„Zwiadowcy: Ruiny Gorlanu” to pierwsza książka z serii autorstwa Johna Flanagana. Głównym bohaterem jest sierota imieniem Will, który mieszka w sierocińcu lenna Redmont razem z innymi sierotami, w tym Horace, Alyss i Jenny.
Prolog
Morgarath. Władca Gór Deszczu i Nocy, niegdysiejszy baron Gorlanu w królestwie Araluen jest sfrustrowany. Pozostały mu tylko poszarpane krawędzie granitowych stoków, skaliste rumowiska i pokryte śniegiem szczyty gór. Minęło już 15 lat odkąd został zmuszony wycofać się na pustkowie, które stało się jego więzieniem. Wciąż pamiętał Gorlan, piękne miejsce w którym aż chciało się żyć. To 15 lat temu wystąpił przeciwko nowo ukoronowanemu królowi Duncanowi, ale przygotowania do tego kroku wszczął jeszcze za życia starego króla. Liczył, że po śmierci władcy w zamku zapanuje chaos i trudno będzie zjednoczyć baronów, dzięki czemu on będzie mógł sięgnąć po tron.
Na zamkowym dziedzińcu oddział wargalów odbywał musztrę. Wargalowie unikali kontaktów z ludźmi żyjąc i mnożąc się w górach od dawnych czasów. Kiedy Morgarath, knując przeciwko władzy królewskiej opuścił Goran i udał się na ich poszukiwanie, nawet najstarsi mieszkańcy królestwa Araluen nie widzieli żadnego wargala na własne oczy. Wciąż jednak krążyły pogłoski o dzikim plemieniu półrozumnych bestii, żyjących na pustkowiach. Minęły miesiące, zanim Morgarath trafił na ich ślad, po czym podporządkował sobie bestie, tworząc armię na miarę swoich potrzeb. Wargalowie byli ohydni, ale bezlitośni i całkowicie posłuszni rozkazom.
Rozdział 1.
Zbliża się Dzień Wyboru, kiedy młodzież ma szansę zostać wybraną do nauki u różnych mistrzów. Will jest bardzo zdenerwowany, ale w rozmowie z przyjaciółmi usiłuje to ukrywać. Jest wraz z Jenny – jasnowłosą, ładną i wesołą dziewczyną oraz Georgiem, urodzonym prawnikiem. Will zdaje sobie sprawę, że jest jednym z pięciorga podopiecznych, który ma powody, by niepokoić się, co przyniesie mu Dzień Wyboru. Allys, pełna wdzięku dziewczyna ma zostać przyjęta na termin do lady Pauline, Mistrzyni Służb Dyplomatycznych Zamku Redmont. Horace wybrał Szkołę Rycerzy.
Dzień Wyboru był punktem zwrotnym w życiu zamkowych podopiecznych. Wszyscy byli sierotami wychowanymi na zamku dzięki wielkoduszności barona Aralda, władcy lenna Redmont. Rodzice większości z nich zginęli w służbie króla, więc baron uważał objęcie ich opieką za swój obowiązek i stwarzał możliwość poprawy własnego losu. Taką możliwość dawał właśnie Dzień Wyboru. Każdego roku podopieczni z sierocińca, którzy ukończyli 15 lat, mogli zadeklarować, u którego z mistrzów chcą się uczyć. Ci, których nie wybrał żaden z nauczycieli, albo dla których nie znalazło się miejsce wśród uczniów, bywali przydzielani do chłopskich rodzin w okolicznej wiosce, gdzie pracowali na roli i zajmowali się bydłem. Tego rozwiązania wszyscy zwykle się obawiali. Will planował zgłosić się do Szkoły Rycerzy, ale biorąc pod uwagę, że był niski i chudy, mogło się różnie to skończyć, mimo iż był szybki i zwinny. Na dodatek wśród niektórych czuć było do Willa niechęć, prawda była bowiem taka, że nikt nie znał jego nazwiska, ani nie wiedział, kim byli jego rodzice. 15 lat temu znaleziono go owiniętego w pled i ułożonego w koszyku na schodach zamkowego przytułku. Do kocyka przymocowano kartkę z informacją, że jego matka zmarła przy porodzie, a ojciec zginął jako bohater oraz imieniem chłopca. Tego roku do sierocińca przybyła jeszcze Alyss, której ojciec – porucznik kawalerii, zginął podczas bitwy, a zrozpaczona matka zachorowała i zmarła.
Rozdział 2.
Nadszedł Dzień Wyboru. Uczestniczyło w nim pięcioro zamkowych podopiecznych. Wybór dokonywał się w gabinecie barona. Kiedy dzieci zostały ustawione w szeregu, do sali weszli Mistrzowie Sztuk. Pierwszy kroczył sir Rodney, Mistrz Szkoły Rycerskiej – wysoki i barczysty jak baron. Za nim szedł Ulf, Mistrz Koni, odpowiedzialny za opiekę i szkolenie bojowych rumaków. Następnie pojawiła się elegancka lady Pauline, Mistrzyni Szkoły Dyplomacji, należąca do najbardziej zaufanych doradców barona. Za nią wszedł Nigel, Mistrz Szkoły Skrybów, szkolący osoby, które przygotowywały oficjalne dokumenty oraz orędzia i towarzyszące w podróżach dyplomatycznych adeptom szkoły Pauline. Ostatni do gabinetu wkroczył Kuchmistrz Chubb, gruby, brzuchaty kucharz, odziany w biały strój i kucharską czapkę. Na zamku nie brak było Mistrzów innych sztuk, ale w ceremonii brali udział tylko ci, którzy potrzebowali nowych czeladników lub uczniów. Do gabinetu wsunął się też Halt, zwiadowca. Przesądni wieśniacy wierzyli, że zwiadowcy praktykują jakąś magię, dzięki której potrafią być niewidzialni dla innych ludzi.
Pierwszy przed Mistrzów wystąpił Horace Altman, który tak jak Will, chciałby wstąpić do Szkoły Rycerskiej. Został przyjęty przez Mistrza i poproszony, by zgłosił się następnego dnia o ósmej do Szkoły Rycerskiej.
Rozdział 3.
Kolejną osobą była Alyss Mainwaring, która poprosiła o przydzielenie do służb dyplomatycznych. Lady Pauline zaakceptowała jej kandydaturę. Kolejny podopieczny, George Varter pragnął zostać przyjętym do Szkoły Skrybów. Mimo iż miał kłopoty z wyłowieniem się, a baron miał wątpliwości, wstawił się za nim Nigel mówiąc, że widział prace chłopca i jest on bardzo uzdolniony, jeśli chodzi o kaligrafię. Następna wystąpiła Jennifer Dalby, Jenny, która chce zostać uczennicą Kuchmistrza Chubba. W końcu przed szereg wystąpił Will.
Rozdział 4.
Will stwierdził, że chciałby iść do Szkoły Rycerskiej, jednak baron zapytał go, czy nie jest zbyt drobny. Drugim wyborem Willa była Szkoła Ujeżdżania, lecz Ulf odmówił, zanim jeszcze bardzo zapytał go o zdanie mówiąc, że chłopak jest zbyt drobnej postury. Baron zapytał chłopca, jakie posiada umiejętności, a ten wymienił wspinaczkę. Mistrzowie, jeden po drugim kręcili głowami, odmawiając przyjęcia chłopca do siebie. Nagle, niespodziewanie odezwał się zwiadowca Halt, wręczając baronowi Araldowi złożoną na pół tajemniczą kartkę. Baron przeczytał ją, po czym stwierdził, że przemyśli to i jutro podejmie decyzję. Will zastanawiał się, co takiego wie o nim zwiadowca i co za wiadomość przekazał baronowi. W tym czasie baron pogratulował tym, którzy zostali wybrani.
Rozdział 5.
Zaintrygowany, nocą włamuje się na wieżę, gdzie przechowywana jest tajemnicza kartka. Nieposkromiona ciekawość i skłonność do zwiedzania miejsc zakazanych wyrobiły w nim umiejętność poruszania się w taki sposób, że nikt go nie dostrzegał, choć przemierzał otwartą przestrzeń. W końcu dotarł do gabinetu barona i już miał sięgnąć po kartkę leżącą na biurku, kiedy nagle czyjaś dłoń chwyciła go za nadgarstek. Will aż krzyknął ze przestrachu, szczególnie, że osobą, która przyłapała go na włamaniu był zwiadowca Halt.
Okazało się, że kartka była jedynie rekwizytem do „egzaminu” zorganizowanego przez Halta, aby ocenić, czy Will nadaje się na jego ucznia. Halt poprowadził chłopca do barona, który nie mógł uwierzyć, że zdołał się on dostać do jego gabinetu, na dodatek wspinając się po wieży bez liny. Baron stwierdził, że trzeba pokazać Willowi kartkę, dla której tak ryzykował. Okazało się, że była na niej informacja, iż Halt chętnie przyjmie Willa na swojego ucznia.
Rozdział 6.
Will zdał egzamin i został wezwany do chatki Halta o godzinie 6 następnego dnia. Kiedy dowiedział się, że zostanie uczniem zwiadowcy, początkowo był przerażony – zwiadowcy byli powszechnie uważani za użytkowników czarnej magii – z czasem jednak oswoił się z tą myślą. Szczególnie, że baron uspokoił go mówiąc, że jeśli nie jest wrogiem królestwa, to nie ma się czego bać. Ostrzegł też chłopca, że zwiadowcy nie lubią, żeby mówiono na ich temat zbyt wiele.
Rozdział 7.
Will dziwnie się czuł opuszczając zamek Redmont po tylu latach tam spędzonych, Dominował on nad okolicą i chłopiec, który wędrował z niewielkim tobołkiem na ramieniu, z nostalgią spoglądał na mury. U podnóża skały Red Mountm Czerwona Góra, na którym wznosił się zamek, po drugiej stronie rzeki Tarbus, położona byłą wioska Wensley. Był tam też zajazd i warsztaty rzemieślnicze. Domek Halta znajdował się w pewnej odległości zarówno od zamku, jak i od wioski, pośród drzew, na skraju puszczy. Chata była niewielka, ale schludna i wygodnie urządzona. Główny pokój spełniał funkcję jadalni i salonu. Wokół kominka rozstawione były wygodne fotele. Halt wskazał Willowi jego pokój, ale chłopiec pragnął przede wszystkim dowiedzieć się, czym zajmują się zwiadowcy. Halt niegrzecznie mu odparł, że kandydaci na zwiadowców zajmują się pracami domowymi, bowiem w chacie – w przeciwieństwie do zamku – nie ma służących. To właśnie na początku miał robic Halt, poczynając od noszenia wody, po rąbanie drew. Chłopiec zajął się zatem sprzątaniem.
Halt zdradził chłopcu, że dostał wiadomość, iż nie żyje lord Northolt, były naczelny wódz wojsk królewskich. Został on ponoć zabity przez niedźwiedzia, tyle że w miejscu, w którym mieszka, nie spotyka się niedźwiedzi.
Rozdział 8.
Will wykonał już wszystkie przydzielone mu zadania, a wówczas Halt zaczął dopytywać, czy potrafi gotować. Ten zaprzeczył, a wówczas Halt postanowił wprowadzić go w tajniki sztuki kulinarnej. Wieczorem, kiedy usiedli już do stołu, Halt zaczął opowiadać, że Korpus Zwiadowców powstał ponad 150 lat temu, za panowania króla Herberta, zwanego „ojcem nowoczesnego Araluenu”. Władca zgromadził u swojego boku siły pięćdziesięciu prowincji, tworząc potężny związek, który rozgromił północne klany. Doszedł on też do wniosku, że by chronić królestwo, potrzebne mu są skuteczne służby specjalne. Stworzył zatem Korpus Zwiadowców, którego celem jest być oczami i uszami królestwa. Zwiadowców jest 50, po jednym na każdą prowincję. Poza zdobywaniem informacji o potencjalnych wrogach, pełnią oni rolę stróżów prawa. Jednym z wrogów jest Morgarat, władca Gór Deszczu i Nocy.
Rozdział 9.
Kiedy Horace zgłosił się do Szkoły Rycerskiej nie miał pojęcia, jaka to ciężka praca. Miał zaledwie niejasne pojęcie o rycerzach w lśniących zbrojach, którzy staczali bitwy. Rzeczywistość okazała się jednak być inna. Codziennie uczniowie wstawali przed świtem, spędzali czas na ćwiczeniach fizycznych, następnie obmywali się zimną wodą i sprzątali sypialnie bądź umywalnie. Zaraz potem sir Karel dokonywał inspekcji, a kiedy którykolwiek z 20 chłopaków zamieszkujących daną sypialnię naruszył choć w najmniejszym stopniu regulamin, rzeczy wszystkich lokatorów rozrzucano, musieli zatem całą pracę wykonywać od początku i to w czasie przeznaczonym na śniadanie. Po śniadaniu z kolei zaczynały się lekcje m.in. historii wojskowości, teorii taktyki itp., następnie kadeci odbywali bieg z przeszkodami. Po popołudniowym posiłku znów był czas na kolejne lekcje i ćwiczenia fizyczne na podwórku. `Później ćwiczono musztrę, trwająca do końca dnia. Dwie wolne godziny, które później uczniowie mieli, musieli przeznaczyć na przygotowanie się do lekcji, oczyszczenie ubrania czy naprawę sprzętu. Na dodatek Horacy musiał zmagać się z trzema uczniami drugiego roku, Brynem, Aldą i Jeromem, którzy uwzięli się na niego.
Rozdział 10.
Po pewnym czasie Hart zabrał Willa do lasu. Po drodze zwiadowca pokazywał chłopcu, jak należy poruszać się w cieniu, czyniąc przy tym możliwie jak najmniej hałasu. Halt był zadowolony z postępów Willa. Rozwijał się on bardzo szybko, szczególnie jeśli chodziło o tego rodzaju umiejętności. Gorzej radził sobie z mniej ekscytującymi zadaniami, takimi jak rysowanie mapy lub jej odczytywanie.
Kiedy dotarli na polanę, Halt przekazał Willowi łuk refleksyjny oraz strzały i zaczął uczyć go strzelać z tej broni. Dodał również ochronny kawałek skóry, który chronił rękę przed odstrzeleniem cięciwy. Następnie przekazał mu noże zwiadowcy – dłuższy i krótszy, służący do rzucania. Wspomniał, że teraz Will musi intensywnie ćwiczyć.
Rozdział 11.
Ćwiczenia w Szkole Rycerskiej odbywały się według ściśle ustalonego schematu. Każdy z chłopców, ubrany w kolczugę i hełm oraz uzbrojony w tarczę miał za przeciwnika drewniany słup wysokości człowieka, owinięty słomą i skórą. Pięciu trzeciorocznych kadetów, którymi kierował sir Morto, asystujący sir Karelowi, sprawdzało szczegóły uderzeń mieczem i poprawiało nieprawidłowo wykonane ruchy czy zwracało uwagę kadetowi, że trzyma tarczę zbyt daleko od siebie podczas zadawania ciosu. Sir Rodney zwrócił uwagę na Horace`a, który dodawał dodatkowe uderzenia do ustalonej sekwencji. Zwrócił na to uwagę również sir Morton, który przekazał informacje kadetowi. Ten podszedł do Horace`a z pretensjami mówiąc, że nie trzyma się sekwencji i że ma wykonywać podane komendy, ten jednak zdumiony stwierdził, że przecież wykonuje całą sekwencję prawidłowo. Wówczas wkroczył sir Rodney prosząc chłopca, by jeszcze raz zaprezentował całą sekwencję. Wykonał ją bezbłędnie, tym razem bez dodatkowego ciosu, błyskawicznego cięcia z boku. Mistrz miał wrażenie, że to dlatego, iż tym razem chłopak skupiał się na zadaniu i nie wykonywał go instynktownie. Kazał chłopcu wykonywać różne sekwencje po czym znów wrócił do sekwencji piątej, w której chłopiec tym razem wykonał dodatkowy cios.
Sir Rodney kazał chłopcu pilnować się odtąd, by wykonywać tylko uderzenia zawarte w poleceniu. Poprosił też Karela, by po lekcji odwiedził go w kwaterze. Chciał z nim omówić to, czego był świadkiem, natomiast nie życzył sobie, by Horace zdał sobie sprawę z jego zainteresowania.
Rozdział 12.
Will intensywnie ćwiczy różne umiejętności potrzebne zwiadowcom, takie jak strzelanie z łuku, rzucanie nożem, tropienie i skradanie się. Pewnego dnia Halt zabiera go do hodowcy koni, Starego Boba, gdzie Will otrzymuje swojego konia – „Wyrwij”, który jednak nie robi imponującego wrażenia. Stary Bob jednak uspokaja chłopca, że jest on wytrzymalszy od wszystkich bojowych rumaków. Chłopiec ma jednak problemy ze złapaniem konia, w końcu częstuje go jabłkiem, w ten właśnie sposób go zwabiając. Zasypia, zastanawiając się, w jaki sposób dosiądzie konia, skoro nigdy dotąd nie jeździł konno. Nie chce też zawieść Halta ani się przed nim ośmieszyć.
Rozdział 13.
Sir Rodney spotyka się z Karelem i rozmawiają na temat tego, co stało się na ćwiczeniach. Rodney mówi, że Horace nie zdawał sobie sprawy z tego, że włączał do sekwencji ruchów dodatkowe uderzenia, nie wypadając przy tym z rytmu. Dodał, że to urodzony szermierz. W języku zawodowych żołnierzy oznacza człowieka obdarzonego niezwykle rzadką cechą, wyjątkowym talentem. Spośród takich ludzi rekrutowali się mistrzowie miecza. Nawet doświadczeni wojownicy, jak sir Rodney czy sir Karel, którzy należeli do wytrawnych szermierzy, nie mogli się równać z takimi mistrzami frechtunku. Sprawiało to, że na nauczycielach odpowiedzialnych za ich wyszkolenie, spoczywała szczególna odpowiedzialność i konieczność wdrożenia długoterminowego programu ćwiczeń. Stwierdzili, że muszą powiedzieć Wallace`owi, że od następnego semestru będzie miał nowego ucznia. Wallace był głównym nauczycielem szermierki w Szkole Rycerskiej Zamku Redmont. Kiedy trafił się wyjątkowo uzdolniony uczeń, jak Horace, udzielał mu prywatnych lekcji zaawansowanych technik szermierczych. Na pożegnanie, sir Rodney kazał mieć Karelowi Horace`a na oku.
Horace zaś miał wrażenie, że ściągnął na siebie jakieś kłopoty, choć nie za bardzo je rozumiał. Wiadomość o dziwnej scenie na ćwiczeniach rozniosła się natomiast po szkole. Uczniowie byli przekonani, że Horace naraził się w jakiś sposób dyrektorowi szkoły i teraz powinien spodziewać się kary. Wiedzieli też, że na pierwszym semestrze, kara będzie dotyczyła całej klasy, w rezultacie atmosfera była napięta. Horace nie wytrzymał nieprzychylnych spojrzeń towarzyszy i wyszedł z pomieszczenia, ale od razu natknął się na swoich trzech prześladowców. Uznali oni, że Horace został zganiony za nieudolne posługiwanie się mieczem i postanowili ukarać go na swój sposób. Alda, Bryn i Jerome zaprowadzili go na brzeg rzeki i kazali wejść do wody, a następnie stanąć na baczność. Następnie, szydząc z niego, kazali mu wziąć największy kamień i unieść go nad głowę i trzymając go w powietrzu, doliczyć do pięciuset. Kadeci odeszli do swoich kwater, zaś Horace stał upokorzony w wodzie, aż w końcu stracił równowagę i runął do rzeki. Kiedy był mokry, jeszcze trudniej mu było trzymać kamień, ale wytrzymał do końca kary. Upokorzony wrócił do swojej sypialni.
Rozdział 14.
Will próbuje okiełznać konia, ale ma problemy nawet z jego prowadzeniem. Pod wpływem wskazówek Halta jednak idzie mu coraz lepiej. Co prawda próba przejechania się na nim, kończy się upadkiem, ale chłopiec się nie poddaje. Halt tłumaczy mu, że każde konia zwiadowcy trzeba pytać o zgodę, nim wsiądzie się na jego grzbiet po raz pierwszy. Willowi udaje się w końcu na nim przejechać, słucha też w skupieniu oraz Starego Boba na temat techniki jeździeckiej oraz tego, jak trzeba dbać o siodło i uprząż, a także, jak zaopiekować się koniem. Następnie wraz z Haltem i jego koniem, wracają do domu zwiadowcy. W trakcie drogi powrotnej Will pyta Halta o to, jak nazywa się jego koń. Okazuje się, że to Abelard, a kiedy Will dziwi się imieniu, zwiadowca tłumaczy, że to imię galicyjskie.
Rozdział 15.
Nastał Dzień Plonów, święto obchodzone po zakończeniu żniw. Will ze swoim kucem wybrał się do miasteczka, ale jest tu mnóstwo ludzi i chłopiec musi uważać, żeby Wyrwij nie nastąpił nikomu na stopę. Tak naprawdę celem wizyty w miasteczku nie było samo święto, ale spotkanie swoich towarzyszy z sierocińca. Zgodnie z tradycją wszyscy mistrzowie z okazji Dnia Plonów dawali wolne swoim czeladnikom. Przez ostatnie trzy miesiące Will ćwiczył się w strzelaniu z łuku i posługiwaniu się otrzymanymi od Halta nożami, a także w skradaniu się, przemykaniu z kryjówki do kryjówki i w sztuce jeździeckiej. Po raz pierwszy od 3 miesięcy miał chwilę wytchnienia. Choć myśl, że spotka również Horace`a nieco psuła mu tę przyjemność. Pomysł spotkania wyszedł od Jenny, która obiecała wszystkim babeczki bakaliowe upieczone w zamkowej kuchni. Stała się już ulubienicą Mistrza Chubba, który nieustannie wychwalał jej umiejętności.
Will pojawił się w umówionym miejscu przed czasem, kolegów jeszcze nie było. Spotkał natomiast barona Aralda z kilkoma rycerzami. Baron zaczął go wypytywać, jak mu się podoba u Halta, a chłopiec stwierdził, że zwiadowca wszystko traktuje bardzo poważnie i nigdy się nie uśmiecha. Chłopiec chciał również wiedzieć, czy to Halt odznaczył się wielkim bohaterstwem w starciu z wojskami Morgartha. Baron przyznał, że to był Halt, który nie zgodził się, na bycie za to wynagrodzonym. Polecił też chłopcu, by słuchał uważnie słów Halta i postępował tak, jak on, a czeka go wówczas chlubna przyszłość.
Rozdział 16.
Jenny, Alyss i George pojawili się wkrótce potem, a Jenny przyniosła ciasteczka upierając się, że z degustacją powinni zaczekać na Horace`a, którego nigdzie nie było widać. George jednak, który rozwinął w szkole talent krasomówczy, zadecydował o konsumpcji. Kiedy kończyli, pojawił się Horace, jako jedyny przygnębiony sytuacją w jakiej się znalazł. Nie chodziło tylko o ciężką pracę i dyscyplinę, bo tego się spodziewał, ale o prześladowania ze strony Bryna, ALdy i Jerome`a, którzy pastwili się nad nim w dzień i w nocy. Z tego wszystkiego niemiło zwrócił się do kolegów mówiąc, ze zapewne zjedli wszystkie ciastka, a kiedy Jenny zaprzeczyła mówiąc, że odłożyła dla niego stwierdził, że powinien przyjść trochę później, to zjedliby wszystkie. George upomniał go mówiąc, że nie musi być niemiły, ale Horace odepchnął kolegę. Następnie rozgoryczony chłopak zaatakował słownie Willa mówiąc, że jest uczniem szpiega, a kiedy George znów zwrócił mu uwagę, by przestał być niemiły, popchnął go mocno w pierś. Ten próbując utrzymać równowagę zaczał machać rękami i wystraszył Wyrwija, który wspiął się na tylne nogi. Wówczas Horace go zauważył pytając, kto przyprowadził to brzydkie psisko, a kiedy Will zaczłą tłumaczyć, że to jego koń, zaczął się wyśmiewać, że to nie koń, tylko kudłaty kundel, którego przydałoby się porządnie wykąpać. Wówczas Will wpadł na pewien pomysł i sprowokował Horace`a, by wsiadł na konia. Ten zaczął przechwalać się, że nawet jego babka mogłaby go dosiąść. Chłopak bez trudu wskoczył na konia, ale kiedy spróbował ruszyć, kucyk wyskoczył w powietrze, następnie opadł na przednie nogi, unosząc zad w powietrze. Horace zaś wylądował na ziemi z głośnym łoskotem. Will nie mógł się powstrzymać i skomentował, że babka powinna udzielić koledze kilku lekcji jazdy konnej. Upokorzony Horace chwycił leżącą na ziemi złamaną gałąź jabłoni i rzucił się na konia. Konik odskoczył w bok unikając uderzenia, a kiedy Horace zamachnął się po raz kolejny, Will rzucił się na niego. Rozpoczęła się bójka. Nagle zjawił się sir Rodney, który rozdzielił chłopców. Mistrz Szkoły Rycerskiej był bardzo zagniewany mówiąc, że dwaj czeladnicy tłuką się jak najgorsza hołota i psują święto. Kazał im podać sobie rękę, ale w oczach Horace`a była obietnica, że to jeszcze nie koniec.
Rozdział 17.
Minęło sześć tygodni od konfrontacji podczas Dnia Plonów, a spór z Horacem pozostał nierozwiązany. Teraz jednak musiał skoncentrować się na tropieniu śladów, bowiem wraz z Haltem ćwiczyli ich rozpoznawanie. Nagle Will dostrzegł ślady, których nie znał, natomiast Halt stwierdził, że to dzik i to duży. Chłopiec rozejrzał się z niepokojem, bowiem wiedział, że stworzenia te są bardzo niebezpieczne. Halt stwierdził, że gdyby dzik był w pobliżu, wyczułyby go konie, jednak Will zaniepokoił się szelestem gałęzi. Okazało się, że skrywa się w nich biedny wieśniak
Rozdział 18.
Halt zaczął wypytywać wieśniaka, dlaczego się tak skrywał i czy ich szpieguje. Ten jednak zaprzecza mówiąc, iż był przekonany, że ten wielki świniak tu wraca. Okazuje się, że przybył aż znad rzeki Willowtree tropiąc odyńca. Zaczął Haltowi mówić, że to bestia, jakich mało. Solny Piotr – bo tak nazywał się wieśniak – wspomniał, że dzik zabił trzy psy, poprzewalał płoty i narobił szkód w polu. Halt polecił, by wieśniak poinformował barona Aralda o groźnym zwierzęciu i o tym, że zwiadowca i Will ruszyli jego tropem, a kiedy znajdą jego kryjówkę, powrócą do zamku. Tymczasem baron niech zbierze swoich ludzi i przygotuje się na jutro na polowanie.
Rozdział 19.
Halt i Will jechali stępa w zmroku, pochyleni, by łatwiej było śledzić trop dzika. Nie było to jednak trudne, bo potężne cielsko pozostawiło w śniegu głębokie wyżłobienie. Will zaczął się dopytywać, po co Halt wezwał barona, przecież mogliby dzika ustrzelić z łuków. Halt jednak stwierdza, że dzik jest na to zbyt wielki, o czym świadczą rozmiary śladów i trzeba by z pół tuzina strzał, żeby go położyć. Tłumaczy chłopcu, że potrzebne są psy, by wypłoszyły go z kryjówki prosto w krąg myśliwych z oszczepami. Dzik wówczas ruszy na oszczepnika, szarżując, a wówczas ten zatyka drzewce w ziemię i nachyla oszczep tak, by zwierz nadział się na ostrze. Will orzekł, że to niebezpieczne, ale Halt stwierdził, że ludzie tacy jak baron i sir Rodney uwielbiają polowania.
Następnego dnia była sobota i po śniadaniu uczniowie Szkoły Rycerskiej mieli czas wolny. Jednak gdy Horace wyszedł tylko na plac manewrowy, ujrzał już swoich prześladowców. Ruszył w ich kierunku, kiedy zawołał go sir Rodney i zaproponował udział w polowaniu. Późnym rankiem prowadzeni przez Halta myśliwi dotarli do kryjówki odyńca, który zaszył się w gęstych zaroślach pośród lasu. Halt i Will znaleźli kryjówkę poprzedniego wieczoru. Oddział liczył 15 myśliwych wyposażonych w oszczep. Will zdziwił się widząc wśród nich Horace`a, bowiem każdy z pozostałych był już pełnoprawnym rycerzem. Halt poinstruował Willa, że jeśli będzie musiał strzelać, ma celować w punkt tuż pod łopatką. Strzał prosto w serce to jedyna szansa, by powstrzymać szarżującego dzika. Halt dał sygnał i myśliwi zaczęli zacieśniać krąg. Nagle z gąszczu dobiegł gardłowy ryk. Szczekanie psów zaalarmowało odyńca, który rozwścieczony uderzał w pnie drzew długimi kłami. Nagle baron skinął na Berta, psiarczyka, by spuścił ogary z uwięzi. Wielkie psy gończe puściły się pędem i zniknęły w zaroślach z których nagle zaczął dobywać się straszny zgiełk i odyniec znalazł się niespodziewanie na otwartej przestrzeni. Szarżował prosto na środek półkola łowców, w połowie drogi pomiędzy Willem a Haltem. Z rykiem odrzucił na bok jednego z psów i ruszył na myśliwych. Młody rycerz, który stał na jego drodze przykląkł na jedno kolano i wbił drzewce oszczepu w ziemię, nastawiając lśniący grot w kierunku bestii. Odyniec nadział się w pędzie na ostrze, a następnie rycząc z bólu i wściekłości próbował się uwolnić od śmiercionośnego oszczepu. W pewnej chwili grot przebił serce zwierzęcia i potężny odyniec padł na bok.
Rozdział 20.
Myśliwi zgromadzili się wokół młodego rycerza, który położył dzika, gratulując mu. Baron Arald również ruszył ku niemu, przystanął jednak obok siedzącego na Wyrwiju Willa mówiąc, że nieprędko ujrzy on odyńca tej wielkości, po czym dołączył do pozostałych myśliwych. Po raz pierwszy Will znalazł się sam na sam z Horace`m. Nastało niezręczne milczenie, żaden z nich nie potrafił zrobić pierwszego kroku. Nagle Wyrwij zesztywniał i cicho zarżał. Will spojrzał w stronę zarośli i zamarł. Tam, na skraju stał drugi dzik, jeszcze większy od poprzednika. Krzyknął do pozostałych, by uważali, kiedy dzik uderzył wściekle kłami w ziemię. Sytuacja była fatalna, bowiem okrąg myśliwych rozsypał się, większość z nich gratulowała młodemu myśliwemu i podziwiała zabitego dzika. Teraz na drodze drugiego odyńca pozostał jedynie Will i Horace. Na krzyk Willa kolega odwrócił się gwałtownie i zobaczył pędzącego dzika. Horace skoczył między Willa i odyńca nadstawiając ku niemu swój oszczep, jak uczyli go sir Rodney i baron, jednak poślizgnął się na śniegu i runął na bok, wypuszczając oszczep z rąk. Bezbronny leżał w śniegu wystawiony na ciosy kłów bestii. Will błyskawicznie zeskoczył na ziemię napinając łuk i celując. Strzelił i odbiegł na bok, po czym znów strzelił. Dzik poczuł ból i ruszył w stronę Willa. Nie było już czasu na następny strzał, więc chłopak wskoczył za drzewo, a rozwścieczony odyniec rąbnął z całej siły w pień. Następnie cofnął się i znów zaszarżował na Willa. Ten znów schronił się za drzewem, a wściekły odyniec ponownie zaatakował, tym razem jednak już wolniej i Will nie miał możliwości umknąć na bok w ostatnim momencie. Will słyszał za sobą krzyki myśliwych, ale wiedział, że nie zdążą nadbiec, by go ocalić. Założył następną strzałę, ale wiedział, że nie ma szans trafić w serce, bo zwierz nadciągał skierowany przodem do niego. Wówczas chłopiec zobaczył nadbiegającego konia, zmierzającego w stronę potwora. Will zaczął krzyczeć, ale wierzchowiec podbiegł do dzika, w ostatniej chwili zawrócił i trzasnął go tylnymi kopytami. Uderzenie było tak silne i niespodziewane, że odyniec przewrócił się w śnieg. Dzik wstał natychmiast, jeszcze bardziej rozwścieczony, a konik z trudem unikał jego kłów. Trzecia strzała wypuszczona przez Willa również utknęła w boku dzika. Dzik rozpoznał w chłopcu postać, która już wcześniej sprawiła mu ból i spuścił głowę gotowy do morderczej szarży. Will przyklęknął na jedno kolano i wyciągnął przed siebie długi nóż na spotkanie z dzikiem. Nagle rozległo się przeraźliwe kwilenie – to strzała Halta utkwiła w sercu bestii.
Po wszystkim Horace podszedł do Willa mówiąc, że ocalił mu życie i nigdy mu tego nie zapomni. Obiecał też, że Will zawsze może na niego liczyć. Następnie Horace wyciągnął rękę, a Will ją uścisnął.
Rozdział 21.
Niedługo po polowaniu na dzika Will spostrzegł, że ludzie zaczęli go inaczej traktować, spoglądając na niego z uznaniem, a nawet z szacunkiem. Jego legenda urosła już do tego stopnia, że opowiadano, iż Will własnoręcznie i bez niczyjej pomocy ubił oba dziki. Chłopiec czuł się niezręcznie, bowiem miał wrażenie, że poza nim mało kto zwrócił uwagę na to, jak odważnie zachował się Horace, jednak Halt stwierdził, że sir Rodney wie, bowiem mało jest rzeczy, których by nie dostrzegł. Mimo wszystko Will pragnął porozmawiać z Horace`em, jednak ich drogi rzadko się przecinały szczególnie, że lecje oraz ćwiczenia Willa odbywały się teraz w przyspieszonym tempie, bowiem za miesiąc miał od z Haltem wyruszyć na Zlot – coroczne spotkanie wszystkich zwiadowców, podczas którego przedstawiciele wszystkich 50 obszarów lennych królestwa wymieniali pomiędzy sobą nowiny i omawiali różne zagrożenia.
W tym samym czasie u Horace`a było coraz gorzej. Sir Rodney nie potrafił go rozgryźć. Wydawało by się, że posiada on wszystkie cechy jakich wymaga Szkoła Rycerska, a jednak uczył się miernie, nie uważał podczas lekcji i cały czas był roztargniony. Instruktorzy tez podejrzewali, że ma skłonność do bójek, bowiem choć na żadnej już go nie przyłapali, widzieli siniaki na jego ciele, a przy tym nie zaprzyjaźnił się z nikim i koledzy wyraźnie go unikali. Wszystko to składało się na obraz osobnika kłótliwego i leniwego, którego jedyną zdolnością jest szermierka. Sir Rodney myślał już nawet, o usunięciu chłopca ze Szkoły Rycerskiej. Kiedy sir Rodney rozważał kolejny krok, prześladowcy Horace`a znów go dopadli. Zarzucili mu na głowę worek, zacisnęli sznur i zaczęli go bić tak długo, aż wreszcie przestał się ruszać. Usłyszał tylko, że teraz wredna trójka chce dopaść Willa za to, ze uratował mu życie. Z trudem wstał, wiedział bowiem, że musi ochronić kolegę, bo przecież obiecał mu, że jeśli ten będzie kiedyś potrzebował przyjaciela, może na niego liczyć.
Rozdział 22.
Will ćwiczył właśnie strzelanie z łuki za chatą Halta, mierząc do czterech tarcz umieszczonych w różnych odległościach. Odłożył właśnie łuk na ziemię by pozbierać strzały, kiedy usłyszał za sobą odgłosy kroków. Kiedy się odwrócił, zobaczył trzech kadetów ze szkoły Rycerskiej. PO czerwonych tunikach zorientował się, że to uczniowie drugiego roku. Nie znał żadnego z nich, więc zapytał grzecznie, co ich do niego sprowadza. Jeden z nich stwierdził, że mają dla niego wiadomość ze Szkoły Rycerskiej i że niedopuszczalne jest to, że rozpowiada on, jak uratował wielkiego niezdarę ze Szkoły Rycerskiej. Will zaczął tłumaczyć, że nic takiego nie mówi. Jednak zadaniem Bryna było tylko odwrócenie uwagi Willa. W tym samym momencie Alda postąpił do przodu z worem, jednak Will zdołał wykonać unik. Wywinął się Aldzie i Brnowi, jednak kiedy wstawał Jerome z całej siły uderzył go kijem w plecy. Will zatoczył się do przodu, a wówczas Bryn uderzył go w bok, zaś Alda walnął go kijem prosto w łokieć. Willowi zrobiło się ciemno przed oczyma z bólu. Nagle rozległ się głos Horace`a mówiący, że dość tego. W prawej ręce chłopiec trzymał jeden z ćwiczebnych mieczy używanych w Szkole Rycerskiej. Prześladowcy ruszyli ku niemu wiedząc, że to nie jest prawdziwy miecz, tylko wykonany z drewna, ich zaś jest trzech. Nagle jednak coś wytraciło Brynowi kij z dłoni, a po chwili to samo stało się z kijem Jerome`a. Zdezorientowany Bryn spojrzał na strzałę tkwiącą w kiju. Pojawił się Halt mówiąc, że uczciwiej będzie walczyć jeden na jednego. Dwaj chłopcy wzdrygnęli się na widok zwiadowcy, ale Alda nie zamierzał dawać za wygraną mówiąc, że to sprawa Szkoły Rycerskiej. Chłopak nie lękał się zwiadowcy, który okazał się niższy od niego, jednak nie wiedział jeszcze, że popełnił błąd myśląc o Halcie jako o „małym człowieczku”. Alda nawet nie zorientował się, kiedy Halt krawędzią buta trafił go w stopę, a kiedy schylił się, by chwycić bolącą nogę, zwiadowca uderzył go prostu w nos od dołu. Następnie pogroził mu klingą.
Następnie podszedł do Bryna i zwracając się do Horace`a stwierdził, że ma dla niego przeciwnika. Bryn zaczął się cofać, ale Halt stwierdził, że chłopiec ma kij, zaś Horace drewniany miecz, więc wszystko jest w porządku. W walce Horace szybko rozbroił przeciwnika, ale Halt stwierdził, że mają nie przestawać walki Bryn ze łzami w oczach stwierdził, że nie chce. Następnie Halt stwierdził, że pora na Jerome`a, a Horace podniósł upuszczony przez niego kij. Jerome zaczął protestować, że to nieuczciwe, ale Halt przerwał mu mówiąc, ze dla nich „uczciwe” to trzy na jednego. Jerome stanął do walki, ale wiedział już, że nie ma szans. Po pewnym czasie upuścił kij i opadł na ziemię zasłaniając głowę ramionami. Następnie zwiadowca kazał walczyć Aldzie mimo jego protestów, że jest ranny. Rozpoczął się ostatni pojedynek, a z całej trójki to właśnie Alda był najlepszym szermierzem i szybko zorientował się, że trafił na lepszego od siebie. Uznał, ze najlepiej będzie działać z zaskoczenia, ale i tak po kilku chwilach Horace przeciął na pół trzymany przez chłopaka kij.
Po walce Halt podziękował Horace`owi za to, że w potrzebie dopomógł on Willowi. Stwierdził też, że przyjaciele nazywają go Halt.
Rozdział 23.
Alda, Bryn i Jerome zostali usunięci ze szkoły oraz otrzymali zakaz przebywania na zamku i w jego okolicach. Halt dyskretnie dal znać sir Rodney`owi, co się stało i zostało otwarte śledztwo, które ujawniło całą historię prześladowań Horace`a. Kiedy sprawcy zniknęli, Horace zaczął w szkole nowe życie. Co prawda w dalszym ciągu trzeba było sprostać niełatwym i wyczerpującym zadaniom, ale kiedy zniknęli prześladowcy, okazało się, że chłopak doskonale radzi sobie z treningiem, dyscypliną i nauką. Chłopiec żałował tylko, że nie zdążył wyrazić swojej wdzięczności Haltowi, bowiem trafił do szkolnej infirmerii, a kiedy wyszedł okazało się, że Halt i Will wyruszyli już na doroczny Zlot Zwiadowców.
W tym czasie Zwiadowca i Will byli w drodze, a wieczorami Halt wyjaśniał chłopcu, jak ma się zachowywać podczas zgromadzenia. W pewnej chwili usłyszeli jakby echo ich kroków. Halt poznał, że to Gilan, ostatni uczeń Halta na swoim koniu. Zorganizowali na niego zasadzkę, ale byłemu uczniowi udało się przechytrzyć swojego mistrza. Stwierdził, że próbował tyle lat wywieść go w pole, aż w końcu mu się udało. Halt jednak stwierdził, że o czymś zapomniał, a Will wypuścił swoją strzałę. Zaskoczony Gilan zorientował się, że zapomniał o uczniu Halta. Przez chwilę przekomarzali się, zaś Gilan stwierdził, że tak bardzo chciał schwytać starego, siwego lisa, że przegapił małego małpiszona. Will zaś poprosił Gilana, by ten nauczył go poruszać się w sposób niedostrzegalny. Kiedy zaś Gilan wskoczył na konia, Will ze zdumieniem spostrzegł, że do siodła został przytroczony miecz, tymczasem był przekonany, że zwiadowcom nie wolno nosić mieczy. Okazało się jednak, że nikt im tego nie zakazuje, natomiast trzeba lat nauki, by sprawnie posługiwać się mieczem, tymczasem zwiadowcy musza nabywać innych umiejętności. Gilan stanowił wyjątek, bowiem zanim przystał do zwiadowców, uczył się przez kilka lat szermierki, więc pozwolono mu kontynuować lekcje. Will zdziwił się, że skoro ojciec Gilana jest rycerzem, to dlaczego chłopak nie poszedł do Szkoły Rycerskiej, ale ten wytłumaczył, że wolał przystać do zwiadowców.
Rozdział 24.
Halt stwierdził, że w obozowisku musiało się coś stać – nawet patrząc z perspektywy niewielkiego wzniesienia nietrudno było dostrzec, że w obozowisku panuje niezwykłe ożywienie. Halt polecił, by Gilan i Will znaleźli jakieś miejsce na obozowisko, a on zorientuje się, o co chodzi. Polecił też, by na razie nie rozkładali namiotów. Chłopcy znaleźli miejsce na obóz i rozglądali się dookoła. Okazało się, że mieszkańcy większości namiotów byli nieobecni, tylko jeden chudy i tyczkowaty zwiadowca przechadzał się niecierpliwie tam i z powrotem. Na widok Gilana i Willa podszedł do nich pytając, czy coś wiadomo. Okazało się, że to Merron, który znał się z Gilanem. Ten przedstawił koledze Willa. Merron z zainteresowaniem spojrzał na Willa mówiąc, że miał być jednym z jego egzaminatorów, ale teraz nie wiadomo czy Zlot się w ogóle odbędzie, bo Morgarath znów coś knuje. Wszystko wskazuje na to, że oddział wargalów przekroczył przełęcz Trzech Kroków kilka dni temu i ruszył na północ. Nie można wykluczyć, że to początek kolejnej wojny. Na dodatek lorda Lorriaca nie ma już wśród żywych, ponoć umarł na serce. Will zaczął się dopytywać, kim był zmarły, więc Gilan od razu odpowiedział, że był głównodowodzącym królewskiej ciężkiej kawalerii. Will poczuł nagle lęk. Odkąd sięgał pamięcią, imię Morgartha wymawiano szeptem, a zaprzysięgły wróg królestwa stał się postacią niemal mityczną.
Upłynęła prawie godzina, zanim dołączył do nich Halt. Jako że minęło już południe, Will i Gilan przygotowali posiłek złożony z chleba, zimnego mięsa i suszonych owoców. Halt poinformował ich, że zlot został odwołany. Z najnowszych raportów wynika, że Morgarath przebywa w górach, zaś wargalowie wtargnęli na teren królestwa dla odwrócenia uwagi. Kiedy bowiem strażnicy zajęli się ściganiem wargalów, przez granicę przekradły się dwa kalkary, które dotąd kryły się w górach, a teraz zaszyły się na Samotnej Równinie. Will nie miał pojęcia, kim są kalkary, ale sądząc po tonie Halta domyślał się, że nie jest to pomyślna wiadomość. W końcu zapytał o nie, a Halt zaczłą mu tłumaczyć, że kiedy Morgarath planował wzniecić bunt, pragnął dowodzić czymś więcej niż zwykłą armią. Przez lata wyprawiał się w Góry Deszczu i Nocy, przeprowadzając na pustkowiu poszukiwania. Pragnął znaleźć sprzymierzeńców, którzy mogliby mu pomóc w walce przeciwko wojskom królestwa. Góry Deszczu i Nocy to kraina odcięta od reszty świata, gdzie życie toczy się swym własnym trybem. Na tej dzikiej ziemi przebywają istoty, o których gdzie indziej pamięć zaginęła przed wieloma stuleciami. I tak wygląda rzecz jeśli chodzi o wargalów – Morgarath szybko ich sobie podporządkował, czyniąc z nich niewolników posłusznych jego woli. Lecz na tym nie koniec. Kolejnym jego odkryciem były kalkary, o wiele groźniejsze niż wargalowie. Ich obsesją jest srebro, które uwielbiają, a Morgarath nie szczędzi im szlachetnego kruszcu. Kalkary to urodzeni zabójcy assasyni. Kiedy postanowią kogoś uśmiercić, nie spoczną nim odnajdą tę osobę i położą jej kres. Są porośnięci gęstym futrem, które chroni je niczym pancerz. Nie sposób dosięgnąć je strzałą. Abo z nimi walczyć potrzebny jest topór bojowy lub oburęczny miecz lub pchnięcie ciężką włóczną. Osiem lat temu jeden z kalkarów został zabity przez trzech rycerzy, ale starcie przeżył tylko jeden z nich, w dodatku strasznie okaleczony. Kalkar jest tym bardziej niebezpieczny, że potrafi sparaliżować ofiary spojrzeniem, jeszcze zanim zdołają zadać mu cios. Legenda głosi, że lękają się ognia, ale i tak wielkim problemem jest ich wytropienie. Uderzyły już dwukrotnie, zabijając lorda Northolta i lorda Lorriaca, Wszyscy myśleli, ze tego pierwszego zabił niedźwiedź, a drugi miał umrzeć na serce.
Halt kazał Merronowi wracać do swojego lenna, bowiem Crowley zarządził natychmiastowa mobilizację wojsk w całym królestwie. Oni trzej wybierają się natomiast na poszukiwanie kalkarów.
Rozdział 25.
W obozie panował ożywiony ruch, składano bowiem kolejne namioty. Will pakował bagaże, zaś Halt siedział nad mapą terenów otaczających Samotną Równinę. Był to obszar rozległy i niezbadany, nikt nie pokusił się nawet o stworzenie dokładnej mapy. Tak Halta zastał Gilan, który upewnił się, że Halt wie, co robi. Ten jednak stwierdził, że ktoś musi to zrobić, nie ma innego wyjścia. Wszyscy bowiem znajdują się w krytycznej wręcz sytuacji, a każdy będzie musiał wypełnić swoje zadanie, nawet Will. Szczególnie, że Morgarath prawdopodobnie przygotowuje się do zadania potężnego ciosu i prowadzi rozmowy ze Skandianami, by zawrzeć z nimi przymierze. Skandianie dla pieniędzy są bowiem gotowi walczyć z każdym i jest im obojętne, kto jest ich mocodawcą.
Chwilę później cała trójka opuściła obozowisko, podczas kiedy większość zwiadowców pozostała jeszcze czekając na dalsze rozkazy. Młody zwiadowca i czeladnik milcząc podążali za Haltem na południowy wschód. W końcu Will nie wytrzymał i zaczął wypytywać Halta, gdzie jego zdaniem kryją się kalkary. Zwiadowca zaczął mówić, że ma pomysł, by zacząć poszukiwania od ich kryjówek, chociaż dokładnie nie wiadomo, gdzie one się mieszczą. Z raportów wynika, że należy ich szukać gdzieś na Samotnej Równinie w pobliżu Kamiennych Fletni, czyli okręgu z głazów, w których wywiercono otwory. Do skraju Samotnej Równiny dotarli drugiego dnia w południe. Okolica sprawiała wyjątkowo ponure wrażenie, a gdy podążali naprzód, Willa zaczął ogarniać dziwny niepokój. Coś czaiło się w pobliżu, ale nie potrafił zlokalizować niebezpieczeństwa. W końcu zorientował się, że źródłem jego rozdrażnienia był dźwięk, nikły i ciągły – znaleźli się zatem w kręgu Kamiennych Fletni. Jechali przez całe popołudnie, a mieli wrażenie, że w ogóle się nie posuwają naprzód. W końcu, kiedy słońca zaczęło kryć się za zachodnim horyzontem, Halt zarządził postój, nie pozwolił jednak rozpalić ognia mówiąc, że staliby się widoczni z odległości wielu mil.
Rozdział 26.
Czekał ich zatem znów zimny posiłek złożony z sucharów, suszonego mięsa i owoców, popity woda z manierek. Jako pierwszy wartę pełnił Halt, tymczasem Will oraz Gilan owinięci płaszczami, zmęczeni podróżą ułożyli się do snu. Następny wartę pełnił Will, następny Gilan.
Późnym rankiem ujrzeli wreszcie Kamienie Fletnie. Obrana przez Halta trasa prowadziła w odległości około kilometra od nich, z czego Will był zadowolony, nie chciał bowiem przyglądać się menhirom z bliska. Nagle pojawiła się przed nimi postać tubylca. Był niski, odziany w szare łachmany, długie skołtunione włosy zwisały mu do ramion. Halt w pierwszej chwili chciał ruszyć za nim, już nawet umieścił na cięciwie strzałę, ale doszedł do wniosku, że nie mogą go zabić tylko dlatego, że podejrzewają go o zawiadomienie kalkarów. Gilan stwierdził, że to na jedno wychodzi, czy oni odnajdą kalkary, czy też kalkary odnajdą ich. Halt jednak stwierdził, że to duża różnica. Powiedział też, że Morgarath uderzył już za pośrednictwem kalkarów dwukrotnie, za każdym razem z powodzeniem, może zatem próbować wyeliminować kolejnych nieprzyjaciół. Dodał, że może on się pokusić nawet o zabicie samego króla. Gilan zaczął się zastanawiać, dlaczego kalkary wciąż wracają do tej samej kryjówki, zamiast przemieszczać się od jednej ofiary do drugiej. Halt jednak stwierdził, że na tym polega prawdopodobnie ich słabość, a także szansa, by je schwytać. Słońce już zaczęło zachodzić, więc znów zatrzymali się na noc.
W nocy nagle Halt obudził Willa. Gilan też już nie spał, ale wpatrzony w dal nasłuchiwał. Chłopiec wstał cicho i chciał sięgnąć do broni, ale zdał sobie sprawę, że bezpośrednio nie grozi im żadne niebezpieczeństwo. Wszyscy nasłuchiwali uważnie, kiedy nagle uchwycili zawodzenie bestii, wzbijające się nawet poza dźwięk Kamiennych Fletni. Zwiadowca stwierdził, że to kalkary otrzymały nowe zadanie i wyruszają na łów.
Rozdział 27.
Resztę nocy towarzysze spędzili czuwając i nadsłuchując dobiegających z północy łowieckich okrzyków kalkarów. Gilan chciał ruszyć za nimi, ale Halt powstrzymał go mówiąc, że nie zamierza ruszać ich tropem po ciemku. Stwierdził zatem, że poczekają do świtu, a potem poszukają śladów. Okazały się one nietrudne do znalezienia i prowadziły na północny wschód. Pierwszy ślad znalazł Halt, a kilka minut później Gilan natrafił na trop drugiej bestii. Halt polecił mu, by szedł za tym tropem, a on z Willem podążą za pierwszym. Hart prosił Willa, by miał oko na Gilana na wszelki wypadek, on zaś będzie spoglądał przed siebie i na ślady. W pewnej chwili Gilan i Blaze zniknęli z pola widzenia i Will nie mógł ich dostrzec wiec zaalarmował Halta. Ten ściągnął wodze i gwizdnął przeraźliwie, wydając trzy dźwięki, jeden wyższy od drugiego. Po chwili usłyszeli odpowiedź, gwizd złożony z tych samych trzech nut, ale w odwrotnej kolejności. Will odetchnął z ulga i w tej chwili pojawił się Gilan cały i zdrowy. Halt ruszył znów przed siebie. W miarę, jak zbliżali się do Kamiennych Fletni, Halt coraz bardziej miał się na baczności. Kalkar, którego tropili on i Will kierował się prosto na krąg głazów. Halt stwierdził, że top jedyna rozsądna kryjówka w promieniu wielu mi. Dodał, że to jedyna rozsądna kryjówka w promieniu wielu mil i przywołał Gilana, wyjaśniając mu swoje zamiary. Następnie rozdzielili się w taki sposób, że zbliżali się z wolna ku Fletniom z trzech różnych kierunków. Ostatecznie jednak zatrzymali się na odpoczynek, bowiem Halt twierdził, że nie powinni tropić ich nocą, bowiem należy zawsze zakładać, że nieprzyjaciel zdaje sobie sprawę z naszej obecności oraz zamierza zaatakować. O świcie znów podjęli pościg, przyspieszając. Kalkary wędrowały już razem i podążały w tym samym kierunku, na północny wschód. Zwiadowcy tropili ich jeszcze przez godzinę, po czym Halt zatrzymał się twierdząc, że sądząc po śladach nieco się do nich zbliżyli. Patrząc na mapę Halt twierdził, że kierować się mogą tylko ku dwóm miejscom – ruin Gorlanu, dawnej siedziby Morgaratha albo zamku Araluen. Gilan stwierdził, że to niemożliwe, że nie ośmieliłyby się podjąć próbę ataku na króla Duncana w jego siedzibie, ale Halt stwierdził, że nie wiedza o tych istotach prawie nic. Zwiadowca wpadł na pewien pomysł. Koło jednego dnia od nich wznosił się zamek Redmont. Jedna osoba, która miałaby do dyspozycji dwa konie, mogłaby dotrzeć tam i zaprowadzić barona i sir Rodneya do Gorlanu Halt poprosił Gilana, by wypożyczył Willowi Blaze`a, bowiem chłopiec jest najlżejszy i może podróżować najprędzej. Podróżować miał na przemian na Wyrwiju i koniu Gilana.
Rozdział 28.
Will podróżował mimo ogromnego zmęczenia i w końcu dotarł do zamku Redmont. Wjechał konno na teren zamku i zatrzymał się dopiero przy samym wejściu do wieży, w której rezydował baron Arald. Dwaj zbrojni strażnicy, zaskoczeni jego nagłym pojawieniem się, zagrodzili mu drogę pytając, czego tu szuka. Jednaj za plecami Willa odezwał się tubalny głos mówiący, czego strażnik szuka w służbie barona, skoro nie potrafi rozpoznać zwiadowcy. Był to sir Rodney, a Will od razu zwrócił się do Mistrza Sztuk Walki mówiąc, że ma pilną wiadomość od Halta. Sir Rodney zaprowadził go zatem do możnowładcy, a kiedy chłopiec skończył mówić baron Arald upewnił się jeszcze, czy zdaniem Halta kalkary mogą chcieć podnieść rękę na samego króla. Will potwierdził, ale dodał, ze jest jeszcze inna możliwość i przedstawia teorię, że potwory mogą chcieć zabić Halta. Ani baron ani sir Rodney nie zaprzeczyli, a Will poprosił ich, by mógł udać się z nimi, bowiem jego miejsce jest u boku Halta.
Rozdział 29.
Baron, sir Rodney i Will jechali w milczeniu. Żaden z nich nie był w nastroju do pogawędki. Obaj rycerze wyposażeni byli w długie bojowe kopie o drzewcach z twardego jesionu, długości ponad trzy metry, zakończonych ciężkim, żelaznym grotem. Każdy z nich miał też przytroczony do siodła dwuręczny miecz, a sir Rodney dodatkowo miał ciężki topór bojowy. Jednak największą ufność rycerze pokładali w kopiach, które dawały możliwość utrzymania kalkarów na odległość, zmniejszając ryzyko dostania się w zasięg ich paraliżującego spojrzenia. Uważano, iż jest ono niebezpieczne tylko z niewielkiej odległości. Jeźdźcy polecili Willowi, że gdyby coś im się stało, to on ma sprowadzić pomoc, a następnie z pozostałymi wytropić bestię i je zabić. Will nie odezwał się ani słowem, bowiem Arald i sir Rodney byli najsławniejszymi z walecznych rycerzy. Kiedy zapadł zmrok baron Arald zatrzymał się mówiąc, że czas na światło i wskazał na pochodnie, które on i Rodney mieli przytroczone z tyłu siodeł. Mistrz Sztuk Walki zawahał się mówiąc, ze kiedy je zapalą, zdradzą kalkarom swoją pozycję, ale baron stwierdził, że i tak stwory ich usłyszą.
Minęło 10 min nim usłyszeli pierwszy ryk. Will już go słyszał i stwierdził, że to okrzyk łowiecki. Wiadomo było też, że skoro polowały, ich celem musiał stać się Halt. Nagle spośród drzew ujrzeli na niebie błysk ognia, który najwyraźniej ktoś rozpalił w pobliżu. Baron stwierdził, że to na pewno Halt i potrzebuje pomocy. Zmusił zatem swojego konia do galopu i pognał przed siebie, a sir Rodney i Will za nim. Wkrótce wpadli na otwartą przestrzeń, by ujrzeć scenę niczym z sennego koszmaru. Plac z trzech stron otoczony był zrujnowanymi murami zamku Gorlan, które po zdradzie Morgaratha na rozkaz króla zostały zniszczone. Całą scenerię oświetlały płomienie ogniska, obok których przycupnęła straszna postać, wyjąca z nienawiści, bezskutecznie usiłując zatamować krew płynącą ze śmiertelnej rany na piersi. Kalkar miał ponad 2,5 metra wysokości, a jego ciało porośnięte było twardym i gęstym, matowym futrem. Małpie ręce były zakończone potężnymi pazurami i sięgały poniżej kolan. Krótkie, ale umięśnione nogi sprawiały, że bestia poruszała się bardzo szybko. Jednak przede wszystkim uwagę zwracała głowa tej istoty, o wielkich żółtawych psich zębach i czerwonych, jarzących się oczach, pełnych morderczej żądzy zabijania. Bestia zwróciła się teraz ku nim i wydała przerażający okrzyk próbując się podnieść, ale zaraz znów się skuliła w przycupniętej pozycji. W ciele potwora tkwiła seria strzał, które musiały stopniowo osłabiać jej pancerz, aż w końcu jedna trzebiła się i utkwiła głęboko w ciele potwora, zaś czarna krew spływała strugą ku ziemi.
Baron Arald wezwał Rodneya do ataku i już po chwili dwa groty kopii, jeden z po drugim uderzyły w pierś kalkara. Żelazo przebiło futro, a siła uderzenia popchnęła kalkara prosto w ognisko i nagle rozbłysnął oślepiająco jasny płomień, a słup czerwonego ognia wzbił się wysoko ku niebu. Baron stwierdził, że to na pewno woskowata substancja, która pokrywa ich futro i sprawia, że przypomina ono skorupę, jest jednocześnie bardzo podatna na ogień. Rodney stwierdził, że jaka by nie była przyczyna, uporali się z bestią, ale baron stwierdził, że to Halt się uporał, oni tylko ją dobili. Dodał też, że ognisko na pewno rozpalił Halt, gdy zorientował się, że bestie zawróciły, by go zaatakować. Dzięki temu zapewnił sobie światło, by móc strzelać.
Cała trójka rozglądała się dookoła szukając jakiegoś śladu zwiadowcy, kiedy nagle Will zauważył potężny łuk Halta złamany na pół. Baron stwierdził, że gdy jeden z kalkarów został unieszkodliwiony, drugi musiał Halta dopaść. Nagle usłyszeli znów ów przerażający wrzask drugiego kalkara.
Rozdział 30.
Halt ukrył się skulony, na dawnym dziedzińcu twierdzy Morgaratha. Był ranny, jego nogę dosięgła szpona kalkara i ból stawał się coraz silniejszy, a noga zaczynała drętwieć. Wiedział, że szuka go drugi kalkar, a od czasu do czasu dochodził go szelest i stąpanie ciężkich stóp. Halt był bezbronny, bowiem stracił łuk, a także nóż, którym odepchnął wspinającą się za nim bestię. Niestety bestia była zbyt szybka i nóż tylko zsunął się po jej opancerzonym ramieniu, nie czyniąc żadnej krzywdy.
W pewnym momencie Will dostrzegł sylwetkę Halta, a za nim potężną sylwetkę kalkara. Halt zdołał mu wbić jeszcze w oko nóż, ale potwór z jeszcze większą zawziętością ruszył za nim w pościg. Baron Arald chciał znów dosiąść konia, ale stwierdził, że pośród zwałów gruzów nie zdoła dotrzeć konno do potwora, więc wziął ogromny dwuręczny miecz i popędził w stronę ruin. Kazał też Willowi uciekać, a ten posłusznie odciągnął Wyrwija ku krawędzi lasu. Stojący na szczycie Halt zobaczył biegnącego Aralda i sir Rodneya, który wymachiwał wielkim toporem. Baron kazał Haltowi skakać, a ten wykonał to, łagodząc upadek przewrotem. Jednak rana w nodze znów się otworzyła i teraz biegł ku wybawicielom jeszcze bardziej kulejąc. Kalkar dał susa podążając za Haltem i w mgnieniu oka znalazł się tuż za nim, powalając zwiadowcę na ziemię. Jednak bestia nie zdążyła go dobić, bo baron Arald wymierzył jej cios w kark. Jednak małpa okazała się być bardzo szybka, wykonała unik i jej pazury wbiły się w nieosłonięte plecy barona. Miecz wypadł mu z dłoni, a rozdarta kolczuga pokryła się krwią. Na szczęście pojawił się sir Rodney, który zakręcił ciężkim bojowym toporem i trafił prosto w bok bestii. Ostrze co prawda nie przebiło jego pancerza, ale siła ciosu sprawiła, że zachwiał się wrzeszcząc w furii. Sir Rodney postąpił do przodu, osłaniając własnym ciałem leżących na ziemi Halta i barona. Stał pewnie, trzymając morderczy topór, ale nagle – ku zdumieniu Willa – wypuścił go z dłoni. Został sparaliżowany spojrzeniem kalkara, którego złowieszcza moc skupiła się teraz w jednym oku. Niepokonany dotąd rycerz nie był już w stanie ani myśleć ani działać. Will patrzył na to z przerażeniem, ale pomimo lęku jego umysł pracował gorączkowo. Zerknął na bok i zobaczył migocący płomień pochodni odrzuconej przez barona Aralda. Błyskawicznie wydobył strzałę z kołczana i chwycił zapaloną pochodnię, do której przyłożył grot. W jednej chwili przykleiła się do niej spora grudka kleistej substancji. Następnie Will włożył strzałę w płomienie i od razu zajęła się ogniem, a następnie wypuścił płonący pocisk. Pęd niemal zdusił płomienie, ale Kalkar i tak zauważył błysk i odwrócił się, pieczętując tym samym swój los, bowiem strzała trafiła w jego pierś. Ledwie utkwiła co prawda w kudłach, ale już po chwili futro potwora zajęło się ogniem. Kalkar próbował jeszcze ugasić płomienie, bijąc się po piersi ramionami, ale to tylko podsyciło płomienie. W końcu stwór padł martwy.
Rozdział 31.
Gospoda w Wensley rozbrzmiewała muzyką, śmiechem i gwarem. Will siedział u szczycie stołu z Horace`em, Alyss i Jenny, a oberżysta podawał im na koszt firmy kąski smażonej gęsi i świeże warzywa, zaś na deser podał placek z jagodami. To Horace wpadł na pomysł, by uczcić powrót Willa na zamek Redmont ucztą. Niestety George nie mógł się pojawić, miał bowiem mnóstwo papierkowej roboty w Szkole Skrybów. Zbliżająca się wojna z Morgarathem i konieczność mobilizacji królewskich wojsk i nawiązania kontaktów z dawnymi sprzymierzeńcami wymagała zaangażowania wielu osób.
Wiele wydarzyło się od chwili pokonania kalkarów w ruinach Gorlanu. Kiedy potwór spłonął, sir Rodney i Will pospiesznie opatrzyli rany barona Aralda i Halta, Wkrótce zjawił się Gilan, po czym znów wyruszył w drogę, kierując się do swego lenna. Następnego dnia Wll. Halt, sir Rodney i baron Arald powrócili na Zamek Redmony, gdzie czekały ich zadania związane z przygotowaniem załogi fortecy do zbliżającej się wojny. Halt był ciężko ranny, więc znaczna część jego obowiązków przypadła w udziale Willowi.
Will wraz z przyjaciółmi spędził miły wieczór. Will powoli zapominał o grozie pościgu i pojedynku z potworem. Kiedy uprzątnięto nakrycia, Jenny zapytała chłopców, kto z nią zatańczy. Horace nie czekał ani chwili i od razu poprowadził dziewczynę ku tańczącym. Will poprosił zatem do tańca Alyss, ale ta odmówiła wiedząc, że prosi ją tylko z grzeczności. Minęła chwila, kiedy dziewczyna pochylając się ku niemu stwierdziła, że jutro czeka go wielki dzień. Rzeczywiście, miał stanąć przed baronem wobec całego dworu, chociaż nie miał pojęcia, o co dokładnie chodzi. Alyss stwierdziła, że pewnie baron chce mu podziękować publicznie i położyła mu dłoń na ręce, Nagle Will stwierdził, że dziewczyna jest piękna, ale zanim zdołał coś powiedzieć, pocałowała go.
Rozdział 32.
Baron Arald, podczas wielkiego zebrania, chce podziękować Willowi za ratunek. Wspomina, że zawdzięcza mu życie i nie ma słów, którymi mógłby mu stosownie podziękować. Dodaje jednak, że w jego mocy jest spełnić życzenie, które chłopak w jego obecności wyraził. Will nie rozumie o co baronowi może chodzić. Ten jednak ciągnie dalej mówiąc, że Will prosił go o przyjęcie do Szkoły Rycerskiej, a on mu odmówił, a teraz pragnie naprawić ten błąd. Następnie wystąpił sir Rodney mówiąc, że to od odmówił Willowi wstępu do Szkoły Rycerskiej, ale pragnie oznajmić, że nie miał słuszności, bowiem nie ma osoby godniejszej wstąpienia w szeregi uczniów.
Na znak dany przez barona pojawili się paziowie, z których jeden niósł miecz, zaś drugi pięknie zdobioną tarczę. Will zdał sobie sprawę, że spełniło się jego marzenie, ale jednocześnie zaczął myśleć o długich dniach spędzonych z Haltem w lesie i o dumie, jaką napawały go oszczędne pochwały mistrza. Nagle wiedział już, co ma robić. Uniósł głowę i oznajmił stanowczym tonem, że jest zwiadowcą. Kiedy wychodził, ujrzał coś, co sprawiło, że przystanął. Otóż na uboczu, owinięty zielonoszarym płaszczem stał Halt i ... uśmiechał się.
Epilog
Tego samego dnia Will siedział na ganku chaty Halta. W ręku trzymał niewielki dębowy listek zrobiony z brązu zaopatrzony w stalowe kółko i łańcuszek do powieszenia na szyi. Mistrz wyjaśnił mu, że to znak zwiadowców, coś w rodzaju herbu. Sam miał identyczny, tylko zrobiony ze srebra, bowiem brąz oznacza ucznia. Po kilku minutach milczenia zwiadowca stwierdził, że to wielki dzień i wielka decyzja ze strony chłopca. Ten zapytał, czy była to słuszna decyzja, ale mistrz bez wahania przyznał, że wybrał Willa, bo dostrzegł w nim materiał na przyszłego zwiadowcę. Dodał jednak, że słuszna decyzję podejmuje się wówczas, kiedy wybiera się, co się chce. Zdradził też chłopcu, ze jego ojciec był dzielnym wojownikiem, sierżantem i miał na imię Daniel. Nie mógł wstąpić do Szkoły Rycerskiej, bo urodził się rolnikiem, ale gdyby ją ukończył, byłby jednym z największych rycerzy królestwa. I nie jest istotne, że nie składał rycerskich ślubowań czy nie odbył specjalnego przeszkolenia, bowiem postępował w zgodzie z ideałami rycerstwa. Na dodatek, uratował Haltowi życie, zaś umierając powiedział o swojej ciężarnej żonie. Niestety ta zmarła po ciężkim porodzie, zaś Halt umieścił dziecko w sierocińcu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz