wtorek, 22 listopada 2022

Podróże: Zamek w Mosznej i Szkoła Magii i Czarodziejstwa

Lubicie Harry`ego Pottera? A czy wiecie, co wspólnego ma on z zamkiem w Mosznej? Okazuje się, że bardzo dużo, dlatego w ubiegły piątek wyruszyłam wraz z grupą do zamku, a właściwie do … Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Ten opolski Hogwart oferuje wyjątkową atrakcję dla wszystkich miłośników książek i filmów o Harrym Potterze. Poznanie zamku i jego historii w dość niecodzienny sposób obejmuje m.in. test miecza, wizytę w komnacie tiary przydziału, pokazowe lekcje eliksirów, a także warsztaty z kaligrafii.

W ten mroźny piątkowy poranek wyruszyliśmy zatem, by poznać swoją przyszłość i dowiedzieć się do którego z Domów zostaliśmy przydzieleni. Zamek w Mosznej od Sosnowca dzieli około dwóch godzin drogi. Moszna jest położona na szlaku komunikacyjnym łączącym Prudnik z Krapkowicami. Nazwa miejscowości pochodzi prawdopodobnie od nazwiska Moschin, rodziny przybyłej do parafii Łącznik w XIV wieku. Według legendy, w czasach średniowiecza Moszna należała do Zakonu Templariuszy. W 1679 roku właścicielami Mosznej była rodzina von Skall. W 1723 roku po śmierci właścicielki Ursuli Marii von Skall, Moszna przeszła w ręce jej kuzyna Georga Wilhelma von Reisewitz (nadmarszałka dworu Fryderyka Wielkiego).

Z tego właśnie okresu pochodzi pałac – środkowa część obecnego zamku. W roku 1771 rodzina von Reisewitz straciła Moszną – majątek został zlicytowany. Nabył go Heinrich Leopold von Seherr-Thoss, którego rodzina posiadała również na własność zamek i majątek w pobliskiej Dobrej. W 1853 roku Karl Gotthard Seherr-Thoss sprzedał Mosznę Heinrichowi von Erdmannsdorfowi, który z kolei odsprzedał ją w 1866 roku Hubertowi von Tiele-Winckler z Miechowic.



Jego syn Franz Hubert był pomysłodawcą i budowniczym zamku, wzniesionego pożarze barokowego pałacu w 1896 roku. Zamek, zgodnie z jego fantazją ma 365 pomieszczeń i 99 wież z których słynie. W 1895 von Tiele-Winckler otrzymał od cesarza Wilhelma tytuł hrabiowski. W 1904 a następnie w roku 1911 i 1912 hrabiego odwiedził władca Niemiec, przybywając na polowanie i to dla niego wybudowano skrzydło zachodnie. Syn Franza-Hubert, Claus-Peter w okresie międzywojennym stracił część fortuny przodków. Umierając bezdzietny, usynowił swojego kuzyna, którego syn miał dziedziczyć majątek i tytuł hrabiowski. Jego rodzina mieszkała do końca wojny w zamku Moszna uciekając do Niemiec przed nadchodzącą armią czerwoną. Po wojnie zamek miał różne przeznaczenie, m.in. od 1972 roku funkcjonował jako szpital leczenia nerwic.





Jeden ze śpiących lwów

Ponieważ przyjechaliśmy za wcześnie, wybraliśmy się na spacer dookoła zamku. Wcześniej zaparkowaliśmy na parkingu, minęliśmy budki z biletomatem – wcześniej dokonywałam rezerwacji telefonicznej. Przez niemal czterdzieści minut mogliśmy zachwycać się detalami architektonicznym zamku, którego remont dobiega końca. Podziwialiśmy nie tylko olbrzymi taras i śpiące lwy (często występujące w zamku), ale i drzewostan, a przede wszystkim olbrzymią sosnę wejmutkę. Po sesji fotograficznej (latem zapewne trwałaby jeszcze dłużej) ruszyliśmy znów do zamku, by czekać na naszych przewodników. Naszym pierwszym przystankiem były zamkowe piwnice, gdzie – poza pozostawieniem odzieży wierzchniej – mogliśmy spróbować walki na miecze (piankowe, ale i tak u nas polała się krew… z nosa).

Hedwiga?

Następnie, schodami udaliśmy się na górę (jest również winda), by po mozolnej wspinaczce znaleźć się w komnacie tiary przydziału. Wspólnie obudziliśmy tiarę, by – trzymana nad głowami każdego z nas – zobaczyła „co mamy w głowach” i do którego domu będziemy przynależeć (do: Gryffindor, Hufflepuff, Ravenclaw oraz Slytherin). 

Tiara Przydziału wskazała mi Ravenclaw

Następnie, w naszych nowych szatach, kolorem odpowiadających domom, udaliśmy się na zwiedzanie zamku. Zobaczyliśmy bibliotekę, gdzie wysłuchaliśmy krótkiej historii zamku, Salę pod Pawiem – dawniej salę lustrzaną, wykonana w stylu neorokokowym (pozostałościami po lustrach są piękne pozłacane ramy stiukowe – malowidła widniejące na ścianach zostały co prawda wykonane współcześnie, ale warto zwrócić uwagę na oryginalny, zdobiony grzejnik z epoki, wyeksponowany pod jednym z okien). 

Sala pod Pawiem


Grzejnik

Następnie przeszliśmy przez bawialnię, niegdyś miejsce dla gości, dziś kawiarnię, której wnętrze przypomina architekturę dawnych dworków angielskich i dziedzińców arkadowych. Rzeźbiony kasetonowy strop, tralkowa balustrada, filary i krużganek wykonane są z drzewa sandałowego, które niegdyś zapewne obłędnie pachniało. W pomieszczeniu znajduje się również wielki kominek, największy w zamku i jedyny współcześnie używany. 

Kawiarnia - ściana z kominkiem




Dalej zobaczyliśmy tez galerię, pełniącą niegdyś funkcję sali balowej (z przeszklonym sufitem), by wreszcie udać się do imponującego gabinetu hrabiego Franza-Huberta podzielonego na trzy części schodami i marmurowymi kolumnami. We wnętrzu oryginalne biurko hrabiego, fotele przy kominku, krzesło i kilka innych elementów. Zachowany drewniany dębowy strop kasetonowy, okna zdobione witrażami, boazeria i najcenniejszy zabytek Zamku – drewniany portal okalający drzwi wejściowe (druga jego część, to rama lustra w wyższej części pomieszczenia). Witraże przedstawiają głównie sceny myśliwskie i elementy heraldyczne. Jedynie na pierwszym z nich widnieją postacie kobiety i mężczyzny – prawdopodobnie Huberta i Waleski – rodziców Franza Huberta hr. von Tiele-Winckler.






Następnie, schodząc znów schodami w dół udaliśmy się do sekretnego pomieszczenia, by tam ważyć różne magiczne mikstury, zarówno te wybuchające i tworzące obłoki, jak i lawę. Ostatnim elementem wycieczki były warsztaty kaligrafii, samodzielnie mogliśmy wypisać certyfikat swoim imieniem, posługując się odpowiednim, literowym szablonem. Tak naprawdę dla mnie zbyt mało było magii w tej szkole magii, ale i tak zamek mnie zauroczył.

Pokaz warzenia mikstur


Warsztaty kaligrafii

Wizytę w Szkole Magii zakończyliśmy w niezwykle przyziemny sposób, bo posiłkiem (po 2-godzinnym zwiedzaniu i wejściu po tylu schodach jeść się chciało!), ale za to wybornym i we wspaniałych wnętrzach. Obfity obiad (36zł drugie danie) i pyszny deser z kawą (25 zł) pokrzepiły nasze zmęczone magią (i wchodzeniem po zamkowych schodach) ciała. Nie tylko nie chciało się stąd wyjeżdżać, ale i postanowiliśmy, że wrócimy tu w cieplejszym miesiącu tak, by podziwiać okazały ogród okalający zamek.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz