środa, 14 lipca 2021

Podróże z dzieckiem: Jawor, Krzeszów, Lubomierz

Nie tak dawno zabrałam Was do Świdnicy, gdzie zachwyciłam się Kościołem Pokoju (TU), zaś teraz ten sam (no, prawie ten sam) kościół zwiedzić możecie ze mną w Jaworze. Dla równowagi zajrzymy też do Pocysterskiego Opactwa w Krzeszowie oraz przywitamy bohaterów filmu "Sami swoi" w Lubomierzu.

Ostatni dzień pobytu w Wolimierzu postanowiliśmy spędzić aktywnie i wybrać się na dłuższą wyprawę szczególnie, że Klara lepiej już się czuła. Dlatego niemal dwugodzinna droga do Krzeszowa była możliwa, zaś w trakcie podróży nie mogliśmy ominąć też Kościoła Pokoju. Choć tak naprawdę na Dolnym Śląsku powiedzenie "nie można ominąć" jest bardzo ryzykowne, bowiem tu nawet w w najmniejszej wiosce jest coś do zobaczenia.

Kościół Pokoju w Jaworze to absolutne "must see" dla wszystkich, którzy byli w Świdnicy, a także dla tych, którzy właśnie nie byli (to, że pojadą, jest gwarantowane).. Jeśli jedziemy samochodem warto zaparkować blisko rynku i (zamykając oczy w drodze do niego) zachwycić się ratuszem. Został on wzniesiony w latach 1895-1897 w stylu neorenesansowym, przy wykorzystaniu gotyckiej wieży, pochodzącej z poprzedniego ratusza. Obecnie w obiekcie mają swoją siedzibę władze miejskie. Ponoć warto zajrzeć do usytuowanej w ratuszu restauracji, jednak nam kończył się już powoli budżet, dlatego zdecydowaliśmy się zjeść w usytuowanym w podcieniach przy rynku barze Mag Mar- naleśnik z połową kilograma sera był naprawdę pyszny, choć ceny i tu nas zaskoczyły.

Budynek ratusza

Z rynku spacerkiem (około 10 min) przeszliśmy do usytuowanego w parku, który świetność dawno ma już za sobą, kościoła ewangelickiego. Ten drewniany obiekt o konstrukcji szachulcowej został wybudowany w latach 1654–1655 według projektu Albrechta von Säbischa z zastosowaniem konstrukcji ryglowej. Budowla powstała z materiałów nietrwałych: drewna, słomy i gliny. Wchodząc do kościoła (nawet, jeśli wiemy czego się spodziewać) i tak stajemy oniemiali. Zachwycić się tu można wszystkim: barokowym wyposażeniem wnętrza: (ołtarz, ambona i chrzcielnica), przepięknymi czterokondygnacyjnymi emporami po stronie północnej i południowej, których parapety zdobią obrazy ilustrujące Stary i Nowy Testament oraz pejzaże z zamkami i tarcze heraldyczne, czy polichromiami  o motywach fantazyjnie zwiniętych wici roślinnych, pokrywającymi wszystkie elementy konstrukcyjne.

Kościół w Jaworze jest jednym z trzech tzw. Kościołów Pokoju wybudowanych po wojnie trzydziestoletniej i jednym z dwóch zachowanych do dziś. Z racji dużego znaczenia dla kultury i dziedzictwa ludzkości, wpisano na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. Jego zwiedzanie jest płatne - bilet to koszt  10zł/osoba plus 5 zł za możliwość fotografowania. Po wejściu, z głośników płynie nagranie, dzięki któremu usłyszymy historię kościoła i zwrócimy uwagę na pewne jego elementy. 








Celem naszej wyprawy było jednak przede wszystkim Pocysterskie Opactwo w Krzeszowie, wpisane zostało na listę Pomników Historii. Monumentalny kompleks zabytków przyciąga rocznie ponad 100 000 turystów i pielgrzymów. Teraz pandemia zrobiła swoje, ale i tam w trakcie naszego pobytu sporo osób znajdowało się na terenie kompleksu, a każdy niezmiennie zachwycał się barokowym pięknem, a właściwie przepychem obecnych dookoła budowli.

Bazylika Najświętszej Marii Panny w Krzeszowie jest głównym sanktuarium diecezji legnickiej. Swoje początki datuje na XIII wiek, kiedy to księżna Anna, wdowa po Henryku Pobożnym, sprowadziła tu benedyktynów. Później klasztor nabył książę świdnicki Bolko I i osadził w nim cystersów. Wkrótce miejsce to zaczęto określać mianem Domus Gratiae, czyli Dom Łaski Maryi.

Funkcjonuje również legenda, jakoby książę jaworski i świdnicki Bolko I miał pewien proroczy sen. Polując w tutejszej puszczy, zabłądził. Zbłąkany i spragniony usłyszał głos nakazujący mu rzucić na ziemię pierścień. W miejscu, gdzie upadł klejnot, wnet odnalazł źródło. Ugasił dzięki temu pragnienie i ślubował, że w podzięce wzniesie kościół. Uczynili to sprowadzeni przez niego cystersi w 1292 roku.

Po przekroczeniu bramy, odsłania się nam widok na frontony dwóch barokowych świątyń. Po lewej stoi skromniejszy kościół św. Józefa, z końca XVII wieku. W 1669 roku opat Rosa założył Bractwo św.Józefa, które u schyłku stulecia gromadziło już 43 tysiące członków. Stary kościół okazał się zbyt mały na potrzeby wiernych, zburzono go więc i postawiono nowy. W czasie budowy runęły 40-metrowe wieże i świątynia pozostała już bez nich. Ozdobą jej wnętrza jest cykl fresków wykonanych przez Michaela Willmanna, które przedstawiają genealogię i dzieje Świętej Rodziny. Malowidła łączy tematycznie postać św.Józefa. Fakt, że we wnętrzu znajduje się ponad 50 polichromii ściennych autorstwa "Śląskiego Rembrandta", sprawił, że kościół jest nie tylko największym zbiorem fresków na północ od Alp, ale również określany jest mianem Śląskiej Kaplicy Sykstyńskiej.


 




Dziś sanktuarium w Krzeszowie to jednak przede wszystkim barokowa świątynia wybudowana w latach 1728-1735, kościół Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Jej imponująca dwuwieżowa fasada składa się z trzech części. Pierwsza z nich, przyportalowa, tzw. ziemska, ozdobiona jest rzeźbami m.in. Mojżesza, Benedykta z Nursji i Bernarda z Clairvaux. Wyobraża wiarę i cnoty, dzięki którym zasługi wiernych sięgają do części środkowej, tzw. maryjnej. Tutaj podziwiać można postać Maryi niepokalanej oraz sceny Zwiastowania i Nawiedzenia (po bokach). To za pośrednictwem Matki Bożej ludzkie cnoty i zasługi docierają do rozpiętego na krzyżu Chrystusa, nad którym na Tronie Łaski zasiada Bóg Ojciec. Nad nim widać gołębicę, symbolizującą Ducha Świętego. Fasadę wieńczą figury dwóch aniołów, z których jeden trzyma serce Jezusa, uosabiające miłość, a drugi serce Maryi – symbol łaski. Barokową budowlę, zabytek najwyższej klasy, z uwagi na jej przepych, nazwano Domus Aurea (Złotym Domem).







Kościół składa się z szerokiej nawy (świątynia jest jednonawowa), transeptu oraz półkolistego prezbiterium, do którego od wschodu przylega mauzoleum Piastów Śląskich (również do zwiedzania – wejście z boku kościoła, przez bramę prowadzącą również na cmentarz). Monumentalna dwukopułowa kaplica grobowa dzięki bogatemu zdobieniu przypomina salę pałacową. Prawdziwym skarbem panteonu są pozostałości średniowiecznych nagrobków książąt Bolka I (wielkiego dobrodzieja cystersów) i Bolka II, zwanego Małym. Płyty przedstawiające ich postaci wkomponowano w barokowe oprawy . 

Sarkofag Bolka I

Sarkofag Bolka II

Po obu stronach nawy kościoła wzniesiono kaplice na planie elipsy. Nad nimi znajdują się empory, dzięki którym świątynia może pomieścić większą liczbę wiernych. Na bogaty wystrój bazyliki składają się niezwykłe malowidła, stiukowa dekoracja ornamentalna oraz typowo barokowe wyposażenie. Polichromia nawy oraz kaplic została wykonana w latach 1733-1735 poprzez znakomitego malarza Jerzego Wilhelma Neunhertza. Z kolei nad ołtarzem głównym i stallami pracowali czescy mistrzowie snycerki.

Dzieje tutejszego opactwa były dość burzliwe. W 1426 roku klasztor spalili i splądrowali husyci. Wtedy obraz został ukryty i zaginął na prawie dwa stulecia. Zła sytuacja zapanowała również w trakcie reformacji. Nie bez znaczenia była wojna trzydziestoletnia. Kiedy z kolei Krzeszów wcielono do Prus, dobra zakonne zostały zsekularyzowane, wypędzono mnichów oraz zakazano pielgrzymowania do sanktuarium. Odrodziło się ono dopiero po II wojnie światowej, a przyczyniła się do tego koronacja wizerunku Matki Bożej Łaskawej, która każdego roku przyciąga pątników.

Ta niewielka ikona, o wymiarach 60 x 37 cm namalowana jest temperą na desce. Powstała najprawdopodobniej w XIII wieku , co czyni ją najstarszym wizerunkiem Maryi w Polsce. Według legendy, obraz jest dziełem aniołów – tych samych, które wieńczą hełmy barokowych wież kościoła. Przedstawia on Matkę Bożą z Emmanuelem na prawym ramieniu. Mały Jezus, ubrany w złotą szatę, wpatrzony jest w Matkę, w lewej dłoni trzyma zwinięty rotulus – symbol Bożej tajemnicy. Głowę i ramiona Bogurodzicy okrywa maforion w kolorze czerwieni, symbolizujący Boski ogień. Tunika Matki Bożej jest zielona, jak odrodzenie i nadzieja duchowej odnowy oraz życie wieczne. Maryja swoją dłonią pokazuje na Chrystusa i jednocześnie wskazuje na swoje serce – źródło łaski. Srebrną ramę obrazu wykonano w 1735 roku, ozdabiając ją główkami aniołów i herbami krzeszowskiego opactwa. Wizerunek umieszczono na tronie z baldachimem zwieńczonym koroną. Freski sklepienne pokazują koronację Maryi. Ołtarz główny zdobią m.in. figury aniołów, wpisujące się w wystrój wnętrza.

Odnośnie ołtarza, a właściwie obrazu w ołtarzu głównym, zostaliśmy przeegzaminowani przez sympatycznego pracownika ochrony, który jednocześnie sporo o kościele nam powiedział. Niestety egzamin oblaliśmy nie zauważając …gołej pupy na obrazie. Wiąże się z tym historia dotycząca samego czeskiego malarza, Petra Brandla. Artysta miał barwne życie, a zanim przybył do Krzeszowa, był więziony za długi. Zdarzało mu się również tworzyć w stanie nietrzeźwym, zaś po sporze z opatem przemalował jedną z głów na … gole pośladki putta.

W 1622 roku miało miejsce niezwykłe wydarzenie – w trakcie prac remontowych smuga światła padła na pękniętą posadzkę. I dokładnie w tym miejscu cystersi odnaleźli zbutwiałą skrzynię, a w niej zagubiony wizerunek Matki Bożej Łaskawej. Na pamiątkę tego cudownego wydarzenia 18 grudnia ustanowiono w Krzeszowie Święto Światła. Przed obrazem zapalano bowiem wotywne świece, a o świcie odprawiono mszę świętą.

W zwiedzaniu pomóc mogą audio-przewodniki, choć my z uwagi na niepewną pogodę nie zdecydowaliśmy się na wydłużenie trasy w ten sposób. Bilet na trasę podstawową to koszt 18 zł, ale biorąc pod uwagę skarby, które oglądamy i to, w jak wspaniałym stanie znajduje się wszystko, to nie jest duża kwota. Na terenie kompleksu znajduje się ponoś dobra restauracja, jednak jej wystrój nie zachęcał do tego, by usiąść tam na kawę. Poszliśmy zatem do kawiarni przy wejściu na teren opactwa, ale tam niestety podawano tylko kawę na wynos. Musieliśmy zatem zadowolić się mocno średnimi lodami. 

Ostatni przystanek na naszej drodze, już niedaleko Wolimierza, to Lubomierz. Uważany jest on za architektoniczną perłę Dolnego Śląska, którego historia nierozerwalnie związana jest z historią kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny i św.Mateusza, ale i z … kinem. O tym, że jest to perła nieco „przechodzona” nie warto wspominać, choć miasteczko, a właściwie jego kamieniczki błagają o renowację. Ważne, że jest w tym miejscu coś, co urzeka, specyficzna atmosfera miasta, które kiedyś przeżywało ekscytujące chwilę i teraz desperacko chwyta się pamięci o nich.




Ołtarz główny kościoła górującego nad rynkiem tworzy wysoka płaskorzeźba przedstawiająca scenę Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, na którym umieszczone zostały dwa szklane relikwiarze zawierające szkielety męczenników: Benignusa i Viktoriusa. W latach 50. XX wieku w kościele przebywał Karol Wojtyła przejeżdżający przez Lubomierz w trakcie jednej z rowerowych wycieczek.

Lubomierz szerzej znany jest przede wszystkim z planu zdjęciowego do filmu „Sami swoi” nakręconego w 1967 roku. Na tę pamiątkę 13 lipca 1996 roku otwarto Muzeum Kargula i Pawlaka, a od 1997 roku odbywa się Ogólnopolski Festiwal Filmów Komediowych.



Muzeum poświęcone jest kultowej trylogii Sylwestra Chęcińskiego „Sami Swoi”, „Nie ma mocnych” i „Kochaj albo rzuć”. Zlokalizowane jest tuż przy lubomierskim rynku, na drodze do wspomnianego kościoła. Pomieszczenia muzealne mieszczą się w jednym z najstarszych budynków Lubomierza – tzw. Domu Płócienników, będącego od XVI wieku siedzibą Płócienników.









W muzeum zgromadzone zostały różne pamiątki związane z kultową komedią Sylwestra Checińskiego, przede wszystkim rekwizyty wykorzystane przy kręceniu filmu. Wśród rekwizytów jest m.in. karabin, z którego zamek wylata, granat do świątecznego ubierania i fragment płotu do którego podejścia nawoływali się bohaterowie. Wśród innych unikatowych eksponatów jest: umowa z dublerem Władysława Hańczy – Józefem Jakubowskim oraz pierwsza kopia filmu Sami swoi, z której film był odtwarzany podczas premiery w 1967 roku. Jest też żółty sweterek i jeansy w których wystąpiła Pawlaczka (Anna Dymna) podczas wizyty w Lubomierzu i kupowania garnitury ślubnego dla Zenka oraz suknia ślubna.

Za bilet zapłacimy 10 zł gwarantując sobie masę wspomnień. I zajęty wieczór, bowiem jestem przekonana, że po powrocie z muzeum, każdy odszuka jedną z części „Samych swoich” i spędzi na jej oglądaniu przyjemni, nieco nostalgiczny czas.

1 komentarz:

  1. W Krzeszowie byłam ostatnio, oj pięknie tam, ale muszę jeszcze wrócić na Kalwarię, bo tam nie zdążyłam pójść. W Jaworze byłam dawno temu, więc chętnie tam powrócę. A Lubomierz dopiero przede mną!

    OdpowiedzUsuń