Pokazywanie postów oznaczonych etykietą reklama. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą reklama. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 3 września 2020

Skuteczne metody na wzbogacenie się – część I


Kiedy koszty życia rosną, a nasza pensja czy inne dochody nie zwiększają się, naturalnym jest, że odczuwamy coraz większy dyskomfort. Oczywiście, najlepszym sposobem na oszczędzanie, czy raczej dopinanie domowego budżetu, jest zmniejszenie ilości wydatków, ale niekiedy jest tak, że zredukowaliśmy je już do zera. Warto więc poznać kilka sposobów na obniżenie wydatków / oszczędzanie (również na przyszłą emeryturę), a także na dodatkowy zarobek. 

poniedziałek, 14 października 2019

Wyjdź do ludzi, czyli stoiska targowe

Już od dawna zdawano sobie sprawę, że posiadanie własnego biznesu nie oznacza tylko czekania na Klientów, że trzeba do nich wyjść, pokazać się szerokiemu gronu odbiorców. Dlatego też powstawać zaczęły wszelkiego rodzaju targi, czyli pewnego rodzaju wystawy, pozwalające na ekspozycję towarów (zarówno na arenie lokalnej, jak i krajowej czy międzynarodowej), połączoną ze sprzedażą. Dziś, choć różnią się zarówno w swoim znaczeniu (stając się narzędziem marketingu bezpośredniego), jak i formie od tych targów sprzed wieków, to jednak wciąż służą temu samemu – prezentacji swoich produktów bądź usług, budowaniu relacji z kontrahentami – zarówno tymi dotychczasowymi, jak i potencjalnymi. Przy okazji targów, poza ekspozycją, organizowanych jest wiele wydarzeń, m.in. różnego rodzaju eventy, konferencje czy seminaria, które wzmacniają siłę danej firmy i pozwalają dotrzeć do jeszcze szerszego grona odbiorców, pokazać się jako ekspert w danej dziedzinie, zaś same targi zwykle mają swoją specjalizację – koncentrują się one na określonych sektorach rynku, po to, by szybciej i łatwiej trafiać do grupy docelowej.  

środa, 19 czerwca 2019

Powrót ścianek reklamowych

Dawno już minęły czasy siermiężnych reklam, które szpeciły przestrzeń i w nieco nachalny sposób sugerowały potrzebę zakupu określonego produktu. Obecnie zwracamy coraz większą uwagę na otoczenie, stajemy się estetami, i – poza pewnymi wyjątkami – firmy doskonale o tym wiedzą. Dlatego też pojawiają się coraz to bardziej wymyślne, ale i mniej inwazyjne działania oraz narzędzia marketingowe, które zamiast odstraszać zachęcają, zwracają naszą uwagę, a przy tym nie szpecą, nie wzbudzają niechęci. 

Obecnie mamy do czynienia z dwoma nurtami – pierwszy, to rozsądny minimalizm, czyli reklama o ograniczonych środkach wyrazu, stonowana, doskonale pasująca zarówno do modnego od kilku lat minimalizmu, jak i stylu eko czy trendu slow-life. Drugi biegun, to sięganie po coraz to nowsze środki wyrazu, coraz odważniejsze działanie, jaskrawe tła, odważne elementy scenografii, ale wszystko to spójnie i ze smakiem. 

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Andrzej Te "Freelancer"

Tytuł: Freelancer
Autor: Andrzej Te
Wydawnictwo: NovaeRes
Kiedy jesteśmy dziećmi wszystko jest proste, wszystkie nasze działania wydają się mieć sens i służą zaspokojeniu naszych pragnień oraz realizacji celu nawet wówczas, kiedy jest on absurdalny. Dlaczego więc z upływem lat nasze plany tracą swą wyrazistość, dlaczego zbaczamy z raz obranej drogi, a nawet wówczas, kiedy uda się nam spełnić marzenia, to okazują się one dalekie od wyobrażeń? Może właśnie to oznacza dorosłość… Może to umiejętność obniżania lotów i konfrontowania swoich marzeń z rzeczywistością? Te przerażające pytania nasuwają się po lekturze książki Andrzeja Te, określanej mianem powieści inicjacyjnej. Powiedziałabym, że to raczej powieść depresyjna, niezwykle dobrze oddająca polską rzeczywistość i losy tysięcy wykształconych ludzi, których przyszłość rysuje się w czarnych barwach.
„Freelancer” to książka wielowymiarowa i niejednoznaczna, takie są też moje odczucia. Z pewnością nie jest to pozycja, po którą sięgnę ponownie, nie jest to też powieść, którą czyta się z przyjemnością. Właściwie mogłyby to być dwie oddzielnie funkcjonujące publikacje, z których jedna traktuje o przeszłości, czyli o czasach dzieciństwa bohatera, zaś druga – o dorosłości. Zamysłem autora było z pewnością przeciwstawienie sobie tych etapów w życiu człowieka, ale czy była to udana próba? Nie jestem przekonana, choć zarówno opowieść o młodym Iksie i jego działalności przestępczej, jak i o dorosłym już, trzydziestoletnim obywatelu Polski, wciągają i skłaniają do przemyśleń.
Metamorfoza, jaką przechodzi bohater jest niezwykle widoczna. Dorastanie wypełnione morzem tequili pitej na hiszpańskim wybrzeżu, amfetaminą, LSD, haszyszem i skuną, pobytami na izbie wytrzeźwień, bijatykami i poczuciem wszechmocy ostro kontrastuje z Iksem Igrekiem, już jako „dorosłym przez wielkie De – jak dupa”. Dwa kierunki studiów, staże w agencjach reklamowych za marne grosze i własna firma z branży reklamowej ani trochę nie przybliżyły go do celu, co więcej,  dawno już cel ten stracił z oczu. Nawet decyzja, którą pewnego dnia podejmuje, by ponownie stać się sobą, by zacząć kierować się zasadami sprzed podjęcia pracy zawodowej, a także znaleźć hobby, któremu będzie mógł się poświecić, spalają na panewce. Zostaje sam ze swoim monotonnym życiem rozwodnika, który pustkę duszy zagłusza alkoholem i trawką, zaś serca – kolejnymi podbojami. Bohaterowi nie pozostaje nic innego, jak znaleźć sobie misję, która wniesie koloryt do jego nędznego życia – postanawia zatem rozpracować tajemnicę Fundacji redukującej stres „Stresencja”. Z jakim skutkiem?
„Dość tego, że wszystkie jego dotychczasowe działania i próby bycia odpowiedzialnym, samodzielnym, samowystarczalnym (…) okazały się nic nie warte, były tylko żartem Kundery” – pisze autor, a ja waham się, czy mam się nad Iksem litować, czy też jego użalanie się nad sobą warte jest raczej pogardy.
Podobny dylemat mam z jednoznacznym określeniem powieści, obnażającej słabość natury ludzkiej, ale też słabość systemu odbierającego energię, by walczyć o siebie. Również należę do pokolenia omamionego wizją świetlanej przyszłości po studiach tyle tylko, że możliwości dzisiejszego rynku pracy dawno już przestały być adekwatne do tych obietnic. Pytanie tylko, czy poddamy się i skończymy jako sfrustrowane własną bezsilnością jednostki czy też weźmiemy sprawy w swoje ręce nawet, jeśli oznacza to wyjazd z kraju – w końcu „Europa bez barier” do czegoś zobowiązuje. Atutem „Freelancera” jest natomiast (to już stwierdzam bez wahania) grafika tworzona przez autora, stanowiąca jedność z tekstem. I choć nie jestem przekonana, czy mam ochotę sięgnąć jeszcze kiedykolwiek po książkę Andrzeja Te, to w przypadku komiksu jego autorstwa, zrobię to bez wahania.
Recenzja zostala także umieszczona na stronach wortalu literackiego Granice.pl

piątek, 17 sierpnia 2012

Hazel Osmond "Kto się boi pana Wolfe'a?"

Tytuł: Kto się boi pana Wolfe`a?
Autor: Hazel Osmond
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka











W życiu zawodowym można spotkać różnych przełożonych. Są despoci, przyznający sobie wyłączne prawo do decydowania o wszystkim i dominujący każdego. Są krzykacze,  dla których jedyną formą komunikacji jest podniesiony głos i niecenzuralne słowa. Niektórzy nawet nie ograniczają się do kontrolowania każdego kroku pracownika i zniżają się do przemocy fizycznej.  Są też tacy, którzy są wybuchowi, ale … szalenie przystojni.
Nie ma chyba wątpliwości z którym typem osobowości ma styczność Ellie Somerset, bohaterka zabawnej książki  Hazel Osmond. „Kto się boi pana Wolfe`a?” to doskonała propozycja na wakacyjny wypoczynek, na chandrę i na zły dzień w pracy. Powieść przesycona jest doskonałymi dialogami, ciętymi ripostami oraz romansem, zaś feromony buzują niemal na każdej stronie lektury, przyprawiając nas o mocniejsze bicie serca.
Ellie, pracująca jako copywriterka  w prestiżowej agencji reklamowej Wiseman&Craster w Londynie prowadzi ustabilizowane, choć nudne życie. Praca pochłania ją w zupełności, mimo tego, że mało kreatywny i asekuracyjny szef torpeduje wszelkie jej pomysły na innowacyjne kampanie reklamowe. Swoje żale zawsze może wylać na ramieniu swojego chłopaka, Sama, z którym związek wkroczył już w fazę na tyle poważną, ze kolejnym krokiem powinien być ślub. Niestety ostatnie miesiące są dla nich wyjątkowo trudne, a zamiast romantycznych kolacji, namiętnych nocy i pierścionka zaręczynowego, na Ellię czeka tylko zmęczony pracą mężczyzna, który zasypia natychmiast po przyłożeniu głowy do poduszki. To wyczerpanie, jest wynikiem nowego kontraktu w firmie Sama oraz koniecznością dostarczania rozrywek niemieckim kontrahentom – przynajmniej w to chce wierzyć dziewczyna.  Prawda, w postaci półnagiej Niemki w hotelowym łóżku Sama, spada na Ellię jak grom z jasnego nieba. I jak tu wierzyć mężczyznom? I jak tu jeszcze się zakochać?
Problemy w życiu osobistym przekładają się także na problemy zawodowe szczególnie od momentu,  kiedy szefem agencji został Jack Wolfe – mężczyzna o nienagannym wyglądzie, okropnym charakterze i rozwiązłym stylu życia. Jest na dodatek tak bezczelny i impertynencki, że zwraca uwagę na image Ellie, wytykając jej brak troski o własny wygląd, w jej stylu ubierania się upatrując przyczyny stagnacji w rozwoju zawodowym. Naturalną reakcją każdej kobiety byłoby święte oburzenie. Tyle tylko, że dziewczyna doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jej przełożony wyjątkowo ma rację, a brak sex-appeal`u zarzucał jej już były chłopak. Na dodatek Ellie odkrywa, że Jack – pogromca pracowników może być także Jackiem zmysłowym, namiętnym i wznoszącym ją na szczyty seksualności.
Gorący romans jaki ich łączy dla Ellie oznacza coś więcej, niż tylko gorące noce. Chce poznać prawdziwą twarz mężczyzny, a nie tylko zimną maskę, jaką prezentuje w agencji. Nie przeczuwa jednak, że Jack panicznie boi się stałych związków, sabotując każdą głębszą relację w którą wchodzi. Za nałogowymi podrywami, brakiem zaangażowania i upokarzaniem kryje się jednak coś więcej, niż płytka natura szefa. Czy Ellie uda się odkryć tajemnicę ukochanego? Czy uda jej się rozwiązać zagadkę zanim szef w panice przeniesie się do Nowego Jorku, a ona straci go bezpowrotnie?
„Kto się boi pana Wolfe`a?” to powieść z gatunku lekkich, łatwych i przyjemnych, które umilają nam wolny czas w podróży i podczas długich, jesiennych wieczorów. To także antidotum na zły humor, na codzienne kłopoty i problemy w związkach. To solidna dawka uśmiechu i relaksu, nawet pomimo dłużyzn i niepotrzebnych, niczego nie wnoszących do książki scen. Hazel Osmond stworzyła romans, o jakim marzy wiele pracownic mających równie przystojnych co Jack szefów. Pomijając aspekt moralny i związek stanowiący naruszenie kultury organizacyjnej firmy, to książka, która choć na chwilę oderwie nas od rzeczywistości pozwalając wierzyć, że taka miłość jest możliwa. Chociaż … kto powiedział, że nie jest?

Recenzja znajduje się także na stronach wortalu literackiego Granice.pl