sobota, 5 maja 2018

Lisa Lutz "Pasażerka"

Tytuł: Pasażerka 
Autor: Lisa Lutz 
Wydawnictwo:AKURAT 



„Na wypadek, gdybyście się zastanawiali, to nie, nie zrobiłam tego. Nie miałam nic wspólnego ze śmiercią Franka. Niestety, nie mam alibi, więc musicie uwierzyć mi na słowo. Kiedy on opuszczał ten padół, ja akurat brałam prysznic” – czy można wierzyć kobiecie, która twierdzi, że nagle odkryła zwłoki swojego męża i że nie ma z tym nic wspólnego? Biorąc pod uwagę jej mało klarowną przeszłość, a także fakt, że męża nie kochała, jej tłumaczenia wydają się być co najmniej dziwne. Być może jednak, gdyby nie jej natychmiastowa ucieczka z miejsca rzekomego wypadku, porzucenie domu i wszystkiego, czego przy boku Franka się dorobiła, jej wiarygodność by wzrosła. Tymczasem ona znika, nie fatygując się nawet, by powiadomić policję. 

Wyruszając w podróż w nieznane, kontaktuje się jednak z niejakim Rolandem Olivierem. Niewiele wiemy o tym tajemniczym jegomościu, pewne jest jednak to, że potrafi załatwić jej nową tożsamość. Tym sposobem z Tanyi Pitts przeobraża się w Amelię Keen. Nie wie jednak, że tym sposobem pozostawia po sobie ślad – wskazówkę, dzięki której łatwiej będzie ją wytropić. Okazuje się bowiem, że nie tylko policji musi się bać i, że gdyby nie pewna Błękitnooka z baru w Austin w Teksasie, jej prośba o pomoc mogłaby się źle skończyć. Ciągła ucieczka mimo wszystko wydaje się być małą karą dla kogoś, kto zabił męża. A może nie zabił? 

Odpowiedzi na to pytanie poszukiwać będziemy w książce „Pasażerka”, autorstwa Lisy Lutz. Opisywana jako „śmiertelnie poważny thriller z odrobiną humoru” książka, opublikowana nakładem Wydawnictwa Akurat, to kilka godzin całkiem niezłej, choć nie porywającej lektury. Styl autorki, przypominający nieco twórczość Fannie Flagg, budzi zainteresowanie, choć schemat, jaki ostatecznie bohaterka Lutz obiera, staje się pułapką również dla samej autorki. Mimo kolejnych zbrodni (trup bowiem ściele się gęsto), trudno nazwać powieść thrillerem psychologicznym. Trudno też doszukiwać się tu humoru. To raczej powieść obyczajowa, poruszająca ważkie tematy, a poza tym dostarczająca czytelnych instrukcji, jak zniknąć. 

Od chwili podjęcia decyzji o ucieczce, a właściwie od chwili poznania Błękitnookiej, działania podejmowane przez Tanyę vel Amandę stają się chaotyczne i mogą doprowadzić ją do zguby. Ta nowa znajomość okazuje się być przysłowiowym gwoździem do trumny szczególnie, że charyzmatyczna barmanka ma dość luźne podejście do życia ludzkiego i jego wartości, bez wahania jest w stanie pozbyć się każdego, kto zagraża jej choć trochę. A takie zagrożenie czuje właśnie ze strony dwóch typków nasłanych na Tanyę przez Oliviera: Profesora i Księgowego. Morduje ich w samochodzie, choć przyznać jej trzeba, że alternatywą byłoby może zabójstwo jej i Tanyi. 

Zastrzelenie tych dwóch typków to dopiero początek, Błękitnooka się bowiem rozkręca. Poznając ją bliżej trudno uwierzyć, że była kiedyś nauczycielką i pracowała z dziećmi, przynajmniej dopóki pobita przez męża nie była w stanie wyjść z domu. Teraz jest okazja do zemsty, bowiem Jack odnajduje Debrę z zamiarem pozbawienia jej życia. Tyle tylko, że Błękitnooka jest pierwsza… 

W obliczu takiego rozwoju wypadków, obie muszą zniknąć. Barmanka wpada na makiaweliczny pomysł, który jednak może okazać się – szczególnie dla Tanyi – zgubny w skutkach. Proponuje bowiem dziewczynie zamianę ich tożsamości i tym sposobem Debra staje się Amelią, zaś Tanya przybiera imię Debra, a wraz z nim otrzymuje dokumenty, w tym te potwierdzające kwalifikacje pedagogiczne (staje się też mężobójczynią). Ruszając dalej przed siebie, postanawia dotrzeć do Jackson w stanie Wyoming, gdzie … podejmuje pracę w szkole. 

To jednak nie koniec, a zaledwie część tej historii, która byłaby znacznie bardziej wciągająca, gdyby –wraz z bohaterką – nie gnała tak do przodu. Brakuje bowiem oddechu, brakuje analizy psychologicznej bohaterki, zagłębienia się w jej emocje szczególnie wraz z próbą poszukiwania przez autorkę odpowiedzi na pytanie, czy rzeczywiście zabiła męża. Smaku historii dodaje natomiast korespondencja prowadzona przez Tanyę z Ryanem, która odsłania przed nami wybrane szczegóły jej przeszłości. To wszystko sprawia, że po „Pasażerkę” z pewnością sięgnąć warto, ale bez wielkich oczekiwań. Szkoda, że autorka nie wykorzystała tkwiącego w lekturze potencjału, choć całkiem nieźle poradziła sobie z prowadzeniem akcji i samą fabułą. Pozostaje jednak niedosyt… 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz