czwartek, 18 lipca 2019

Rozmowy z autorem: Małgorzata Trzaskowska

Foto: Kamil  Janiszewski, k2photo.pl
Dziś moim gościem jest Małgorzata Trzaskowska, autorka książki „Jesteś wartościowa! 10-tygodniowy trening doceniania siebie” (Wydawnictwo Sensus), coach, trenerka rozwoju osobistego. Propagatorka autentyczności i życia w zgodzie ze sobą, autorka bloga Ogród Przemian (ogrodprzemian.pl) i licznych artykułów o tematyce rozwojowej, mówczyni. 
Obecnie pracuje z kobietami, prowadząc indywidualne sesje coachingowe i warsztaty oraz inspirując i dzieląc się wiedzą na swoim fanpage’u na Facebooku (facebook.com/MalgorzataTrzaskowskaCoach/). Zapraszam do lektury wywiadu. 

Justyna Gul: Jest Pani autorką książki „Jesteś wartościowa! 10-tygodniowy trening doceniania siebie. Do kogo adresowana jest ta książka? 

Małgorzata Trzaskowska: Książka adresowana jest do kobiet, które wątpią w swoją wartość. Które wciąż starają się udowodnić całemu światu, że zasługują na szacunek i miłość. Nieustannie podejmują wysiłki, aby zyskać od otoczenia docenienie, pochwały i potwierdzenie własnej wartości. Nie widzą tego, że są wspaniałymi cudownymi istotami, które noszą swoją wartość w sobie i nie muszą niczego nikomu udowadniać. 

J.G.: Myśli Pani, że kobiety potrzebują przekonania, że są wartościowe? Że takie się nie czują? 

MT.: Pracując z kobietami na sesjach coachingowych widzę, że wciąż jest to powątpiewanie: „czy na pewno mogę to powiedzieć, czy to nie będzie głupie”, „a może nie powinnam tego robić, pewnie i tak mi się nie uda”. Kobiety często nie ufają swojej wewnętrznej mądrości, nie dają sobie prawa do tego, by powiedzieć albo zrobić to, na co w danym momencie mają ochotę. A ponieważ krytyka, czyjś ironiczny uśmieszek albo złośliwy komentarz jest dla nich przekreśleniem albo podkopaniem ich własnej wartości, za wszelką cenę starają się unikać sytuacji, w których mogłyby tego doświadczyć. 

J.G.: Skąd się bierze przekonanie kobiet, że „coś z nimi nie tak”? Że muszą się zmienić, dostosować do otoczenia. 

MT.: W dużej mierze bierze się ze sposobu w jaki zostały wychowane. Z przymusu bycia grzeczną, posłuszną, dobrą. Powstrzymywania się od okazywania emocji, nie pozwalania sobie na mówienie tego, co czują. Kiedy w dzieciństwie robiły coś wbrew rodzicom, sprzeciwiały się zakazom albo nakazom, albo dawały upust swoim emocjom, doświadczały całego szeregu negatywnych konsekwencji: poczynając od krytyki, oceniania, chłodu emocjonalnego, poprzez kary, na wyśmiewaniu i zawstydzaniu kończąc. Takie dziecko uczy się szybko, że sytuacja kiedy mamusia i tatuś się złoszczą albo przestają się odzywać, to jego „wina”. Gdyby zrobiło wszystko „jak trzeba”, to wtedy nie byłoby tej niemiłej sytuacji. Więc kiedy widzi rozczarowaną minę mamusi, która słysząc o piątce ze sprawdzianu, pyta „a dlaczego nie szóstka?” postanawia, że następnym razem bardziej się postara, żeby mamusia była zadowolona. Potem taka osoba idzie w świat z przekonaniem, że wciąż musi zadowalać ludzi wokół: partnera, szefa, teściową, współpracowników. 

J.G.: Czy lektura książki pozwoli nam na zmianę życia? 

MT.: Sama lektura z pewnością nie wystarczy. Przeczytanie tej książki może oczywiście pokazać czytelniczce, w jakich schematach utknęła i jakie strategie uniemożliwiają jej życie w większej wolności i autentyczności – jednak dopiero rzeczywiste działanie, zmiana nawyków, starych, utartych sposobów reagowania gwarantuje, że poczujemy nową jakość. Warto więc zacząć od bycia uważną na siebie, na swoje reakcje, zachowania i stopniowo odkrywać wzorce, jakie nami rządzą, a następnie zacząć świadomie zmieniać swoje postępowanie. Np. zawsze zgadzałaś się na to, żeby pomóc w pracy koleżance, która niezbyt przykładała się do swoich obowiązków, a potem wykorzystywała twoją chęć pomocy? Tym razem jej odmów, zadbaj o swoje potrzeby. 

J.G.: Co skłoniło Panią do napisania tej książki? 

MT.: Chciałam podzielić się z innymi kobietami swoim własnym doświadczeniem, pokazać im, że można wyjść z roli „grzecznej dziewczynki”, przestać żyć w ciągłym lęku przed porażką, oceną, krytyką, zacząć odważniej wyrażać i realizować siebie. Przykłady i sytuacje, które opisuję w książce zaczerpnęłam z mojego własnego doświadczenia, a także z opowieści moich klientek. Nie są to jakieś „wydumane” historie, ale autentyczne przeżycia rzeczywistych osób. Moją intencją było, żeby kobiety które przeczytają tę książkę zrozumiały, że nawet, jeżeli zostały wychowane na grzeczne i posłuszne, nie muszą w tym tkwić do końca. Że mają wybór. Że mają wpływ. I moc, żeby zmienić własne życie. 

J.G.: Coaching – to określenie, które ostatnio robi zawrotną karierę. Czym jest coaching? 

MT.: Spotkałam się z wieloma definicjami coachingu, ale najchętniej dzielę się swoją własną :-) Coaching to wg mnie poszerzanie świadomości, odkrywanie własnych blokad i ograniczeń, a następnie wypracowywanie i stosowanie nowych strategii postępowania, które przynoszą rzeczywista zmianę. Czasami tak bardzo tkwimy w jakimś schemacie, że jesteśmy przekonani, że nie ma innej drogi, tymczasem jedno celne, mocne pytanie może nam pokazać, że istnieje jeszcze coś obok, czego dotąd nie widzieliśmy. Coach zadaje takie właśnie pytania. 

J.G.: Jest Pani coachem, trenerką rozwoju osobistego. Jak zaczęła się Pani przygoda z coachingiem? 

MT.: Zaczęło się od tego, że coraz wyraźniej widziałam moje własne ograniczenia, coraz bardziej byłam świadoma, że to jak żyję, nie podoba mi się i mi nie służy, ale nie wiedziałam, jak z tym pracować. Poszłam więc na studia podyplomowe z psychologii i tak się zaczęło. W pewnym momencie pomyślałam, że chciałabym aby to była kiedyś moja ścieżka zawodowa. I tak zdecydowałam się na dwuletnie studium coachingu, które było ogromnym krokiem naprzód, przede wszystkim w mojej pracy nad sobą. 

J.G.: Czym się różni coaching od psychoterapii? 

MT.: Coaching jest krótkoterminowy i nastawiony na konkretne cele i ich realizację. Zaś motywacją do podjęcia psychoterapii mogą być problemy i konflikty rodzinne, trudności w kontaktach z innymi, negatywne emocje i potrzeba uwolnienia się od nich. Benedykt Peczko, który w studium coachingu był moim wykładowcą i mentorem powiedział kiedyś zdanie, które mocno zapadło mi w pamięć: „W coachingu klient przychodzi z celem. A w psychoterapii klient przychodzi z cierpieniem.” I rzeczywiście jestem na to wyczulona w mojej pracy. Kiedy widzę, że klientka skupia się głównie na przeszłości, na negatywnych emocjach, relacji z rodzicami, powtarza, że jest jej źle, przy czym nie potrafi sprecyzować, z czego konkretnie ten dyskomfort wynika i co by chciała w swoim życiu zmienić – doradzam jej najpierw skorzystanie z pomocy terapeuty, a ewentualnie później z coachingu. 

J.G.: Z kim najczęściej Pani pracuje? Kto jest Pani klientem? Coaching wybierają częściej kobiety czy mężczyźni? 

MT.: Pracuję głównie z kobietami – z wyboru. Ponieważ sama jestem kobietą, bardziej „czuję” kobiety, ich obawy, lęki, zahamowania. Wiem, jak mogą się czuć, bo wielu sytuacji, z którymi przychodzą sama kiedyś doświadczałam. Natomiast czy częściej wybierają coaching kobiety czy mężczyźni? Nie wiem. Na pewno, jeżeli chodzi o takie formy wspierania jak warsztaty rozwoju osobistego czy psychoterapia widzę więcej kobiet uczestniczących w tego typu wydarzeniach. Natomiast, jeżeli chodzi o coaching, to myślę, że jest to w miarę równy podział. Ponieważ coaching koncentruje się na celu i na rzeczywistym działaniu, mężczyźni bardziej akceptują taką formę wspierania niż np. psychoterapię. Pamiętam, jak jeden z moich znajomych powiedział mi, że coaching jest dla niego OK, natomiast na terapię nigdy by się nie zdecydował, bo to było równoznaczne z przyznaniem się, że „coś z nim jest nie tak”. 

J.G.: Z jakich powodów najczęściej kobiety przychodzą na coaching? 

MT.: Z powodu braku wiary w siebie i związanego z tym ciągłego odkładania ważnych działań. Z lęku przed porażką, z powodu braku asertywności i zdecydowania w działaniu. Niektóre przychodzą, bo mają pomysł na jakąś dużą zmianę w swoim życiu, ale brakuje im odwagi, żeby tę zmianę przeprowadzić. Potrzeba pracy nad sobą wynika z tego, że te kobiety gdzieś głęboko intuicyjnie czują, że życie jakie prowadzą teraz jest życiem poniżej ich możliwości. Czują, że mogłyby żyć bardziej w zgodzie ze sobą i lepiej wykorzystywać swój potencjał. Ale niestety lęk, że się nie uda, a także często presja otoczenia, żeby się dostosować, nie „wydziwiać” i żyć „normalnie” powodują, że nie mogą się zdecydować na działanie.. 

J.G.: W czym jeszcze coaching może pomóc kobietom? 

MT.: W nabraniu zaufania do siebie, do własnej mądrości, intuicji. W ugruntowaniu się w poczuciu, że jesteśmy wartościowymi, ważnymi osobami i nosimy naszą wartość w sobie. Żeby nie była ona uzależniona od rezultatów naszych działań, tego co osiągnęliśmy ani od tego, jak nas ocenili inni. W pozbyciu się lęku przed krytyką, czyjąś dezaprobatą, negatywną oceną. Do osiągnięcia takiego stanu niezbędne jest też bycie dobrą dla siebie. Pielęgnowanie relacji z samą sobą. Bycie dla siebie wspierającą, wyrozumiałą, współczującą. Jest to wg mnie absolutnie kluczowa kwestia dla osiągnięcia wewnętrznego dobrostanu. Bo często, mimo że rodziców nie ma już w pobliżu, kobiety same są dla siebie takimi surowymi rodzicami. Potrafią nieustannie siebie krytykować, ganić, oceniać, obrzucać niewybrednymi epitetami. Podejmują wtedy różne działania, które nie wynikają z miłości do siebie, a raczej z niechęci albo nawet pogardy. Byłam kiedyś świadkiem, jak moja koleżanka stojąc przed lustrem w przymierzalni powiedziała głośno do swojego odbicia: „Ty grubasie, od jutra codziennie biegasz! Bo już nie mogę na ciebie patrzeć”. Dlatego apeluję do kobiet: koniec z samokrytyką! Zamiast tego akceptacja, szacunek, samowspółczucie. A działanie, które wynika z takiego nastawienia, robi naprawdę wielką różnicę. Sama tego doświadczyłam, więc wiem :-)

J.G.: Czy coaching działa? Pani klientki są inne, kiedy przychodzą na coaching niż kiedy go kończą? 

MT.: Nie ma dla mnie nic piękniejszego, niż patrzeć na klientkę, która na pierwszą sesję przychodzi zgarbiona, zniechęcona, opowiada, że nie ma silnej woli, że się do niczego nie nadaje, że tyle razy sobie już obiecywała, że coś zmieni i nic… a po kilku tygodniach staje się jakaś wyższa, inaczej się porusza, twarz jej jaśnieje. Tę zmianę widać w ciele, postawie, sposobie poruszania się. Zwłaszcza, gdy klientka opowiada o czymś, co odważyła się zrobić inaczej i co napawa ją ogromną radością i satysfakcją. Często kobiety opowiadają też, że mają też pozytywne informacje zwrotne od współpracowników, bliskich. Pamiętam, jak kiedyś jedna klientka wspomniała, że jej mąż chyba mnie nie lubi, bo pozwolił sobie na komentarz: „to wszystko przez ten coaching!”, kiedy zauważył, że zaczęła dbać o swoje granice i stała się bardziej asertywna:-)

J.G.: Czy w Pani przypadku coaching również zadziałał? 

MT.: Tak, w moim przypadku coaching zadziałał - nabrałam odwagi i wiatru w żagle, żeby działać, zaufać życiu i sobie, pozbyć się leku przed porażką. Choć u mnie najpierw była psychoterapia, a coaching kilka lat później, gdy miałam już konkretny plan, tylko nie mogłam się zabrać za realizację. 

J.G.: Klient, który przychodzi na coaching teoretycznie powinien posiadać już motywację do zmian. Co z kobietami, które tkwią w toksycznych związkach oraz na nieciekawych stanowiskach pracy? Co powstrzymuje kobietę przed zmianą w życiu? 

MT.: Z mojego doświadczenia wynika, że głównym hamulcem jest lęk. Że nie wyjdzie, że się nie uda, że się skompromituję, że ktoś powie „a nie mówiłem”. Lęk przed wyjściem z dobrze znanego bagienka, w którym nie jest za dobrze i gdzie niezbyt ładnie pachnie, ale jak się człowiek przyzwyczai, to w sumie nawet można wytrzymać. Sama stałam kiedyś przed zmianą (odejście od męża), która napawała mnie ogromnym lękiem. Sama myśl o tej zmianie powodowała przyspieszone bicie serca i ból brzucha. Ale pomogło mi wyobrażenie sobie siebie za parę lat, jeżeli nic z tym nie zrobię. To, co zobaczyłam w wyobraźni, popchnęło mnie do działania i choć nadal towarzyszył mi lęk, zrealizowałam swój plan. A potem po latach zobaczyłam, że to była najlepsza i najbardziej transformująca sytuacja, jaka mnie w życiu spotkała. 

J.G.: Co jest Pani źródłem inspiracji zawodowej? 

MT.: Moja praca. Historie klientek, ich odważne działanie. Zwłaszcza, jeżeli wychodzą z pozycji grzecznej dziewczynki, która boi się, zabiega o docenienie i akceptację, a potem odważa się postępować inaczej. Jest to dla mnie ogromnie inspirujące i motywuje mnie nieustannie do dalszej pracy. 

J.G.: Czy planuje Pani napisanie kolejnej książki? O czym ona będzie? 

MT.: Tak, mam już temat w głowie. Jeszcze nie sprecyzowałam tytułu, ale chcę pisać o relacji ze sobą, samoakceptacji, dbaniu o siebie, byciu dla siebie dobrą. Żebyśmy całkowicie zrezygnowały z oceniania i krytykowania siebie. A wtedy też będziemy znacznie bardziej wyrozumiałe dla innych kobiet. 

J.G.: Bardzo dziękuję Pani za rozmowę. Czego można Pani życzyć na zakończenie? 

MT.: Marzę o tym, aby mój przekaz docierał do jak największej ilości kobiet. Aby coraz więcej kobiet dowiadywało się o tym, jak ważne jest samowspółczucie, wyrozumiałość, miłość do siebie oraz samoakceptacja. Żebym mogła pracować z jak największą ilością kobiet nad tym, aby budziły w sobie coraz bardziej poczucie własnej wysokiej wartości. Bo kobieta, która ma poczucie że jest ważna i wartościowa nie musi „podbijać” sobie samopoczucia krytykowaniem i ocenianiem innej kobiety, po to żeby przez chwilę mogła poczuć się „lepsza”. Marzy mi się właśnie taki świat, w którym kobiety wspierają się wzajemnie i w którym każda z nas niezależnie od tego, jak wygląda, kim jest i co osiągnęła w życiu, może czuć się pewnie i bezpiecznie, może rozwijać swoje talenty i żyć na miarę swojego potencjału. 

Zapraszam również do lektury książki


2 komentarze: