
Autor: Robert Małecki
Wydawnictwo: Literackie
W Polsce każdego roku ginie od siedemnastu do nawet dwudziestu tysięcy osób. Część z nich odnajduje się po kilku dniach, część po miesiącach, ale są i tacy, po których ślad ginie na zawsze. Wtedy życie ich bliskich zamienia się w nieustanne czekanie. To czekanie, w którym nie ma ani żałoby, ani nawet nadziei — tylko zawieszenie. Bo najstraszniejsze nie jest samo zniknięcie, lecz milczenie, które po nim następuje. Brak wiadomości staje się sam w sobie udręką.
Na tym właśnie tle rozgrywa się powieść Roberta Małeckiego „Zmora. Czarna toń”, opublikowana nakładem Wydawnictwa Literackiego, to historia, w której temat zaginięcia staje się nie tylko punktem wyjścia do śledztwa, ale i głęboką refleksją nad ludzką psychiką, nad winą, pamięcią i strachem. Autor nie pierwszy raz sięga po wątki mroku, jednak tym razem robi to w sposób szczególnie dojrzały — łącząc konwencję thrillera z portretem emocjonalnym ludzi, których życie zatrzymało się w chwili zniknięcia bliskiej osoby.
Małecki snuje opowieść z kilku perspektyw — dzięki temu czytelnik nie otrzymuje jednej, uporządkowanej wersji wydarzeń, lecz wchodzi w świat różnych emocji i motywacji. Jedną z bohaterek jest dziennikarka śledcza Kama Kosowska, kobieta naznaczona przeszłością, która zostaje wciągnięta w sprawę zaginięcia młodej dziewczyny, Moniki Matczak. Kama jest ekspertką od trudnych śledztw dotyczących zaginięć i jednocześnie poczytną pisarką. Tym razem staje się też jedyną (i ostatnią) nadzieją dla umierającej Haliny Matczak, na odnalezienie jej córki, toruńskiej urzędniczki, która w niewyjaśnionych okolicznościach zaginęła sześć lat wcześniej. Drugą istotną postacią jest nadkomisarz Lesław Korcz, prowadzący równoległe dochodzenie w sprawie zaginięcia młodej dziewczyny, rzekomej studentki, Justyny Brzózki. Szybko okazuje się, że tak naprawdę prowadziła ona podwójne życie, które nie miało nic wspólnego z tym, stworzonym na potrzeby rodziców. Studentka pracująca w sklepie z używaną odzieżą okazała się być w istocie dziewczyną z internetowej sex-kamerki, która nie miała również nic przeciwko osobistym spotkaniom tête-à-tête z klientami. Historie tych dwóch poszukiwać splatają się, ale każda z nich pokazuje inne oblicze prawdy. Ta wielogłosowość to jeden z największych atutów powieści — pozwala nie tylko śledzić intrygę, lecz także przyjrzeć się z różnych stron różnym reakcjom bohaterów i różnym motywom działania ludzi.
Warstwa psychologiczna jest tu niezwykle bogata. Autor nie koncentruje się wyłącznie na samej zagadce, ale przede wszystkim na tym, jak zaginięcie rezonuje w psychice bohaterów. Kosowska zmaga się z lękiem, że przeszłość, przed którą ucieka, znowu ją dogania. Korcz natomiast to człowiek, który próbuje utrzymać zawodowy dystans, choć dobrze wie, że emocje są w tym zawodzie nieuniknione. Tym bardziej, że z jednym z podejrzanych łączy go wyjątkowa historia, mająca swoje źródło w dalekiej przeszłości. Wszyscy bohaterowie noszą własne demony — i w tym sensie tytułowa „zmora” jest nie tylko metaforą przestępstwa, ale i tego, co drzemie w człowieku, gdy staje oko w oko z bezsilnością.
Autor prowadzi narrację spokojnie, nie sili się na przesadny dramatyzm. W jego prozie jest coś klasycznego, są fakty, ale i emocje, są tajemnice, ale nie wiążące się z sensacją. To literatura, która stawia na wrażliwość czytelnika, na jego inteligencję, zaś finał nie przynosi pełnego katharsis — raczej pozostawia nas w refleksji, że nie wszystkie zaginięcia da się wyjaśnić, a niektóre rany nigdy się nie zabliźniają.
„Zmora. Czarna toń” to powieść o ludziach, którzy szukają — nie tylko zaginionych, ale i samych siebie. Małecki z niezwykłą empatią i warsztatową precyzją prowadzi nas przez mrok, w którym nie ma pewności, kto naprawdę potrzebuje ratunku – być może my sami. W świecie, gdzie brak wiadomości bywa gorszy niż najstraszniejsza prawda, jego książka brzmi jak przypomnienie, że każda cisza ma swoją cenę.
*współpraca recenzencka*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz