czwartek, 9 października 2025

Mikołajek | Rene Goscinny, Jean-Jacques Sempé "Mikołajek" - STRESZCZENIE SZCZEGÓŁOWE LEKTURY

Każde kolejne opowiadanie dotyczy przygód Mikołajka, zaś wszystkie łączy zarówno postać samego chłopca, jego rodziny, jak i szkolnych kolegów.

Najmilsza pamiątka

W szkole pojawił się fotograf, który miał zrobić pamiątkowe zdjęcie klasowe. Uważał, że wie, jak pracować z dziećmi. Kazał przynieść z piwnicy skrzynki, by mogli na nich stanąć chłopcy z ostatniego rzędu. Uczniowie pobiegli po nie, ale zaczęli się wygłupiać i wszyscy się ubrudzili. Kiedy przyszło do ustawiania się, każdy z chłopców chciał stanąć na skrzynce, wywiązała się zatem bójka. Euzebiusz uderzył Gotfryda w głowę. Ponieważ Gotfryd przybył przybrany za Marsjanina, nie można mu było zdjąć hełmu z głowy. Potem Gotfryd skrytykował aparat fotografa i przechwalał się swoim. Alcest nie chciał przestać jeść i pobrudził się dżemem, dlatego miał zamienić się miejscami z Euzebiuszem. Ten jednak nie chciał się zamienić i w efekcie chłopcy się pobili. Przypadkiem oberwał też Ananiasz, który zaczął płakać i krzyczeć. Wszyscy dostali kary, a gdy w końcu byli gotowi do zdjęcia, okazało się, że fotograf już sobie poszedł.

Zabawa w kowbojów

Któregoś popołudnia Mikołajek zaprosił kolegów do siebie do domu, żeby pobawić się w kowbojów. Chłopcy oczywiście muszą się w tym celu przebrać. Wszyscy przynieśli swoje skarby – Rufus policyjną czapkę, kajdanki, rewolwer, białą pałkę i gwizdek; Euzebiusz stary harcerski kapelusz, pas z drewnianymi nabojami i dwa futerały w których były rewolwery z rękojeściami. Alcest był przebrany za Indianina, miał drewniany topór i pióropusz, Gotfryd był ubrany jak kowboj – miał rewolwer na kapiszony i ostrogi. Mikołajek miał czarną maskę, strzelbę na strzały i czerwoną chustkę na szyi.

Najpierw wydaje się, że wszyscy chcieli być kowbojami, mieć na imię Joe i siedzieć na białym koniu. Doszło więc do bójki, bo nikt nie chciał zrezygnować ze swojego marzenia. Nawet Alcest, który zwykle unika bójek, twardo obstawał przy swoim wyborze. Skoro jednak był kowboj, to potrzebny był także jeniec. Na tę rolę jednak nikt nie miał specjalnie ochoty. Jeńcem ostatecznie został więc nie kto inny, jak tata Mikołajka. Chłopcy przywiązali go zatem do drzewa sznurem od bielizny. W zabawę włączył się również – jako Dziki Bawół – pan Blédurt, sąsiad rodziców Mikołajka. Tata Mikołajka chciał uwolnić się ze sznura i robił przy tym śmieszne miny, a sąsiad zaczął tańczyć dookoła drzewa i wydawać wojenne okrzyki. Chłopcy chcieli zobaczyć, jak mężczyźni dalej się wygłupiają, ale mama zawołała ich na podwieczorek, a później poszli bawić się elektryczną kolejką. Kiedy wieczorem zeszli do ogrodu pana Blédurta już nie było, a tata Mikołajka dalej był przywiązany do drzewa strasznie się wykrzywiał.

Rosół

Ponieważ nauczycielka klasy Mikołajka się rozchorowała, dziećmi musiał zająć się wychowawca, pan Dubon, zwany przez chłopców Rosołem. Nauczyciel zyskał swoje przezwisko ze względu na to, że zawsze wymagał, aby uczniowie patrzyli mu prosto w oczy, zaś na rosole są właśnie oka. Rosół nie mógł z nimi zostać, bo musiał być u pana dyrektora, zdecydował zatem, że Ananiasz ma pilnować klasy. Ten najlepszy uczeń i pupilek pani poważnie podszedł do swojej roli, co sprawiło, że naraził się na wyśmianie się m.in. przez Kleofasa. Rosół jednak stał pod drzwiami i wszystko słyszał. Ananiasz po wyjściu nauczyciela dalej chce odgrywać swoją rolę. Chłopcy jednak mają inne plany. Świetnie idzie im gra w piłkę. W międzyczasie jeden z uczniów, Joachim, obrywa w nos. Rosół, który znów wszedł na to d klasy zabrał chłopca i wyprowadził go z klasy. Chłopcy podnieśli piłkę i wrócili na miejsca. Po chwili wszedł Rosół z Joachimem, którego nos był cały spuchnięty i powiedział, że klasa ma brać przykład z Ananiasza, który jest taki grzeczny.

Rosół wyszedł, a chłopcy zapytali Joachima, co mu się stało. Okazało się, że zasnął przy patrzeniu przez dziurkę od klucza. Ananiasz wraca do zadań matematycznych, ale Kleofas każe mu zjeść książkę, co wywołuje płacz chłopca. Tym razem nauczyciel, zamiast go bronić, jest poirytowany zachowaniem ucznia. Kiedy ponownie Rosół próbuje wejść do klasy, ktoś trochę za głośno rzuca jego przezwisko. Winnego oczywiście nie ma. W efekcie Rosół zarządza odpowiedzialność zbiorową i nakazuje wszystkim zostać po lekcjach. W końcu pojawia się dyrektor, zdenerwowany i na uczniów, i na nauczyciela, który średnio sobie radzi z grupą. Następnego dnia wróciła pani klasy Mikołajka, ale za to pan Dubon nie zjawił się w szkole.

Futbol

Alcest, najlepszy przyjaciel Mikołajka, jest gruby i lubi jeść. Po południu zaplanowany został mecz na placu, koło domu Mikołajka, bo Alcest miał nową futbolówkę, którą dostał od swojego taty. Sędzią został Ananiasz, ale to i tak nie rozwiązało problemu, bo chętnych do rozegrania meczu było znacznie więcej niż trzeba. Chłopców było bowiem 17, a więc jednego za dużo do podzielenia. Każdy z chłopców oczywiście chciał przewodzić drużynie, ostatecznie jednak na kapitanów wybrano Gotfryda i Mikołajka, a jeden z chłopców, Maksencjusz, został sędzią liniowym. To jednak nie zakończyło kłótni, w końcu jednak udało się rozpocząć mecz. Niestety okazało się, iż Alcest zapomniał przynieść piłki na boisko.

Wizytacja

Pewnego dnia pani przyszła do klasy bardzo zdenerwowana, bowiem w szkole przeprowadzona została kontrola. Pojawił się inspektor, więc wszyscy stanęli na baczność, głównie dyrekcja i nauczyciele. Pani wydała mnóstwo wskazówek odnośnie zachowania, sprawdziła czystość, poprosiła też najlepszego ucznia i swojego pupilka zarazem, czyli Ananiasza, by nalał atramentu do kałamarzy. Kiedy się za to zabrał, ktoś krzyknął, że idzie wizytator, choć tak naprawdę właśnie spacerował on z dyrektorem po podwórzu. Ananiasz się jednak rozkojarzył i rozlał atrament na całą ławkę. Pani się rozgniewała na Kleofasa za ten żart i kazała mu iść do kąta, na co ten się rozpłakał i stwierdził, że jak pójdzie do kąta to będzie rzucał się w oczy i pan inspektor zacznie mu zadawać pytania, a on nic nie umie. Pani pozwoliła mu zatem zostać w ławce. Jednak z uwagi na plamę na jednej z nich, i to w pierwszym rzędzie, trzeba było przenieść ją do rzędu ostatniego, by ukryć zabrudzenie.

W samym środku rozgardiaszu z przestawianiem ławek w sali pojawił się wizytator, który nie był zadowolony z tego, co zobaczył. Dyrektor zaczął się tłumaczyć, że to najmłodsza klasa i trochę niezorganizowana. Inspektor zaczął jednak rozmawiać z Joachimem i Cyrylem, którzy przy tym zamieszaniu usiedli tyłem do tablicy. Chłopcy wyznali, że przed przyjściem inspektora przestawiali ławki z uwagi na atrament. Pan inspektor niestety oparł się o feralną ławkę i ubrudził sobie ręce rozlanym atramentem. Był jednak bardzo opanowany i próbował całą sytuację obrócić w żart. Chłopcy jednak nie podchwycili wątku, bo nauczycielka zabroniła im się śmiać. Nie śmiali się, nawet gdy inspektor wytarł twarz brudną chustką. Niestety prezentacja klasy wyszła daleko poniżej oczekiwań – uczniowie nie byli w stanie wyrecytować bajki „Kruk i lis”, którą przerabiali, pokłócili się bowiem o nazwę sera w jej treści. Ostatecznie inspektor pogratulował nauczycielce cierpliwości i stwierdził, że dotąd nie zdawał sobie sprawy, jak wzniosłą służbą jest ich zawód.

Reks

Wracając ze szkoły Mikołajek spotyka małego psa, który początkowo nieufnie podchodzi do chłopca, ale daje się przekupić połową czekoladowej bułeczki. Chłopiec zabiera go ze sobą do domu, co nie wywołuje jednak entuzjazmu u mamy. Pies niestety nie robi dobrego wrażenia, bo już na samym początku gryzie oparcie fotela i to tego wyjątkowego, na którym nawet tacie wolno było siedzieć tylko, jak przychodzili goście. Mama jest nieubłagana, Mikołajek bierze zatem psa na ręce i wynosi go do ogrodu. Rozpłakał się i wówczas nadszedł tata. Stanął on po stronie chłopca, ale mama nie chce się zgodzić na psa w domu. Pada więc propozycja, aby zwierzę zamieszkało w ogrodzie, mimo że zjada begonie. Tata z Mikołajkiem szykują psu budę, kiedy pojawia się właściciel zwierzęcia. Pies okazuje się nie Reksem, a Kiki. Okazuje się, że ma też obrożę z nazwiskiem właściciela na wypadek, gdyby się zgubił. Nawet mamie jest przykro, ale tata pociesza ją, że Mikołajek niedługo znów przyprowadzi jakiegoś psa.

Dżodżo

W szkole pojawia się nowy uczeń. Jest szczególny i zwraca uwagę wszystkich. Pochodzi z Anglii, a rodzice oddali go do szkoły, by nauczył się francuskiego. Uwagę dzieci zwracają jego czerwone włosy, a także piegi i niebieskie oczy. Ponieważ nowy uczeń nic nie mówił, pani przedstawiła go jako Żorża Mac Jutosha.

Koledzy nie są w stanie zgodzić się, jak wymawiać imię nowego – po angielsku czy francusku. Maksencjusz stwierdza, że w takim razie będą go nazywać Żożo, ale Joachim uważa, że powinno być Dżodżo.

Niestety chłopiec nie znalazł wspólnego języka z Ananiaszem, który chciał wykorzystać okazję do popisania się swoją znajomością angielskiego, na co chłopiec zaczął się śmiać. Reszta dzieci jednak przyjęła go bardzo dobrze, a on ich polubił. Doszło co prawda do bójki, ale tylko dlatego, że okazało się, że Dżodżo lubi boks. Ananiasz jednak szybko doniósł pani, że chłopcy uczą nowego brzydkich słów. Okazało się, że chłopiec taką wiedzę przyswaja bardzo szybko, był w stanie nawet powtórzyć słowa, których się nauczył, takie jak „bałwan” czy „błazen”. Po tym dniu chłopiec więcej się już w szkole nie pojawił. Mikołajek stwierdził, że Dżodżo zapewne nauczył się już słów, które mu były potrzebne.

Fajny bukiet

Urodziny ma mama Mikołajka, więc chłopiec chce jej zrobić niespodziankę i kupić prezent. Wyjmuje pieniądze ze skarbonki. Niestety nie ma ich wystarczająco, by kupić duży bukiet do niebieskiego wazonu, jak planował, ale z pomocą przychodzi mu kwiaciarka. Niewielką ilość kwiatów uzupełnia zielonymi liśćmi, dzięki czemu bukiet wydaje się znacznie bardziej okazały. Na dodatek kwiaciarka owija go w przezroczysty papier, który szeleścił. Na zakupy chłopiec poszedł po lekcjach wraz z Alcestem. Niestety w drodze powrotnej Mikołajek i Alcest spotykają innych chłopców: Gotfryda, Kleofasa i Rufusa, którzy śmieją się z bukietu. W efekcie dochodzi do bójki. Alcest proponuje, ze potrzyma kwiaty, żeby Mikołajek mógł stanąć do bójki. Chłopcy tłukli się już jakiś czas, kiedy Mikołajek zarządził koniec. Po tym jednak Kleofas stwierdził, że Alcest wygląda z bukietem jak głupek, więc Alcest uderzył kolegę bukietem w głowę. Bukiet został nieco zniszczony. Zostało w nim niedużo kwiatów, ale mimo wszystko wciąż był to piękny bukiet. Mikołajek i Alcest poszli dalej, ale spotkali Euzebiusza, który zaproponował im grę w kulki. Przy zabawie doszło do przepychanki pomiędzy chłopcami, w efekcie bukiet został uszkodzony po raz drugi.

Po drodze niestety Mikołajek spotyka jeszcze Joachima. Chłopiec ma tak dość przygód, że zapobiegawczo rzuca Joachimowi bukiet prosto w twarz. Kiedy ten do odrzuca, kwiaty lądują na samochodzie, którego nie udaje się dogonić. Zostaje jeden nadłamany kwiatek. Chłopiec wręcza go z życzeniami i zaczyna płakać. Na mamie i ten drobny prezent robi jednak wrażenie. Wstawia go do dużego niebieskiego wazonu w salonie.

Dzienniczki

Pewnego dnia po południu dyrektor przekazuje uczniom dzienniczki, w których są oceny i uwagi nauczycielki. Uczniowie mają je zabrać do domu, rodzice podpisać, a potem dzienniczki mają wrócić do szkoły. Sytuacja ta nie wywołuje entuzjazmu, ponieważ chłopcy doskonale wiedzą, że po tym, co rodzice zobaczą w dzienniczkach, nie mają oni co liczyć na oglądanie telewizji ani podwieczorek. W dzienniczku Mikołajka widniała uwaga, że jest roztargniony i mógłby uczyć się lepiej. Euzebiusz proponuje Mikołajkowi, że jeśli ten boi się wracać do domu, to może zostać na noc u niego, jednak kiedy chłopiec usłyszał reakcje rodziców Euzebiusza, zawrócił do swojego domu. Bał się jednak, co powie tata. Chciał przecież zrobić dobre wrażenie. Rodzice jednak niespecjalnie przejęli się dzienniczkiem, ponieważ byli zajęci kłótnią o budżet domowy. Tata w pośpiechu podpisał dzienniczek, nawet na niego nie patrząc. Mikołajek, zamiast się ucieszyć, był rozżalony, że rodzice w ogóle się nim nie interesują.

Ludeczka

Do domu Mikołajka miała przyjść na herbatę przyjaciółka mamy z córeczką. Mikołajek nie był szczęśliwy, bo nie lubił dziewczyn. Uważał, że są głupie, ciągle beczą i potrafią się bawić tylko lalkami. Mama jednak poprosiła, aby był grzeczny, więc postanowił, że się naprawdę postara być miłym dla Ludeczki. Mama ubrała go w niebieskie ubranko i białą koszulę i chłopiec stwierdził, że wygląda jak pajac. Przyjaciółka mamy przyszła o czwartej. Na początku Mikołajek w ogóle nie rozmawiał z dziewczynką, ale po zjedzeniu czekoladowych ciasteczek, zaprosił ją do swojego pokoju. Tutaj wybuchła mała kłótnia, bo Ludka stwierdziła, że chłopiec wygląda jak małpa, zaś on nazwał ją babą, na co uderzyła go w twarz. Mikołajek szarpnął Ludkę za warkocz, ona jego z kolei kopnęła w kostkę. Kiedy do pokoju weszły mamy, wszystko się jednak uspokoiło. Gdy natomiast znów zostawiły dzieci, Ludeczka podstępem namówiła Mikołajka do zabawy samolotem na gumkę, a ten niestety spadł do ogrodu. Dzięki Ludeczce mamy pozwoliły im wyjść, więc dziewczynka zaproponowała grę w piłkę. Skończyło się to zbitą szybą w oknie garażu i brakiem deseru dla Mikołajka, ale ten był pod tak wielkim wrażeniem strzału dziewczynki, że postanowił się z nią ożenić w przyszłości.

Witamy pana ministra

Szkołę ma odwiedzić przejeżdżający w pobliżu minister, który jest absolwentem szkoły. Dyrektorowi bardzo zależy, żeby ta wizyta zostawiła panu ministrowi niezapomniane wrażenie i zbiera na apelu uczniów licząc, że mu w tym pomogą.

Dzieci uczą się więc śpiewać hymn Francji, czyli Marsyliankę. Lekcje prowadzi pani Vanderblergue, która uczy śpiewu. Uczniom nie idzie najlepiej, szczególnie najmłodszym, którzy otrzymują nakaz udawania, że śpiewają. Po Marsyliance trzech uczniów ma wręczyć ministrowi kwiaty. Dyrektor wybrał Euzebiusaz, Ananiasza i Mikołajka żałując jednocześnie, że nie są dziewczynkami. Chłopcy nie są entuzjastami tego pomysłu, bo boją się przebrania na biało, czerwono i niebiesko lub kolorowych kokardek zapowiedzianych przez dyrektora. Na próbach zamiast kwiatów chłopcy wręczają dyrektorowi miotełki do kurzu, co rozśmiesza stojącego wśród publiczności Gotfryda. Proponuje on, żeby na głowie chłopców wręczających kwiaty zawiązać kokardy. To denerwuje Euzebiusza, który grozi uderzeniem w zęby, zaś Mikołajek mówi do Gotfryda, że ma go w nosie, na co ten reaguje kuksańcem. Chłopcy zaczynają się bić, dołączają do nich inne dzieci. Ostatecznie w dniu wizyty ministra chłopcy, zamiast wręczać mu kwiaty, siedzieli w pralni zamknięci pod kluczem. Mikołajek stwierdza, że dyrektor ma dziwne pomysły.

Palę cygaro

Mikołajek siedzi w ogródku i nic nie robi. Kiedy przychodzi do niego Alcest, okazuje się, że chce go wciągnąć do wspólnej zabawy. Okazuje się, że chłopiec ma prawdziwe cygaro. Mikołajek nie wie, co z nim zrobić, a Alcest mówi, że trzeba je zapalić. Mikołajek jest przekonany, że nie spodobałoby się to jego rodzicom. Alcest jednak ostatecznie przekonuje go do tego wyzwania mówiąc, że przecież rodzice nie zabronili mu palić. Postanawiają poszukać spokojnego miejsca, idą zatem na pusty plac niedaleko domu Mikołajka. Okazuje się jednak, że nie mają zapałek. Mikołajek proponuje, żeby zaczepić jakiegoś pana na ulicy i poprosić o ogień, jednak Alcest stwierdza, że są za mali, by ktoś poczęstował ich ogniem.

Muszą więc iść do sklepu tytoniowego, jednak pani sprzedawczyni nie chce im sprzedać zapałek. Na ulicy widzą jednak pudełko, w którym jest jedna zapałka. Zabierają je więc i idą do swojej ulubionej kryjówki, gdzie stoi stary samochód bez silnika. Siedząc w nim, odpalają cygaro i zaczynają się zaciągać. Kiedy robi się im niedobrze, a kaszel zaczyna bardzo dokuczać, postanawiają wrócić do domu. Mama Mikołajka zauważa, że coś jest nie tak, ale jest przekonana, że to wina taty Mikołajka, który właśnie palił fajkę. I tak, od czasu, kiedy Mikołajek palił cygaro, tacie nie wolno jest już palić fajki.

Tomcio Paluch

Kiedy dyrektor szkoły ma odejść na emeryturę, planowana jest wielka gala, by uczcić ten fakt. Cała szkoła przygotowuje się do gali, a każda klasa ma mieć w niej swój udział. Starsi uczniowie mają dać popis gimnastyczny i tańczyć, a jedna klasa ma śpiewać „Panie Janie”. Mikołajek z kolegami przygotowują zaś sztukę na motywach baśni „Tomciu Paluch i Kot w Butach”. Na pierwszą próbę i rozdanie ról Gotfryd przyszedł przebrany za kowboja, ale pani stwierdziła, że w tej sztuce nie ma kowbojów. Pojawiają się standardowe kłótnie, kto ma być kim. Mikołajek w końcu zostaje kotem. Alcest ma robić za tłum mieszkańców i być również suflerem. Kotem w Butach ma zostać Maksencjusz, zaś Kleofas markizem Carabasem. Niestety w trakcie czytania ról, Alcest jako sufler po prostu powtarza kwestie Ananiasza i przy okazji pluje mu ciastkami w okulary. Wywiązuje się bójka. Nauczycielka się poddaje i mówi, że dyrektor nie może tego zobaczyć i chłopcy nie będą występować na uroczystości. Ci uważają jednak, że to kara dla dyrektora, a nie dla nich.

Rower

Mikołajek marzy o rowerze, ale tata nie chce się na to zgodzić. Jest przekonany, że dzieci są zbyt nieostrożne, robią różne sztuki na rowerach i je łamią, rozbijając sobie przy tym nosy. Ustępuje dopiero, gdy syn zostaje dziesiąty w klasie z arytmetycznej klasówki. Rodzice nie wiedzą, że Mikołajek miał szczęście. Bo tylko jedenastu chłopców pisało zadanie, pozostali mieli grypę, zaś jedenasty był Kleofas, który zawsze jest ostatni, ale jemu jest wszystko jedno, bo ma już rower. Mikołajek cieszy się z roweru, który jest czerwony i srebrny, błyszczący, z reflektorem oraz dzwonkiem. Tata chce mu pokazać swoje umiejętności, chwali się bowiem, że był mistrzem kolarskim, na co wychodzi akurat pan Bludért, który zaczyna nabijać się z mężczyzny. Chłopiec marzy, żeby wsiąść na rower, ale tata właśnie organizuje wyścig z sąsiadem, który zresztą przegrywa, bo wpada na kubły ze śmieciami. Najgorsze jest to, że kierownica roweru zostaje wykręcona, koło złamane, a lampka stłuczona. Kleofas w szkole mówi Mikołajkowi, że jego tata zrobił podobnie z jego pierwszym rowerem. Chłopcy uznają, że wszyscy tatusiowie są nieco dziwni, a jeśli się na nich nie uważa, to łamią rowery i robią sobie krzywdę.

Zachorowałem

Mikołajek się rozchorował. Wszystko było winą zbyt dużej ilości pożywienia – dzień wcześniej zjadł mnóstwo karmelków, cukierków, ciasta, frytek i lodów. Do chorego, któremu łysy lekarz kazał przestrzegać diety, przyszedł Alcest z pudełkiem czekoladek. Mama chłopca uprzedziła go jednak, że Mikołajek nie może ich jeść, bo jest na diecie. Kiedy Mikołajek zobaczył jednak czekoladki, a Alcest odpowiedział mu, że nie zamierza mu ich dawać, doszło do bójki. W efekcie cała pościel była w czekoladzie, ubrudzona była również pidżama Mikołajka. Mama musiała wszystko posprzątać, kazała też iść Alcestowi do domu. Mikołajka zaprowadziła natomiast do łazienki, wyszorowała go gąbką i wodą kolońską, po czym dała czystą pidżamę.

Kiedy chłopiec został sam, zajął się czytaniem książki o niedźwiadku. Wkrótce zgłodniał, zszedł zatem do kuchni, żeby coś zjeść. Wziął z lodówki udko kurczęcia, ciastka z kremem i butelkę mleka. Jednak na groźne zawołanie „Mikołaju!” za plecami przestraszył się i wszystko wypadło mu z rąk i mama znów musiała go przebierać.

Chłopiec obiecał, że będzie już grzeczny. Niestety nie wyszło – porysował przez przypadek ważne notatki taty, przy okazji brudząc się atramentem cieknącym z pióra taty. Wieczorem przyszedł lekarz, który zbadał chłopca i stwierdził, że Mikołajek jest już zdrowy, natomiast mama źle wygląda, kazał się jej zatem położyć.

Świetnieśmy się bawili

Kiedy Mikołajek idzie po południu do szkoły spotyka Alcesta, który proponuje, by iść na wagary. Mikołajek nie do końca jest przekonany, ale w końcu zgadza się na plan kolegi szczególnie, że ten przypomina mu o dzisiejszej arytmetyce. Zamiast iść zatem do szkoły, chłopcy biegną w drugą stronę. Zatrzymują się dopiero za sklepem pana Compani, u którego mama Mikolajka kupuje konfitury z truskawek. Tak naprawdę chłopcy nie wiedzą, co mają ze sobą zrobić. Nie mają pieniędzy na kino, ale przynajmniej mogą oglądać plakaty. Później Mikołajek zaproponował, by poszli na skwer i pograli piłką z papieru, ale Alcest stwierdził, że tam chodzi dozorca, który może się zainteresować tym, dlaczego nie są w szkole. Zaczęli więc oglądać wystawy sklepowe, powtarzając bez przekonania, że chłopakom w szkole nie jest tak dobrze, jak im. Są już zmęczeni chodzeniem. W końcu trafiają na pusty plac zabaw, gdzie nikt nie przychodzi i gdzie można usiąść na ziemi. Mikołajek zaczął płakać, bo wcale nie było to takie fajne siedzieć tylko we dwóch i się ukrywać. Alcest się denerwuje i mówi mu, że przecież nie musiał z nim iść. Pomiędzy chłopcami dochodzi do bójki. Zaczyna jednak padać deszcz. Chłopcy chowają się pod daszkiem obok drzwi zegarmistrza i czekają, kiedy będą mogli wrócić do domu. Po powrocie mama widzi, że Mikołajek jest blady, więc mówi, że może nie iść do szkoły. Chłopiec jednak chce, bo w końcu musi opowiedzieć kolegom, jakie fajne rzeczy robił z Alcestem.

Idę z wizytą do Ananiasza

Mikołajek chce iść bawić się z kolegami, jednak chłopcy do których chodzi, nie podobają się mamie. Woli, żeby syn poszedł do Ananiasza, czyli wzorowego ucznia, który jest bardzo grzeczny i dobrze ułożony. Chłopiec niespecjalnie ma na to ochotę, wolałby iść na basen z Alcestem, Gotfrydem i innymi kolegami, ale nie ma nic do powiedzenia. Mama przed wyjściem każe mu się wykąpać, uczesać i włożyć niebieskie marynarskie ubranko. Ananiasz również nie wydawał się zadowolony z odwiedzin. Podczas wizyty chłopcy najpierw zjedli podwieczorek – czekoladę, ciastka i biszkopty, potem poszli do pokoju Ananiasza. Ten zamiast zabawy proponuje rozwiązywanie zadań z różnych przedmiotów, Mikołajek jednak forsuje zabawę w statki z papieru puszczane w wannie w łazience. Napełnili więc wannę, ale okazało się, że Ananiasz nie ma okrętów, na prezenty bowiem dostaje w dużo książek i ma mało zabawek. Posłużyli się zatem kartkami z książki do arytmetyki. Później, kiedy zabawa w okręty im się znudziła, wrócili do pokoju chłopca. Ananiasz pokazał Mikołajkowi globus, który posłużył im za piłkę. Rzucali nim do siebie, ale Ananiasz nie złapał podania i globus uderzył w lustro, które się stłukło. Zastanawiali się więc, czym się tu jeszcze pobawić, kiedy Ananiasz przypomniał sobie, że dostał od taty grę, z której można nauczyć się chemii. Kiedy jednak doprowadzają do wybuchu, do akcji wkracza mama Ananiasza, która powiadomiła mamę Mikołajka. W drodze powrotnej mama powtarzała, że Mikołajek może być z siebie dumny i może pożegnać się z deserem. Chłopiec stwierdził, że to dość sprawiedliwe, bo jednak trochę bałaganu z Ananiaszem narobili. Nie zanosi się na to, żeby Mikołajek miał jeszcze kiedyś odwiedzić Ananiasza.

Pan Bordenave nie lubi słońca

Mikołajek nie może zrozumieć, jak Pan Bordenave, który pilnuje ich podczas przerw, może nie lubić słońca. Chłopiec uważa, że zabawa w policjantów i złodziei na szkolnym placu jest absolutnie super. Nawet jeśli ktoś oberwie, czy gdy trzeba będzie stać w kącie – warto.

Niestety chłopiec trafia przez przypadek pana Bordenave piłką w głowę. Donosi na niego Ananiasz., którego nikt nie lubi, bo jest skarżypytą. Pan Bordenave pyta, czy to Mikołajek rzucił piłką, a ten przyznaje się tłumacząc, że bawili się w myśliwego i nie trafił w Kleofasa. Nauczyciel odebrał im piłkę stwierdzając, że nie chce, by bawili się w tak brutalne gry. Następnie Gotfryd pchnął Ananiasza, który zgubił okulary i krzyczał, że umiera. Pan Bordenave zaprowadził chłopca do gabinetu lekarskiego, a wracając trafił na kolejną bójkę. Przyspieszył kroku i wtedy przewrócił się na bułce z dżemem, którą zostawił Alcest. Mimo wszystko Mikołajek dalej nie rozumie, jak można nie lubić takiej słonecznej pogody.

Uciekłem z domu

Mikołajek ucieka z domu. Bawił się w salonie i rozlał atrament, za co oberwało mu się od mamy. Chłopiec rozpłakał się i powiedział, że sobie pójdzie, ale mama nie zwróciła uwagi na groźbę, tylko wybrała się na zakupy. Mikołajek ucieka więc z domu, najpierw pakując najważniejsze rzeczy do plecaka. Po drodze spotyka Alcesta i proponuje mu wspólną ucieczkę, mówiąc, że wrócą za wiele lat, ten jednak woli pyszną domową kolację, czyli bigos ze słoniną i kiełbasą. Mikołajek idzie do Kleofasa, aby pożyczyć od niego rower. Chłopiec jednak proponuje, by Mikołajek wrócił po rower, kiedy będzie bogaty, wówczas mu go sprzeda. Mikołajek zastanawia się zatem, skąd wziąć pieniądze. Postanawia w sklepie z zabawkami sprzedać swoje autko i pociąg, ale sprzedawca odparł, że nie kupuje zabawek, tylko je sprzedaje. Chłopiec zaczął płakać, więc sprzedawcy zrobiło się przykro i dał Mikołajkowi maleńkie autko. Zaczęło się ściemniać, a na ulicach nie było już nikogo, więc Mikołajek szybko pobiegł do domu. Tam mama nakrzyczała na niego, bo spóźnił się na kolację. Chłopiec stwierdził zatem, że w takim razie ucieknie z domu kolejnego dnia.

*Pamiętaj, że streszczenie szczegółowe jest tylko formą powtórzenia. Zachęcam do lektury recenzji*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz