wtorek, 27 maja 2025

Jacek Masłowski, Magdalena Adaszewska "Syndrom tatusia"

Autor: Jacek Masłowski, Magdalena Adaszewska
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka



„Daddy issues” – w popkulturze to pojęcie stało się synonimem żartu, często o zabarwieniu seksualnym. Kobieta z „syndromem tatusia” to ktoś, kto rzekomo ma kłopot z bliskością, szuka starszych mężczyzn, jest „zbyt emocjonalny”. W ten sposób realne zranienia i dramaty zostają spłycone, zbanalizowane, zamienione w etykietkę. Ale pod tym skrótem myślowym kryje się rzeczywistość daleka od śmiechu – to ból dziecka, które nie otrzymało od ojca tego, czego potrzebowało najbardziej: obecności, akceptacji, czułości i poczucia bezpieczeństwa.

Książka Jacka Masłowskiego „Syndrom tatusia” napisana przy współpracy z Magdaleną Adaszewską, to jedna z tych pozycji, które wreszcie wyciągają ten temat z cienia i stawiają go w centrum poważnej refleksji. Nie jest to jednak rozprawa naukowa ani poradnik z szybkim przepisem na „uzdrowienie relacji z ojcem”. Masłowski – psychoterapeuta i współtwórca Fundacji Masculinum – wybrał formę wywiadu-rzeki. Ta forma rozmowy pozwala nie tylko lepiej zrozumieć tok myślenia autora, ale również nadaje książce rytm autentycznego, zaangażowanego dialogu – a nie wykładu.

Opublikowany nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka reportaż „Syndrom tatusia” to głęboka i szczera refleksja nad tym, w jaki sposób niedojrzałość, nieobecność lub przemocowość ojców wpływają na psychikę kobiet – zarówno w dzieciństwie, jak i przez całe dorosłe życie. Masłowski nie ucieka od trudnych tematów. Mówi o ojcach, którzy byli, ale jakby ich nie było – chłodnych, zamkniętych w sobie, milczących. Mówi o tych, którzy ranili – fizycznie lub emocjonalnie. Mówi też o tych, którzy się starali, ale nie potrafili. I o tym, co się dzieje, gdy ojca nie było wcale.

Autor podkreśla, że zranienia po ojcu nie znikają z chwilą osiągnięcia dorosłości. Wręcz przeciwnie – one często ujawniają się dopiero wtedy, w relacjach partnerskich, w powielaniu destrukcyjnych schematów, w chronicznym poczuciu braku własnej wartości, w nieumiejętności stawiania granic. To emocjonalne dziedzictwo, które nieświadomie przenosi się z pokolenia na pokolenie.

W tradycyjnym ujęciu ojciec miał być „głową rodziny”, miał „zapewnić byt” i „utrzymać porządek”. Emocje? Czułość? Rozmowa? To było zadanie matki. Tymczasem psychologia od dekad pokazuje coś innego – że ojciec kształtuje obraz świata dziecka, a zwłaszcza córki, w równie kluczowy sposób jak matka. To ojciec jako pierwszy pokazuje dziewczynce, kim jest mężczyzna – i czego może się po mężczyznach spodziewać, czego oczekiwać. Jeśli ojciec był nieobecny, obojętny, przemocowy – to ten wzorzec często odtwarza się w dorosłych relacjach.

Masłowski – jako terapeuta – mówi o tym z dużą empatią, ale również z profesjonalnym wyczuciem. Unika nadmiernej psychologizacji i niepotrzebnego moralizowania. Nie krytykuje ojców, nie pastwi się nad nimi – ale też ich nie usprawiedliwia. Z szacunkiem, ale i stanowczo pokazuje konsekwencje ich postaw. Jednocześnie podkreśla, że celem nie jest obwinianie, lecz uświadomienie i przerwanie łańcucha przekazywanych ran.

Atutem książki jest przystępny, żywy język, pozbawiony naukowego żargonu. Czyta się ją jak rozmowę dwóch mądrych osób, które z troską pochylają się nad losem kobiet wychowanych bez ojcowskiego wsparcia. Forma wywiadu nie tylko ułatwia przyswajanie treści, ale także nadaje całości rytm i naturalność. Choć książka koncentruje się na kobietach i ich doświadczeniu, nie jest adresowana wyłącznie do nich. To lektura dla matek i córek, dla terapeutów, dla mężczyzn – w tym również ojców – którzy chcą lepiej zrozumieć, jaką rolę odgrywają w życiu swoich dzieci. W gruncie rzeczy jest to książka o międzyludzkich relacjach – o ich kruchości, głodzie bliskości, ale też o możliwości zmiany.

Warto podkreślić, że „Syndrom tatusia” nie jest próbą ataku na ojcostwo ani na rodzinę jako taką. Przeciwnie – to wołanie o przywrócenie ojcu jego pełni: nie tylko jako żywiciela i autorytetu, ale jako bliskiego, emocjonalnie zaangażowanego przewodnika. Masłowski nie burzy, lecz odbudowuje. Nie krytykuje rodziny, tylko wskazuje, jak uczynić ją miejscem, gdzie dzieci mogą wzrastać bez ran, które będą nosić przez resztę życia. Tym samym „Syndrom tatusia” to książka potrzebna, odważna i poruszająca. Mówi o sprawach trudnych, często przemilczanych – ale mówi mądrze, z wyczuciem i odpowiedzialnością. Nie oferuje łatwych odpowiedzi, ale daje coś znacznie cenniejszego: przestrzeń do refleksji, do zrozumienia własnych emocji i do rozpoczęcia procesu leczenia. W czasach, gdy relacje rodzinne podlegają gwałtownym przemianom, ta książka jest głosem przypominającym o tym, że najważniejsze fundamenty – te emocjonalne – buduje się w ciszy dzieciństwa. I że ojciec – choć często niedoceniany w tej roli – ma w tym procesie znaczenie pierwszorzędne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz