piątek, 12 grudnia 2014

Smaki literackie w sosnowieckiej bibliotece

źródło: Biblioteka Główna w Sosnowcu
Dziś, wyjątkowo, nie o książkach, a raczej nie tylko o książkach. Aby odpocząć od pracy, szkoły i przedświątecznego ferworu, nie przejmując się koniecznością robienia domowych porządków, wybrałam się do sosnowieckiej Biblioteki Głównej. Była ona bowiem organizatorem wspaniałego wydarzenia, które – mam nadzieję – zapoczątkuje wspaniałą tradycję. O czym mowa? O pierwszym spotkaniu  z cyklu „Smaki Literackie”, poświęconemu kuchni wigilijnej i bożonarodzeniowej.
Spotkanie to było nie tylko okazją do spojrzenia na nadchodzące Święta przez pryzmat pisarzy różnych epok (w literaturze dla dzieci i młodzieży a także dla dorosłych), ale również poznania sposobu ujmowania kwestii kulinariów związanych z Wigilią i Bożym Narodzeniem przez malarzy i ilustratorów na przestrzeni wieków.


fot. J.Gul

Stawie dla ducha towarzyszyła strawa dla ciała – była aromatyczna korzenna herbata z żurawiną, był tradycyjny barszcz czerwony oraz wigilijne paszteciki z ciasta drożdżowego. A z racji tego, że Święta powinny być słodkie i kaloryczne, aby w nadchodzącym roku niczego nam nie zabrakło, na stole pojawił się też tradycyjny pudding bożonarodzeniowy (z dużą ilością brandy) oraz hiszpański turron.

Pyszna herbata korzenna (fot. J.Gul)
Tradycyjny barszcz czerwony (fot. J.Gul)

Pasztecik (fot. J.Gul)

Pudding (fot. J.Gul)

fot.J.Gul
Turron (fot.J.Gul)

 Prowadzące zadbały nawet o wręczenie każdemu uczestnikowi egzemplarzy przepisów, zatem w tym roku moje Święta będą miały nieco inny klimat, niż dotychczas (szczególnie, że przy wspólnym stole trwała wymiana przepisów i pomysłów na świąteczne uczty).
Więcej takich inicjatyw, bo wspaniały humor gości i gorący doping wszystkich mówił sam za siebie!
 
Przy tak pięknie nakrytym stole, czuć było świąteczną atmosferę (fot.J.Gul)

Ku refleksji, zachęcam do lektury jednego z wierszy przywołanych podczas wykładu, autorstwa Josifa Brodskiego „24 grudnia 1971 roku”

24 GRUDNIA 1971 ROKU

W Wigilię każdy do żłobu się pchałby:
  w delikatesach ścisk, błoto i zaduch.
Z powodu puszki kakaowej chałwy
  organizuje oblężenie lady
tłum objuczony, grożąc samosądem:
  każdy sam sobie królem i wielbłądem.
Torby, pakunki, worki, siatki, tutki,
  czapki, krawaty, przekrzywione na bok.
Wszędzie woń dorsza, cynamonu, wódki,
  świec, mandarynek, igliwia i jabłek.
Przez chaos twarzy i śnieżną zawieję
  nie da się dojrzeć ścieżki do Betlejem.
Roznosiciele ubożuchnych darów
  śpieszą się, skaczą do tramwajów w biegu;
w wyrwy podwórek wsiąka z wolna naród,
  choć wie, że nie ma w stajence niczego:
nie ma bydlątek, żłobu, ni tej Pani,
  nad której głową nimb złoty się pali.
Pustka. Lecz sama myśl o niej sprowadza
  światełko znikąd. I światłość się jarzy.
Im potężniejsza jest Heroda władza,
  tym większa pewność, że cud się wydarzy.
W tej zależności, trwałej niewzruszenie,
  ma swój mechanizm Boże Narodzenie.
To właśnie Jego niechybne nadejście
  świętują wszyscy, zestawiając razem
stoły. Choć gwiazdy w ciemnościach nikt jeszcze
  nie wypatruje, widać już wyraźnie,
że zacność jakaś wśród ludzi rozbłyska,
  jak rozniecone pasterzy ogniska.
Sypie śnieg; twarze jak plamki w zamieci.
  Dymią fanfary kominów. Król Herod
pije, Kobiety ukrywają dzieci.
  Kto zaś nadchodzi — dowiesz się dopiero:
nikt jeszcze nie wie, i gdy to się zdarzy,
  może nie pozna nikt przybysza twarzy.
Lecz, gdy w drzwiach twoich, otwartych w połowie,
  z mgły i przeciągu, i mroku gęstego
postać wyłania się, w chuście na głowie,
  wtedy i Dziecię, i Ducha Świętego
całym swym wnętrzem otulasz jak gniazdem;
  spoglądasz w niebo — i widzisz ją: gwiazdę.
tłum. Stanisław Barańczak


2 komentarze:

  1. Wygląda i brzmi smakowicie. Kiedyś pracowałem w bibliotece i też robiliśmy takie akcje. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspaniałe jest to, że biblioteka w coraz większym stopniu zaczyna pełnić role integracyjne, jednocząc wokół książki grupy pasjonatów. Ja również pozdrawiam:-)

      Usuń