, jednak nie widzi go oficer, który podnosi rękę, by dać znać do otwarcia ognia. W ten sposób kończy się akcja książki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz