czwartek, 7 kwietnia 2016

Patrycja Pelica "Ritterowie. Rzecz o mazurskiej duszy"

Autor: Patrycja Pelica
Wydawnictwo: Muza SA


„Ritterowie zawsze wracają” - te proste słowa w pełni oddają stosunek do rodzinnego domu, znamionują przywiązanie do miejsca i żyjących w nim ludzi. Dziś, niestety, rozstania są znacznie częściej spotykane niż powroty, ale niezależnie od tego, gdzie rzuci nas los i jak bardzo zachłyśniemy się szerokim światem, dobrze jest mieć miejsce, do którego można wrócić, które wspomnieniami przywołuje szczęśliwe czasy, ukochanych ludzi, które związane jest z określonymi wartościami i postawami.

Takim miejscem dla rodziny Ritterów była stara plebania, którą w 1920 roku obejmuje pastor, Martin Ritter. Przybywając na Mazury wraz z żoną Grete nie sadził zapewne, że z tą surową ziemią zwiąże się na zawsze, że będzie tu patrzył na śmierć bliskich osób, że kolejne pokolenia jego rodziny wychowywać się będą w starym domu, że zawsze będą tu powracać. Niezwykła saga rodzinna, której akcja toczy się na Mazurach na przestrzeni wielu lat, to spektakularna powieść „Ritterowie. Rzecz o mazurskiej duszy”, która zachwyca, napełnia nasze serca nostalgią, ale pokazuje też pewne schematy zachowań oraz wartości, które pozwalają przetrwać nawet najcięższe chwile. Patrycja Pelica stworzyła książkę utkaną z ludzi i emocji, napisaną językiem poezji i obrazów, które pojawiają się w naszych myślach w odpowiedzi na nakreśloną fabułę. Tym samym powieść, opublikowana nakładem wydawnictwa Muza, to nie tylko chwila refleksji i zadumy, ale i zachwytu – zarówno nad opowieścią, bohaterami, jak i nad talentem autorki, która za pomocą słów odmalowała jeden z najpiękniejszych, choć bolesnych, mazurskich portretów.

Wkraczamy na teren luterańskiego zboru, pachnącego kawą pijaną przez Martina i kolejne pokolenia Ritterów, by poznać młode małżeństwo, które w okresie dwudziestolecia międzywojennego przybywa do miejsca, w którym zdobywanie szacunku czy nawet akceptacji otoczenia jest długotrwałym procesem. Stopniowo jednak ciężka praca Martina, jego miłość do ludzi, gotowość niesienia pomocy oraz zasady, które kultywuje, przyciągają uwagę mieszkańców oraz nieliczne grono uczestników mszy. To właśnie tu, pośród rozległych lasów, rodzi się mały Helmuth, to właśnie tu umiera Grete, zaś dom pozbawiony jest kobiecej ręki do czasu, kiedy chłopak oświadcza się Annie Domińczuk. Ona – katoliczka, on – protestant. To połączenie budzi sprzeciw wielu osób, w tym matki Anny, która to wyrzeka się córki, co wolała Niemca…

Te imiona: Anna i Helmuth pojawią się jeszcze w rodzinnej historii, nie zabraknie również rozstań i powrotów. Miłość kochanków zdarzyła się bowiem w najgorętszym i najkrwawszym historycznie czasie, w okresie drugiej wojny światowej. Kiedy Helmuth otrzymuje powołanie do Wehrmachtu, Matrin udziela młodym sakramentu, mimo iż dostaną szansę zaledwie na siedem dni małżeńskiego życia, siedem dni wypełnionych nadzieją oraz rozpaczą. Mężczyzna wyrusza na wojnę, a wkrótce okazuje się, że Anna spodziewa się dziecka – rodzi się kolejny Helmuth, zaś matka i dziadek robią wszystko, by jak najmniej doświadczył wojennej zawieruchy. Jedno z nich zginie w mrokach historii, zaś Martin po raz kolejny otoczy opieką dziecko, wychowując je na prawdziwego mężczyznę, dla którego nic nie mogło równać się z urokiem rodzinnego domu. Szkoła aktorska i wielki świat nie zmieniły Helmutha, zaś kolejna kobieta w domu Ritterów, Wiktoria, staje się na kilka lat nierozłącznym fragmentem mazurskiego obrazu. W 1966 roku stara, podgryzana przez myszy plebania, znów doświadcza cudu – na świat przychodzą bliźniaki, Anna i Helmuth…

Podczas lektury książki doświadczamy nie tylko zachwytu, ale w pełni zdajemy sobie sprawę z tego, jak dziwne scenariusze pisze niekiedy życie i jak bardzo skomplikowane mogą być ludzkie losy. Doświadczamy przemijania, stanowiącego nierozłączny element natury, jednak świadomość, że tu, pionkiem w grze historii stają się Ritterowie, czyni książkę emocjonalną, wręcz osobistą. Martin, trwający wiernie na swym posterunku, piszący kolejne kazania dla ubywających wiernych, ryzykujący życie dla miejsca które pokochał, a także dla ludzi, którzy pojawili się w jego życiu sprawia, że staje się on i naszym oparciem, staje się skałą, na której pragniemy wybudować dom. Ze swoją miłością do książek, ze zwracającym uwagę kręgosłupem moralnym, z zasadami, którymi kierował się cale życie, staje się ostoją i opoką, staje się wzorem do naśladowania. Cztery pokolenia Ritterów pojawiające się na mazurskiej plebanii są symbolem upływu czasu, zaś sama książka – dowodem na to, że piękno można zawrzeć w słowach, że opowieść o tej (nie)zwyczajnej rodzinie może nie tylko przykuć uwagę, ale i skłonić do snucia wspomnień o dziejach naszych przodków. Książka stanowi również niezwykle barwny obraz Mazur, krainy na styku kultur oraz dowód wielkiego talentu autorki, której plastyczny język, czy sposób narracji zachwycają, sprawiają wrażenie ulotności, emanują dojrzałością i świadomością historii, którą trzeba opowiedzieć, by uchronić ją od zapomnienia. To jedna z tych książek, do których wracać można wielokrotnie, w której szukać można wzorów do naśladowania, a także przeżyć i głębokich wzruszeń.




2 komentarze:

  1. To pozycja, którą przeczytam na 100%. Uwielbiam takie powieści:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zatopiłam się w tej historii. Cudowna jest, cudowny jest też klimat wykreowany przez autorkę...

      Usuń