czwartek, 3 marca 2016

Siegfried Lenz „Minuta ciszy”

Tytuł: Minuta ciszy
Autor: Siegfried Lenz
Wydawnictwo: Dobra Literatura

„Spieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą / I ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą / I nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości / Czy pierwsza jest ostatnią / Czy ostatnia pierwszą” – pisał ksiądz Jan Twardowski, a te piękne i jakże prawdziwe słowa pomimo upływu lat nie tracą nic ze swej aktualności. To właśnie one przychodzą na myśl w trakcie lektury wzruszającej opowieści o miłości, śmierci i dorastaniu naznaczonym tragedią, autorstwa Siegfrieda Lenza. 

Opublikowana nakładem Wydawnictwa Dobra Literatura książka „Minuta ciszy”, która w Niemczech stała się literackim bestsellerem, jest delikatną i przepełnioną emocjami historią. Zachwyci ona wszystkich czytelników marzących o romantycznej miłości, posiadaczy wrażliwych serc i dusz oraz tych wszystkich, którzy docenią wirtuozerię pióra, którzy zatopią się w słowach chłonąc zawarte w nich uczucia. Autor przenosi nas do Niemiec, do lat 70. XX w., do małej nadbałtyckiej miejscowości Hirtshafen. Tam właśnie mieszka Christian, osiemnastoletni syn miejscowego poławiacza kamieni, eksplorującego podmorskie pola. Tam właśnie poznaje, czym jest miłość i strata.

Bohatera, a jednocześnie narratora opowieści, spotykamy w niezwykle smutnym momencie nie tylko dla niego, ale i dla całej społeczności. Uczestniczymy bowiem w ceremonii żałobnej ku czci tragicznie zmarłej nauczycielki języka angielskiego, Stelli. Choć jej śmierć, tak niepotrzebna i głupia, wstrząsnęła wszystkimi mieszkańcami miasteczka, to jednak dla Christiana dramat ten ma inny wymiar. Tego, jakie targają tym młodym chłopcem uczucia, domyśla się tylko dyrektor szkoły, zwracając się do Christiana słowami: „To, co przemilczamy, bywa bardziej brzemienne w skutki niż to, co mówimy”. To właśnie on zobaczył w oczach ucznia żal nie tylko za nauczycielką, ale i … za utraconą miłością.

Refleksje nad ceremonią oraz wygłaszaną mową pożegnalną stają się punktem wyjścia do opowiedzenia całej historii tej niecodziennej znajomości i zakazanego uczucia, które połączyło dwoje młodych ludzi. Stella, powszechnie lubiana i szanowana nauczycielka, obdarzona wielkim urokiem, kochająca życie i zawsze radosna, mimo trudów opieki nad starszym i schorowanym ojcem, ujęła Christiana swoja osobowością, magnetyzmem, powabnością i szczerością. Miłość, która się pomiędzy nimi narodziła, początkowo nieśmiało zawładnęła ich sercem i umysłem, by ostatecznie złączyć ciała w uścisku pożądania. Mimo iż starali się ukrywać więź, jaka w czasie wakacji narodziła się pomiędzy nimi, to szczęście w ich oczach było widoczne dla rodziny Christiana, choć nikt z bliskich nie domyślał się, jak daleko się w tej wzajemnej fascynacji zagłębili. 

Kto wie, jak zakończyłaby się ta historia, czy miłość przetrwałaby dojrzewanie Christiana, czy oboje wytrzymaliby presję otoczenia, krytykę i oburzenie, jakie z pewnością wywołałoby ujawnienie romansu. Niestety nie dane im było przekonać się o tym, nie dane im było sprawdzić, jak się czują przebywając nieustannie w swoim towarzystwie. Marzenie Christiana o wspólnym pobycie w starej chacie, z dala od ludzi, sycąc się tylko sobą, zostało brutalnie przerwane przez kaprys losu i aurę, która stała się pośrednią przyczyną śmierci Stelli

„To, co jest już przeszłością, wydarzyło się przecież i będzie trwało, będę próbował odnaleźć to, co jest nie do przywrócenia, a ból i nieunikniony lęk będą mi towarzyszyć” – mówi Christian, zaś ten powrót do minionych wydarzeń, te wspomnienia chwili, kiedy po raz pierwszy zobaczył ją w kostiumie, kiedy po raz pierwszy wspólnie płynęli łódką, kiedy po raz pierwszy złożył na jej ustach pocałunek, są formą zatrzymania czasu i akceptacji cierpienia. Przyznam, iż kończąc książkę poczułam lekkie rozczarowanie, żal, że stworzona fabuła jest zbyt prosta, a tocząca się akcja zbyt oczywista, jednak teraz, kiedy opadły emocje a pojawiła się refleksja, czuję wyłącznie wdzięczność. Dzięki tej krótkiej formie, koncentracji na uczuciach bohatera, ograniczeniu szczegółów, historia ta zachowała lekkość, a tym samym – ulotność. Autorowi udało się stworzyć opowieść delikatną jak skrzydła motyla, otulającą na smutkiem, ale i wywołującą tęsknotę za pierwszą miłością, pierwszym porywem serca i – jak pisze Lenz – „(…) tęsknotę za trwaniem”. I właśnie podczas tej lektury chciałby się powiedzieć „chwilo trwaj”, zatapiając się w pięknym języku, misternej konstrukcji zdań i w relacji między bohaterami. Co więcej, „Minuta ciszy” sprzyja nie tylko delektowaniu się jej kompozycją czy samą historią, ale staje się bodźcem, do sięgnięcia po wcześniejsze książki autora.





2 komentarze:

  1. Czuję, że we mnie również wywołałaby wiele emocji. Zapisuję sobie ten tytuł.

    OdpowiedzUsuń