wtorek, 3 lipca 2018

Britt Collins "Mój przyjaciel kot"

Autor: Britt Collins 
Wydawnictwo: Kobiece 


„Widzę osobę, przypominającą skałę, która w wielu miejscach popękała, ale została na nowo posklejana, choć szczeliny wciąż są widoczne” – te słowa mogą odnosić się do wielu osób doświadczonych przez życie, które pomimo negatywnych wydarzeń, które pomimo rozmaitych traum i bólu, wciąż idą do przodu, choć coraz wolniejszym krokiem. Ludzie różnie reagują na porażki, na rozstania, na śmierć bliskiej osoby, a niekiedy ich ból i cierpienie są tak dojmujące, tak dotkliwe, że jedyne, co są w stanie zrobić, to rzucić wszystko. Tak niekiedy zaczyna się bezdomność, której konsekwencją (albo przyczyną), jest nadużywanie alkoholu czy narkotyków. 

Michael King w przeszłości wykonywał wiele zawodów, prowadził miedzy innymi firmę zajmująca się architekturą krajobrazów, był również szefem kuchni w St.Louis. Szczególnie ta ostatnia praca zapewniała mu bardzo dobre zarobki, które pozwalały utrzymywać przytulny dom, zwierzęta i wieść szczęśliwe życie z ukochaną osobą. Niestety, właśnie wówczas, kiedy wydawało się, że jego życie osiągnęło pełnię, że nie można być bardziej szczęśliwym, okrutny los postanowił z niego zakpić – jego życiowy partner poważnie zachorował, a wirus HIV ostatecznie zebrał swoje żniwo. Po śmierci Mercera Michael nie wyobrażał sobie, że dalej mógłby przebywać w domu, w którym wspólnie z ukochanym spędzili tyle radosnych chwil. Pozostawił zatem wszystko za sobą, a decydując się na leczenie smutków alkoholem, świadomie skazał się na życie poza nawiasem społeczeństwa. Dziś ma czterdzieści siedem lat i jest starym, smutnym człowiekiem, któremu do szczęścia potrzeba tylko zgrzewki piwa i od czasu do czasu czegoś do przegryzienia. Żyje na ulicach Portland, okresowo tylko opuszczając miasto, by spędzić w Kalifornii zimowe miesiące. Wszystko zmienia się jednak, kiedy na ulicy jego przyjaciel, również bezdomny, znajduje małego kotka. Tabor, bowiem tak nazywa ją Michael, nadaje jego życiu sens, zaś od tej pory wszystko co robi, robi z myślą o niej. 

O tym, jak potoczy się wspólne życie Michaela i Tabor przekonujemy się z lektury wspaniałej, ciepłej opowieści, opartej na faktach. Opublikowana nakładem Wydawnictwa Kobiecego nowość pt. „Mój przyjaciel kot”, autorstwa Britt Collins, to historia, która poruszy serca i wyciśnie łzy nie tylko wielbicielom kotów, ale wszystkim lubiącym książki o zwierzętach. Świadomość, że opisywane wydarzenia rzeczywiście miały miejsce dodaje powieści uroku, a także sprawia, że z jeszcze większym napięciem śledzimy rozwój sytuacji, gorąco kibicując Michaelowi, ale i … płacząc nad cierpieniem Rona. 

Kotka, mimo iż poraniona i wygłodzona, miała bowiem właściciela i to takiego, który kochał ją ponad wszystko. Od chwili, kiedy zniknęła z jego domu, mężczyzna nie może znaleźć sobie miejsca w życiu, desperacko starając się odnaleźć zaginione zwierzę. Mimo licznych apeli w mediach społecznościowych, a także kontaktów z organizacjami zajmującymi się bezdomnymi zwierzętami, nie może trafić na ślad ukochanej kotki. Dodatkowo zmaga się z sąsiadem, homofobem, którego zresztą Ron podejrzewa o zabójstwo futrzaka, czym ten wielokrotnie mężczyznę straszył… 

Kiedy pewnego dnia Michael orientuje się, że kotka posiada chip, pozwalający zidentyfikować prawowitego właściciela Tabor, staje przed dylematem. Czy będzie w stanie oddać kotkę, z którą przeżył tyle wspaniałych chwil? Czy po wspólnej, wykańczającej podróży wraz z kotką do Kalifornii, teraz miałby zostać sam? O tym, jak zakończy się ta wyjątkowa historia, przekonamy się dzięki lekturze książki „Mój przyjaciel kot”, która zauroczy czytelnika, która skłoni go do przemyślenia tego, jakimi wartościami kieruje się w życiu, a może nawet zachęci do posiadania kota. Plastyczny język autorki w połączeniu z emocjonującymi wydarzeniami sprawił, że powstała porywająca książka od której trudno się oderwać, która powinna być obowiązkową lekturą dla wszystkich wielbicieli kotów, a także dla tych, którzy dotąd uważali te futrzaki za mniej inteligentne niż psy. Tabor przekona ich, jak bardzo się mylą… 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz