Uwielbiam Wrocław i często do niego wracam. O kilkudniowym pobycie w tym wspaniałym mieście pisałam już TU, zaś z moimi podopiecznymi zwiedzałam wrocławskie ZOO, o czym przeczytacie TU. W trakcie pobytu w ZOO Klara była już w moim brzuszku, dlatego teraz zabraliśmy ją, by miasto zobaczyła już samodzielnie. Byłam przekonana, że jej zachwyt wzbudzą krasnale, których sporo od mojego ostatniego pobytu przybyło, ale jak zwykle wygrały ... gołębie i inne ptaki. No cóż, z miłością do ptaków się nie dyskutuje, a jeśli jej zachwyt nie minie, to na drugie urodziny chyba rzeczywiście kupię jej papużki, na które od dłuższego czasu namawia mnie P.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wrocław. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wrocław. Pokaż wszystkie posty
niedziela, 1 listopada 2020
środa, 11 grudnia 2019
Tomasz Duszyński "Toksyczni"
Tytuł: Toksyczni
Autor: Tomasz Duszyński
Wydawnictwo: SQN
W latach 90. całą Polskę elektryzowały doniesienia o kolejnych wyczynach tzw. mafii pruszkowskiej, która była wówczas postrachem całej Warszawy, a właściwie - poprzez sieć kontaktów- całej Polski. Takie pseudonimy, jak "Wańka", "Słowik" czy "Masa" pojawiały się na pierwszych stronach gazet i budziły grozę. Szczególnie pseudonim ostatniego z nich, „Masa” kojarzony jest z gangiem do dziś, bowiem został on świadkiem koronnym i to dzięki jego zeznaniom grupa pruszkowska została rozbita. To tylko jeden z przykładów rodzimych gangów, może nie tak elektryzujących i pobudzających wyobraźnię, nie tak wyrafinowanych jak choćby Cosa Nostra, ale równie niebezpiecznych.
sobota, 30 marca 2019
Z wizytą we wrocławskim zoo
Tak tu już niekiedy przewrotnie bywa, że ja – nie lubiąc zoo – odwiedziłam już chyba wszystkie w Polsce. O wizycie w opolskim zoo pisałam TU, teraz natomiast przyszedł czas na najstarszy tego typu obiekt w kraju, czyli wrocławskie zoo. Podróż z Katowic zajmuje około 3 godzin, a choć zdecydowanie uważam, że zoo to jest przereklamowane (a już na pewno wrażenia nie są adekwatne do cen biletów), to osoby zainteresowane poznaniem dzikich zwierząt czy dzieci, które dotąd widziały je tylko na obrazkach, z pewnością znajdą tu coś dla siebie.
wtorek, 12 lutego 2019
Marta Kisiel "Nomen Omen"
Tytuł: Nomen Omen
Autor: Marta Kisiel
Wydawnictwo: Uroboros
Czy można wieść zwyczajne życie mając na imię Salomea Klementyna? A na nazwisko – jakby mało było jeszcze nieszczęść - Przygoda? Ten fatalny start z takim imieniem zapowiada wcale nie lepszą przyszłość, bowiem kogoś o takiej tożsamości mogą spotykać wyłącznie klęski żywiołowe i same tragiczne przypadki. I jeśli wydaje ci się drogi czytelniku, że to tobie pech depcze po piętach, to koniecznie musisz sięgnąć po przygody panny Przygody. Poprawa humoru – gwarantowana.
sobota, 10 października 2015
Literackie podróże: Wrocław
Nowoczesność przeplatająca się z historycznymi obiektami, niezwykły klimat, bogate zbiory muzealne - słowa te mogłyby opisywać kilka, a nawet kilkanaście polskich miast. Żadne z nich nie ma jednak tego, co ma Wrocław, czyli … krasnoludków. Impulsem do wyruszenia ich tropem był właśnie otrzymany w prezencie krasnoludkowy plan miasta oraz bilety PolskiBus w cenie 10zł.
Pierwszym krasnalem we Wrocławiu był Papa Krasnal, pomnik ruchu społecznego Pomarańczowej Alternatywy. Następnie, kolejno zaczęły w różnych częściach miasta pojawiać się sympatyczne krasnale. Warto ich uważnie wypatrywać szczególnie, że niekiedy potrafią zaskoczyć …
wtorek, 21 sierpnia 2012
Mariusz Jaksa Czoba "Tajemnica Starych Dunajczysk"
Tytuł: Tajemnica Starych Dunajczysk
Autor: Mariusz Jaksa Czoba
Wydawnictwo: Rovae Res
Nie ma chyba osoby, która choć raz nie słyszała o bursztynowej komnacie, czyli bursztynowym gabinecie zamówionym przez Fryderyka I Hohenzollerna do podberlińskiego pałacu Charlottenburg. Wykonana przez mistrza bursztyniarskiego z Gdańska, Andreasa Schűtera, została zrabowana przez Niemców w 1941 roku, zaś kilka miesięcy później przewieziona w kilkudziesięciu skrzyniach do Zamku Królewskiego. Tu kończą się fakty, a zaczynają domysły na temat miejsca przechowywania tego cudu wykonanego ludzką ręką - wiadomo, że została znów zapakowana w skrzynie i.. do dziś jej nie odnaleziono. Takich skarbów wywiezionych przez III Rzeszę i ukrytych w różnych rejonach kraju jest prawdopodobnie wiele, a wielbiciele zagadek historii czynnie włączają się w ich poszukiwanie.
Jednym z takich pasjonatów jest Łukasz Jaksa, dziennikarz nieustannie poszukujący dowodów z przeszłości i spędzający każde wakacje na odkrywczych wyprawach z mapą i książkami w ręku. Tym razem kierunek wakacyjnego wyjazdu zdeterminował post, umieszczony przez niejakiego Vikinga na jednym z forów internetowych, zaś w podróż do Starych Dunajczysk na Dolnym Śląsku zabiera nas Mariusz Jaksa Czoba. Jego debiut powieściowy „Tajemnica Starych Dunajczysk”, opublikowana przez Wydawnictwo Novae Res, to ekscytująca i pełna przygód książka, przesiąknięta duchem historii, łącząca w sobie elementy Indiany Jonesa i „Pana Samochodzika”.
Stara zasypana sztolnia, świadomość, że w kierunku Dolnego Śląska w latach 1943- 1945 wyruszały konwoje niemieckich ciężarówek z tajemniczymi ładunkami i specyficzne ukształtowanie terenu stwarzające możliwości aranżacji licznych kryjówek, przyciągają Łukasza niczym magnes, zaś identyfikacja miejsca opisanego przez Vikinga wzbudza ekscytację. Tyle tylko, że ktoś najwyraźniej nie podziela entuzjazmu ewentualnych odkrywców i robi wszystko, by przegonić turystów (w tym Łukasza) kręcących się wokół wejścia i to za pomocą broni palnej.
Mężczyzna znajduje towarzysza poszukiwań, nastoletniego Marcina Młynieckiego, zwanego Martim, który wraz z mamą spędza na wsi każde wakacje. Ta znajomość jest o tyle cenna, że nad okolicę nadciągają ulewne deszcze, a namiot nie stanowi wystarczającego zabezpieczenia przez strumieniami wody, zawsze zatem lepiej jest skryć się w domu Inki o roziskrzonych oczach. Poza tym ktoś bardzo interesuje się obozowiskiem dziennikarza i nie tylko go śledzi, ale też wywabiając z namiotu przetrząsa jego rzeczy.
Nic jednak nie powstrzyma takiej dwójki pasjonatów przygód szczególnie od chwili, kiedy w ich małe śledztwo włącza się też stary leśniczy. I choć „skarb” odnaleziony w zasypanej grocie daleki jest od bursztynowej komnaty, to jednak stanowi dowód na to, że Niemcy rzeczywiście na Dolnym Śląsku znaleźli niezwykle skuteczne kryjówki.
Kiedy już jesteśmy przekonani, że odkrycie wojskowych pojazdów z pełnym ładunkiem jest kolimacyjnym punktem powieści, Mariusz Jaksa Czoba znów wystawia naszą cierpliwość na próbę. Jego bohater ma jeszcze kilka dni urlopu, które spędzi nie tylko w towarzystwie pięknej matki Matiego, ale i chłopca… kontynuując wraz z nim poszukiwania skarbu - wszak na jednym odkryciu świat się nie kończy.
„Tajemnica Starych Dunajczysk” to prawdziwa kondensacja pomysłów i wydarzeń, nie dająca czytelnikowi nawet chwili na nudę czy refleksję, Obietnica skarbów, takich jak Piękna Madonna wywieziona w czasie wojny z Torunia, motywuje do działania (czytania) i w efekcie rozpoczynając lekturę wieczorem możemy zapomnieć o śnie. Choć niektóre wątki są zbędne bądź też nie mają zakończenia, to nawet nie mamy ochoty zwracać na to uwagi. Wszak zaraz możemy usłyszeć sygnał wykrywacza metali, trafić na tajemniczego strażnika groty bądź… dać się zamknąć w starej studni. Wszystko to rozbudza w nas ducha poszukiwacza przygód, działa na wyobraźnię i wyznacza kierunek następnych wakacji. Nie wiem jak Wy, ale ja wyruszam w kierunku Wrocławia i to w towarzystwie Jaksy. Ahoj przygodo!
Jednym z takich pasjonatów jest Łukasz Jaksa, dziennikarz nieustannie poszukujący dowodów z przeszłości i spędzający każde wakacje na odkrywczych wyprawach z mapą i książkami w ręku. Tym razem kierunek wakacyjnego wyjazdu zdeterminował post, umieszczony przez niejakiego Vikinga na jednym z forów internetowych, zaś w podróż do Starych Dunajczysk na Dolnym Śląsku zabiera nas Mariusz Jaksa Czoba. Jego debiut powieściowy „Tajemnica Starych Dunajczysk”, opublikowana przez Wydawnictwo Novae Res, to ekscytująca i pełna przygód książka, przesiąknięta duchem historii, łącząca w sobie elementy Indiany Jonesa i „Pana Samochodzika”.
Stara zasypana sztolnia, świadomość, że w kierunku Dolnego Śląska w latach 1943- 1945 wyruszały konwoje niemieckich ciężarówek z tajemniczymi ładunkami i specyficzne ukształtowanie terenu stwarzające możliwości aranżacji licznych kryjówek, przyciągają Łukasza niczym magnes, zaś identyfikacja miejsca opisanego przez Vikinga wzbudza ekscytację. Tyle tylko, że ktoś najwyraźniej nie podziela entuzjazmu ewentualnych odkrywców i robi wszystko, by przegonić turystów (w tym Łukasza) kręcących się wokół wejścia i to za pomocą broni palnej.
Mężczyzna znajduje towarzysza poszukiwań, nastoletniego Marcina Młynieckiego, zwanego Martim, który wraz z mamą spędza na wsi każde wakacje. Ta znajomość jest o tyle cenna, że nad okolicę nadciągają ulewne deszcze, a namiot nie stanowi wystarczającego zabezpieczenia przez strumieniami wody, zawsze zatem lepiej jest skryć się w domu Inki o roziskrzonych oczach. Poza tym ktoś bardzo interesuje się obozowiskiem dziennikarza i nie tylko go śledzi, ale też wywabiając z namiotu przetrząsa jego rzeczy.
Nic jednak nie powstrzyma takiej dwójki pasjonatów przygód szczególnie od chwili, kiedy w ich małe śledztwo włącza się też stary leśniczy. I choć „skarb” odnaleziony w zasypanej grocie daleki jest od bursztynowej komnaty, to jednak stanowi dowód na to, że Niemcy rzeczywiście na Dolnym Śląsku znaleźli niezwykle skuteczne kryjówki.
Kiedy już jesteśmy przekonani, że odkrycie wojskowych pojazdów z pełnym ładunkiem jest kolimacyjnym punktem powieści, Mariusz Jaksa Czoba znów wystawia naszą cierpliwość na próbę. Jego bohater ma jeszcze kilka dni urlopu, które spędzi nie tylko w towarzystwie pięknej matki Matiego, ale i chłopca… kontynuując wraz z nim poszukiwania skarbu - wszak na jednym odkryciu świat się nie kończy.
„Tajemnica Starych Dunajczysk” to prawdziwa kondensacja pomysłów i wydarzeń, nie dająca czytelnikowi nawet chwili na nudę czy refleksję, Obietnica skarbów, takich jak Piękna Madonna wywieziona w czasie wojny z Torunia, motywuje do działania (czytania) i w efekcie rozpoczynając lekturę wieczorem możemy zapomnieć o śnie. Choć niektóre wątki są zbędne bądź też nie mają zakończenia, to nawet nie mamy ochoty zwracać na to uwagi. Wszak zaraz możemy usłyszeć sygnał wykrywacza metali, trafić na tajemniczego strażnika groty bądź… dać się zamknąć w starej studni. Wszystko to rozbudza w nas ducha poszukiwacza przygód, działa na wyobraźnię i wyznacza kierunek następnych wakacji. Nie wiem jak Wy, ale ja wyruszam w kierunku Wrocławia i to w towarzystwie Jaksy. Ahoj przygodo!
Recenzja znajduje się także na stronach wortalu literackiego Granice.pl
Subskrybuj:
Posty (Atom)