Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bunt. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bunt. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 29 marca 2020

Anna Stokłosa "Ważka. Przeobrażenie"

Tytuł: Ważka. Przeobrażenie 
Autor: Anna Stokłosa 
Wydawnictwo: Dragon 


Czy możesz wyobrazić sobie świat, w którym książki w papierowej formie są zakazane? W którym radioodbiorniki, podobnie jak i inne nośniki dawnej epoki są niedozwolone? W którym zawodowa przyszłość obywateli jest zaplanowana zaś jakiekolwiek przejawy kultu religijnego surowo karane? Wszystko to z powodu trzeciej wojny światowej, która wybuchła z powodów religijnych. Była ona straszniejsza niż dwie poprzednie i tylko dzięki wielkim korporacjom, które zjednoczyły swoje siły łącząc się w konglomeraty, udało się ją zażegnać. Wielka Koalicja Korporacji przywróciła porządek na świecie, a przy okazji przejęła nad nim pełną kontrolę. Zakaz kultywowania jakiejkolwiek religii czy wyznawania jakiejkolwiek filozofii, to tylko jeden z przejawów tej kontroli. 

poniedziałek, 29 maja 2017

Adam Grant " Buntownicy. Kreatywni liderzy zmieniają świat"

 Tytuł: Buntownicy. Kreatywni liderzy zmieniają świat
Autor: Adam Grant
Wydawnictwo: MTBiznes



„Tylko ci posuwają naprzód historię, którzy potrafią powstać przeciw niej, kiedy trzeba” – pisał Albert Camus, a liczne przykłady z historii wydają się potwierdzać prawdziwość tych słów. Okresy największego rozwoju cywilizacyjnego przypadają na czas buntów wobec rzeczywistości, a także na czasy rozwoju nauki, która przesuwała granice tego, co wydawało się niemożliwe. Pierwszy statek parowy skonstruowany przez I.K. Brunela, pierwszy rower J. Fitrefza, pierwszy silnik spalinowy E. Lenoira - nie byłoby tych wynalazków bez światłych umysłów, które pragnęły czegoś więcej, pragnęły zmieniać świat. Kim byli? Doświadczenia minionych epok pokazują, że buntownik wcale nie musi używać przemocy fizycznej, że wystarczy nieszablonowy sposób myślenia, inne spojrzenie na wiele kwestii bądź paląca potrzeba, by stać się takim buntownikiem. 

piątek, 24 lipca 2015

Lawrence Hill "Aminata. Siła miłości"

Autor: Lawrence Hill
Wydawnictwo: Czarne

„Musi istnieć jakiś powód, dla którego żyłam w tych wszystkich krainach, przetrwałam te wszystkie morskie przeprawy, podczas gdy inni padali od kul albo zamykali powieki i siłą woli kończyli żywot. Uniknęłam brutalnych zakończeń nawet wtedy, gdy otaczały mnie ze wszystkich stron. Nigdy jednak nie było mi dane tulić własnych dzieci, mieszkać z nimi i wychowywać je w sposób, w jaki przez dziesięć czy jedenaście lat wychowywali mnie rodzice, dopóki nasze życie nie zostało rozdarte na strzępy” – autorem tych bolesnych słów mógłby zostać każdy, kto jako dziecko został pozbawiony domu, kto został zabrany a następnie wywieziony i sprzedany na targu niczym zwierze. Każdy, kto został sprowadzony do roli rzeczy, którą właściciel może swobodnie dysponować. Każdy, kogo życie i śmierć były w rękach właściciela.

Niewolnictwo istniało nieprzerwanie od czasów starożytnych, ale dopiero rozwój techniki, możliwości przemieszczania się na większe odległości sprawiły, że swym zasięgiem objęło niemal cały świat. Od XV wieku szczególnym powodzeniem zaczęli cieszyć się niewolnicy murzyńscy sprowadzani z Afryki. Wpływ na to miały miedzy innymi plantacje zakładane w Ameryce i rosnące zapotrzebowanie na siłę roboczą, a także fakt, że przyzwyczajeni do ciężkich warunków mieszkańcy Afryki, stanowili wytrzymały i tani w utrzymaniu zasób pracy. Jedną z takich ofiar przemian gospodarczych i rosnącego apetytu białego człowieka, była Meena Dee, a właściwie Aminata Diallo, takie bowiem imię nosiła w dzieciństwie. Pierwsze dziesięć lat życia, spędzonych w wiosce Bayo w Afryce Zachodniej, upłynęły dziewczynce na pracy, ale również na dobrej zabawie. Otoczona miłością rodziców, została przez nich wychowana na osobę nieustannie poszukującą wiedzy i garnącą się do nauki. Jako Bamanka i Fulanka, nie tylko potrafiła mówić w języku tych dwóch plemion, ale znała również modlitwy adresowane do Allaha oraz potrafiła zapisać kilka znaków. Wystarczył jeden dzień, by przerwać jej dzieciństwo, by zmienić ją w młodą i doświadczoną przez życie kobietę – w Meenę, niewolnicę.

Historię tej niezwykłe mieszkanki Afryki, której rodzice i współplemieńcy zostali bestialsko zamordowani w nierównej walce, możemy poznać dzięki powieści „Aminata. Siła miłości”. Autor, Lawrence Hill, posługując się fikcyjną postacią tej niezwykłej kobiety, tak naprawdę stworzył postać, przez którą przemawia tysiące niewolników. Książka jest nie tylko wciągającą opowieścią o burzliwym życiu głównej bohaterki, ale również protestem przeciwko zezwierzęceniu, przeciwko dyskryminacji rasowej, przeciwko niewolnictwu. Autor, z niezwykłym wyczuciem kreśli tło społeczno-historyczne, nie szczędząc często brutalnych szczegółów opisujących urągające człowieczeństwu warunki w jakich niewolnicy byli przetrzymywali, a także absurdy kolejnych rządów, których deklaracje pomocy były nic nie znaczącymi, pustymi słowami. Po książkę powinni sięgnąć ci wszyscy, którzy pragną odpoczynku od infantylnych historii, którzy lekturze stawiają wysokie wymagania oraz ci, których wciągnął kanadyjski serial o tym samym tytule z Aunjanue Ellis w roli głównej.

Mordercza droga przez Afrykę, rejs statkiem cuchnącym śmiercią i odchodami, płynącym do Karoliny Południowej, gdzie zostaje niewolnicą na plantacji indygowca należącej do Robinsona Appleby`ego to zaledwie początek wędrówki wypełnionej bólem, cierpieniem, ale i aktami wielkiej odwagi. „Gdy opuściłam dom i rozpoczęłam długą wędrówkę, odkryłam, że na świecie istnieją ludzie, którzy mnie nie znają, nie kochają i nie dbają o to, czy będę żyć, czy umrę” – mówi Meena, wspominając nie tylko Appleby`ego, ale również Solomona Lindo, pod którego dachem przeżyła swe najlepsze ale i najgorsze chwile, rodzinę Witherspoonów z Nowego Jorku, która to para przywłaszczyła sobie jej córkę czy mieszkańców kolonii brytyjskiej, Nowej Szkocji, w której zamiast ziemi i możliwości pracy jako wolny człowiek, na Meenę czekał tylko ból.

Przytoczona historia, to w istocie wspomnienia tej dzielnej kobiety, spisane w ostatnich latach jej życia. Może właśnie dzięki zastosowaniu pierwszej osoby, przeżycia te są tak dojmujące, tak bolesne. Plastyczny język opowieści pobudza naszą wyobraźnię, widzimy kolory Afryki, czujemy smak dojrzałych owoców, ale również smród ludzkiego ciała i ekskrementów. Dzięki temu „Aminata” jest jedną z tych powieści, które przykuwają nas kajdanami do fotela, które nie pozwalają na dekoncentrację, które długo pozostają w naszym sercu i umyśle. Choć Meena i jej losy są literacką fikcją, to tak naprawdę opisują wydarzenia, które dotyczą tysięcy kobiet i mężczyzn, sprowadzonych do roli bydła. Mam nadzieję, że dzięki takiej powieści, jak ta stworzona przez Hilla, historia niewolnictwa już nigdy się nie powtórzy…






piątek, 26 września 2014

Izabela Sowa "Powrót"

Tytuł: Powrót
Autor: Izabela Sowa
Wydawnictwo: Znak

„Ze złudzeniami jest jak z nałogiem – nie da się od nich uwolnić, można je tylko zamienić na inne”. Mimo prawdziwości tych słów wciąż karmimy się złudzeniami, nadziejami, wciąż wierzymy, że w innym miejscu i czasie nasze życie byłoby lepsze, a my sami spełnieni i szczęśliwi. Tak naprawdę jednak subiektywne poczucie szczęścia nosimy w sobie, a dopóki nie dojrzejemy do tej prawdy, dopóki będziemy zadowolenia poszukiwać na zewnątrz siebie, skazani jesteśmy na rozczarowania i nieustanną gonitwę. Nasz umysł bowiem nie znosi pustki i natychmiast wynajduje sobie kolejny miraż, kolejną fatamorganę, w którą zaczyna wierzyć.

W poszukiwaniu złudzeń Dorotka wyruszyła w daleki świat. Przekonana, że za tam jest inaczej, że przekroczenie wyimaginowanej granicy odmieni jej życie, wkroczyła w świat dorosłych. Świat, który ją rozczarował. Również sama Dorotka rozczarowuje – nie zrobiła kariery, zrezygnowała ze studiów, mieszka w nędznym mieszkanku, nie ma dzieci a nawet nie jest w związku. Jest jedną z tych, które zbyt często trwonią „czas, pieniądze albo dobre okazje” biernie obserwując mijający czas. Na dodatek wciąż pozostaje Dorotką i to zdrobnienie imienia jest symboliczne, oznacza trwanie w stagnacji, w przeszłości, a przy tym zupełne oderwanie się od rzeczywistości.

Przy tym wszystkim bohaterkę „Powrotu”, najnowszej książki Izabeli Sowy, można nazwać artystką. Porzuciła studiowanie dzieł wielkich malarzy i oddała się szlachetnej sztuce tatuażu, co w oczach matki czyni ją lekkomyślną i nieodpowiedzialną, a każde spojrzenie rodzicielki przypomina o zawodzie i rozczarowaniu dzieckiem. Powieść, opublikowana nakładem wydawnictwa Znak, jest prostym w swej formie, ale jednocześnie oryginalnym tekstem. Nie znajdziemy tu wartko toczącej się akcji, nie ma tu zapierającej dech w piersiach fabuły. Są za to wyjątkowi bohaterowie oraz przemyślenia na temat życia – na temat lat minionych oraz bycia „tu i teraz”.

Dorotka powraca do Polski po sześciu latach pobytu w Europie. Odkąd po zaliczonej sesji zimowej porzuciła swój indeks i wykorzystując prawie połowę swych oszczędności kupiła bilet do Palermo, wciąż gnała do przodu, zmieniając kraje, zawody oraz mężczyzn. Na swoim koncie ma złamane serca, szalone imprezy oraz trzy języki obce. I znajomość technik tatuażu, które opanowała do perfekcji, tworząc wzory na indywidualne zamówienie.

Dorotka od lat pisze swój własny scenariusz, stanowczo protestując przeciwko wpasowaniu się w schematy i standardy. Niecodzienny jest nawet jej sposób ubierania się, będący swego rodzaju manifestem. Ale obecna Dorotka nie jest już tą buntowniczką, jaką była jeszcze kilka lat temu. Choć jej dusza i serce pozostały narowiste, to ona nauczyła się powstrzymywać od komentarzy, doprowadziła milczenie do perfekcji. Szczególnie uważa na słowa przy klientach, którzy często traktują wizytę w salonie tatuaży niczym wizytę u psychoterapeuty i dzielą się swoimi problemami oraz oczekiwaniami.

Dorotka nie chce rozwiązywać problemów innych, ma swoje własne. Zatem postacie uczestniczące w jej życiu obserwujemy niejako z boku, samodzielnie kształtując sobie opinię na temat związku jej rodziców, którzy pomimo jawnej deklaracji braku uczucia, wciąż są razem, na temat zachowania Ren, która oddala się od bohaterki coraz bardziej, przyjaciółki Moniki, czy ekscentrycznego modela.

Niestety Sowa stawiając na górnolotne słowa, zapomniała o treści. Choć otrzymujemy wciągające studium polskiej rzeczywistości i spojrzenie młodej kobiety na otaczający ją świat, pełen konsumpcyjnych zapędów, choć książka stanowi protest przeciwko konwencjonalnemu podejściu do planów i ram, w które jesteśmy wtłaczani od dzieciństwa, to jest zbyt chaotyczna i powierzchowna, by stać się powieścią wyjątkową. Chciało by się wręcz powiedzieć, że jest „przekombinowana”, nie wspominając już o braku sympatii do Dorotki, która denerwuje od pierwszych stron. 

Odnoszę wrażenie, że to zadanie autorskie przerosło Sowę, bowiem mimo doskonałej koncepcji wykonanie już nie jest tak dobre. Co nie znaczy, że o książce należy zapomnieć natychmiast po jej przeczytaniu. Wręcz przeciwnie – powinna ona stanowić bodziec do analizy własnych zachowań, do rozliczenia się z przeszłością i zajęcia własnego stanowiska na temat teraźniejszości. Jest impulsem do tego, by walczyć o siebie i swoją niezależność!

poniedziałek, 11 lutego 2013

Gennifer Albin "Przędza"


Tytuł: Przędza
Autor: Gennifer Albin
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Kiedy powiem „idealny świat” o czym pomyślisz? O organach władzy, które podejmują wybory służące rzekomo wielu ludziom? O stałym dostępie do pożywienia dostarczanego przez specjalne organizacje? O kontroli pogody, dzięki czemu ludzi omijają problemy związane z klęskami żywiołowymi? A może o technologii łat odnowy, dzięki której można leczyć większość poważnych chorób i o możliwości zapewnienia ludziom godnego odejścia, eufemistycznie zwanego „łagodzeniem brzemion starych wieków”?
Świat ten, choć pozbawiony wszelkich trosk, usuwanych z horyzontu obywateli ma jednak pewną wadę, którą jest nieświadomość. Nieświadomość tego, że rzeczywistość jest wyłącznie iluzja. Nieświadomość tego, że życie każdej jednostki – od chwili narodzin, aż do śmierci – jest dokładnie zaplanowane, a wszelkie odstępstwa od normy, natychmiast „spruwane”. Wreszcie, nieświadomość tego, że wolność obywatela jest ułudą, a wyróżnienie  – największą karą.
Zanim jednak zrozumiemy, jak bardzo ograniczające i fałszywe mogą być ideały, zagłębimy się w fantastyczną powieść autorstwa Gennifer Albin, opublikowaną nakładem Wydawnictwa Literackiego. „Przędza” to pozycja, która oplata nas swoja fabułą niczym świetlista nicią przeznaczenia, wciągając w wir wydarzeń tak nieprawdopodobnych, a jednak niepokojąco realnych, że nie sposób oderwać się od lektury. Nie sposób też nie zatęsknić za kolejną częścią cyklu, bowiem autorka przygotowała dla nas prawdziwą wyprawę w świat Arrasu, zaś zadania stojące przed nami (i przed bohaterami powieści) są zdecydowanie zbyt poważne i niebezpieczne, żeby uchwycić je w ramy tylko jednego tomu. Nie dajcie sobie wmówić, że jest to powieść dla młodzieży, jestem bowiem przekonana, że urok tkanej przez autorkę historii przyciągnie do książki wszystkich miłośników powieści science fiction, choć nie tylko – wszak świat kontrolowany przez Gildię, sprawującą władzę absolutną, boleśnie przypomina „Rok 1984” Orwella.
Autorka przedstawia nam szesnastoletnią Adelice Lewys, urodzoną w Romenie, w Sektorze Zachodnim. Spotykamy ją w szczególnym dla niej momencie – otóż szesnasty rok życia oznacza dla dziewcząt czas niezwykłego sprawdzianu, mającego na celu odkrycie daru. „Nikt nie wie, dlaczego niektóre dziewczyny mają dar, a inne nie. Rzecz jasna, istnieją pewne teorie. Że dziedziczy się go w genach. Albo że dziewczyny o otwartych umysłach nieustannie wiedzą wokół siebie sploty życia. Niektórzy twierdzą nawet, że dar trafia się wyłącznie ludziom o czystych sercach. Ja tam wiem swoje. To nie żaden dar, tylko klątwa” – pisze autorka, zaś w przypadku Adelice słowa te są niezwykle prawdziwe. Jej umiejętność tkania splotów, nawet bez pomocy krosna, zwraca uwagę nauczycieli mimo iż dziewczyna za wszelką cenę stara się ukryć swój talent. Jej rodzice doskonale zdawali sobie sprawę co oznacza powołanie w szeregi Kądzielniczek i jakie konsekwencje są z tym związane. Dlatego też, chcąc za wszelką cenę chronić córkę, od lat uczyli ją ukrywać swoje umiejętności. Za zdradę zapłacili najwyższą cenę, zaś Adelice została siłą przymuszona do szkolenia.
Kądzielniczki pełnią w strukturach Arrasu bardzo ważną rolę  – utrwalają i upiększają tkaninę z której składa się świat. Doświadczone pracownice używają Przędzy, która stanowi formę manipulacji wzbogacającej rzeczywistość i gwarantującej funkcjonującym metropoliom przetrwanie, a nawet rozwój. Nad procesem tkania nadzór sprawuje Gildia Dwunastu, zaś ambasadorem jest Cormac Patton (zwany pierwszym przystojniakiem Strumienia), w rzeczywistości próżny, ale i bezwzględny mężczyzna, który zarówno dla władzy, jak i dla przyjemności, nie cofnie się przed niczym. Adelice szybko zwraca jego uwagę, nie tylko swoją niezwykłą urodą, podkreśloną jeszcze oryginalnym kolorem włosów, ale i wyjątkowymi zdolnościami. Ona jedna ze wszystkich powołanych do służby dziewcząt ma szansę objąć najwyższe stanowisko zostając Prządką i osiągając tym samym najwyższy stopień wtajemniczenia.
Tyle tylko, że Adelice daleka jest od spełnienia standardów Gildii jeśli chodzi o zachowanie – dziewczyna przoduje w niesubordynacji, zaś jej ciekawość świata i analityczny umysł szybko ściągają kłopoty. Przyszła Prządka odkrywa bowiem straszliwą prawdę o funkcjonowaniu istniejącej rzeczywistością, a właściwie jej … iluzji. Prawdziwe są jednak praktyki, dzięki którym władzy udaje się utrzymać tajemnicę oraz kontrowersyjne metody zarządzania – od przemapowania umysłów począwszy po kontrolę urodzin czy śmierci. Skoro ludzie są zaledwie splotami na tkaninie świata to nie ma nic prostszego, żeby eliminować „słabe ogniwa” tworząc społeczeństwo idealnych obywateli, ślepo podporządkowanych organom władzy.
Całe szczęście, że są jeszcze takie osoby, jak Adelice, Erik  –  asystent szkolnej instruktorki, czy buńczuczny kamerdyner Josten. Czy jednak są oni na tyle silni by stawić czoło Gildii? Czy bunt, który rodzi się na obrzeżach Arrasu, właśnie dotarł do pałacu zajmowanego przez Zakon? Czy Adelice odnajdzie swoją siostrę, której życie zostało wplecione w inną nić? Alternatywą dla buntu i ucieczki jest czyszczenie umysłu i ślub z Pattonem, co może stanowić nie lada motywację. Tylko, czy wystarczającą?
„Przędzę” Gennifer Albin śmiało można nazwać odkryciem bieżącego roku i gotowym scenariuszem na film. Klimat książki zbliżony jest do „Igrzysk śmierci” Suzanne Collins tyle tylko, że zamiast państwa Panem mamy Arras, zamiast Kapitolu  –   Gildię, zaś igrzyska zastępują egzaminy na Kądzielniczki i późniejsze szkolenia. Albin stworzyła przerażający świat powstały na gruzach Ziemi, zapełniając go kontrolowanymi na każdym kroku obywatelami oraz bohaterami obdarzonymi niezwykłymi cechami charakteru i temperamentem. To sprawia, że z niecierpliwością nie przystojącą Kądzielniczce oczekiwać będę na kolejny tom powieści, nucąc tylko cichutko „(…) U Prząśniczki siedzą jak anioł dzieweczki/ przędą sobie, przędą jedwabne niteczki (…)”mając nadzieję, że Gildia mnie nie obserwuje.